Mielnik Anna z domu Żurat, córka Michała i Marii z domu Hryćko
Mельник Анна з дому Журат, дочка Михайла та Марії з дому Грицько
1928-01-20
Mokre, gm. Szczawne, powiat Sanok, województwo lwowskie.
Wspomnienia
Gazeta.pl. Forum.

Nad Sanem i Wiarem

Autor: Bogdan Huk 22.09.10, 20:51

MOKRE - TUT NE WMERŁA UKRAJINA

W "Naszym Słowie" (numery 36 i 37 z 5 i 12 września 2010 r.) ukazała się obszerna rozprawa Bogdana Huka na temat Mokrego - ukraińskiej wsi w gminie Zagórz. Świadomie piszę "ukraińskiej", bo zdecydowaną większość zarówno w Mokrem, jak i w sąsiednim Morochowie, stanowią właśnie Ukraińcy. No więc, jak to jest z kondycją tego niezłomnego ukraińskiego ducha Mokrego, który oparł się deportacjom i prześladowaniom w czasach PRL-u i szczęśliwie dotrwał do III Rzeczpospolitej? Z tekstu wynika, że niestety nie najlepiej, a wszystkiemu jakoby winien folklor, który był do tej pory prawdziwym orężem w rękach ukraińskich organizacji. Wygląda na to, że mokrzanie zapędzili się w ślepą uliczkę, z której sami już wybrnąć nie potrafią... A może to nie tak? Może to redaktor Huk "widzi za dużo i czuje za dużo" i szuka przysłowiowych "kwadratowych jaj"? Przeczytajcie i oceńcie sami. Ewentualne głosy mieszkańców Mokrego w tej kwestii będą tutaj bezcenne i powinny rozwiać wszystkie, nie tylko moje, rozterki...


„Sen Republiki Komańczańskiej: Mokre”

Mokre najprawdopodobniej nie było częścią terytorium Republiki Komańczańskiej w latach 1918-1919. Przewodniczący Powiatowej Ukraińskiej Rady Narodowej, wisłocki paroch o. Pantelejmon Szpylka we wspomnieniach pod tytułem "Wyzwolni zmahannia Schidnoji Łemkiwszczyny w 1918 r." (1967) nie wspomina o tej wiosce. Otóż terytorium tego "państwa", fenomenalnej eksterytorialnej ekspozytury Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej, w swoim dążeniu do Sanoka ugrzęzło niedaleko za Szczawnem. Może przeszkodą była tzw. "Kopalnia", nie mniej eksterytorialny przysiółek Mokrego, położony od strony Szczawnego i zasiedlony garstką polskich robotników naftowych. Za nim, ni to rozgraniczając, ni to wyodrębniając, znajdowało się zasiedlone Ukraińcami Mokre. Ogniwem łączącym obydwie wioski była cesarska kolej.

Swoim położeniem bezpośrednio współgrał z Kopalnią (a nie ze wsią) budynek stacji kolejowej o strategicznym znaczeniu. Starym Rusinom z Mokrego stacja nie była do niczego potrzebna. Trudno im było zapłacić masłem i jajkiem za bilet na przejazd "sztreką". Wygodniej było zająć miejsce na drewnianym wozie i przez Poraż udać się do Zagórza, albo przez Niebieszczany do Sanoka. Oczywiście, o ile pozwalał na to stan narodowościowych stosunków z mieszkańcami tych polskich wsi, a różnie to bywało.

Wojskowo-strategiczne znaczenie "sztreki" docenili natomiast twórcy tej "republiki", która powstała w 1918 r. w Wisłoku, a upadła w 1919 r. w Komańczy. Ciążyła ona do tej wsi nie dlatego, że komańczanie gorliwie ją wspierali, ale dlatego, że tamtędy przebiegała kolej. Jednak i ona nie pomogła, bo Mokre czemuś i tak nie wyprawiło swojej delegacji na sławny wiec 14 listopada 1918 r. w Wisłoku Wielkim. Prawdopodobnie i jest coś takiego – jakaś geograficzna granica kulturowego ciążenia?.. – między Mokrem i następną wsią od południowej strony, Szczawnem, dlatego, że właśnie tam do tej pory przebiega granica między gminami Komańcza i Zagórz. Szczawne należy do komańczańskiej, a Mokre do zagórskiej gminy.


*Socjologia samozachowania*

Dzisiaj, kiedy w Mokrem 7-8 sierpnia odbywa się XIX Święto Kultury nad Osławą, wieś niewiele odziedziczyła z czasów po I wojnie światowej i powojennego polskiego państwa. I również niemało. Porównajmy demografię i jej narodową i wyznaniową interpretację. Za spisem ludności z 1921 r. żyło tutaj w 86 domach 564 mieszkańców, spośród których 532 było Ukraińcami, 11 Polakami, a 21 Żydami. Socjalne czy ekonomiczne procesy nie były zbyt żwawe, ale w 1939 r. Ukraińców naliczono 650, Żydów – 15. Żydzi zostali zgładzeni przez hitlerowców w pierwszych latach wojny, a po niej jakaś setka Ukraińców była deportowana do USRR. W 1947 r. 473 osób państwo deportowało na zachodnie ziemie Polski. Tajemnicą miejscowej socjologii, albo wojskowej statystyki, pozostaje to, dlaczego już po akcji „Wisła” w 1947 r. w wiosce pozostało nie tylko 109 „niedowysiedlonych” Ukraińców, ale i 70 Polaków. Wydaje się, że już wówczas około 50 grekokatolików przeniosło metryki z cerkwi do kościoła w Porażu, a z ponad setki ocalałych po 1947 r. niemało zrobi to samo. Takie były prawidła socjologii samozachowania po akcji „Wisła”.

Inne prawa dotyczyły tych, kto po 1956 r. wracał do Mokrego z polskiego poniemieckiego Zachodu. Ilu ich powróciło? Na razie nie wiem. Do mojego mokrzańskiego rachunku wydatków i przybytków trzeba wliczyć także ofiary z czasów istnienia Zakerzońskiego Kraju – nie przewidzianego następstwa zduszenia Republiki Komańczańskiej przez polskie oddziały z Sanoka i Zagórza w styczniu 1919 r. Jako członkowie UPA, w walkach zginęło w przybliżeniu pięciu mieszkańców Mokrego. Zginął i pewnie ktoś, spośród wziętych w 1944 r. do Wojska Polskiego na antyniemiecki front. Ilu? Natychmiast telefonuję do Marii Kyrłejzy, ale ta ponad 80-letnia mokrzanka nie może od razu zadowolić mojej statystycznej ciekawości.

Obecnie w Mokrem oficjalnie zarejestrowano 450 mieszkańców, z czego 120 to rzymokatolicy, stąd miałbym 330 Ukraińców – grekokatolików i prawosławnych. Otóż do, powiedzmy, niewysiedlonej setki trzeba dodać nie mniej niż setkę tych, którzy powrócili i dali razem demograficzny przyrost przynajmniej na 100 ludzi.

Na takim to historyczno-statystycznym polu Jewhen Mohyła, który przybył do Mokrego w 1972 r. z Kalnikowa pod Przemyślem, stworzył zespół pieśni i tańca „Osławianie” (obecnie akurat ta nazwa bardziej od kolei, czy od jakiejś przewodniej idei, łączy Komańczę znad rzeki Osławicy z Mokrem znad Osławy...).

*Kopalnia*

Nie została wzięta pod uwagę Kopalnia, przedwojenny przysiółek Mokrego, już nie tak polski jak kiedyś w 1939 r., kiedy mieszkali tam prawie wszyscy z 25 mokrzańskich Polaków. Kopalnia wzięła się z tego, że w latach 80-tych XIX w. w Mokrem powstały pierwsze studnie naftowe, z jakich ciekła nie woda, a nafta. Dla wydobywania cennej cieczy przybyli do wsi pierwsi Polacy (pewnie gdzieś z Jasła albo Gorlic). W latach 30-tych XX w. Kopalnia nieznacznie się rozbudowała. Jeśli już jesteśmy w sferze mokrzańskich niejednoznaczności, to trzeba wspomnieć, że ówczesnym właścicielem tego przemysłu był generał Stanisław Szeptycki – prezes Związku Polskich Przedsiębiorców Naftowych, rodzony brat metropolity greckokatolickiego Andreja Szeptyckiego. Stanisława gnała do przodu nafta, Andreja – wiara.

Po wojnie nafty było coraz mniej i mniej. Dzisiaj motorem życia części mieszkańców Kopalni jest... alkohol. Wiem to z własnych spostrzeżeń, a potwierdzają to także opinie niektórych mokrzan. Jednak to nie alkohol powoduje to, że rdzennym mieszkańcom Kopalni ciężko zintegrować się z resztą wsi. Stąd tylko jeden chłopiec-Polak jest członkiem „Osławian”. Dla reszty wioski tamtejsi mieszkańcy istnieją jakoś niezauważalnie, nie biorą udziału w wiejskich zebraniach, wiejskich pracach społecznych i w rozwoju ukraińskiej kultury Mokrego. Niewielu ich przychodziło na Święto Ukraińskiej Kultury nad Osławą, jak również niewielu i wtedy, gdy stało się ono Świętem Kultury nad Osławą. Bo nawet bez słowa „ukraińskie” w nazwie, ono dalej ukraińskie (?). Cóż począć, ale innej tradycyjnej kultury niż ukraińska w Mokrem nie było, nie ma i raczej nie będzie. Tylko w Zagórzu albo w Sanoku można było – dopiero po wojnie! – stworzyć folklor na niefolklornym gruncie w czapkach spod... Krakowa (powtarzam tu słowa Jerzego Harasymowicza, który krytykował mokrzan w latach 80-tych na łamach „Gazety Krakowskiej” za połtawskie szarawary, ale jeśli szarawary to, być może, narodowy gadżet, to Mokre – tylko kulturowa wieś).

Jednak gdzieś w latach 80-tych XX w. nawet Kopalnia przestała być odrębnym polskim przysiółkiem. Rdzenne Mokre przesunęło się kilkoma rodzinami na południe. Tam gdzie teraz jest droga do domu Biłasów, kiedyś była przerwa między Kopalnią i Mokrem. Obecnie jest ona zabudowana. Na Kopalni, na prawo od tej drogi, żyje rodzina Marii Biłas – przewodniczącej sanockiego oddziału ZUwP, a także wiodąca postać „Osławian” Marzena Onyszkanycz z rodziną i pewnie ze dwie inne ukraińskie rodziny z dziećmi-„osławiańczętami”.


*Morochownica*

Nie wzięty pod uwagę jest, póki co, także drugi przysiółek Morochownica – przeciwieństwo Kopalni jeśli chodzi o położenie geograficzne i skład narodowy. Tutaj na 22 gospodarstwa z około 90 mieszkańcami przypada jeden polski dom i trzy mieszane, ukraińsko-polskie.

Do 1939 r. w Morochownicy żyli Żydzi. Oprócz tego przysiółkiem można było dostać się do Zawadki Morochowskiej, dopóki w latach 1945-1946 tej wsi nie zaczęło odwiedzać Wojsko Polskie. "Bohaterowie w rogatywkach" szukali upowców, ale strzelali do dzieci... Już jeden długi róg rogatywki może zaciemnić duchowy wzrok, a ich w każdej rogatywce cztery!


*Oni sami nie wiedzą?..*

Ten cały mój reportaż nie powstawał jedynie z perspektywy ostatniego Święta Kultury nad Osławą, czyli 7-8 sierpnia 2010 r. Znałem trochę tę wioskę wcześniej, ale nigdy nie starałem się jej zrozumieć. Mokre wydawało mi się mało interesującą kupką położonych nad rzeką budynków, a wszystko co pomiędzy nimi nudnym folklorem. A propos, podobnie jak w przypadku polskich "ludowych" zespołów z Zagórza i Sanoka, mokrzański folklor nie jest zakorzeniony w miejscowej tradycji. Założyciel "Osławian" E. Mohyła działał zgodnie z normą USKT: orientował się na ogólnoukraiński folklor, regionalizmem miało być jedynie miejsce zamieszkania członków zespołu. Zresztą, to pozwalało pozbyć się tego regionalizmu, jakim w wypadku Mokrego mogły być związki tej wsi z UPA – szarowarna Połtawszczyzna była wtedy jednoznacznie radziecka i bezpieczna.

W tym roku było inaczej, zwłaszcza, że spotkałem wielu ciekawych współrozmówców. Jeden obserwator zapytał mnie:
– A zwróciłeś uwagę jak zmieniła się nazwa imprezy? Kiedyś było Święto Ukraińskiej Kultury nad Osławą, a teraz słowa "ukraińskiej" nie ma. I masz! A idź zapytaj ich czy wiedzą, kiedy i dlaczego tak się stało? Ale powiem Ci, że oni sami tego nie wiedzą...


*Intuicyjna gra Marii Biłas*

Tę kobietę trudno nakłonić do chaotycznych wypowiedzi, ale moje pytanie ją dziwi:
– Pierwsze imprezy miały w nazwie słowo "ukraińskiej". Pełna nazwa brzmiała: Święto Ukraińskiej Kultury nad Osławą. Nie pamiętam kiedy słowo zdjęto i dlaczego go nie ma – zastanawia się i zarazem zaczyna szukać wyjaśnienia: – Kiedy ja zaczęłam działać w ZUwP, to zmiana już się odbyła...
– Nie brakuje Wam tego słówka?
– Mi nie brakuje. Każdy wie, że Święto Kultury nad Osławą to ukraińska impreza. Nie widzę potrzeby dopisywania czegoś do tej nazwy, bo kiedy jest dofinansowanie z ministerstwa, to zmiana nazwy na starą nie wiadomo czy byłaby korzystna. Liczba Polaków na święcie wzrasta, organizatorzy powinni także im oddać szacunek – niech usłyszą i polską pieśń, może ktoś spomiędzy nich to przechrzta?..
– Moim zdaniem, to i Isakowicza-Zaleskiego nie trzeba, żeby wśród organizatorów ukraińskich imprez zaczęło działać samoograniczenie i autocenzura...
– Cóż robić?.. Ponieważ nie mamy sponsorskich pieniędzy, to nie możemy organizować tego przedsięwzięcia bez dotacji z ministerstwa. Dopóki ministerstwo godzi się na finansowanie naszych imprez, to musimy balansować. Nie chcemy padać na kolana, ale wszystkich i tak nie zadowolimy. Ten, kto Wam zwrócił uwagę na brak słowa "ukraińskiej", nie zna rzeczywistości w jakiej organizujemy to święto.

Maria Biłas nie jest odpowiedzialna za deukrainizację nazwy mokrzańskiej imprezy, ale jednak jej myślenie jest częścią współczesnej intuicyjnej gry polskiego obywatela-Ukraińca z państwem polskim. Ona, podobnie jak i inni organizatorzy, wie (i "ci" w ministerstwie też wiedzą), że ukraińskość Mokrego nie sprowadza się do kilku liter na podaniu do ministerstwa, i że tegoroczne 11 tysięcy złotych przeznaczone są na zadziałanie we wszystkich kontekstach, które stwarza nie tylko Świeto Kultury nad Osławą, ale cała ukraińśka wieś.

Rzecz w tym, że Mokre to o wiele więcej, niż to co widzi ludzkie oko. W jego przeszłości jest niewielki okres, jaki psuje nastrój wielu ludziom. Jednak czy M. Biłas jest winna temu, że kiedyś do Mokrego przychodziła UPA? Może być i gorzej: był u mnie znajomy, który marzył o postawieniu pomnika Banderze. W Mokrem. Na swoim podwórku. Po takim donosie do ministerstwa i Mokre trafi szlag? Może i trafi, ale teraz druga część informacji: ojca tego człowieka żołnierze Wojska Polskiego bili niejeden raz, chociaż nigdzie nie miał napisane, że on Ukrainiec. To była nauka abecadła! Dzięki abecadłu z krwawymi literami, teraz M. Biłas potrafi czytać jak napisane i nienapisane w Konstytucji III Rzeczpospolitej. I dlatego, że chociaż nie ona zabierała z nazwy imprezy formułę "ukraińskiej kultury", to wie: jest takie "małe coś", co nakazuje jej wątpić, czy trzeba to słowo tutaj przywrócić, czy nie.


*Syndrom II Rzeczpospolitej*

Różne zjawiska i procesy w Mokrem stanowią kontynuację świata II Rzeczpospolitej. Mogą być one wpisane w niezmienną strukturę wsi i mogą mieć "epizodyczny" charakter.
– Podeszła do mnie pani z jakiejś fundacji. Nie otrzymawszy jeszcze odpowiedzi na swoje pytania, już była przepełniona krytycznymi emocjami – mówi Jarosław Maszluch, kierownik "Osławian" i współorganizator święta kultury. – Ona zasadniczo nie zgadzała się z tym, że w Polsce, na imprezie finansowanej przez polskie ministerstwo, ukraińskie litery na afiszu były większe i znajdowały się wyżej od polskich – mniejszych. Skrytykowała i to, że prowadzący mówili ze sceny po ukraińsku, bo powinni mówić po polsku.
– Kobieta-rycerz z kresowej stanicy, ślubna żona ojca Tadeusza... – ironizowałem, bo sytuacja wskazywała, że Ukraińcy w Polsce nie funkcjonują normalnie.
– Uprzedziła mnie, że wniesie protest przeciwko naszym "praktykom" do ministerstwa.


*Symboliczne praktyki*

Mokre jest niespodzianką, którą władza zdołała w latach 1947-1972 utrzymać w czarnej skrzyni. W tym okresie każdej niedzieli grupka wiernych, niemalże potajemnie, wymykała się jechać na grecko-katolickie nabożeństwa do Komańczy. Druga grupka udawała się na prawosławną Służbę Bożą do Morochowa. Mokrzanie wschodniej wiary żyli dość eksterytorialnie.

Ciekawe symboliczne procesy miały miejsce również we wiosce. Jedyny oficjalny budynek – stacja kolejowa, przestał być jedynym. Pośrodku Mokrego wyrosła szkoła, sklep i budynek straży pożarnej. W latach 90-tych XX w., kiedy wieś w ogóle wywiesiła nad sobą kulturowy ukraiński sztandar, rozbudowana remiza przekształciła się na świetlicę "Osławian", stając się klasycznym mokrzańskim Narodowym Domem, znanym z czasów "Proswity".

Najwięcej w sferze znaków stało się w 1992 r.: w centrum, przy głównej drodze, wybudowano grecko-katolicką cerkiew. To był najwyższej rangi symboliczny znak tego, że wieś ma wyznaniowo wschodni charakter (jeśli na cerkwi nie ma moskiewskiej cebuli, to żadne oko nie odczyta: prawosławna czy grecko-katolicka). Pod względem architekturalnej urody jest ona bez zarzutu i co by nie powiedzieć, ale rzymsko-katolicki kościół w takiej formie, z takim dachem, z takimi ścianami nigdy nie przestanie straszyć i wskazywać, że ma niewyznaniowy charakter: to interwencja narodowych sił szybkiego reagowania.

Jaka była socjologiczna reakcja mokrzan na pojawienie się grecko-katolickiej parafii? Jak i wszystko po akcji "Wisła", została zbudowana za późno. Po 1944 r. nieprzesiedleni grekokatolicy szybciej stali się rzymskimi katolikami od tych, którzy powrócili z zachodnich ziem. Otóż cerkiewne budownictwo odbyło się tu typowo za formułą od jakiej trudno uciec: lepiej późno niż wcale, niż jakby całkiem miało tej cerkwi nie być. W tej formule kryje się coś na kształt "jeszcze Ukraina nie umarła". To tragiczny optymizm: koniec jest blisko, ale jeszcze go nie widać.

Wybudowanie cerkwi dodało Mokremu historii. Wiosce nie przybyło lat, bo i tak jej powstanie datuje się kto wie czy nie na XV w., ale, dzięki przeniesionemu tutaj ikonostasowi z 1900 r. z cerkwi w Stubienku pod Przemyślem, zwiększyło swoje bogactwo historyczne. Innym przykładem takiej "przyniesionej" historii jest mogiła żołnierzy UPA na świeżym cmentarzu. Pochowani w niej nie polegli w Mokrem, a pod Choceniem. Początkowo zostali pogrzebani w Łukowem, a w 1996 r. wykopani z bezimiennej mogiły pod łukowską cerkwią i ponownie pochowani we wsi nad Osławą.

Cmentarz położony nad wsią na górze Jamy to następny mokrzański informator. Formalnie utworzony przez grecko-katolicką parafię. Jest tam 20 mogił. Na 11 nagrobkach napisy łaciną, a na 9 cyrylicą. Celowo piszę "łaciną", a nie po polsku, dlatego, że język polski na cmentarzu nie wyjaśnia wszystkiego. Jak powiedział paroch o. Jarosław Wienc, spośród tych 11 napisów są także, jakby to powiedzieć, ukraińskie, dlatego, że niektórzy ze zmarłych byli Ukraińcami (dla pełności cmentarnego rachunku trzeba dodać, że prawosławni mokrzanie są grzebani na cmentarzu w Morochowie).


*Powtórka Kresów?*

W ukraińskiej optyce historię Mokrego chyba najlepiej zrozumieć jako kontynuację klasycznej kresowej historii. Deportacjami i udawaną walką z UPA, która w rzeczywistości była czystką etniczną, nie udało się spolszczyć tej wsi. Kresowa historia tak czy inaczej musi trwać, bo w Polsce póki co nikt nie wymyślił jak Polacy i Ukraińcy mogą uciec z Kresów. Otóż, mamy zasiedloną przez Ukraińców wieś w składzie polskiego państwa. Zaznaje ono wpływu jego kulturalno-socjalno-administracyjnego systemu, jaki jest systemem kresowym, bo dotyczy Ukraińców. Mogłoby się wydawać, że mieszkańcy wsi mają obywatelskie prawa. Niejednoznacznym jest jednak prawo do oddzielności, do różnicy, do odrębności. Odmienność zawsze komuś przeszkadza. Czy to narodowa, czy to seksualna...

Kresowy rimejk ja rozumiem jako stopniowe zacieranie różnicy i ustanawianie homogenności. W Mokrem widać świadome konstruowanie "polskości". Widać je dlatego, że wieś jest ukraińska i wszystko co odróżnia się od tradycji, widać gołym okiem. Ukraińcy czują wzrastanie polskości. W latach 1972-1992, czyli niedawno, wzrastała ukraińskość. To był czas pomiędzy utworzeniem "Osławian" i zakończeniem budowy grecko-katolickiej cerkwi. Jednak w 1997 r., w odpowiedzi na ten proces, wioskę odwiedził rzymsko-katolicki arcybiskup Józef Michalik z Przemyśla. A potem w Mokrem stał się jakby rzymsko-katolicki cud – dawną szkołę, potem bibliotekę (ot taki sobie odrapany przydrożny budyneczek) Gmina Zagórz sprzedała za grosze na kościół. Już następnego roku w Mokrem, pierwszy raz od stworzenia świata, odprawiono rzymsko-katolicką Mszę Świętą.

"Cud" nie chciał oddawać przewagi żadnemu ukraińskiemu wyznaniu, stąd tego samego roku powtórzył się w sąsiednim prawosławnym Morochowie: dawny sklep zaczął wyznaczać polską rzymsko-katolicką przestrzeń. Takim sposobem arcybiskup Michalik zakończył symboliczne oznaczanie terytorium zawojowanego po II wojnie światowej, zapoczątkowane przez władykę Ignacego Tokarczuka w latach 70-tych i 80-tych XX w. Tokarczukowe masowe budownictwo kościołów było zarówno sprzeciwem wobec komunizmu, jak i umacnianiem świeżo skolonizowanych ziem, przeznaczonych akcją "Wisła" do bezpośredniego połączenia z polskim państwowo-kościelnym organizmem. Aż dziwne, że ksenofobiczny Tokarczuk nie dostrzegł zagrożenia jawnej oficjalnej ukrainizacji Mokrego czy Morochowa, bo następnemu Michalikowi przyszło już wykonywać rozpaczliwe kroki ("rzut na taśmę"...), bez których Kościół rzymsko-katolicki mógłby nie mieć we wsi poważniejszych perspektyw. Tym bardziej, że w tym regionie między Ukraińcami-prawosławnymi i Ukraińcami-grekokatolikami było mało międzywyznaniowych napięć. Bardzo pokojowy był i jest ich stosunek do Polaków z Kopalni, jakich niezmiennie nazywają "dobrymi ludźmi". Tego pokoju władyce było zanadto.


*Pomiędzy ukraińską Scyllą i polskim... kościołem*

Nikt nie dowiedzie, że pojawienie się rzymsko-katolickich filii parafii w Porażu w dwóch ukraińskich wsiach nad Osławą nie służy zbawieniu ludzkich dusz, ale nikt także nie dokaże, że kościół w Mokrem czy Morochowie, to nie klasyczna "kresowa stanica" czy "kresowa placówka".

Na następstwa nie trzeba było długo czekać. Następstwa były, co i dziwne, jeszcze przed budową "stanic". Oto mokrzański kościelny, Ukrainiec i grekokatolik, został rzymskim katolikiem. Mogłoby się wydawać, że może istnieć możliwość bycia rzymskim katolikiem i zarazem Ukraińcem. Dziwne, ale Ukraińca-rzymokatolika nie znam w całej Polsce żadnego. Mokrzański kościelny nie mógł wybrać tego wariantu dla siebie, bo ten wariant jakimiś siłami uformował się jako niedopuszczalny, ale zastosował świadomie lub nieświadomie jakiś wariant co do swoich dzieci. Chodzą one na język ukraiński i biorą udział w kulturze swojej wsi. Wydaje się, że w Mokrem można prywatnie odrzucić ukraińskość, ale jednak status ukraińskiej kultury jest tutaj taki wysoki, że odmawiać dzieciom udziału w niej, jedynej jakiej nie pokazują w telewizji satelitarnej, po prostu nie wypada.

Kobieta z niemałym doświadczeniem i mądrością mówi mi, że ci mokrzanie, którzy przenieśli metryki do Poraża, padli na kolana... A co robi ten kto, będąc z ukraińskiego rodu, daje dziecku imię Wojtek? Po prostu praktykuje podlizywanie się. Boi się.

Czy rzymsko-katolickie msze w Mokrem to początek końca? Tak, zwłaszcza jeśli Mokre dalej będzie opierać się na folklorze i nie załączy do swojego aktywu znaczących, kulturowych przykładów. Inaczej mówiąc, każde folklorystyczne Święto Kultury nad Osławą to krok do tyłu, jaki tylko wydaje się krokiem naprzód. Mokrzański Związek Ukraińców w Polsce nadal jest Ukraińskim Społeczno-Kulturalnym Towarzystwem. Narodowy folklor pozwala identyfikować ZUwP jako niezmienne USKT. W takim razie kierownik artystyczny "Osławian" Jarosław Maszluch miałby być Jewhenem Mohyłą?..


*Teatralna modernizacja?*

Zastanawiając się nad symbolicznym znaczeniem ubioru Maszlucha, gdy 7-8 sierpnia pełnił on funkcję prowadzącego Święto Kultury nad Osławą, doszedłem do wniosku, że perspektywa modernizacji Mokrego nie jest bliska. Przecież miał on na sobie narodowy strój ojca rodu, takiego tradycjonalistycznego patriarchy. Jego partnerka Ksenia Onyszkanycz ubrała się w miejską sukienkę. To miałoby oznaczać, że to nie kobieta jest strażniczką tradycji, jaką na fotografiach sprzed 1947 r. przywykłem widzieć zakutaną w wyszywankę, a mężczyzna, którego zwykłem widzieć w czarnym stroju robotnika, nawet biała koszula nie zawsze była wyszywanką.

Jednak Maszluch najprawdopodobniej ma także swoje nowoczesne oblicze, które formuje się dzięki współpracy z Stowarzyszeniem na Rzecz Odnowy i Współistnienia Kultur "Sałasz" z Cieszyna. Obecnie czy nie jedyna niefolklorystyczna inicjatywa w jakiej bierze udział nie tylko on, ale i niewielka grupa członków jego zespołu (czym zresztą nie wszyscy działacze w Mokrem są szczerze zachwyceni...). Niebezpieczeństwo jest tutaj takie, że i podczas otwartego czytania tekstu sztuki "Republika Komańczańska" wystąpił on na nowo w roli kanonicznego patriarchy. Tym razem zagrał rolę prezydenta Republiki Komańczańskiej o. Pantalejmona Szpylki. A mnie przychodzi do głowy taka myśl, że pomiędzy szatami liturgiczymi duchownego a huńką bojkowskiego gospodarza nie ma różnicy, bo to kulisy ukraińskiego wiejskiego konserwatyzmu. A jeśli Mokre nie weźmie na siebie, przykładowo przy okazji współpracy z cieszyńskim teatrem, naprawdę współczesnych kulis, to patriarcha pozostanie bez rodziny.

Przyswoiwszy sobie teatr, wiodący mokrzanie mogliby zwrócić się w stronę malarstwa. Zresztą w ich wiosce tworzy Myrosław Hawryłeć. W ciszy. Nie stara się czym prędzej sprzedać swoich artystycznych wizji ukraińskiego świata na rynku w Sanoku czy Lesku. Nie potrzebne mu takie dotacje, chociaż polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego mogłoby nagrodzić go za psychodeliczny nastrój wpisany w jego obrazy. Wydaje mi się, że takim ministerstwem mogłoby być koło ZUwP w Mokrem, a polem do wystawy sierpniowa impreza. Potem ZUwP mogłoby postarać się o dotację na wydanie jego autorskiego albumu z dobrym, krytycznym tekstem o artyście, który jest w stanie pokazać krajobraz kultury znad Osławy za pomocą nieprawdopodobnych barw. Byłem w niewielkiej galerii w domu Hawrylcia i życzyłem sobie tylko jednego: żeby on, krytycznie odrzuciwszy w swoim malarstwie narodową ikonę, malował dalej i zapuszczał się coraz głębiej w to, co snuje się wieczornymi cieniami po życiu Ukraińców Mokrego, Morochowa, czy Komańczy.


*Osobliwy stan świadomości*

– Co tworzyło się w psychice wielebnych i gospodarzy z Wisłoka, Komańczy, czy Mikowa, gdy postanowili stworzyć państwo we wsi?.. – pytał się słuchaczy B. Słupczyński w niedzielę w teatralnej stodole Ośrodka Teatru Kultur w Morochowie, gdzie aktorzy z Cieszyna i Mokrego pierwszy raz czytali na głos początkowe słowa przyszłej sztuki o Republice Komańczańskiej. Na to pytanie niech teatr da wkrótce jak najlepszą mistrzowską odpowiedź, dlatego, że jest ona dla Mokrego ważna. Oczywiście, że sami mokrzanie nie postawiliby na scenie takiej kwestii, bo nie mają do niej należnego krytycznego dystansu. Zresztą od razu miałoby miejsce cudowne „rozmnożenie pań z fundacji” i mokrzanie staliby się ukraińskimi nacjonalistami, banderowcami, rezunami. A wtedy ministerstwo intuicyjnie mogłoby nie dać pieniędzy na „miękki ukraiński nacjonalizm” – pieśni.

U Słupczyńskiego intuicja bez zarzutu. Od razu odszedł on od folkloru: zaczerpnął z niecodziennej historii, z republikaństwa duchowieństwa grecko-katolickiego i mieszkańców komańczańskiej „królewszczyzny”, która pod słońcem konstytucji Austro-Węgier wydała z siebie typ gospodarza-niepodległościowca. Akurat jest to i alternatywą dla folklorystycznej monotonii, która kolejny raz w przeciągu 18 lat krzywo uśmiecha się ze sceny.

Zapytałem Marię Biłas jak długo Święto Kultury nad Osławą będzie odbywać się według taneczno-pieśniowego schematu.
– Pan to nazywa „schematem”, a my formułą, która, sprawdzona prawie 20 latami historii święta, ma swoją wierną publiczność – odpowiedziała p. Maria. – My nie raz staraliśmy się wzbogacić naszą imprezę: był teatr, muzyka klasyczna, warsztaty pisania ikon, wystawy artystyczne – nie przyjeły się tak jak piosenka i taniec. Mamy wiele sposobów dla wyjścia z sytuacji „jedynej formuły”, ale nie chcemy wywracać naszej małej tradycji do góry nogami...

Mokre nie utrzyma się na cerkwi, „Osławianach”, języku ukraińskim w szkole, na Święcie Kultury nad Osławą. Wszystko to jest takim czy innym folklorem, tradycją typu narodnickiego.
- Popatrz na tę wieś: tutaj w co drugim domu dzieci ojców, którzy nie mają wyższego wykształcenia, uczą się gry na instrumentach albo śpiewu – to artystyczne dziedzictwo „Osławian”. Za podźwignięcie całej wioski ten zespół powinien otrzymać wiele nagród od rządu polskiego, a nie nędzne 10 tysięcy złotych na rok i podejrzenia wszystkich o wszystko – mówi Myrosława Kawecka, urodzona w Mokrem wykładowca na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. – Wieś ma wielką ambicję pokazać siebie, starsi ludzie i ich dzieci dawno zrozumieli, że kulturalna aktywność bardzo się opłaca i teraz jakby proszą po urzędach, ministerstwach o jedno: jeszcze więcej kultury dla naszych dzieci.

Niedaleka perspektywa wyczerpania Mokrego po jeszcze kilku „Świętach Kultury nad Osławą” jest dla mnie oczywista. I nie dlatego, że z nazwy zniknęło słowo „ukraińska”. To słowo jest tu monotonne i znaczy jedno: „wiejska”. A jeśli dzieci i młodzież naprawdę, jak zapewnia Kawecka, pragną kultury, to nie tej, co czerpie tylko z folkloru. Mokre stoi przed problemem modernizacji, jego ukraińskość uwspółcześni się, albo zniknie.


*Jaka kultura wioski znad Osławy*

Kończę rozmyślaniami o kulturze, ale czy ja czasem nie czepiam się i nie antagonizuję? Takiego stanu mojej autorskiej świadomości i takiego typu socjotechniki wpisanej w ten tekst nie ma. Jednak wiem, że kiedy przedstawiciele władzy ze sceny mokrzańskiego święta nie chcą wymawiać słowa „Ukraińcy”, „ukraińska”, a mówią „tutejsi mieszkańcy”, „ta kultura”, czy „ten język”, to mamy do czynienia z brakiem zgody na ukraińskość. Jest zgoda tylko na prawa obywatelstwa, które jest polskie. Nie ma zgody nawet na status mniejszości, bo mniejszość jest ukraińska. A jak jest ukraińska, to nie jest już tak całkiem mniejszość. To jest mniejszość z tendencją do przewagi. Dalej: polski obywatel nie może być obywatelem-Ukraińcem. A rzymski katolik także nie może być Ukraińcem. Wątpię, czy nawet gdyby taki autorytet jak metropolita Andrej napisał teraz swój wybitny list z początku XX w. do rzymsko-katolickich Ukraińców z Mokrego, to czy ten list nie przepadłby w nacjonalistycznym kontekście mokrzańskiego przyczółka? Kto przeczytałby go w mokrzańskim kościele?

***

Na zakończenie tego tekstu komentarz z portalu „gmina-zagorz.pl”, który pojawił się zaraz po umieszczeniu na nim informacji o mokrzańskiej imprezie: (...) Może Burmistrz Miasta i Gminy Zagórz (...) przeczyta i przemyśli. Może zainicjuje odbudowę klasztoru w Zagórzu, zamiast jak MSW wspomagać tych, co zawsze nam w plecy nóż wbijali. Niech Święto Kultury nad Osławą organizują za własne pieniądze i cieszą się, że Polska pozwoliła im, wielokrotnym zdrajcom, w swoich granicach pozostać (gmina-zagorz.pl/xix-edycja-swieta-kultury-nad-oslawa.html#comment-56).

Bogdan Huk

„Nasze Słowo”, Nr 36 i 37, 5 i 12 września 2010 r.

Tłumaczenie: tawnyroberts



[ Zamknij okno. ]



Fundacja Losy Niezapomniane. Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © 2009 - 2010