Fundacja Losy Niezapomniane cien

Home FUNDACJA PROJEKTY Z ŻYCIA FUNDACJI PUBLICYSTYKA NOWOŚCI WSPARCIE KONTAKT
PROJEKTY - Ukraińcy
cień
Ankiety w formie nagrań video

Відеозаписи зі свідками
Wersja: PL UA EN
Losy Niezapomniane wysiedlonych w ramach AKCJI „WISŁA”

Świadectwa przesiedleńców - szczegóły...
cień
Ankieta (0257)
Kołesar Stanko Eustachy (po polsku zapisany jako Stanisław), syn Mikołaja i Katarzyny z d. Hilszańska. Obydwoje rodzice pochodzili z Wetliny.
ur. 25.12.1933
Wetlina.
 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [wspomnienia] [pliki do ankiety] [video do ankiety]
Ankieta w j.polskim
A. METRYKA ANKIETY
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
C. PRZESIEDLENIE
D. NOWE MIEJSCE
E. KONTAKTY Z UPA
F. INNE ZAGADNIENIA
G. UWAGI
 
A. METRYKA ANKIETY
1. Data wywiadu: 13.03.2012 2. Numer kolejny: 0257
3. Dane osobowe uczestnika /uczestników wywiadu: Kołesar Stanko Eustachy (po polsku zapisany jako Stanisław), syn Mikołaja i Katarzyny z d. Hilszańska. Obydwoje rodzice pochodzili z Wetliny.

Toronto
Canada - Kanada - Канада
4. Data urodzenia: 25.12.1933 5. Miejsce urodzenia: Wetlina.
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
1.1. Miejsce zamieszkania przed przesiedleniem: Wetlina.
1.2. Miejsce zamieszkania - OPIS
(przed przesiedleniem):

Po przesiedleniu poszedł ojciec do gminy, żeby nas zameldować. Mówi, że "Stanko" (moje imię). W Wetlinie było takie imię Stanko. Jak ksiądz zapisał przy chrzcie – tego nie wiedzieliśmy. A urzędnik w gminie w Świeszynie mówi: "nie ma takiego imienia, będzie Stanisław". I tak zapisał. Dopiero wiele lat później dowiedziałem się, że ksiądz zapisał mnie jako "Eustachy". Gdyby tata wiedział jak ksiądz zapisał, powiedziałby "Eustachy", tak jak poprawnie powinno być. Dlatego w Kijowie znają mnie jako Stanko z akcentem na "о".

Nazwisko, jak przypuszczam, pochodzi od „koła”. Mój dziadek był gospodarzem, tato był z gospodarzy…

Przed wojną Wetlina była dużą wsią, składała się z trzech części. Jedna z nich nazywała się Stara Wieś. Tam gdzie mieszkałem, gdzie była cerkiew i spółdzielnia, tam było Zabrodzie, miejsce za brodem, i trzecia część - Wosada, chodzi o "osadę", ale u nas mówili "wosada". Mieszkańców było ponad tysiąc, około 200 domostw. To była duża wieś, która ciągnęła się 7 km. Teraz wszystko zarosło lasem. Kiedyś pola sięgały wierzchołków gór, a teraz do samej drogi wszystko pozarastało lasem, ludzi nie ma...

Była czteroklasowa szkoła. Dzieci uczyły się w niej przez sześć lat, bo trzecią klasę robiło się w ciągu dwóch lat, i tak samo czwartą. To była tzw. szkoła ludowa. Naukę zakończyłem po dwóch latach w trzeciej klasie, ogółem do szkoły w Wetlinie uczęszczałem przez cztery lata. Chodziłem do szkoły już za Niemców, dlatego uczyłem się niemieckiego i ukraińskiego.

To była czysto ukraińska wieś. Ludzie u nas nazywali siebie Rusinami, ale od czasu Zakarpackiej Ukrainy w 1938 roku młode pokolenie zaczęło określać siebie mianem Ukraińcy. Nikt nie upatrywał w tych dwóch słowach różnicy, ponieważ Ukraińcy i Rusini to był jeden i ten sam naród. Ja do dziś tak mówię: jestem Rusinem, ale ponieważ mój naród uznał się za Ukraińców, to jestem Ukraińcem.

Wydarzenia na Zakarpaciu bardzo wpłynęły na świadomość (narodową), gdyż wieś znajdowała się pod samym Beskidem. Przez Moczarny (Moczary?) chodziło się do sąsiedniej wsi Nowosielica (Nova Sedlica), obecnie w Słowacji - a na lewo - Stużyca (obecnie w Ukrainie). Pod samą górą Rawką schodzą się trzy granice: słowacka, polska i ukraińska.

U nas wszyscy rozumieli, że nasze duchowe życie pochodzi stamtąd, od Lwowa. Bo "mazurzy", to oni wszyscy od Krakowa, u nas Polaków nazywali mazurami (pewnie poszło od Mazowsza), a my, Rusini, należymy do Lwowa, do Kijowa.

Mój tata zawsze miał portret Szewczenki. Nawet na ścianie wisiał taki mały portrecik. Przed samym przesiedleniem w naszym domu pojawił się polski oficer, zapytał, kto to jest? Gdyby tato powiedział, że to Szewczenko, to co najmniej zostałby pobity. Ale tato powiedział: "to mój dziadek". Polski oficer Szewczenki zapewne nie znał, i na tym się skończyło. Takie straszne były wówczas represje, że nawet za Szewczenkę można było stracić życie.

Nie zabraliśmy z sobą tego portreciku. Wszystkie podręczniki, świadectwa szkolne, wszystko spaliliśmy, ponieważ w tamtych czasach mógł przeżyć tylko ten, kto był ciemny, niepiśmienny. Ukraińskie podręczniki z których uczyłem się w szkole - spaliliśmy, tak bardzo baliśmy się represji.

O Szewczence tato dowiedział się od nauczyciela z naszej wsi, Łopuch Stanko się nazywał. On propagował tę świadomość wśród ludzi. Był sprzedawcą w spółdzielni, znaczy się w sklepie. On propagował nie tylko Szewczenkę, ale i Frankę. Tato znał Szewczenkę i Frankę. "Franki - mawiał - popi nie lubią, mimo to trzymają go na ścianie" (śmieje się).

Był niepiśmienny, ale z czasem sam się nauczył. Któregoś wieczoru szedł drogą, a z drugiej strony nadszedł polski policjant i chyba się przestraszył, bo dla niego to była jednak obca wieś, zapytał "kto idzie?". Tato odpowiedział: "to ja!". "Co za ja?" Ojciec służył wtedy u księdza proboszcza, mówi więc: "No ja, służący księdza proboszcza! Nie poznał mnie pan?" (bo polscy policjanci wszystkich znali). Wtedy policjant powiedział: "A kto by każdego durnia poznawał!". No, jeśli już tak, nazwał go durniem, to tato zdecydował - tak opowiadał - że nie chce być durniem. Samodzielnie nauczył się liter.

Gdy Stanko Łopuch zachęcał do kupna gazety, ojciec zaprenumerował ukraińską gazetę ze Lwowa, bo miał trochę pieniędzy. Przychodziło "Nowe Seło" ("Nowa Wieś"). Bywało, że gazeta przychodziła z pustą szpaltą. Jeśli cenzura coś skreślała, to redakcja nie wypełniała tego miejsca innym materiałem, tylko puszczała pustą stronę. Tato rozumiał wtedy: coś tam policja wykreśliła, o! To takie migawki z okresu wzrastania świadomości narodowej. "Coś tam cenzura wykreśliła..." Wtedy uważnie przysłuchiwał się, co ten Stanko mówi.

Tato miał jeszcze taką kolizję. Gdy wykonano wyrok śmierci na Danyłyszynie i Biłasie, sprowadził (zapewne za namową Stanka, bo tato nie miał aż takiego sprytu i takiego poziomu świadomości) 15 portretów Danyłyszyna i Biłasa. Zainteresowała się tym policja: dlaczego to sprowadził? Kto go do tego namówił? Tato nie przyznawał się, mówił że to jego decyzja. "Sam! Sam to ty sobie jeden portret mogłeś zamówić, a zamówiłeś 15!" Tato usprawiedliwiał się, że przesyłka przyszła ze Lwowa, a więc przeszła przez cenzurę. "To wszystko ze Lwowa, oficjalnie!" "Nо tak - mówi policjant – ale żeby od razu 15! Dla kogo to zamówiłeś?". Ale ojciec nie przyznawał się i wtedy oni go jeszcze raz pobili, uderzyli w twarz, po polsku mówiło się - "dali w mordę". W ten sposób polska policja budowała naszą świadomość narodową.

Ostatnim księdzem był u nas Buczko, imienia nie pamiętam. Chował się razem z nami w lesie. Potem przesiedlili go do Ukrainy. Z patriotyzmem księdza Buczki było tak sobie... Był nieżonaty, przed nim był ksiądz Osidacz, który miał rodzinę, miał córki, które za Niemców prowadziły przedszkole. Do tego przedszkola ja też chodziłem. Uczyliśmy się tam różnych utworów na scenę, przykładowo "Dwa koguty, dwa koguty groch młóciły…". Grałem tam Kruka. "Wzleciał Kruk, chwycił drąg i zaczął rozganiać", przy tych słowach wszystkich wypędzałem ze sceny...

Córki księdza były patriotkami, przed wojną ukończyły gimnazjum w Przemyślu. Nadia i Olga. W 1945 roku NKWD wywiozło je na Sybir. Nie mieli żadnych dowodów, że były one związane z podziemiem, wystarczyła informacja, że ukończyły przemyskie gimnazjum i że były wykształcone. Dla NKWD tego było dosyć. Nadija nas odwiedziła później w Koszalinie, gdy wróciła z Sybiru. Bardzo dziwiła się i cieszyła jednocześnie, że ja, mimo iż pochodzę z tak biednej rodziny, czytam książki (miałem wtedy wiele książek, także z Ukrainy) i dużo wiem. „Skąd pan to wszystko wie!”, dziwiła się. Zwracała się do mnie per pan, chociaż nie powinna, bo była starsza, a w Wetlinie byłem jeszcze dzieckiem. Okropne prześladowania... Jej ojciec zmarł jeszcze w Wetlinie, co stało się z mamą – nie pamiętam.


2. Wiek w trakcie przesiedlenia: 14 3. Wyznanie: Grekokatolickie.
4. Stan najbliższej rodziny przed przesiedleniem: 5 osób: tato Mikołaj, mama Katarzyna, średni brat Michał, ja Stanko, i jeszcze był z nami syn ciotki Dymitr (mówiliśmy Mytro, czyli Dmytro) Hilszański, bo ona zmarła.
5. Ile osób zostało na miejscu: Najstarszy brat Wasyl był w UPA.
6. Ile osób przesiedlono: 5 osób.
7. Ile osób zaginęło:

Nikt nie zaginął.

Na roboty do Niemiec zabrali Michała Kołesara, syna ciotki (jedna ciocia była Hilszańska, a druga Kołesar). Miał 16 lat, a ciocia komorowała. Przyszedł do niej wójt i mówi: "Marysiu! Twój syn i tak poniewiera się po cudzych kątach, a jak pojedzie do Niemiec, to tam będzie miał pracę, wyżywienie i wszystko inne". Ciocia się zgodziła. Przebywał w Austrii koło miasteczka Klagenfurt. Stamtąd dostał się do armii Andersa i z Andersem przywędrował do Anglii. Mieszkał w Nottingham, odwiedziłem go tam.

Ciocia komorowała, to znaczy, że mieszkała u obcych ludzi. Mieliśmy takich komorników. Jest taki polski pisarz Orkan, napisał powieść pt. "Komornicy", tam o takich właśnie ludziach opowiada. Ciocia nie miała własnego domu, w ogóle niczego nie posiadała, żyła wśród obcych ludzi, służyła im i w ten sposób się utrzymywała. Miała syna... Kiedyś przyszła z narzeczonym do księdza Kozaka dawać na zapowiedzi, a ksiądz mówi do tego narzeczonego, bo on był synem gospodarza, a ona najmitką, tak więc ksiądz mówi: "to jak, gołą bierzesz!". I odmówił ogłoszenia zapowiedzi. Zadziałał tu starszy brat narzeczonego, i ojciec, który chciał mieć synową z bogatej rodziny. Tak więc rodzina sprzeciwiła się, a ksiądz pomagał. Pozycja społeczna miała wtedy znaczenie, miała bardzo duże znaczenie. Dziś to nie ma znaczenia. A w tamtych czasach nierówność socjalna była bardzo mocno odczuwalna.

8. Ile osób innej narodowości /pochodzenia mieszkało we wsi:

Polaków w ogóle nie było, była tylko polska policja, tak zwane "finanse". Ich dzieci (tych policjantów) chodziły nawet do naszej szkoły.

Policja była przysłana z Polski. Tam był Błażejak, Błaszcz czy Błaszczyk, Karpiński i jeszcze jeden był z nimi. Mieszkali w domu, we wsi zbudowano placówkę, taki pałac, tam mieszkała policja.

Była jedna kobieta (Polka), ale ona również nie była tutejsza, przyszła skądś - nie wiem skąd.

Byli Żydzi: Szymko Feld, był dzierżawcą. Niemcy zabrali go do getta, do Sanoka. Od tamtej pory nie słyszeliśmy o nim. Jakichś zatargów z nim nie było.

9. Jak ogólnie wyglądały kontakty z nimi?

Oni (miejscowa polska policja) najbardziej uciekali się do represji w okresie Zakarpackiej Ukrainy. Bo moi dwaj stryjowie - Hryć i Iwan - poszli na Zakarpacie (walczyć). W związku z tym mojego ojca wzywali na policję i tam bili. Wzywali na policję nawet takich, którzy poszli do lasu po drzewo. Zarzucali im, że planowali ucieczkę na Zakarpacie, brali ich więc na placówkę i bili. To byli ludzie ze Smereka, z sąsiedniej wsi.

U jednego znaleźli skórę z dzika. Zabrali go na placówkę i bili w sposób... Nazywał się Mucha, ludzie przezwali go "Hawryła". Bili, żeby przyznał się, że ma karabin, a on go nie miał. Młodszy brat przyniósł skórę z dzika do domu. Bo w naszych lasach było pełno zwierzyny i ludzie polowali bez pozwolenia pana, do którego należały lasy. To była tak zwana "rapszicerka", to znaczy nielegalnie polowali na zwierzynę. Podejrzewali, że ten mężczyzna chce uciec na Zakarpacie, w rzeczywistości on był niepiśmienny, gospodarz, niezbyt nawet rozgarnięty. Bili go, potem wrócił do domu i umarł z powodu tego pobicia. Był taki incydent w naszej Wetlinie… To wydarzenie zelektryzowało ludzi i pobudziło wzrost świadomości narodowej. Niewątpliwym jest, że polska policja w Wetlinie najbardziej przyczyniała się do budowania świadomości narodowej wśród mieszkańców Wetliny.

(Policjanci) tatę też pobili, bo mój tato kim był? Nieświadomym Rusinem. Ale gdy został pobity przez polską policję, to stał się Ukraińcem.

Był we wsi chłopak, świadomy, młodszy od mojego ojca, nazywał się Stanko Łopuch. To on szerzył (ukraińską) świadomość narodową we wsi. Po tym, gdy został pobity przez policjantów, tato uważnie słuchał wszystkiego, co ten Stanko mówił. A Stanko mówił, że (Polacy) to przybłędy, że przyszli, aby nas krzywdzić i prześladować itd. To taki przykład tego, w jaki sposób wzrastała u nas świadomość narodowa.

(Można więc powiedzieć, że w stosunkach pomiędzy ukraińską ludnością Wetliny i polską władzą iskry szły już od 1938 roku.) Tak, od Zakarpacia, wcześniej niczego podobnego nie było. Niezależnie jednak od tego, świadomość (narodowa) we wsi i tak wzrastała – w taki czy inny sposób. Mieliśmy nauczyciela Tymoszuka (Tymoszczuka). On rozmawiał z ludźmi na każdy temat, o urodzaju czy o jakichkolwiek innych sprawach, które dotyczyły życia wsi, które gospodarzy interesowały. A przy tym pobudzał też trochę świadomość. Nauczył nas (poza szkołą) śpiewać "Szcze ne wmerła…". Z czasem policja dowiedziała się, że on upowszechnia nie to, co trzeba, przenieśli więc go do innej wsi, jakieś takiej, jak ludzie mówili, głuchej, dokąd słońce nie dochodzi (była taka kołomyjka u nas: "Oddałaś mnie moja matko w takie siedliszcze, że tam słońce nie dochodzi, tylko wiatr świszcze"). Przenieśli go więc dlatego, że upowszechniał świadomość narodową. Początkowo nauczyciela mało kto słuchał, do jego słów zaczęli się przysłuchiwać wtedy, gdy uaktywniła się polska policja.

(Czyli bić policjanci już wtedy lubili.) O, tak! No mówię, tego mężczyznę (Muchę), nieświadomego, niewinnego... Przecież oni mogli sprawdzić, czy są do tego jakieś podstawy? Przecież wszyscy we wsi wiedzieli, że on tego karabinu nie ma. Prosta sprawa: szedł jego brat z lasu, znalazł skórę z dzika i przyniósł do domu. Ale policja nie sprawdzała, tylko biła, bo to Rusin. A Rusina można bić.

I sprawiedliwości w sądzie nie ma... No właśnie. W Baligrodzie, gdzie był najbliższy sąd, ojciec szukał sprawiedliwości, ale ten, który go pobił, dostał od sądu upomnienie, czyli on mógł dalej bić tego Rusina, a potem mu udzielą upomnienia i już! W ten sposób sądy i władze państwowe stwarzały warunki, aby policja mogła represjonować ludzi.

Świadomość wzrastała... Dlaczego mój ojciec stał się takim świadomym? Był jednym z pierwszych patriotów w Wetlinie. Stał się takim dlatego, że nie znalazł sprawiedliwości w sądzie. Tato cały czas potem powtarzał: nie ma dla nas życia w państwie polskim.

10. Jak wyglądał pozostawiony majątek Pana/Pani rodziny:

Żyliśmy bardzo biednie, bo mama dostała od ojca tylko 4 morgi pola. A tato miał gospodarstwo, ale było ono zaprzepaszczone. Dziadek wyjechał do Ameryki i nie wrócił do dzieci, tak że faktycznie tata i mama żyli jak sieroty. Mama była okrągłą sierotą, a tato... Jego ojciec wyjechał do Ameryki i założył tam nową rodzinę, mama umarła.

Z czasem tato dostał pracę w pańskim dworze, najpierw był woźniczym, później gajowym. W związku z tym, że był gajowym i pracował na dworze, pan Buczar (który był Austriakiem) dał ojcu dobry kawał pola pod uprawę. Dlatego biedy już nie było, gdyż uprawialiśmy pańskie pole i swoje. Konia nie mieliśmy. Tato chciał kupić konia, ale zaczęła się wojna. Miał trochę pieniędzy i wynajmował konia, do powrotu frontu w 1944 roku był gajowym i mógł sobie na to pozwolić.

Nasz dom był stary, to była zwyczajna chałupa pod strzechą. Mieliśmy pokoik, sienie, stajnię, boisko. Wszystko pod jednym dachem, nawet bogatsi ludzie tak wtedy budowali, a już bliżej do początku wojny zaczęli stawiać trochę inne domy, pod blachą, tak że nowe pokolenie zaczynało już coś innego. A tak… żyliśmy zgodnie z tradycjami, z dziada-pradziada.

Lasu nie posiadaliśmy.

C. PRZESIEDLENIE
1. Kiedy Panią/Pana wywieziono? Około 11 czerwca 1947 roku. 2. Kiedy Panią/Pana przywieziono? Byliśmy w drodze 2 tygodnie.
3.1. Trasa przejazdu: Wetlina – wozy - Cisna – wozy, samochody - Łukawiec – pociąg - Oświęcim – pociąg - Koszalin – wozy - Mierzyno
3.2. Trasa przejazdu (ewentualny opis rozszerzony):

Wysiedlali nas trzy razy. W 1945 roku wojsko nie było jeszcze zorganizowane. Przyszli, powiedzieli: "Macie las, to się schowajcie".

W 1946 roku rozeszła się po wsi wieść, że wojsko idzie wysiedlać. Mama złapała jedną krowę, tato drugą, my wzięliśmy jakieś tabołki i pobiegliśmy wzdłuż potoku aż na górę Jawornik. Z góry obserwowaliśmy, co też będzie robić wojsko jak wejdzie do wsi. W lesie był z nami ksiądz. Ci z Starej Wsi byli na jednej górze, my byliśmy na innej, a ci z Wosady - na trzeciej. I obserwowaliśmy. Ja też wybiegałem na grań i spod drzew razem patrzyliśmy, co będzie robić wojsko jak wejdzie do wsi i zobaczy, że nie ma tam ludzi. Ten moment jest opisany w książce Misiły "Repatriacja czy deportacja”.

Żołnierze przyszli, weszli do wsi i... podpalili domy. Za rzeką stał dom, polski żołnierz biegł z pochodnią i podpalał. Podpalili, Stara Wieś spłonęła cała, 48 domów. Ci z Starej Wsi, widząc, że ich dobytek przepada, powiedzieli: oni nie dadzą nam tu żyć. Wyszli z lasu, przez pola, prosto w ręce żołnierzy. A ci z Wosady powiedzieli co innego: tak, oni nam tu nie dadzą żyć, ale w polskie ręce nie pójdziemy. W nocy się zebrali i ruszyli z Wetliny na Berehy, Nasiczne, Dwernik, w Dwerniku była już granica, tam przekroczyli San i poszli do Sowietów.

A my, z Zabrodzia... Mój ojciec powiedział (ponieważ mój starszy brat Wasyl był w lesie): wy wszyscy wyjeżdżajcie (do Ukrainy), a ja nie pojadę. Tata rozumiał, że Wasyl może wrócić i rodzina się połączy. Tam był jeszcze jeden taki "patriota", on poparł tatę. Ostatecznie my, z Zabrodzia, z tej najmniejszej części Wetliny, zostaliśmy. Nie wszyscy, nasza sąsiadka (bracia jej męża mieszkali w Starej Wsi) powiedziała tak: "żegnaj Kasiu (moja mama Katarzyna), bracia Iwana (męża) wyjeżdżają, bo ich majątek w Starej Wsi spłonął, to i my jedziemy". Tyle tego pożegnania było.

A ja wybiegałem na grań, aby popatrzyć na naszą wieś, biegałem na polanę, wszędzie dokoła była piękna zieleń, słońce cudownie grzało, a wieś płonęła niczym jasna rozpacz. Te sceny opisałem i mogę panu nawet podarować (chodzi o książkę wspomnień p. Kołesara, "Cierpkie lata").

A więc Stara Wieś i Wosada powędrowały do Ukrainy, a my powiedzieliśmy tak: musimy iść głębiej w las, bo od tych ze Starej Wsi wojsko może się dowiedzieć gdzie jesteśmy i przyjdzie po nas. Ale wojsko do lasu się nie zapuszczało. Nawet kiedy wiadomo było, że tam jesteśmy – do lasu nie szło. Ale my mimo wszystko poszliśmy głębiej w las i przesiedzieliśmy tam do września (od czerwca). Potem wyszliśmy i udaliśmy się do domu. Całe lato tam spędziliśmy, zbudowaliśmy koliby. Pola były zasadzone, obsiane, mogliśmy żąć, kopać ziemniaki, wybierać najlepsze miejsca, bo wszystkie pola ludzie pozasiewali i porzucili.

Tak więc jesienią wróciliśmy do domu. Co będzie - to będzie. Gdyby w tym czasie przyszło wojsko wysiedlać - już byśmy się nie bronili. Weszliśmy do domu, a tam wszystko porozwalane, okna rozbite, tak, jak gdyby jacyś straszni barbarzyńcy tędy przeszli! Ściany pooblewane kwaśnym mlekiem i tak dalej. Okropna dewastacja! Przeszliśmy się po domach w Wosadzie, nawet w Berehah (Berehy Górne, od 1968 r. Brzegi Górne), pozbieraliśmy rzeczy, które ludzie zostawili. W ten sposób udało się nam przeżyć, ale cały czas trapiła nas myśl - co z nami będzie gdy wróci wojsko? Co nam zrobi? Wojsko wróciło, powiedzieli: „Wy wciąż tutaj!” – dziwili się.

Przez całą zimę (1946-1947) byliśmy jeszcze w Wetlinie. Przyszła sotnia "Bira" i kwaterowała u nas przez cały tydzień - wojska w pobliżu nie było. W naszym domu kwaterował sotenny "Bir", był z nim taki wysoki, wysoki chłop. Bawił się z nami, chłopcami, z moim bratem Michałem i ze mną, nauczył mnie grać в szachy. Zawsze dawał mi wygrać żebym się cieszył, że oto ja wygrałem w szachy. Mama zaczęła się martwić, że żywność się kończy, a on na to: "wkrótce pójdziemy sobie, czekamy na śnieg, żeby ślady pozasypywał".

Pewnego dnia w czerwcu 1947 obudziliśmy się i zobaczyliśmy, że idzie do nas sąsiad, przyszedł pod okno i mówi: "wojsko nas otoczyło, zbierają mężczyzn koło domu sołtysa, bo kapitan chce nam przekazać jakąś informację". Popatrzyliśmy przez inne okno na pola, a tam wojskowi już ognie palą, wojsko obstąpiło nas ze wszystkich stron.

Tato poszedł na to zebranie. Kapitan mówi, że za trzy godziny mamy być gotowi do drogi, bo on musi nas stąd zabrać. Wtedy wystąpił taki stary człowiek: "Panie kapitanie, niech pan nas tu zastrzeli, bo my się stąd nie ruszymy!". On może nie był aż taki odważny, raczej trochę specyficzny... jak to ze starymi ludźmi bywa. Kapitan okazał się człowiekiem rozważnym, mówi:

- Dziadku, był pan w wojsku?

- Byłem (rzeczywiście był, jeszcze w austriackim).

- A wie pan, co to takiego rozkaz? Dostałem rozkaz, aby was stąd zabrać, żywymi czy martwymi.

Dziadek pomyślał i mówi: "Tak, ludziska, nie ma rady, rozkaz musi być wykonany". My, co prawda, i tak wiedzieliśmy, że nas tu nie zostawią, i ten dziadek z pewnością też by się nie opierał, była to taka scenka.

Mama zamiesiła chleb, chleb się nie piecze, bo to wszystko już w nerwach. Już minęły trzy godziny... A my nie mieliśmy konia, tylko wózek ręczny. Na wózku tato coś tam poukładał, nie pamiętam co, bo biegałem, chodziłem to tu, to tam. Nadjechał stryjek ze swoim koniem, z Wosady, tam zostały trzy rodziny. Tato wybiegł, mówi: "zabierzesz mi trochę na swój wóz!" A on mówi: "wy co, poważnie myślicie o wyjeździe?!". Tato mówi: "nie ma już nadziei, patrz, okrążyli nas, moglibyśmy nawet spróbować uciec do lasu, ale oni i tak nie dadzą nam tu żyć, szkoda gadania". Stryjek zamyślił się i po chwili mówi: "w takim razie zaraz wrócę, pojadę wezmę coś ze swoich rzeczy!”.

Doczepiliśmy ten wózek do czyjejś furmanki, już nie pamiętam do czyjej, i ruszyliśmy. Mosty były zerwane. Trzeba więc było pokonywać rzeki przez wodę. W wodzie były duże kamienie. Gdy wjechaliśmy do rzeki, to potem furmanka wyjechała, a nasz wózek został. Pomogli żołnierze, weszli do rzeki i wypchali wózek na brzeg. Wtedy, w 1947 r., wojsko miało rozkaz, aby nas wysiedlić, i wykonywało go.

Dojechaliśmy do lasu pomiędzy Wetliną a Smerekiem, przez cały dzień nawet do sąsiedniej wsi nie dojechaliśmy. Tam wojsko nas zostawiło, w lesie, pod świerkiem nocowaliśmy, żołnierze poszli sobie, pewnie bali się zostawać na noc w lesie. W nocy tato poszedł jeszcze z kimś do domu, przyniósł worek mąki. Mogliśmy uciec, wojsko nas nie pilnowało. Ale nie mieliśmy już nadziei, że oni nas tam zostawią. Wcześniej czy później i tak nas... Zresztą, przykładem tego jest Nikifor z Krynicy: wracał, a oni go wysiedlali i wysiedlali. Okropne represje.

W naszej grupie było koło 20 rodzin. Na drugi dzień przyjechało wojsko, tym razem z furmankami. Tak, że ten nasz wózek i wszystko inne załadowali na furmanki. Tymi wojskowymi furmankami dojechaliśmy do celu. Mogli od razu przyjechać tymi wozami do Wetlliny! Chcieli jednak, jak przypuszczam, abyśmy jak najmniej zabrali z sobą, żeby to, co zostanie, dostało się Polakom z Cisnej (nasi najbliźsi sąsiedzi-Polacy mieszkali aż w Cisnej), którzy chodzili po wsiach i rabowali.

Następnego dnia przybyliśmy do Cisnej. W Ciśnie przenocowaliśmy (w samym miasteczku, pod gołym niebem, był jakiś plac przy rzece, jakaś trawa). Następnego dnia przybyły samochody. Ludzie jechali wozami do Leska i dalej do stacji w Łukawicy. Mnie zabrało auto wojskowe. Po raz pierwszy w życiu jechałem na tym bagażniku samochodowym i dziwiłem się, że tak szybko jedzie. Dojechaliśmy do Baligrodu, przez Baligród szedłem pieszo. Pamiętam, że po raz pierwszy w życiu szedłem po chodniku miejskim! Z Baligrodu szedłem na boso, bo my biegaliśmy boso, nie było w tym dla nas niczego nadzwyczajnego.

Tak więc, przez Lesko (nie było tam dworca) do Łukawicy. Tam wojsko rozstawiło duże namioty, w każdym rozmieścili po cztery rodziny. W jednym kącie jedna, w drugim – druga, i tak cztery. Tam przebywaliśmy tydzień, czekaliśmy na swój pociąg.

Mój rówieśnik, sąsiad, pasł krowę, tam był taki pagórek, była trawa, poszedł w to miejsce z krową. A miejscowy Polak… Tę scenę widziałem na własne oczy. Nie wiem od czego się zaczęło, ale widziałem jak ten Polak kijem bił go po plecach, tego chłopczynę, który miał tak jak i ja, 13-14 lat. Bił i gonił za nim dopóki nie nadszedł żołnierz i nie rozbronił ich. Ale ten miejscowy Polak wziął krowę i już prowadzi w swoją stronę, wojskowy, prawda, nie pozwolił mu na to. Gdyby nie wojskowy, zabrałby krowę jak nic. Strasznie to przeżyłem, bo to działo się na moich oczach! Taki łysy był, tylko kudły miał dokoła... Ze zdziwieniem obserwowałem, że ten kudłaty miejscowy Polak jest tak strasznie nastawiony przeciwko nam! Przeciwko naszym ludziom, takim biednym, których wysiedlali, a on tak bezlitośnie bił tego chłopca. Było to dla mnie niewyobrażalne! Myśl, że także miejscowa polska ludność jest przeciwko nam nie dawała mi spokoju.

Po tygodniu załadowali nas do wagonów towarowych, krowy w jednym, my w drugim. Ruszyliśmy. Ja z bratem Michałem podwiesiliśmy się na rękach i patrzyliśmy przez okienko: O! Sanok! Krosno, Jasło… Nie znaliśmy polskich liter sz, cz i innych, ale znaliśmy niemieckie litery. Sanok, Krosno, Jasło… „Jejku – mówi mój brat Michał – ono tak szybko jedzie, że w ciągu dnia mogłoby cały świat objechać!”. Nie raz zastanawiałem się nad tą frazą… Ten świat, który wtedy znaliśmy, świat od Krakowa do Lwowa, rzeczywiście można było objechać w ciągu jednego dnia.

Bardzo długo staliśmy w Oświęcimiu. Starszy człowiek, dziadek już, (nazywał się Korol) wyciągnął skrzypce, mówi, w wojsku austriackim byłem, wiele widziałem, ale nie wiedziałem, że dane mi jeszcze będzie Oświęcim oglądać, wiozą mnie na śmierć do obcej ziemi, a ja byłem już gotowy spocząć w swojej Wetlinie. Z tego powodu zapamiętałem, że jechaliśmy przez Oświęcim.

No a dalej były Katowice, Sosnowice, Gliwice. Mama mówiła, że gdzieś stąd bratanek listy wysyłał, bo jego zabrali do Czerwonej Armii. Z naszej wioski w Armii Czerwonej zginęło 9 młodych chłopców. 9 młodych chłopców zginęło w Czerwonej Armii za państwo Stalina i za Polską Republikę Ludową, a potem władza w taki sposób potraktowała Wetlinę! W UPA nikt nie zginął, tam był jedynie mój brat, Wasyl, i przeżył (siedział potem w więzieniu). Tak więc mama mówiła, że Katowice – to tam, gdzie bratanek Iwan zginął w Armii Czerwonej. Przecież to już Niemcy! Ale ktoś inny wtrącił, że Katowice – nie Niemcy, Gliwice – Niemcy. Jedziemy dalej i widzimy – Poznań! Ktoś powiedział: „Ojejku! A co ono nas tak wozi, raz do Niemiec, raz do Polski?...”.

Pociąg zatrzymał się gdzieś w polu, w rowie trawa rosła, ludzie wyszli i rwali tę trawę, żeby krowom dać jeść, bo… zapomniałem powiedzieć, w Łukawicy dali po kilogramie chleba na głowę, ale jeśli było 5 osób, to dawali 4, to dlatego, że bochenek miał 2 kilogramy. Ten chleb nas trochę podratował, ale tego było mało, bo przecież jechaliśmy przez cały tydzień. Rwaliśmy trawę, żeby krowy nakarmić, bo krowa też może zdechnąć z głodu. Nie było żadnego zabezpieczenia. Pewnego razu mama rwała trawę, a tu pociąg rusza. Mama biegnie… a w wagonie towarowym jest tylko jeden schodek, ojciec woła: „trzymaj się, trzymaj się”, złapała się… Gdyby poślizgnęła się i upadła, to pokaleczyłaby się, wszystko jednak szczęśliwie się zakończyło.

Mój brat polazł po coś… okazało się, że za naszym wagonem było niewygasłe jeszcze ognisko, ktoś tędy wcześniej jechał i zostawił, otóż on polazł pod wagonem do tego ogniska, nastawił ziemniaki, żeby ugotowały się na tym ognisku. Potem wracał, gdy tylko wypełzł spod koła, a tu trrrr… po szynie koło żelazne zabrzęczało. Nawet dziś, gdy wspominam ten obrazek – serce zamiera.

Jechaliśmy krytym wagonem towarowym. Były z nami trzy inne rodziny, cztery kąty – cztery rodziny. Był Kimak… Kto jeszcze? Już nie pamiętam. Ten Korol, co na skrzypcach grał w Oświęcimiu, był z innego wagonu. Wagonów było dużo, ale nie policzyłem ile dokładnie.

Dotarliśmy w końcu do Koszalina. W Koszalinie nas rozdzielili… Urząd przysłał po nas furmanki i każdy odjechał w swoją stronę. Było nas trzy rodziny: Korol Stanko, mój stryjek Hryć (Grzegorz) i my. Wieźli nas drogą, Korola zostawili w Konikowie k. Koszalina, stryjka zostawili w następnej miejscowości, w Raduszkach, a nas powieźli przez pola do zabitej deskami wiochy, do Mierzyna.

4. Czy wiedział Pan/Pani dokąd jedzie?

Gdy nas wysiedlali, to kapitan mówił, że wiozą nas do morza, czy coś podobnego. Ludzie od razu zdecydowali, że będą nas topić.

5. Czy ktoś z Państwa rodziny wrócił w rodzinne strony?

Z mojej rodziny nikt nie wrócił. Ale z mieszkańców wrócił Dziunycz, jego dzieci do dziś są w Wetlinie. Mój tato chciał wracać, nawet był już w Wetlinie, nawet już pracował tam w lesie, ale gdy przyjechał na Boże Narodzenie do Koszalina, to powiedział tak: „Michał nie będzie gospodarzem, Stanko tym bardziej nie będzie gospodarzem, bo on szkoły kończy, w takim razie dla kogo będę się mordował?”. I zrezygnował.

Mama ze wszystkich sił chciała wracać, strasznie chciała. Pewnego razu nawet ją zapytałem: „Czy mama chce wracać?”, odpowiedziała: „Synku, na kolanach poszłabym…”. W tym czasie nie było już nawet biedy, ale ona (myślami) żyła tam. I ja też… Nawet wiersz napisałem o tym, o tym, że moja dusza i całe jestestwo – są tam. W Koszalinie śniłem o tym, bo całe życie jestem tam, pod Beskidem. Tak więc, jeśli nawet ja, człowiek, który (w 1947 r.) miał 14 lat, tak bardzo duszą czuje (swoją ziemię), to mama tym bardziej ją odczuwała. Mówiła, że szłaby na kolanach, żeby tylko tam być…

6.1. Przywiezione przedmioty - RELIGIJNE: Nie pamiętam.
6.2. Przywiezione przedmioty - CODZIENNEGO UŻYTKU: Nie pamiętam.
6.3. Przywiezione przedmioty - OSOBISTE:

Mam zdjęcie z dzieciństwa, bratu jakoś udało się je przechować, niczego więcej.

6.4. Przywiezione przedmioty - DOKUMENTY: Nie.
6.5. Przywiezione przedmioty - INNE:

Worek mąki, worek ziarna (bo jak w końcu dotrzemy dokądś, to może trzeba będzie zasiać). Czy było tam coś jeszcze - nie pamiętam.

7. Które z nich zachowały się do dziś?:

Nic oprócz zdjęcia. Świadectwa szkolne, podręczniki, wszystko spaliliśmy. To była wspólna decyzja, taty i nasza, wiedzieliśmy, że jak wojsko zobaczy ukraińską książkę... To była sytuacja wojenna, wie pan. Wojsko nie niosło wtedy odpowiedzialności za zabójstwo człowieka. Przyjdzie jakiś nerwowy, zastrzeli i po wszystkim. Potem napisze w raporcie, że to w obronie własnej.

8. Czy mógłby Pan/Pani przekazać je lub część z nich na rzecz muzeum?: Kopie zdjęć, dwie książki mojego autorstwa.
9. Czy ukrył Pan/Pani jakieś przedmioty w miejscu skąd Panią/Pana wywieźli?: Nie.
D. NOWE MIEJSCE
1. Dokąd Państwa przesiedlono?: Mierzyno.
2. Co Państwu przydzielono?: Ziemi dawali chyba tyle, ile kto chciał. Wieś była malutka, daleko od świata.

Ten mężczyzna (z urzędu) przywiózł nas na nowe miejsce. To był duży niemiecki dom, dużo pokojów, były okna, drzwi, podłogi, wszystko, a reszta gospodarstwa - w całkowitej ruinie: nie ma stajni, nie ma gdzie krowy przywiązać, nie ma gdzie siana przechowywać. Dla gospodarza dom nie ma większego znaczenia, znaczenie mają budynki gospodarcze. Była jakaś cegła, tato powiedział: „postawię z niej piec”, od tego czasu mama piekła tam chleb.

Ten mężczyzna okazał się dobrym człowiekiem, nazywał się Danilewicz, wyglądało na to, że też był Ukraińcem. Mówi: w waszej studni woda do niczego, bo blisko gnojówki, możecie brać u mnie, a ja potrzebuję pastuszka, żeby pasł waszą i moją krowę na mojej łące. W ten sposób jeden problem został od razu rozwiązany. No a dalej wszyscy poszli gdzieś pracować.

3. Co Państwo zastaliście w nowym miejscu?:

Krowę przywiązaliśmy na cemencie, bo nie spłonęła jedynie mała część dachu nad parnikiem, czy co tam Niemcy mieli. Była tam dachówka i cement. Mama mówi: „O jej, ona pokaleczy się na tym cemencie!”.

Powoli zadomowiliśmy się, przede wszystkim dzięki temu, że ludzie brali nas do pracy. Brat wypasał krowę u jednego gospodarza, ja u drugiego, mama i tato, a także ciocia, która z nami była, chodzili pracować do ludzi, do Polaków, którzy przysiedli na niemieckich gospodarstwach. I gospodarzyli tak jak Niemcy, najmowali ludzi do pracy i tak dalej.

Po pewnym czasie okazało się nawet, że jest tam Ukrainiec, Kowalczyk, bo przyszedł do nas jego syn, był na robotach w Niemczech, ale długo by o tym opowiadać...

Odezwał się jakiś dzwon - ciocia uklękła i modli się. A tato mówi: „Eeee, kto wie co to za dzwon, na pewno nie cerkiewny”. Ciocia mówi: „Pewnie, że nie cerkiewny, wiadomo, że tu kościoły, a nie cerkwie!”. Ciocia poszła na zwiady, przychodzi i mówi, że tam, za wysokim żywopłotem, pełno Niemców! Dzwonili, żeby wychodzili do pracy. Niemców zgonili do getta. Trzymali ich w tym jednym gospodarstwie i tam pracowali. Nie wolno im było ani do szkoły, nigdzie.

A nas wzięli do szkoły. Przyszła nauczycielka i powiedziała: „Do bandy was jest, a do szkoły was nie ma!”. Ojca to mocno uderzyło: „Jak to! Ja nie chcę, żeby moje dzieci się uczyły!”. Zaprowadził nas do szkoły. Mówi: „Stanko był w trzeciej klasie, to zapiszę go do drugiej, a Michał był w czwartej, to go zapiszę do trzeciej”. I tak zrobił.

Przyszedłem do szkoły, a tam wszystko takie malutkie, a ja już duży byłem. Nie mogłem kolan upchać pod ławką. No i po polskiego nie znałem, siedziałem więc i cierpiałem. To było mocne przeżycie, ale powoli, powoli jakoś... Już w Wetlinie znałem dzielenie i mnożenie, a oni w drugiej klasie tylko dodawali i odejmowali. Sąsiadowi (nazywał się Madera) pochwaliłem się, jak to ja umiem dzielić i mnożyć. A on mówi: „To on zna taką matematykę, że nasza pani takiej nie zna!”. Bo ta pani była… nawet po polsku słabo rozmawiała, czasem przechodziła chyba na rosyjski. Była Polką z repatriacji, z Syberii czy gdzieś stamtąd, ze wschodu. To byli „wielcy Polacy”, którzy wracali (do ojczyzny). Ale wśród tych „wielkich Polaków” byli i tacy, którzy nie znali polskiego.

Z niektórymi Niemcami nawet zaprzyjaźniłem się dzięki temu, że oni paśli krowy i my paśliśmy (Polacy nie paśli). Oni później powyjeżdżali do Zachodnich Niemiec. Jakiś czas później, gdy pracowałem już w urzędzie wojewódzkim w Koszalinie, to nawet przyszedł jeden taki załatwiać dokumenty (na wyjazd). Spotkałem go w korytarzu. Całkiem nieźle zdążył już opanować polski. Mówi: „Wyjeżdżam do Hamburga”. A ja: „No tak, wasze państwo dba o was, a my nie mamy państwa, nie ma komu o nas się zatroszczyć”. Bardzo otwarcie porozmawialiśmy sobie. Jeszcze na pastwisku w Mierzynie wyjaśniał nam: „Nie jesteśmy Niemcami, jesteśmy Deutsch!”. Obrażali się, gdy Polacy i my nazywaliśmy ich «Niemcy»”. Nie lubili tego słowa. Byli pozbawieni wszelkich praw, nie byli obywatelami (Polski). Nie wiem, czy z czasem w Mierzynie stosunek do nich się zmienił, bo my mieszkaliśmy tam tylko 2,5 roku.

4. Czy na miejscu przesiedlenia odczuwali Państwo represje?:

„Nasi” przyjezdni Polacy byli z różnych stron, dokładnie nawet nie wiem, sąsiedzi byli z poznańskiego, dlatego nie byli uprzedzeni do Ukraińców. Nasz człowiek nawet pracował u nich, w domu tych Wierzbowskich nastawiał sobie nawet radio na "Głos Ameryki" po ukraińsku. Mieli za to niemiecki kompleks. Chodziłem do szkoły z ich synem. Nigdy nie mówił „Niemcy”, tylko „mniemcy”, i „mniemców” gotów był bić.

Najgorsi Polacy, to „zabugowcy”, ci co przyjechali zza Buga. Naśmiewali się czasami (z Ukraińców). Pewnego razu poszedłem nad staw i patrzyłem, jak ludzie jeździli na łyżwach. Dla mnie było to ciekawe, bo nie miałem nadziei, że będę kiedyś miał własne. W jakimś momencie „zabugowiec” Grochowski mówi do drugiego, do Edka Wierzbowskiego: „Bij Ukraińca!”, czyli mnie. Ale Edek nie zareagował, bo Edek miał kompleks niemiecki, nie ukraiński. Na wszelki wypadek poszedłem stamtąd, bo nikogo ze starszych ludzi nie było w pobliżu. W taki sposób ten Grochowski reagował na widok Ukraińca.

Lubili dogryzać. Na przykład, był nasz człowiek z Łukowa, przesiedlony do Mierzyna, miał konia, naszego, górskiego, małego, a niemieckie konie były duże. Polak Sadowski śmiał się: „To tak wyglądają ukraińskie konie!”. Łukowo znajdowało się blisko od Zagórza, dlatego mieszkańcy jeszcze z okresu przedwojennego znali język polski, ten Ukrainiec mógł więc zareagować na zaczepki Polaka. Powiedział: „To są, proszę pana, polskie konie, a te, co pan ma, to są niemieckie konie”.

Ojciec był małomówny, a po polsku w ogóle nie „mówny”. Pewnego razu Sadowski, czy może to był Gawor, mówi: „Ukrainy nigdy nie było. Skąd się wzięła ta Ukraina?”. To było podczas kopania torfu. Słuchałem tego i dręczyłem się, że tato nie może po polsku odpowiedzieć temu człowiekowi. Ale tato przemówił, powiedział krótko: „A skąd pan to może wiedzieć?”. Czyli dał mu do zrozumienia: jesteś taki sam ciemny jak i ja, a stwierdzasz Bóg wie co.

Ale im dalej, tym lepiej mówiliśmy po polsku, zwłaszcza my, dzieci, szybko opanowaliśmy język. Kiedy w 1949 roku przeszliśmy – już w Koszalinie - do piątej klasy, to mówiliśmy doskonale, sami już mogliśmy zapisać się do szkoły. Bariera językowa zniknęła.

Ze strony władz represji nie odczuwaliśmy, wie pan, niepiśmienni... (śmieje się). Z rzadkich przykładów, to może przytoczę tylko taki, że nie dawali ulgi podatkowej, a powinni byli dawać, bo przecież człowiek bez konia, bez niczego. Mieliśmy krowę i jałówkę, tato planował, że za jałówkę kupi konia, a tu przychodzi zawiadomienie, że jałówkę zabierają za podatki. Tato nie był w stanie ani oświadczenia napisać, ani niczego. W gminie w Świeszynie wiedzieli, że to biedni ludzie, że przyjezdni. Żadnej ulgi nie było, tylko płać podatek i już. Otóż wtedy postanowiliśmy…

Gdy (wiosną 1947 r.) nas przywieźli do Koszalina, to można było pójść albo do majątku (wtedy na pegeer mówili majątek), albo na gospodarstwo, tato zdecydował tak: „Do majątku zawsze zdążę, spróbuję jak pójdzie na gospodarstwie”.

(Po tej kolizji z jałówką) tato powiedział - dość! Z naszego gospodarzenia nic nie będzie, uciekamy bliżej do miasta. Powiedział: „Będę pracował w majątku, a chłopcy pójdą na zarobek do miasta, będą wolni”. Tak się też stało. Znaleźliśmy majątek koło samego Koszalina i przenieśliśmy się do niego (to było w 1949 roku). Majątek z czasem stał się pegeerem (gdy tam przyjechaliśmy był pod administracją miasta, kierował nim zarząd, z samego Koszalina).

Jałówki nam w końcu nie zabrali, dlatego że uciekliśmy z Mierzyna. Zamówiliśmy w majątku furmanki, przyjechały trzy i zabrały nas ze wszystkimi rzeczami. Problem był tylko taki, że nie chcieli nas wymeldować ze Świeszyna (tam była nasza gmina). Tato poszedł się wymeldowywać, a tam mu mówią: „Tak nie może być! Nie można samowolnie zmieniać miejsca zamieszkania”. Ale kierownik majątku napisał oświadczenie, że potrzebuje pracownika i tak dalej. Kiedy tato poszedł z tym oświadczeniem do gminy – nie było już problemu.

Dom (w Mierzynie) zostawiliśmy, została tam ciocia i jeszcze jedna kobieta z naszych ludzi. W tym czasie w Koszalinie było pełno porozwalanych domów. Niewielki remont - i już można było mieszkać. Znaleźliśmy taki dom. Majątek zrobił niewielki remont i już mieliśmy gdzie mieszkać. Ten dom nie był naszą własnością, z czasem wielokrotnie zmienialiśmy miejsce zamieszkania (w Koszalinie). Mój brat mieszka w Koszalinie do dziś, ale ma własne mieszkanie.

Jak było w szkole? Czwarta i piąta klasa były łączone. Przyszedł ksiądz na lekcję religii. Pierwsze co zrobił - powiedział tak: „Kto grekokatolik – niech wstanie!”. Patrzę na (brata) Michała, bo starszy: co on zrobi, to i ja zrobię. Michał wstał, jak góra nawisł nad ławką, za nim wstałem ja. Tylko nas dwóch! „No to siadajcie”. A tam było dużo naszych ludzi, naszych uczniów, ale więcej nikt nie wstał. Po tym, jak ksiądz poddał nas takiej opresji, faktycznie postawił pod pręgierzem, no bo tam były dwie klasy, a więc dużo dzieci, wiele z nich potem krzyczało za nami: „Ty Ukraińcu! Ty bandyto!”. Od tego wydarzenia na religię nie chodziłem. W taki sposób polski ksiądz pozbawił mnie religii. Bardzo to przeżyłem, byłem przecież wierzący i chciałem chodzić na religię. Tych wykrzyków - „Ty Ukraińcu! Ty bandyto!”, które stale słyszeliśmy koło siebie, pozbyliśmy się dopiero kiedy przeprowadziliśmy się do Koszalina, tam zgubiliśmy się w masie ludzkiej.

Rodzice są pochowani w Koszalinie, napis mają po polsku. Nie chcieliśmy (po ukraińsku). Był tam wtedy nasz ksiądz, Pyrczak, pochował swoją mamę i dał napis na grobie po ukraińsku, z tego powodu pomnik stale czymś smarowali, krzyż przewracali. Irena, siostra mojej żony Luby, też umarła i szwagier napisał po polsku, ale takimi malutkimi literami dodał „Вічна їй пам’ять” (wieczne odpoczywanie). Pewnego razu przychodzi, a krzyż zwalony. Z tego wychodzi, że gdy (Polak) zobaczy napis na pomniku cmentarnym po ukraińsku – zaczyna niszczyć. To dlatego zdecydowaliśmy, że napiszemy po polsku. W końcu i tak znaczenie ma treść, to, co pozostanie dla potomków, a nie jakieś inne sprawy.

5. Kiedy i gdzie zaczęliście Państwo uczęszczać do cerkwi?:

Bardzo dużo czasu minęło (zanim trafiliśmy na swoją Służbę Bożą). Mama zamartwiała się, że dawno w spowiedzi nie była. Umówiła się z córką sąsiada Wierzbowskiego, że ta zabierze nas do Koszalina. Bo tak długo nie spowiadaliśmy się, że będzie wstyd potem przed księdzem, gdy zapyta o datę ostatniej spowiedzi. No i zabrała nas do Koszalina, ta Wierzbowska, tak się o nas zatroszczyła miło.

Michał chciał iść jako pierwszy do spowiednicy. Poszedł. Klęknął i zaraz wstał. Pytam go: to już się wyspowiadałeś? Michał mówi, że nie przyjmują spowiedzi! Chcą jakiś papierek. Wierzbowska bardzo się zmartwiła, gdy się dowiedziała o naszym niepowodzeniu. „Następnym razem się uda”. Wróciliśmy do domu. Mama mówi: „Co za głupi ksiądz!”. Ulżyło mi, bo jeśli już mama tak mówi, to jakoś to będzie! Bo ja też martwiłem się, że tak długo nie byłem u spowiedzi. A tata mówi: „No bo… księża myślą, że wszystko zostało jak przed wojną, a tego już nie ma”.

A jeśli chodzi o naszego (ukraińskiego) księdza... Nastąpił rok 1955. Gdzieniegdzie zaczęli pojawiać się nasi księża. Na przykład, zorganizowano nabożeństwo w Sławnie, nasi ludzie masowo jechali tam pociągiem, po swojemu rozmawiali, śpiewali. Ja po raz pierwszy byłem (na greckokatolickiej mszy) we wsi Końkowa koło Koszalina. Pojawiła się informacja, że tam jest nasz ksiądz, nasze nabożeństwo. Pojechałem z mamą, mama chciała przecisnąć się bliżej środka (to był malutki kościółek), ale nie udawało się, tak dużo było ludzi! Pełno w środku i jeszcze wokół kościółka. Pamiętam strzępy rozmów, ludzie mówili: chcemy wracać (w swoje strony). Tam też poszedłem do spowiedzi. Swojemu księdzu wszystko wyjaśniłem (dlaczego tak długo nie spowiadałem się). Powiedział, że to wielki problem, ale nie należy zapominać, że i kościół, i cerkiew, to taki sam Dom Boży, jeśli nie ma cerkwi – trzeba chodzić do kościoła. W taki sposób mnie uspakajał.

6. Jakie są losy Państwa dzieci i rodzeństwa?:

Z Lubą, moją przyszłą małżonką, mieszkaliśmy w Koszalinie naprzeciwko. Nasze rodziny znały się od dawna, mama chodziła do jej mamy na pogawędki, wszyscy w końcu byliśmy przesiedleńcami. W Koszalinie była ulica Spokojna, mieszkało tam dużo naszych ludzi. Wszyscy się znali, i choć rozmawialiśmy po polsku, ale na nasze tematy, nie wystarczało nam odwagi, aby na ulicy rozmawiać po ukraińsku, w domu, rzecz jasna, rozmawialiśmy w swoim języku.

Otóż gdy wróciłem po zakończeniu studiów z Kijowa, był rok 1962. Patrzę, sąsiadka myje okno. Przyjrzałem się, myślę sobie - ładna, taka to nie dla mnie (miałem za duży nos i ogólnie…), ale mimo wszystko podejdę. Podchodzę: „no co, sąsiadko, mogę do ciebie zajść?”. Byliśmy na „ty”, ona była o 9 lat młodsza ode mnie. I tak się to zaczęło.

Ślub braliśmy w kościele w 1963 roku, po polsku. Przyszliśmy do księdza dawać na zapowiedzi, to był znajomy ksiądz, przychodził do nich (do rodziny żony) z kolędą, polski ksiądz, nazywał się Jarnicki. Zapytał, jakiej jestem wiary. Mówię, że grekokatolik, obydwoje zresztą byliśmy grekokatolikami. Ale ksiądz niczego nie powiedział, dał nam ślub i po wszystkim.

Wesele było huczne, śpiewaliśmy po ukraińsku na całą ulicę Spokojną, bo jak człowiek trochę podchmielony, to już mu się język rozwiązuje. Co prawda, połowa weselników rozmawiała po polsku, połowa po ukraińsku, tak było.

Mamy dwie córki, Mirosławę i Annę. Mirosława mieszka niedaleko od nas, ma czwórkę dzieci. Anna mieszka w Edmontonie, gra na skrzypcach w orkiestrze symfonicznej. Nie ma dzieci.

Do Kanady wyjechałem w 1983 roku. Zacząłem o tym myśleć po tym, gdy Jaruzelski (ówczesny I sekretarz partii komunistycznej) w telewizji ogłosił, że kto był internowany, ten może jechać za granicę dokąd zechce.

Nie żałuję, że wyjechałem. Gdyby to było z Ukrainy – to bym żałował, nie pojechałbym. Emigracja z własnego narodu – to mogiła. Każda ziemia rodzi swoich patriotów. Jeżeli moje wnuki urodziły się tutaj, to nie będą patriotami ani ukraińskimi, ani polskimi. Sto procent. Będą sympatyzować Ukrainie, będą znały język ukraiński, ale będą patriotami tej ziemi (kanadyjskiej). To samo zagrażało mojej rodzinie w Koszalinie.

7. Czy Pana/Pani dzieci znają język ukraiński?: Tak.
7.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:

Córki znają język ukraiński bardzo dobrze. Mirosława chodziła do klubu w Koszalinie, tam był punk nauczania języka ukraińskiego. Tam się uczyła. Oprócz tego w domu stale rozmawiamy po swojemu.

7.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: ---------------
8. Czy Pana/Pani wnuki znają język ukraiński?: Tak.
8.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:

Wnuki znają nasz język, zwracam się do nich nie inaczej, jak tylko po swojemu, ale im jest już ciężko rozmawiać po ukraińsku. Co prawda, starają się. Należą do ukraińskiej organizacji młodzieżowej SUM (Związek Młodzieży Ukraińskiej), tam także dostają patriotyczne wychowanie.

8.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: ----------
9. Czy posiadacie Państwo zdjęcia nowego miejsca?: Nie posiadam.
E. KONTAKTY Z UPA
1.1. Czy we wsi były kryjówki UPA?: Nie.
1.2. Czy we wsi były kryjówki UPA (opis rozszerzony):?

Za górą Jawornik mieszkańcy wsi mieli kryjówkę, bo jak w marcu 1945 roku przechodziło NKWD, rozeszła się pogłoska, że wszystkich mężczyzn będą zabierać na Sybir. Dlatego ludzie schowali się w lesie za górą.

W trzeciej wsi, w Strubowiskach, miała wtedy miejsce potyczka sotni „Wesełoho” z enkawudzistami. Sotnia wycofała się ze Strubowisk grzbietem gór i natknęła się na naszych ludzi właśnie za górą Jawornik. I wtedy powstała taka sytuacja, że mieszkańcy wsi musieli nosić chleb dla sotni. Stało się tak, ponieważ partyzanci powiedzieli: idziemy do wsi zdobyć chleba, a jak natkniemy się na enkawudzistów, to będzie bój… A my słyszeliśmy, że w Strubowiskach enkawudziści spalili wieś, palili, zabijali ludzi, wszystko niszczyli, wieś niemalże przestała istnieć. Otóż, nie daj Bóg aby doszło do czegoś podobnego w Wetlinie, bo enkawudziści zniszczą wówczas wieś. Dlatego wszyscy mieszkańcy nosili chleb - wszyscy, nawet ci najmniej świadomi, a nawet ci, którzy byli przeciwko partyzantom, wszyscy nosili chleb, bo chcieli, żeby był spokój we wsi.

Ale enkawudziści dowiedzieli się, ktoś doniósł, i zaatakowali upowców za górą. Doszło do walki. Ilu enkawudzistów tam zginęło – tego nie wiem, wiem natomiast, że zginęło trzech upowców, wśród nich sotenny „Wesełyj”. Jest pochowany na cmentarzu w Wetlinie, tam gdzie teraz stoi drewniany kościółek, zbudowany na kościach naszych ludzi.

Tam, za górą Jawornik, przez pewien czas przebywali wtedy mój brat Wasyl i ojciec, ale potem stamtąd poszli. Beskidy były w tym czasie chłodne, bo to był marzec, poszli więc bliżej do połoniny, gdzie było ciepło, bo połoniny nagrzewało słońce. Z mieszkańców wsi został tam tylko Wasyl Korol. Tam sotnię zaatakował tyfus, Wasyl też zachorował, dlatego nie mógł stamtąd pójść. Gdy nadeszli enkawudziści, to wartownik wystrzelił, sotnia uciekła i on też uciekł. Opowiadał później, co tam się stało, o tym, jak uciekał po wystrzale, jak mu się nogi trzęsły, bo po tyfusie nie mógł chodzić. Myśleliśmy, że on zginął, a on nie zginął. Zginął natomiast lekarz, zginął sotenny „Wesełyj”, Świstel się nazywał (Daniło), a także jego adiutant. Lekarz zajął stanowisko bojowe i zaczął się odstrzeliwać, powstrzymywał natarcie, żeby sotnia mogła się wycofać. Sotenny prawdopodobnie nie chciał go zostawić, bo to byli koledzy, i obydwaj zginęli.

2. Jaki jest Pani/Pana stosunek do UPA?: Pozytywny.
3.1 Miałem kontakt z UPA:

Gdy w naszym domu kwaterował sotenny „Bir”, grywałem w szachy z takim wysokim mężczyzną z jego sotni. Miał popsute zęby. Pewnego razu ciocia mówi: „taki pan młody, a już zęby zjadł”. A on na to: ”mamuniu, bokserem byłem, po Ameryce boksowałem, tam mi zęby powybijali”. Od tego czasu ciocia nazywała go „bokserem ameryckim”. Takie miałem kontakty (z UPA).

UPA była organizacją wyzwoleńczą, prowadziła wojnę wyzwoleńczą. Kiedy w marcu 1945 szli enkawudziści - jeszcze granicy nie było i nie wiadomo było, gdzie ta granica będzie. Bo Linia Curzona – to jedna rzecz, a na wschodzie Stalin i tak ustąpił z granicą. Przecież w 1939 roku Jawornik Ruski był pod Związkiem Sowieckim, Przemyśl był w Związku Sowieckim, bo granica szła po Sanie. Oznacza to, że w latach 1944-45 nikt nie mógł wiedzieć, gdzie ostatecznie będzie ta granica. Nasi powstańcy operowali na naszych etnicznych ziemiach, na polskie nie szli. Mogli zajść do polskiej wsi po jedzenie, ale niczego tam nie robili. To były nasze etniczne ziemie, a przed wojną to wszystko znajdowało się w województwie lwowskim, więc co różnica, czy to był samborski czy leski powiat? Dlatego dziś nie możemy mówić, że UPA była w Polsce. Jeśli tak patrzeć – to cała Galicja i Wołyń były w Polsce! Gdybyśmy w ten sposób rozumowali, że to było na terenie Polski, to musielibyśmy przyjąć, że w Galicji i na Wołyniu, to też było w Polsce. Logika jest taka, że to nasze etniczne ziemie. A nową granicę wytyczyli 16 sierpnia 1945 roku.

(Dlaczego tak negatywnie piszą o UPA w Polsce?) Ponieważ Polacy nie lubią prawdziwej historii. Sami siebie oszukują. Od Sienkiewicza. Czy Sienkiewicz trzymał się faktów? Nie. W 1981 roku zostałem internowany, siedziałem w więzieniu. Gdy mówiłem tam, że uczyłem się w Kijowie, to oni reagowali w ten sposób: ”to są nasze ziemie”. To mówił Grudnik, solidarnościowiec z Kołobrzegu. W Koszalinie na zebraniach „Solidarności” Grzegorz Stachowiak krzyczał: „Wysiedlić Ukraińców z Koszalina”! Oni nie chcą znać prawdy.

Na przykład Motyka Grzegorz (polski historyk), napisał niedawno „Od rzezi wołyńskiej do akcji «Wisła»”. Zaczyna od 1943 roku. Mam tu, na przykład, (książkę) Wiatrowicza (ukraiński historyk). Pisze… ja o tym też wiedziałem, dlatego, że badałem sprawę Pawłokomy... Więc on pisze, że nauczyciela Lewickiego w Pawłokomie АК zamordowało 14 października 1942 roku. Tak więc już wtedy АК zaczęła trzebić naszą inteligencję. Dalej. Wiatrowicz pisze, że w październiku była instrukcja dowództwa АК, tam użyto sformułowania „zlikwidować wrogów ojczyzny”. A co to znaczy – „wrogów”? Każdy świadomy Ukrainiec – był wtedy (dla Polaka) wrogiem. Zaczęli więc już latem (1942 roku). W tym czasie działał już oddział Sobiesiaka w Maniewiczach (na Wołyniu). Czym więc zajmowała się АК w 1942 roku? Pełno jest świadectw, że zajmowała się likwidacją naszej inteligencji. No, a jak zaczęli mordować naszą inteligencję, to musiało to wywoływać sprzeciw ludzi. Jak komuś zabijesz syna, to nie przewidzisz reakcji ojca. Słusznie więc Wiatrowicz napisał: „druga polsko-ukraińska wojna”. W ten właśnie sposób należy podchodzić do wydarzeń tego okresu. A wojna, to zbrodnia. Gdyby Polacy nie zaczęli wówczas mordować...

Jest książka Szoty i Szcześniaka „Droga do nikąd”. Napisał to Wroński w innej książce, a Szota i Szcześniak cytują go. Oto ten cytat: gdyby nie było planu АК o włączeniu Galicji i Wołynia do Polski, nie byłoby wydarzeń wołyńskich. Zgadzam się. Gdyby nie planowano tego, gdyby nie było mordów. Mówiłem już, w Pawłokomie nauczyciela Lewickiego АК zamordowała 14 października 1942 roku. W tym czasie o Wołyniu nikt jeszcze nie słyszał.

Pierwszy oddział, powiedzmy OUN Bandery, Kaczyński zorganizował 14 października 1942 roku. Pierwszy, jeden oddział! Ten oddział jeszcze nie miał żadnego programu, co ma robić, a Polacy już zabijali. To była wojna. Chcieli wyniszczyć inteligencję, bo bez inteligencji Ukraińcy nie zbudują samostijnej (Ukrainy). Zbrodnią była sama myśl o niepodległej Ukrainie. Zabijali nawet za to, że zaśpiewałeś «Szcze ne wmerła...». Karali za ukraińską książkę, za Szewczenkę.

(Niektórzy Polacy mówią, że rozumieją ówczesną motywację Ukraińców, pragnących walczyć o swoje państwo. Nie rozumieją tylko, dlaczego na Wołyniu Ukraińcy zachowywali się wobec Polaków tak bardzo okrutnie. Co pan odpowiedziałby im?)

Opowiedziałbym: a dlaczego Polacy byli tacy okrutni? Znane są wydarzenia w Pawłokomie. Ze wspomnień Włodzimierza Fedaka: w cerkwi zebrali kolumnę dzieci, wyprowadzili na cmentarz, strzelali do nich, one padały do dołu. Ten Fedak wspominał… Miał wtedy 10 lat, a jego brat - 8. Kolumna dzieci, wszystkich rozstrzeliwują! W pewnym momencie powiedział: „my są polskie dzieci”, powiedział tak, gdyż przypomniał sobie, że siostra jego mamy wyszła za Polaka (kowala).

Dalej. Wspomnienia Stefanii Kohut. Jej starsza siostra miała 11 lat, wyprowadzili ją z domu aby rozstrzelać. Pytają: „Będziesz Polką? Szkoda takiej ładnej dziewczyny!”. Ona odpowiada: „zabiliście ojca i matkę, to i mnie zabijcie”. I zabili! A powiedziałaby: będę Polką - i już nie zabijają. Pytam więc: dlaczego Polacy byli tacy okrutni?

(No tak, ale Polak powiedziałby panu, że my strzelaliśmy, a wy siekierami zabijaliście.) A kto siekierami zabijał? Może ktoś się czegoś takiego dopuszczał, ale nie UPA, UPA strzelała.

Jest książka Gerharda ”Łuny w Bieszczadach”. To fałszywka. Tam jest fotografia (na niej rzekomo UPA pali polską wieś), trzeba było aż (Eugeniusza) Misiły, żeby powiedzieć prawdę, że w rzeczywistości to wojsko polskie pali moją sąsiednią wioskę Zatwarnicę. Po co takie kłamstwo pchać! Jeśli w jednym miejscu kłamią, to i... Nie wykluczam, że ktoś kogoś siekierą zabił, jakiś chłop mógł coś takiego zrobić, ale nie UPA.

Kiedyś w Polsce zawsze mówiono, że „najgorsi, to ci „bulbowcy”, dopiero teraz Polacy zawrócili w stronę UPA, wcześniej zawsze mówili o ”bulbowcach”.

Mówią, (Ukraińcy) zamordowali Świerczewskiego. Ale czy to prawda? Zginął w potyczce, a mówią „zamordowali”. Zamordowali to tego nauczyciela Lewickiego z Pawłokomy; zamordowali mieszkańca Wetliny Muchę, zakatowali na śmierć. To są przykłady morderstw.

Jeżeli będziemy trzymać się faktów, tak, jak robi to Wiatrowicz - to wszystko zostanie sprostowane. Polacy mówią, że (Ukraińcy) 500 tys. zamordowali (Polaków). Po pewnym czasie mówią już o 100 tys. A teraz Siemaszki piszą już o 60 tys. To oznacza tylko jedno: w to, co piszą Polacy, nie można wierzyć. To nie dokumenty, to propaganda.

3.2 Byłem członkiem UPA: Nie.
3.3 Pomagałem/wspierałem UPA (dobrowolnie):

Gdy mieszkańcy wsi nosili za (górę) Jawornik chleb dla sotni, to zostawiali ślady na śniegu, mama powiedziała do nas: no weźcie sanki, nazbierajcie gałęzi w potoku i zaciągnijcie te ślady, bo jeśli enkawudziści pójdą po śladach, to wszystko będą wiedzieć. Poszliśmy więc z bratem Michałem i gałęziami zamietliśmy je.

3.4 Ktoś z mojej rodziny był członkiem UPA:

Najstarszy brat Wasyl. Latem 1946 przyszli powstańcy i zabrali go. Proszę sobie tylko wyobrazić: lato, 1946 rok, wojna dawno skończona, a tu przychodzą partyzanci... Przez dłuższy czas nie rozumiałem: sam poszedł, czy go zabrali? Później się to wyjaśniło. Przyjechał do mnie do Toronta, zanotowałem wtedy jego wspomnienia. Powiedział tak: chciałem iść do swojego wojska, a zabrali mnie, bo nie poszedłem sam. To z powodu mamy, bo żadna mama nie chce czegoś takiego dla swego dziecka.

W tym czasie koło Przemyśla organizowali nową sotnię, sotnię ”Stacha”. Tak więc, przeszkolenie przechodził koło Przemyśla, na terenie kontrolowanym przez sotnię „Burłaki”. Z czasem z sotni „Stacha” zostały tylko dwa plutony, i w takiej sile sotnia przybyła na Chryszczatę, do „Chrina”. Na Chryszczatej plutonowym był ”Hrań”, były lejtnant (porucznik) Armii Czerwonej, stamtąd przeszedł do UPA. Mój brat (był w plutonie „Oricha”) i plutonowy „Hrań” często chodzili razem, operowali w terenie w okolicach miejscowości Wisłok Wielki, Jaśliska, bo erkaemista z (brata) roju (drużyny) był z Posady Jaśliskiej. Dowódcą roju był ”Palij” z Dwernika. Z Dwernika do UPA poszło chyba trzech chłopaków, byli także z Nasicznego i z innych miejscowości. Tak więc oni operowali w rejonie Tylawy, Jaślisk, Wisłoka Wielkiego, Kamiennej.

W czasie gdy znajdowali się tam, sotnia „Chrina” stoczyła ciężkie walki, zginęło dużo upowców. Ale oni tego nie doświadczyli, bo byli poza sotnią. Później wpadli w kocioł, z którego cichutko wyrwali się w nocy i wyszli na Bukowe Berdo. Tam stacjonowała sotnia „Bira”. Wasyl opowiadał, że wojsko tak już deptało im po piętach, że czasem po trzy dni nie jedli. Pewnego dnia przyszedł do domu, do Wetliny, bosy. Mama wpadła w rozpacz, to był wrzesień, szły już chłody... Tato pobiegł do stryjka Hrycia (Grzegorza), przyniósł buty i dał mu je.

Wyrwali się więc na Bukowe Berdo... Bo początkowo planowali iść na Czechosłowację. Nawet już weszli na Słowację, byli koło miejscowości Nová Sedlica, ale później rozmyślili się i wrócili. Przez Bukowe Berdo razem z sotnią „Bira” poszli za San. Na samborszczyźnie nie operowali już sotniami, tylko mniejszymi grupami. „Chrin” obwieścił: jeżeli ktoś ma dokąd pójść - może iść, gdyż „możemy operować tylko małymi grupami”.

Pewnego razu, opowiadał brat, przyszli do wsi, w której byli przesiedleńcy (z Polski). Ktoś zapytał: skąd są ci ludzie? Ktoś odpowiedział - z Cisnej. Wtedy brat zapytał: a może jest ktoś z Wetliny? Odpowiedzieli, że jest, „o tam, w tamtym domu”.

Tam spotkał przesiedleńców z Wetliny. Tak więc, gdy dowództwo zezwoliło na opuszczenie oddziału pod warunkiem, że ma się dokąd pójść, brat zdecydował, że będzie udawał przesiedleńca. Oddał broń, oddał torbę i został. To była miejscowość Sprynia koło Sambora. Znalazł tam Stachurskiego, byłego mieszkańca Wetliny, miał polskobrzmiące nazwisko. U nas we wsi były dwie osoby polskiego pochodzenia: Galont i Stachurski. Ale oni nawet nie próbowali bronić swojej polskości, bo w nich, oprócz nazwiska, nie było już nic polskiego. Tak więc, ten Stachurski załatwił mu służbę, został parobkiem, u sołtysa. Przeżył tam około dwóch lat, jako przesiedleniec, jako najemny pracownik sołtysa.

Jan Zazwirski, kolega brata, także z Wetliny, zeznał w NKWD, że Wasyl Kołesar był w UPA. Przyszło NKWD i go zabrali. Sądzili w Drohobyczu (wtedy było to miasto wojewódzkie), dali mu 25 lat, przy czym akowcom w tym czasie dawali po 10 lat. Brat wspominał, że był tam Białorusin, lekarz, akowcy zaprosili go do siebie, żeby wyciągnął rannemu kulę. Białorusin zoperował rannego i wyciągnął kulę, później dostał za to 25 lat. A akowcom dawali tylko po 10 lat. Taka bolszewicka sprawiedliwość. Wszędzie, gdzie nie tknąć, nie ma sprawiedliwości!

Tak więc, skazali mego brata na 25 lat, całą grupę powieźli za Ural. Pamięta, że jechał przez Moskwę, przez Ural, aż do Pietropawłowska (na północ od Kazachstanu). Pracował później w Karagandzie, tak więc karę odbywał w Karagandzie.

W 1955 roku razem z akowcami, którzy wracali do Polski, przybył do Lublina. Zamieszkał w domu robotniczym, ożenił się z Polką, żonę miał bardzo dobrą, z sierocińca. Urodziło się im czworo dzieci. Syn zginął, jeździł do pracy do Niemiec, tam miał wypadek samochodowy. Trzy córki żyją, jedna w Krakowie, inne w Lublinie. Brat już nie żyje, jest pochowany w Lublinie.

4. Czy był Pan/Pani w posiadaniu broni przed przesiedleniem?:

Pewnego razu tato zaprosił mnie do lasu. Poszliśmy daleko, głęboko w las. A tato miał broń, bo u nas broń mieli wszyscy, wszyscy polowali, nielegalnie polowali na zwierzynę. Tato legalnie polował na lisy, skórki suszył i oddawał jako gajowy, miał na to pozwolenie. Otóż, zaprosił mnie do lasu i dał krótką rosyjską strzelbę. Mówi: „no, celuj sobie o tam, w to drzewo”. Przycisnąłem do siebie, wycelowałem, wystrzeliłem, a ono jak mnie nie uderzy! Wie pan... „Ооо! - mówi tato, - zapomniałem ci powiedzieć, że ono kopie!”. To ono tak mnie ogłuszyło, że nie wiedziałem, gdzie jestem. Poszliśmy szukać miejsca gdzie trafiłem, ale niczego nie znaleźliśmy.

5. Czy był Pan/Pani więziony?:

Byłem internowany przez Jaruzelskiego, dlatego jestem w Kanadzie. Zabrali dlatego, że w klubie UTSK (Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne) miałem dość ostre wystąpienia, głosiłem rozpad Związku Sowieckiego, ponieważ państwo z taką gospodarką nie miało prawa na istnienie. O upowcach w koszalińskim klubie nie rozmawiałem, w końcu rozmowy były prowadzone pomiędzy naszymi ludźmi, którzy o UPA wiedzieli więcej, niż ja.

Już od jakiegoś czasu odczuwałem, że się mną interesują. Aż w końcu stało się tak, że tajna policja zabrała mnie na przesłuchanie. Byłem im nawet wdzięczny, że dają o sobie znać, żebym nie zapominał gdzie żyję (w kraju totalitarnym). Gdy miałem jechać do Anglii do kuzyna Kołesara Michała, który mieszkał w Nottingham, to pytali mnie, czy sobie przywiozę książkę z Zachodu. Odpowiadałem, że naukową przywiozę, a propagandy mam dość. Pytali, czy działa na mnie ta zachodnia propaganda. Powiedziałem: nie, na mnie działa ta propaganda ze Wschodu. Śmiało i otwarcie im odpowiadałem. Powiedziałem im, że najwybitniejszy ukraiński radziecki dramaturg Mykoła Kulisz, zginął na Sołówkach i nikt nie wie kiedy dokładnie. Przyjeżdżał „czornyj woron”, zabierał, bez śledztwa człowiek przepadał nie wiadomo gdzie. A ten ubowiec mówi – „To niemożliwe”. A ja mu: w Związku Radzieckim takie rzeczy są możliwe, takie są tam straszne represje. Na takim przykładzie przedstawiłem im okropność represji w Ukrainie.

Na przesłuchania wzywali mnie trzy razy. Po raz pierwszy – po powrocie z Kijowa, 1962 rok. Ludzie mówili mi: dobrze pan mówi, ale długo pan tak nie pogada. A ja specjalnie mówiłem, bo wiedziałem, że chodzą za mną. Ale o UPA nic nie mówiłem, mówiłem o represjach stalinowskich, historię Ukrainy kończyłem na represjach stalinowskich.

Pracowałem w liceum plastycznym, uczyli się tam malarze i dekoratorzy. Kiedyś w nocy, o pół do pierwszej, słuchałem Radia Wolna Europa, a tu ktoś stuka do drzwi. „Milicja!” Żona mówi: „jest pierwsza w nocy, nie wpuszczę pana!”. Powiedzieli, że w takim razie wyłamią drzwi. Mówię, wpuść, przecież to milicja. Gdy weszli, to pokazali łom którym zamierzali wyłamać drzwi.

Zabrali mnie. Z uwagą obserwowałem dokąd jedziemy, bo mogą przyjść jacyś bandyci, wywieźć do lasu i zabić, nikt by się nawet nie dowiedział. Gdyby nie jechali w kierunku posterunku - narobiłbym krzyku. Ale przywieźli mnie na ulicę Słowackiego. Myślę sobie - wszystko w porządku. Powiedziałem: „teraz się nie boję”. „A dlaczego pan tak mówi?” „Dlatego, że jestem w rękach milicji, a milicja nic mi nie zrobi, gdyż nie mam niczego na sumieniu.”

Zawieźli nas bardzo daleko, na koniec województwa koszalińskiego, do Wierzchowa. W decyzji o moim internowaniu napisali, że „ma skłonności do antypaństwowych wystąpień”. W rzeczywistości nigdy nie występowałem przeciwko państwu, opowiadałem o historii Ukrainy, o represjach stalinowskich, nie wchodziłem w naszą (Ukraińców w Polsce) problematykę, nasi ludzie i beze mnie bardzo dobrze ją znali.

Wcześniej proponowano mi, abym wstąpił do „Solidarności”, jednak, gdy wspomniany już Stachowiak powiedział podczas wystąpienia, że Ukraińców trzeba wysiedlić z Koszalina, to pomyślałem, że do takiej „Solidarności” należeć nie będę, dlatego że to polska nacjonalistyczna organizacja. Od tego czasu agitowałem naszych ludzi, żeby do takiej organizacji nie wstępowali.

W szkole w pokoju nauczycielskim był zeszyt, tam już wnieśli moje nazwisko na listę członków „Solidarności”, trzeba było tylko się podpisać. Byłem człowiekiem niekonfliktowym, wielu nauczycieli było z mną na „ty”, pytają: „Staszek! Dlaczego się tam nie podpisałeś?”. Odpowiedziałem: nie należałem do partii, to i do „Solidarności” nie będę należeć. Ale mimo to zabrali mnie razem z członkami „Solidarności”.

Najpierw posadzili z kierowcami PKS. Ktoś zapytał: „gdzie pan pracował?”. „W szkole”. „No to dobrze.” Potem przenieśli mnie w inne miejsce. Tam był Kozera - wykładowca w wyższej szkole pedagogicznej, Grudnik z Kołobrzegu i był Kaszub Pecała. Tam też mnie zapytali, gdzie pracowałem. „W szkole.” „A czego pan uczył?” „Języka rosyjskiego.” „A gdzie pan studiował?” „W Związku Sowieckim.” O Kijowie już nawet nie wspominam... A ten Kozera dalej się dopytuje. „A w jakim mieście?” Powiedziałem, że w Kijowie. Grudnik bez zastanowienia oznajmił: „O, to nasze ziemie!”. Z powodu aż takiej fantazji nawet się na niego nie gniewałem. „Kijów, to nasze ziemie…”

Pomyślałem, czekajcie... Wykryliście mnie, mogę mieć z tego powodu problemy, w tej sytuacji muszę to wszystko z wami omówić. Poszedłem na całość. Ktoś powiedział: dlaczego zjazd „Solidarności” w Oliwie nadesłał pozdrowienia proletariatowi Związku Sowieckiego. Nie trzeba było tego robić. Mówię - trzeba, bo „Solidarność” dostała anonimowe pozdrowienia, przecież w Związku Sowieckim rodzą się niezależne związki zawodowe, Klebanow na Donbasie, Borisow w Moskwie. Tak więc, przyszło anonimowe pozdrowienie. A co miała zrobić „Solidarność”? Nie będzie przecież odpowiadać na anonim, przecież to zjazd! Zdecydowali, aby odpowiedzieć pozdrowieniem dla proletariatu Związku Sowieckiego. „O, teraz rozumiemy!”

Mówię im: Polska nie da rady samodzielnie wyrwać się z obozu (komunistycznego). Polska musi współpracować z Czechami, Słowakami, Ukraińcami... Gdy wspomniałem o Ukraińcach, Grudnik znowu wyskoczył i mówi: wie pan, u nas w Kołobrzegu był Jurczyk, i mówił, że Ukraina będzie, ale natychmiast pójdzie na współpracę z Niemcami! Powiedziałem mu: właśnie dlatego Polska musi współpracować z Ukrainą, gdyż Ukraina może pójść do Niemców. „Ооо! Teraz rozumiemy dlaczego pana internowali!” Myślę, dobrze, że was uspokoiłem, że teraz już wiecie, dlaczego mnie internowali. Bałem się, aby nie zaczęli podejrzewać, że jestem jakimś podstawionym szpiegiem. A Kaszub Pecała mówi: „Dzięki naszym rozmowom dużo się nauczyłem.” Bo oni nawet tej wiedzy nie mieli, nie słyszeli o tym wszystkim, a ja stale słuchałem Radia Swoboda/Radia Wolna Europa.

Siedziałem tam od 13 grudnia (1981 r.) do Nowego Roku, na Nowy Rok wróciłem do domu. Wróciłem do pracy w liceum, przyszedłem, pytam się: kto tu działał, a kto siedział? (w ten sposób żartowałem sobie z kolegów).

Była jeszcze taka sytuacja. Przyszli oficerowie, żeby zbadać sytuację w szkole, żeby nikt nie występował z niepotrzebnymi rzeczami, żeby z uczniami był porządek. Kapitan, czy to nawet major był, powiedział: „mam nadzieję, że nikt z was nie był internowany”. A wszyscy chórem: „Był, był jeden internowany!” i wskazują na mnie. Później, gdy wychodzili ze szkoły, ten major podszedł do mnie i podał mi rękę. O! Myślę sobie, - to jest naród! Bo nasi ludzie w podobnej sytuacji od razu powiedzą: po co tam lazłeś! Na co ci to było! A tu, polski oficer, i nawet rękę podaje! Tak więc to internowanie podniosło mnie w szkole na wyższy poziom.

F. INNE ZAGADNIENIA
1. Zwyczaje z rodzinnych stron i życie kulturalne:

Była taka legenda... Na Hnatowym Berdzie z jednej strony widać trochę skał, a wszystko inne zarosło. Starsi ludzie mówili, że tam diabeł siedział, pod tymi skałami. A Archanioł Michał cały czas rzucał piorunami w tego diabła, ale diabeł zawsze zdążył odskoczyć i piorun uderzał w skałę. W ten sposób Archanioł Michał walczył z tym diabłem, wszystkie skały porozbijał i dlatego tylko przy Hnatowym Berdzie trochę kamieni zostało. Jest taka legenda.

Wieczerzą wigilijną zaczynaliśmy od odśpiewania kolędy „Boh predwicznyj” (Przedwieczny Bóg). Było siano, nie bardzo pamiętam czy był diduch, ale siano było. Wszyscy szliśmy do stajni, gdyż wierzono, że w Wigilię krowy mówią ludzkim głosem, dlatego zawsze szliśmy za ojcem i matką i słuchaliśmy, czy te krowy będą przemawiać czy nie, ale jakoś nigdy nie przemawiały.

Na Jordan (Chrzest Pański) wycinaliśmy krzyż (na rzece), przerębel. Bardzo ryzykowne było to, że mężczyźni brali kobiety pod rękę i razem wchodzili do wody, tak poniżej kolan. Potem trzeba było iść na koniec wsi i ludzie nie marzli jakoś, i nie przeziębiali się. Święcenie wody odbywało się koło cerkwi na rzece.

Dzieje naszej cerkwi skończyły się tym, że gdzieś w roku 1950 wysadzili ją dynamitem (opowiada o tym w swojej książce Misiło). Nasza cerkiew była murowana, mocna, mogła stać do dziś. Wysadzili dynamitem i postawili tam budynki WOP-u. Byłem chrzczony w tej cerkwi i tam też przyjmowałem Pierwszą Komunię.

2. Czy odwiedzali Państwo rodzinne strony?:

Byłem w Wetlinie 20 lat po akcji „Wisła”. Okropne wrażenie, wie pan... Pamiętam pola, kolorowe niwy, a teraz wszystko zarosło lasem, nie ma ludzi, tylko kilka chałup zostało. Ponownie byłem tam w roku 2000. Przyjechaliśmy, popatrzyliśmy, zrobiliśmy zdjęcie na połoninie.

Nauka szła mi dobrze. Uczyłem się, uczyłem się, aż w końcu mama nie wytrzymała i mówi: może dosyć tej nauki! Ale nie zważałem na to i ta droga w końcu zaprowadziła mnie aż do Kijowa. Od 1957 do 1962 roku obracałem się wśród kulturalnej elity Kijowa. Z tego powodu pojawiło się pragnienie, aby pisać. Oto wiersze o tęsknocie za swoim Beskidem, za rodzinną wsią, za ukochaną połoniną.


Tam, gdzie góry sine,

gdzie góry Karpaty,

hen-hen w Beskidzie niemym,

tam była ojczyzna

moja jedyna,

najukochańsza ze wszystkich.



Od krzywdy bestialskiej,

starego kłamstwa

w gniewie grzmiała ziemia cała,

nadciągało zło do Karpat

nasz ród wysiedlać,

porozsiewać daleko od bliskich.



Pustka nakryła góry,

usychają z tęsknoty bory,

zarastają zdziczałe pola,

a tęsknota-rozłąka -

ciężka moja męka,

w dalekie Karpaty lata.


Po 20 latach (od akcji „Wisła”) odwiedziłem Wetlinę, wszystko zarosło lasem, wtedy w głowie taka refleksja się pojawiła.

…Stoję bezradny,

a żal z krzywdy wyrasta

i ścieli się rdzawo.

Burzany i kwiaty

wyrosły na snach dziecięcych.

Kiedyś ich nie było,

lecz trawa wokół

dzieciństwem pachnie.

Jaka straszna zawierucha

zatańcowała złośliwie

z losem człowieczym…

Stoję bezradny,

a żal z krzywdy wyrasta

i ścieli się rdzawo.

3. Dlaczego nie wyjechali na Ukrainę?:

Stale myślałem o wyjeździe do Ukrainy, mimo, że ona była sowiecką. Ale ja nie patrzyłem na ustrój, patrzyłem na naród. Tak samo tato, gdyby wiedział, że nas wysiedlą, i na dodatek aż nad morze, to, rzecz jasna, pojechałby do Ukrainy. Miał jednak nadzieję, że jakoś przetrzymamy.

(W jaki sposób Ankietowany znalazł się na nauczaniu w Kijowie.) Było ogłoszenie w ”Naszym Słowie”, że można jechać do Kijowa uczyć się. Próbowałem dostać się na ukrainistykę w Warszawie, ale nie zdałem egzaminów. Na drugi rok zdecydowałem, że filologa ze mnie nie będzie, bardziej lubiłem matematykę i szła mi łatwiej, dlatego myślałem o tym, żeby pójść na politechnikę do Gdańska. Ale pojawiło się ogłoszenie, że przyjmują do Ukrainy. Szybko złożyłem papiery, pozdawałem egzaminy, i przyjęli. Do Warszawy nie przyjęli na ukrainistykę, wysłali do Kijowa!

Dużo wrażeń pozostało z Kijowa. Wtedy Rylski jeszcze żył, Tyczyna żył. W tym czasie Tyczyna był już stłamszony, to jasne, Rylski się odradzał. No i moi studenci, tyle że niektórzy poumierali już, studenci którzy byli patriotami, dbali o język, bo ja byłem na filologii ukraińskiej, trzech usunęli za rozmowy patriotyczne.

4. Co w życiu było najważniejsze?:

A kto to wie, co w życiu najważniejsze (śmieje się). Najważniejsze - być człowiekiem, a nie bydlakiem. W czasie wojny doszło do zezwierzęcenia ze wszystkich stron, było zezwierzęcenie niemieckie, stalinowskie, hitlerowskie. Wśród takich potworów musiał pojawić się i nasz potworek. Bo to był taki okres, że z człowieka bestia wychodziła. W okresie pokoju człowiek nie postępowałby w ten sposób. A w czasie wojny, w tamtych okolicznościach…

Jest Polska, jest Ukraina, współpraca pomiędzy nimi jest konieczna. Na tym koncentrowałem się w rozmowach z solidarnościowcami w więzieniu, że Polska powinna współpracować z Ukrainą, a Ukraina – z Polską.

Wałęsa był kiedyś w Koszalinie, zapytali go, „co pan myśli o granicy wschodniej?”. A on: „Ja myślę, że granica wschodnia powinna być otwarta”. Z tego jasno wychodziło, że polska granica ma sięgać daleko na wschód.

Dziś Ukraina ma największy problem z rusyfikacją. Moskalstwo przygnębia człowieka. No i jeszcze ci oligarchowie. Ale oligarchowie są wszędzie - w Ameryce, w Kanadzie. To jest oligarchiczny ustrój.

5. Dlaczego Was przesiedlili?:

Nie wiem. Ogólnie rzecz biorąc, myślę, że był to przejaw szczególnej zawziętości (Polaków), skierowanej przeciwko Ukraińcom jako takim. Ta liczba ludzi którzy pozostali (po przesiedleniu do Ukrainy) nie stanowiła żadnego zagrożenia dla Polski. Po tym, gdy rzucili (do Zakierzońskiego Kraju) cztery dywizje, UPA przechodziła do Związku Sowieckiego lub do Czechosłowacji (i dalej do Niemiec). Nie było już szans na prowadzenie jakichkolwiek operacji wojskowych, dlatego decyzja o wysiedleniu (ludności cywilnej) była pozbawiona sensu.

A czy, przykładowo, był sens aby mnie internować? Przecież nie należałem do żadnej partii. Co, taką ważną byłem osobistością? Mimo to jestem im wdzięczny, że mnie internowali, bo oni najwyżej ocenili moje słowo (podstawą do internowania były rozmowy Ankietowanego w ukraińskim klubie w Koszalinie, między innymi na temat nieuniknionego rozpadu ZSRS). Nasza społeczność w Koszalinie, nasi ludzie w Toronto nie ocenili mnie tak wysoko, jak UB w Koszalinie. Dlatego mówię, że jestem im wdzięczny za to internowanie, za to, że w ten sposób otworzyli mi drogę do Kanady.

G. UWAGI
1. Dodatkowe informacje: Słowo do pokoleń Ukraińców, które nadejdą w przyszłości

Kręci mnie historia. Wielokrotnie przekopałem się przez naszą historię. Byłem odpowiednio odporny na stalinowską dyktaturę, na polską nacjonalistyczną dyktaturę dlatego, że znałem historię. Franko pisał tak: gdy grudka śniegu zaczyna toczyć się z góry, to nabiera siły i wagi. Franko odnosił to do Kotlarewskiego. Ja natomiast odnoszę do Szewczenki. Od czasu, gdy Szewczenko wyszedł ze swoim słowem - ono wciąż się rozwija. Ilu ludzi Stalin zniszczył głodem? Ale nie zniszczył narodu. To niemożliwe, to z kategorii fantazji.

Mówiłem wcześniej o Polaku, który twierdził, że Kijów to nasza ziemia. Moskale też mają takie imperialne mrzonki. Oni muszą najpierw zebrać siły, żeby u siebie zaprowadzić ludzki ustrój. Moskwa zawsze odpycha. Powiedzmy, dlaczego Janukowicz nie idzie do Moskwy? Nie dlatego, że nie chce, a dlatego, że nie może. Nasza historia trzyma ludzi przy swoich korzeniach. Nasza historia będzie rozwijać się dalej, nie ma na to rady.

Pragnąłbym, żeby przyszłe pokolenia uczyły się historii, żeby nie zatracały pamięci historycznej. Dlaczego nam tak źle? Duże imperium Ruś Kijowska rozpadło się i nasz naród utracił pamięć historyczną. Gdybyż to można było odrodzić tę pamięć, tak jak Polacy to zrobili! Łokietek w Olkuszu czy gdzieś tam w jaskiniach siedział, ale był nosicielem idei, że jest królem. A u nas pamięć zatraciła się, dlatego jest tak jak jest...

Ta nasza pamięć historyczna (w ostatnim czasie) odradza się, to proces, który idzie do przodu, ale może też iść wstecz. Juszczenko wyrwał się za daleko do przodu, Janukowicz ciągnie teraz do tyłu, ale do Rosji też nie może pójść - Putin odpycha. Bo nie da się prowadzić biznesu z Putinem. Zamiast z Rosją Ukrainie jest wygodniej prowadzić biznes z Europą Zachodnią.

Dziękuję panu za rozmowę.

Wszystkiego dobrego!

Wideowywiad Romana Kryka, tłumaczenie z ukraińskiego i opracowanie Katarzyny Bedryczuk




 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta українська
A. ОСНОВНІ ДАНІ
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
Г. НОВЕ МІСЦЕ
Д. КОНТАКТИ З УПA
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
 
A. ОСНОВНІ ДАНІ
1. Дата анкетування: 13.03.2012 2. Номер анкети: 0257
3. Прізвище, ім’я, по-батькові: Колесар Станко (Євстахій, поль. записаний Станислав), с. Миколи та Катерини з д. Гільшанська. Обидвоє родом з Ветлини.

Торонто
Canada - Канада
4. Дата народження: 25.12.1933 5. Місце народження: Ветлина.
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
1.1. Місце проживання до переселення: Ветлина.
1.2. Місце проживання до переселення:

Після переселення прийшов тато до ґміни, щоб нас замельдувати (прописати). Ну і каже «Станко» (моє ім’я). У Ветлині було таке ім'я «Станко». Як cаме священик записав – ми не знали. А урядовець в ґміні в Свєшині каже «nie ma takiego imienia, będzie Stanisław» (немає такого імені, буде Станіслав). І записав «Станіслав». Набагато пізніше я довідався, що священик записав мене «Євстахій». Отже, якби тато знав, як священик записав, сказав би «Євстахій», так як правильно воно повинно бути. Тому мене в Києві і всюди знають як Станко, з наголосом на «о».

Призвіще, думаю, пішло від «колеса». Мій дід був ґазда, і тато був з ґаздівства…

Довоєнна Ветлина це було велике село, поділене на три частини. Одна частина називалася Старе Село. Там де я жив, де була церква і кооператива, там було Заброддя, за бродом, і третя частина - Восада, малося на увазі «осаду», але в нас казали «восада». Мешканців там було понад тисячу, десь 200 хат. Це було велике село, яке тягнулося 7 км. Тепер все позаростало лісом. Колись під самі верхи гір були поля, а тепер до самої дороги все заросло лісом, людей нема...

Була чотирикласна школа. Навчалися шість років, бо третій клас робилося два роки, і четвертий два роки. То була т.зв. народна школа. Я закінчив два роки третього класу, загалом чотири роки я ходив до школи в Ветлині. Я ходив до школи вже за німців, так що я вивчав німецьку мову і українську.

Це було компактне українське село. В нас люди називали себе русинами, але від часу Закарпатської України в 1938 році молоде покоління признавало себе українцями. Тобто, ніхто не робив різниці, оскільки українці і русини це був один і той сам нарід, ніхто в нас не робив розділення. Я і до сьогодні так кажу: я є русин, але мій народ признав себе українцями, то я є українець.

Події на Закарпатті дуже вплинули на свідомість, бо село знаходилося під самим Бескидом. Через Мочарни (Мочари?) йшлося до сусіднього села Новоселиця (Nova Sedlica), сьогодні в Словаччині – а на ліво – Стужиця (нині в Україні). Під самою горою Равкою сьогодні сходяться три кордони: словацький, польський і український.

У нас люди всі знали, що наше духовне життя є туди, до Львова. Бо «мазури», то вони всі туди, до Кракова, в нас поляків називали мазурами, мабуть від (слова) Мазовше, а ми, русини, належимо до Львова, до Києва.

Мій тато завжди мав портрет Шевченка. Навіть на стіні був такий маленкий портретик. Перед самим виселенням офіцер польський зайшов до нашої хати, запитав, хто то є? Якби тато сказав, що то Шевченко, то його щонайменше побили б. Тато сказав: «то мій дід». А офіцер польський Шевченка мабуть не знав, і так вийшло. Такі страшні були репресії, що навіть за Шевченка можна було стратити життя.

Ми того Шевченка з собою не забрали. Всі підручники, шкільні свідоцтва, все ми спалили, тому що тоді могла вижити лише та людина, яка була темна, неписьменна. Отже, українські підручники які я мав, з яких я вчився в школі, всі вони були спалені, бо ми боялися репресій.

А тато про Шевченка довідався від вчителя, який був в селі, Лопух Станко. Він пропагував цю свідомість серед людей. Був продавцем в кооперативі, значить в крамниці. Він пропагував не лише Шевченка, але і Франка. Тато знав Шевченка і Франка. «Франка – казав – попи не люблять, але тримають його на стіні.» (сміється)

Був неписьменний, потім сам навчився. Колись тато йшов дорогою увечері, а з другої сторони йшов польський поліцейський і мабуть злякався чи що, бо для нього то було чуже село, і запитав «kto idzie?» (Хто йде?). А тато каже: «та я!». «Co za ja?» (Що за «я» таке?). Тато тоді служив у отця-пароха, каже: «Та я, слуга отця-пароха! Ви що, мене не впізнали?» (бо поліцейські польські знали всіх). А поліцейський каже: «A kto by każdego durnia poznawał!» (А хто б кожного дурня пізнавав!). Ну, якщо обізвав його від «дурня», тоді тато вирішив – так розповідав – що не хоче бути дурнем. Самотужки навчився літер.

Коли Станко Лопух пропагував газету, то тато оплатив українську газету зі Львова, бо мав трохи грошей. Приходило «Нове Село». Часом газета приходила з порожнею цілою шпальтою. Якщо цензура щось скреслювала, то редакція не заповнювала це місце іншим матеріалом, тільки пускала порожню сторінку. І тато знав, що щось там поліція скреслила, о! Знаєте, це такі картинки про зростання національної свідомості. «Щось там цензура скреслила...» І тоді уважно слухав того Станка, що він говорить.

Тато мав ще таку колізію. Коли загинули Данилишин і Білас, то він спровадив (мабуть за намовою Станка, бо тато не мав такого сприту і такої великої свідомості) 15 портретів Данилишина і Біласа. Зацікавилась поліція: чого він то спровадив? Хто його до цього намовив? Тато не признавався, казав що сам так вирішив. «Сам! Сам то ти собі один портрет міг замовити, а ти замовив 15!» Тато виправдовувався тим, що це прийшло зі Львова, а отже пройшло цензуру. «То все зі Львова, офіційно!» «Но так – каже поліцейський – але ж 15! Для кого ти це замовив?» Але тато не признавався і вони тоді його ще раз вибили, вдарили в обличчя, по-польськи це називалося «w mordę dać». Так ось польська поліція виховувала нашу національну свідомість.


Останнім священиком у нас був Бучко, імені не пам’ятаю. Він ховався разом з нами в лісі. Потім був переселений до України. В патріотичному плані священик Бучко був таким собі... Був неодружений, бо перед ним був священик Осідач, який мав родину, мав дочок, які за німців вели садочок. До того садочка і я ходив. Нас вчили різних творів на сцену, прикладово «Два півники, два півники горох молотили…». Я там був Круком. «Злетів Крук, хопив друк і став розганяти», і я всіх виганяв зі сцени...

Ці дочки були патріотично налаштовані, бо перед війною вони закінчили гімназію в Перемишлі. Надія і Ольга. В 1945 році їх забрало НКВД в Сибір. Не мали жодних доказів, що вони були пов’язані з підпіллям, вистачило того, що вони закінчили перемиську гімназію і що вони були освічені. Для НКВД цього було достатньо. Надія пізніше нас відвідала в Кошаліні, коли повернулася з Сибіру. Дуже дивувалася, і радувалася, що я, з такої бідної родини, але читаю книжки (я мав тоді багато книжок, також з України) і багато знаю. «Звідки ви то все знаєте!», дивувалася. Вона до мене на «ви» зверталася, хоч не повинна була, бо вона була старша, а в Ветлині то я був ще дитина. Страшні репресії. Її батько помер ще в Ветлині, що сталося з мамою – не пам’ятаю.

2. Вік на момент переселення: 14 3. Віросповідання: Греко-католицьке.
4. Кількість людей в родині на момент переселення:

5 осіб: тато Микола, мама Катерина, середульший брат Михайло, я Станко, і ще був з нами син тітки Митро (Дмитро) Гільшанський, бо вона померла.

5. Скільки осіб лишилося: Найстарший брат Василь був в УПА.
6. Скільки осіб переселено: 5
7. Скільки осіб пропало безвісти:

Ніхто не пропав.

На роботи до Німеччини взяли Михайла Колесара, це тітчин син (одна тітка була Гільшанська, а інша Колесар). Йому було 16 років, а тітка коморувала. Війт прийшов до тітки і каже: «Марисю! Твій син і так поневіряється по чужих хатах, а як поїде до Німеччини, то там буде мати роботу, харчування і все інше». Тітка погодилася. Він був в Австрії біля містечка Кляґенфурт. Звідтам дістався до (польської) армії Андерса і з Андерсом примандрував до Англії. Жив у містечку Ноттінгем, я навідав його з візитом.

Тітка коморувала, то значить жила по хатах. У нас були такі комірники. Є такий польський письменник Оркан, то у нього є твір «Komornicy», там саме про таких людей ідеться. Тітка не мала свого дому, не мала нічого свого, жила поміж людьми, служила і в той спосіб жила. Мала сина... Вона, правду кажучи, прийшла зі своїм нареченим до священика Козака давати на заповіді, а священик каже до того нареченого, бо він був ґаздівський син, а вона була наймичка, отже каже: «то як, голу береш!». І не дав на заповіді. Запрацював тут старший брат нареченого, і ґазда (батько), який хотів невістку з багатої родини. Тобто родина спротивилась, а священик помагав. Бо грало роль соціальне положення, дуже сильно. Сьогодні це не має значення. А тоді соціальна нерівність була дуже сильна.

8. Скільки осіб іншої національності жило в селі:

Поляків не було зовсім, була тільки польська поліція, так звані «фінанси». Їх діти (тих поліцаїв) ходили навіть до нашої школи.

Поліція була прислана з Польщі. То був Блажеяк, Блащ чи Блащик, Карпінскі і ще один там був з ними. Вони жили в своєму домі, в селі була побудована пляцівка (поліцейський участок), такий палац і там жила поліція.

Була одна жінка (полька), але вона також була не місцева, прийшла звідкись – не знаю звідки.

Були жиди: Шимко Фельд, він був орендарем. Але його забрали німці до ґетта, до Сянока. З того часу ми про нього нічого не знали. Якогось конфлікту з ним не було.

9. Стан відносин з ними:

Вони (місцева польська поліція) особливо вдавалися до репресій в часі Закарпатської України. Бо мої два стрики – Гриць і Іван – пішли на Закарпаття (воювати). В зв'язку з тим мого батька брали на поліцію і били. Брали на поліцію навіть людей, які пішли до лісу рубати дерево. Закидали їм, що вони втікали на Закарпаття, то брали їх на плацівку (поліцейський участок) і били. То були люди зі Смерека, з сусіднього села.

У одного знайшли шкіру з дика (кабана). Забрали його на плацівку і били в спосіб... Його звали Муха, люди прозивали «Гаврила». Били, щоб зізнався, що має рушницю, а він її не мав. Молодший брат приніс шкіру з дика (кабана) додому. Бо у наших лісах було повно звірів, і люди полювали без дозволу пана, до якого належали ліси. Це була так звана «рапшіцерка», значить незаконно полювали на звірів. Думали, що той чоловік хоче втекти на Закарпаття, а насправді він був неписьменний, він був ґазда, він був навіть не дуже розгорнений (кмітливий). Вони його били, а потім він прийшов додому і помер від того побиття. Так що був такий інцидент в Ветлині, який насторожив усіх людей і який сприяв ростові національної свідомості. Бо найбільше нагнала національну свідомість у Ветлині власне польська поліція.

Вони (поліціянти) і мого тата теж побили, бо мій тато ким був? Несвідомим русином. Але як його польська поліція побила, то він став українцем.

Був в селі хлопець, свідомий, молодший від мого тата, називався Станко Лопух. І він поширював свідомість в селі. Отже, відтоді як мій тато був побитий поліцією, він все слухав, що той Станко говорить. А Станко говорив, що (поляки) то зайди, що вони прийшли нас гнобити і репресувати і т.д. То такий приклад росту свідомості.

(Можна отже сказати, що у взаєминах між українським населенням Ветлини та польською владою іскри йшли вже з 1938 року.) Так, від Закарпаття, а до цього часу нічого такого не було. Незалежно від усього іншого (національна) свідомість в селі все одно наростала – чи в той, чи в інший спосіб. У нас був вчитель Тимошик (Тимощук). Він з людьми розмовляв на всякі теми, про урожай чи інші сільські справи, які ґаздів цікавили. А при тому він теж поширював трохи свідомість. Він навчив нас (поза школою) співати «Ще не вмерла…». Пізніше поліція довідалась, що він ширить не те, що треба, то його перенесли в інше село, якесь таке, казали, глухе, де сонце не доходить (в нас коломийка була: «Віддалась ня моя мати, та в таке селище, що там сонце не доходить, тільки вітер свище»). Отже, перенесли його за те, що він ширив національну свідомість. Але вчителя мало хто слухав, дослухатися до вчителя почали тоді, коли почала діяти польська поліція.

(Тобто бити вони вже тоді любили.) О, так! Кажу, цього чоловіка (Муху), несвідомого, невинного... Адже вони могли дослідити, чи є для цього підстави? Адже всі на селі знали, що він цієї рушниці не має. Но йшов його брат з лісу, надибав шкіру з дика і приніс додому. Проте поліція не досліджувала, тільки била, бо то русин. Русина можна бити.

І справедливості в суді нема... Саме. В Балигороді, де була судова установа, мій батько шукав справедливість, але тому, хто його побив, суд зробив лише зауваженння, тобто він міг далі бити того русина, а потім йому зроблять зауваження і все! Отже, суд і уряд давали поліції можливість проводити репресії.

Свідомість наростала... Чому мій батько став таким свідомим? Він був одним із перших патріотів у Ветлині. Став таким тому, що не знайшов справедливості в уряді. Тато весь час потім казав: нам нема життя в польській державі.

10. Опишіть залишений Вами маєток:

Ми жили дуже бідно, бо мама мала 4 морґи поля від свого батька. А тато мав ґаздівство, але воно було запропащене, бо дідо виїхав до Америки і не повернувся до дітей, так що фактично тато і мама жили як сироти. Мама була круглою сиротою, а тато… Його батько виїхав до Америки і там завів іншу родину, і тому тато жив як сирота, бо його мама померла.

З часом тато отримав роботу у панському дворі, спочатку як фірман, потім як гайовий (доглядач лісу). У зв'язку з тим, що він як гайовий працював у дворі (маєтку), а пан, Бучар, був австрійцем, він давав батькові гарний шматок поля під управу. Тому ми біди вже не мали, бо управляли панське поле і своє. Коня не мали. Тато хотів коня залагодити, але почалась війна і було не до того. Він мав трохи грошей і наймав собі коня, адже до самого повернення фронту в 1944 році він був гайовим (і йому платили за це)..

Дім наш був старий, була звичайна хата під стріхою. У нас була кімнатка, сіни, стайня, боїще, отаке. Все під одним дахом, навіть багатші люди так тоді будували, а уже ближче до війни почали ставити трохи інші хати, під бляхою вже була хата, так що нове покоління вже починало щось іншого. А так… жили традиційно, від діда-прадіда.

Лісу не мали.

В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
1. Коли Вас вивезли? Десь 11 червня 1947 року. 2. Коли Вас привезли? Ми були два тижні в дорозі.
3.1. Маршрут переїзду: Ветлина – підводи – Тісна – підводи, автомашини – Лукавець – потяг - Осьвєнцім – потяг - Кошалін – підводи - Мєжино
3.2. Маршрут переїзду:

Нас виселяли тричі. В 1945 році військо було ще не зорганізоване, прийшли, сказали: «Macie las, to się schowajcie» (Маєте ліс, то заховайтеся).

В 1946 році пішла вістка по селу, що йде військо виселяти. Мама вхопила корову, тато другу, ми талабути взяли і втікали уздовж потоку і далі на гору Явірник. І з гори ми дивилися, що буде робити військо, як зайде до села. В лісі був і священик. Старосільці були на одній горі, ми були на іншій, а восадці були на третій горі. І ми дивилися. Я теж прибігав на грань гори і з-під дерев ми дивилися, що буде робити військо, як ввійде в село, а там немає людей. Цей момент описаний в книжці Місили «Репатріація чи депортація».

Отже, військо прийшло, зайшло до села і... підпалило хати. За рікою була хата, то він (польський вояк) з головнею біг і підпалював. Підпалили, Старе Село згоріло повністю, 48 хат. Старосільці, дивлячись, що їх маєток горить, кажуть: вони нам тут жити не дадуть. І вийшли з ліса на поля і просто до війська в руки. А восадці кажуть: так, вони нам тут жити не дадуть, але ми в польські руки не підемо. Вночі зібралися і подалися з Ветлини на Береги, Насічне, Дверник, у Двернику вже був кордон, там вони перейшли Сян і подалися до совітів.

А ми, забрідці... Мій тато сказав (тому що мій старший брат Василь був в партизанах): ви всі їдьте (в Україну), а я не поїду. Тато розумів, що Василь може повернутися і будемо разом. Там ще один був такий «патріот», підтримав тата. Так що ми, з Заброддя, з цієї найменшої частинки Ветлини, залишились. Не всі, бо наша сусідка (її чоловіка брати в Старому Селі жили), то казала так: «прощай, Касю (моя мама Катерина), брати Івана (чоловіка) їдуть, бо їхнє майно в Старому Селі згоріло, то й ми їдемо». Стільки всього прощання було.

А я бігав на грань дивитися на село, бігав на полянку, біля мене була красива зелень, сонце гріло гарно, а село горіло ясною, як я це окреслюю, розпаччю. Я ці сцени описав і можу вам навіть дати (ідеться про книжку спогадів п. Колесара, «Терпкі роки»).

Значить, Старе Село і Восада поїхали на Україну, а ми кажемо: мусимо йти глибше в ліс, бо від старосільців військо може довідатися, що ми тут сидимо і воно може прийти. Але військо до лісу не йшло. Навіть коли відомо було, що ми там сидимо – не йшло. Але ми все одно пішли далі в ліс і пересиділи до вересня (від червня). Потім вийшли і пішли додому. Ціле літо ми там провели, колиби побудували. Поля були засаджені, засіяні, так що ми могли жати, копати бараболю, вибирати де кращі місця, бо всі поля люди засіяли і позалишали.

Так ось, осінню повернулися додому. Що буде – то буде. Якби в той час прийшло військо виселяти – ми б уже не боронилися. Прийшли додому, а тоді побачили, що в нашій хаті все розвалене, вікна порозбивані, так, неначе якісь надзвичайні варвари прийшли! Квасне молоко було порозливане по стінах, і так далі. Страшна девастація! Ми пішли по хатах у Восаді, навіть аж в Берегах, позбирали речі, які там люди позалишали. І так ми пережили, але увесь час тряслися (переживали), що буде з нами коли військо прийде? Що нам зробить? Але військо прийшло і сказало: «Wy wciąż tutaj!!» (Ви все ще тут!) – дивувалися.

Всю зиму (з 1946 проти 1947) ми були ще у Ветлині. Зимою прийшла сотня «Біра» і квартирувала у нас цілий тиждень, війська адже не було. У нас вдома квартирував сотенний «Бір», з ним був такий високий, високий хлоп (дядько). Він бавився (грався) з нами, хлопчиками, з моїм братом Михайлом і зі мною, і навчив мене грати в шахи. Він завжди давав мені виграти, щоб я тішився, що я в шахи виграв. Мама бідкалася, що вже нема що їсти, а він каже «ми вже скоро підемо, тільки чекаємо на сніг, щоб пішов, щоб наші сліди замів».

На другий рік, в червні 1947 року, одного дня ми проснулися і дивимося, наш сусід іде дорогою, прийшов під наше вікно і каже: «військо нас обступило і збирають хлопів (мужчин) біля хати солтиса, бо капітан хоче нам оголосити вістку». Ми подивилися через інше вікно на гряди, там військові вже палять вогні, всюди військо вже нас обступило.

Тато пішов на те зібрання. Капітан каже, що за три години маємо бути готові до дороги, бо він мусить нас звідси забрати. Тоді виступив такий старий дід: «Пане капітане, ви нас тут постріляйте, а ми звідси не підемо!». Він може не був такий відважний, тільки такий трохи своєрідний... як то дід старий. Капітан був якийсь розважний і каже:

- Діду, ви були в війську?

- Був (він справді був, ще в австрійському).

- А ви знаєте, що таке наказ? Я дістав наказ забрати вас звідси, чи живими, чи мертвими.

Дід подумав та й каже: «от, люди, нема ради, наказ має бути виконаний». Ми правда, і так знали, що нас тут не залишать, і цей дід, напевно, був би не упирався, це була тільки така сценка.

Мама розчинила хліб, хліб не печеться, бо то все вже в нервах. Вже три години минуло... А ми не мали коня, тільки ручний возик. На возик щось там тато укладав, не пам’ятаю, бо я бігав, ходив туди-сюди. Над’їхав стрик зі своїм конем, з Восади, там залишилися три родини. Тато вибіг, каже: «забереш мені щось на свій віз!» А він каже: «ви що, думаєте їхати!?» Тато каже: та то вже нема ради, дивися, обступили нас, ми можемо навіть втекти в ліс, але все одно, вони нам тут жити вже не дадуть, шкода говорити. Тоді стрик подумав-подумав та й каже: «тоді я зараз повернусь, ще своє щось візьму!».

Отже, дочепили ми той возик до чийогось воза (підводи), вже не пам’ятаю до чийого, і так ми їхали. Всі мости були зірвані. Так що їхалося не через мости, а через воду. А у ріці були великі камені. Як в’їхав у ріку, то віз виїхав, а наш возик серед ріки залишився. Але вояки ввійшли в ріку і випхали той возик на берег. Так що військо тоді вже, в 1947 році, мало наказ виселити, і той наказ воно виконувало.

Доїхали ми до лісу між Ветлиною і Смереком, за цілий день ми навіть до сусіднього села не доїхали. І там нас військо залишило в лісі, під смерекою ми ночували, а саме пішло, бо вояки мабуть боялися (лишатися на ніч) в лісі. Вночі тато пішов з одним додому, і взяв ще мішок борошна. Ми могли втікати, військо нас вже не пильнувало. Але ми вже не мали надії, що вони нас там залишать. Скорше чи пізніше і так нас... Зрештою, прикладом того є Никифор з Криниці: він вертався, а вони все його виселяли і виселяли. Страшні репресії.

В цій групі нас було 20 родин. На другий день приїхало військо з возами вже. Так що вже наш той візок і те все забрали на віз. І ми так тими військовими возами доїхали. Дивіться, вони ж могли відразу цими возами приїхати до Ветлини! Але мабуть хотіли, щоб ми якнайбільше всього лишили, щоб поляки з Тісної мали (бо найближче до Ветлини, то поляки аж в Тісній були), бо вони ходили селами і грабували.

На другий день приїхали до Тісної. В Тісній ми переночували ( в самому містечку, під відкритим небом, був якийсь зарінок, якась трава). Наступного дня приїхало авто. Люди їхали возами до Ліська і далі до станції в Лукавиці. А мене якось взяло авто військове. Я перший раз в житті їхав на тому багажнику в авті і дивувався, що воно так швидко їде. Отже, ми доїхали до Балигорода, через Балигород я йшов пішки. Знаю, що я перший раз йшов по міському хіднику (тротуарі)! З Балигорода я йшов босо, бо ми босо бігали, в цьому не було для нас нічого надзвичайного.

Так ось, через Лісько (там немає вокзалу) до Лукавця. Там військо розставило великі шатра і по чотири родини розмістили в одному шатрі. В одному куті одна, в іншому – інша… і так чотири. Там ми жили тиждень, чекали на свій поїзд.

Мій ровесник, мій сусід, пас корову, там був такий пагорб, була трава, він з тою коровою туди пішов. А місцевий поляк… Цю сцену я бачив на власні очі. Не знаю з чого почалося, але я бачив як той поляк палицею бив його по плечах, того хлопчика, якому було як і мені, 13-14 років. Бив і гнав його, аж вояк прийшов і розборонив їх. Але той місцевий поляк взяв корову і вже веде у свою сторону, військовий, правда, йому не дозволив. Якби не військовий, забрав би корову і все. Я це страшно пережив, бо я то все бачив! (Той поляк) лисий був, тільки пелехи мав довкола... Я із здивуванням спостерігав, що той пелехатий місцевий поляк так страшно налаштований проти нас! Проти наших людей, таких бідних, яких виселювали, і він так страшно бив того хлопця. Я не міг собі цього уявити! Це на мене страшно діяло, (ця думка) що також і місцеве польське населення налаштоване проти нас.

Через тиждень нас посадили у вантажні вагони, корови в одному, ми в іншому. Рушили. Ми з братом Михайлом підвісилися на руках і дивилися крізь віконце: О! Сянік! Коросно, Ясло… Ми не знали польських літер, ш (sz), ч (cz), то було нам не відомо, але ми знали німецькі літери. Сянік, Коросно, Ясло… «Йой - каже мій брат Михайло - воно так швидко їде, що за день може цілий світ переїхати!» Я до сьогодні думаю про цю фразу… Той світ, який ми тоді знали, світ від Кракова до Львова, дійсно можна було переїхати за один день.

Дуже довго стояли в Осьвєнцімі. Дід (називався Король) дістав скрипку, каже, я австрійському війську був, багато бачив і не знав, що ще в Осьвєнцімі буду, везуть мене помирати на чужій землі, а я думав спочивати вже в своїй Ветлині. Тому я запам’ятав, що ми їхали через Осьвєнцім.

Ну а пізніше пам’ятаю Катовіце, Сосновіце, Ґлівіце, бо моя мама казала, що звідти десь братанок писав листи, бо його забрали до Червоної Армії. З нашого села в Червоній Армії загинуло 9 хлопців. 9 молодих хлопців загинуло в Червоній Армії за державу Сталіна і за Польську Народну Республіку, а влада в такий спосіб обійшлася з селом! У партизанах в УПА ніхто не загинув, мій один брат був тільки, Василь, і він вижив (сидів в тюрмі потім). Отож, мама казала, що Катовіце – це там, де братанок Іван загинув в Червоній Армії. Та ж то Німеччина вже! Але хтось інший казав, що Катовіце – не Німеччина, Ґлівіце – Німеччина. А пізніше бачимо – Познань! Люди кажуть: «Йой! Що воно нас так возить, раз в Німеччину, раз в Польщу?..».

Потяг затримався десь в полі, трава в рові росла, то люди вийшли і рвали ту траву, щоб корову нагодувати, бо, я забув сказати, в Лукавиці нам дали кілограм хліба на людину, але якщо 5 осіб, то давали 4, тому, що буханець був 2-кілограмовий. Цей хліб трохи нас підрятував, але це було мало, адже ми цілий тиждень їхали. Рвали траву, щоб корів нагодувати, бо корова теж може здохнути від голоду. Не було жодного забезпечення. Одного разу, пам’ятаю, мама рве траву, а тут потяг рушає. Мама біжить... а вантажний вагон має тільки одну сходинку, тато кричить: «тримайся, тримайся», вона вхопилася… Якби пошпоталася і впала, то поранилася б, але якось все закінчилося щасливо.

Мій брат поліз чогось... бо за нашим вагоном було ще не вигасле вогнище, хтось перед нами їхав і залишив, отже він поліз попід вагоном до цього вогнища, наставив барабольку, щоб варилася на цьому вогнищі. Повертався звідтам, тільки виліз з-під колеса і раптово потяг рушив. Той момент я пам’ятаю. Він тільки з-під колеса, а тут трррр... По рейці колесо залізне зашурхотіло. Навіть сьогодні, коли згадую цю картинку - серце завмирає.

Їхали ми у критому вантажному вагоні. Разом з нами ще три родини були, чотири кути – чотири родини. Був Кімак... Хто ще? Не пам’ятаю. Той Король, що на скрипці грав в Освенцімі, був з іншого вагону. Вагонів було багато, але я не рахував скільки точно.

Нарешті ми приїхали до Кошаліна. В Кошаліні нас порозподіляли... Уряд за нами відправив вози (підводи) і кожен поїхав в іншу сторону. Нас було три родини: Король Станко, мій стрик Гриць і ми. Везли нас дорогою, Короля залишили в Конікові біля Кошаліна, стрика залишили в наступному селі у Радушках, а нас повезли через поле до «забитого дошками» (де дідько на добраніч каже) сільця, до Мєжина.

4. Чи Ви знали куди їдете?

Як нас виселяли, то капітан казав, що везуть нас до моря, чи щось таке. То люди відразу вирішили, що будуть нас топити.

5. Чи хто-небудь з Вашої родини повернувся в рідні сторони?

З моєї родини – ні. Але з мого села повернувся Дзюнич, його діти дотепер у Ветлині. Мій тато хотів повернутися і вже був у Ветлині, і вже працював там у лісі, але приїхав на Різдво додому до Кошаліна і каже так: «Михайло не буде ґаздою, Станко тим більше не буде ґаздою, бо пішов в школи, тоді для кого я буду мордуватися?». І відмовився.

Мама всією силою хотіла повернутися, страшно хотіла. Я одного разу навіть запитав у неї: «Мамо, ви хочете повертати?», мама відповіла: «Синку, я би рачки лізла...». В той час уже навіть нужди не було, але вона (думками) жила там. І я також... Навіть віршик написав про це, що моя душа і вся свідомість – там. В Кошаліні мені це снилося, бо я все життя там… під Бескидом. Якщо навіть я, який (в 1947 році) мав 14 років, настільки душевно відчуваю (свою землю), то мама тим більше. Казала, що рачки лізла б, щоб тільки там бути...

6.1. Речі які Ви привезли з собою (Релігійні)?: Не пам’ятаю.
6.2. Речі які Ви привезли з собою (Побутового вжитку)?: Не пам’ятаю.
6.3. Речі які Ви привезли з собою (Речі особисті)?:

Маю свою світлину з дитинства, братові якось вдалось вберегти, більше нічого.

6.4. Речі які Ви привезли з собою (Документи)?: Ні.
6.5. Речі які Ви привезли з собою (Інші)?:

Мішок муки, мішок зерна (бо як приїдемо десь, то може треба буде посіяти). Що там ще було – не пам’ятаю.

7. Які з них збереглися?

Нічого крім світлини. Шкільні свідоцтва, підручники, все ми спалили. То було спільне рішення, тата і наше, ми знали, як тільки військо побачить українську книжку… То є воєнний стан, знаєте. Військо тоді не несло відповідальності за вбивство людини. Отже, прийде якийсь нетерпимець і може застрілити і по всьому. Може написати в рапорті, що на нього напали.

8. Чи могли б Ви передати їх (повністю або частково) для музею? Копії світлин, дві мого авторства книжки.
9. Чи заховали Ви які-небудь предмети в місті звідки Вас вивезли? Ні.
Г. НОВЕ МІСЦЕ
1. Куди Вас переселили? Мєжино.
2. Які умови Вам надали?

Землі нам дали, здається, стільки, скільки хто хотів. Село було маленьке, далеко від світу.

Той чоловік (від уряду) привіз нас до хати – це був великий німецький дім, кімнат багато, були вікна, двері, підлоги, все, а ціле господарство в повній руїні: немає стайні, нема де корову прив’язати, нема де сіно зберігати. Для ґаздівства дім не має більшого значення, значення мають господарчі будинки. Була цегла. Тато сказав: «то я з неї збудую піч», відтоді мама пекла там хліб.

Цей чоловік виявився доброю людиною, звали Данилевич, так виглядало, що він теж українець. Він каже: у вас тут в криниці вода паскудна, тому що близько гноївки, можете воду брати в мене, а мені потрібен пастушок, щоб він пас вашу корову, і мою корову на моїй луці. Так що цю проблему ми мали відразу розв’язану. А далі ми всі пішли на різні роботи.

3. Яку картину Ви побачили на новому місці?

Корову прив’язали на цементі, бо не згоріла лише частинка даху над парником, чи що там німці мали. Там була черепиця і цемент. Мама каже: «та йо-йой, вона тут вкалічіє на цементі!».

Якось прижилися, головно завдяки тому, що люди брали нас на роботу. Брат пас корову у одного ґазди, я пас у другого, мама й тато, і тітка, яка з нами була, ходили до роботи до людей, до поляків, які присіли на німецьких господарствах. І вони ґаздували так як німці, вони наймали людей на роботу і так далі.

Через певний час виявилося навіть, що там є українець, Ковальчик, бо до нас прийшов його син, він був на роботах в Німеччині, але то довго розказувати.

Задзвонив дзвоник - тітка клякнула і молиться. А тато каже: «та хто знає, що це за дзвоник, та то напевно не церковний». Тітка каже: «та не церковний, зрозуміло, що тут костели, а не церкви!». Тітка пішла у розвідку, приходить і розповідає, що там за високим живоплотом повно німців! Дзвонили, щоб вони виходили на роботу. Німців зігнали в ґетто. Так що вони тільки в цьому господарстві перебували і там працювали. Їм не можна було ні до школи, просто ніде.

А нас взяли до школи. Прийшла вчителька і сказала: «do bandy was jest, a do szkoły was nie ma!» (До банди записуватися у вас є бажаючі, а до школи немає!). Мого батька це сильно вразило: «Як! Я не хочу, щоб мої діти вчилися!». Повів нас до школи. Каже: «Станко був в третьому класі, то я його запишу до другого, а Михайло був в четвертому, то я його запишу до третього». І так нас записав.

Прийшов я до школи, а там все таке маленьке, а я вже великий… Я не міг коліна змістити під лавкою. Та й по-польски я не вмів говорити, так сидів, терпів. То було страшне пережиття, але поволі, поволі якось… Я вже у Ветлині знав ділення і множення, а вони в другому класі тільки додавали і віднімали. То я своєму сусідові (називався Мадера) показав як я можу ділити і множити. А він каже: «To on zna taką matematykę, że nasza pani takiej nie zna!» (Він знає таку математику, якої наша вчителька не знає!). Бо та пані (вчителька) була… вона навіть по-польськи слабо розмовляла, часом язик злітав на російську, чи що. Вона була переселеною полькою, з Сибіру чи десь звідтам, зі сходу. Бо то були «великі поляки», які верталися (на батьківщину). Були навіть такі поляки, які польською не вміли говорити.

З німцями я навіть подружився завдяки тому, що вони пасли корів і ми пасли корів (поляки не пасли). Вони пізніше повиїжджали до Західної Німеччини. Згодом, коли я вже в воєвідському (обласному) управлінні в Кошаліні працював, то навіть прийшов один полагоджувати документи (на виїзд). Я зустрів його в коридорі. Він вже навіть досить добре володів польською, каже: «Wyjeżdżam do Hamburga» (Переїжджаю до Гамбурга). Я кажу: «Так, ваша держава дбає про вас, а в нас нема держави, нема кому за нас подбати». Я з ним дуже щиро поговорив. Він нам пояснював ще на пасовиську в Мєжині: «Ми не є німці, ми є дойч!». Вони гнівалися, що поляки і ми казали на них «німці». Не любили цього слова. Вони були позбавлені всіх прав, не були громадянами (Польщі). Не знаю, як пізніше до них ставилися, оскільки ми прожили в Мєжині лише 2,5 роки.

4. Чи зазнавали ви утисків на новому місці?

«Наші» приїжджі поляки були різні, точно не знаю, сусіди були з познанського (воєвідства, області), так що вони не мали антиукраїнського упередження. Наш чоловік навіть працював у них і настроював собі радіо на Голос Америки українською, в хаті цих Вєжбовскіх, на їхньому радіо. Вони мали комплекс німецький. Я з їхнім синком ходив до школи. Він ніколи не говорив «Niemcy» (німці), лише «mniemcy» (мнємці) і «мнємчиків» він готовий був бити.

Найгірші полякі, то «забуговці», ті, що приїхали з-за Буга. Насміювалися часом (з українців). Одного разу я підійшов до ставка і дивився, як там ковзалися люди на ковзанах. Мені це було цікаво, бо я не мав надії придбати власні ковзани. Ґроховскі, з-за Буга, каже до іншого, до Вєжбоского Едика: «Bij Ukraińca!» (Бий українця!), тобто мене. Але Едик не пішов бити, бо він мав комплекс німецький, не український. Але я налякався трохи і відійшов звідтам, бо нікого зі старших людей не було близько. Отак цей Ґроховскі реагував на вид українця.

Ну і насміювалися. Наприклад, був з Лукова чоловік, переселений до Мєжина, мав коня, нашого, гірського, маленького, а німецькі були великі коні. Поляк Садовскі сміявся: «To tak wyglądają ukraińskie konie!» (Он які українські коні!). Лукове знаходилося близько до Загір'я, тому мешканці ще з довоєнного періоду знали польську мову, тому цей чоловік зміг відповісти цьому полякові. Сказав: «To są, proszę pana, polskie konie, a te, co pan ma, to są niemieckie konie» (Це, прошу пана, польські коні, а ті, що ви маєте, то німецькі коні).

Мій тато був маломовний, а по-польськи взагалі не «мовний». Одного разу Садовскі, чи може то був Ґавор, каже: «Ukrainy nigdy nie było. Skąd się wzięła ta Ukraina?» (України ніколи не було. Звідки взялася та Україна?). Це було під час копання торфу. Я то слухав, потерпав, що тато не вміє по-польски відповісти. Але тато врешті коротко каже: «A skąd to pan może wiedzieć? (А звідки ви це можете знати?). Тобто, він йому дав зрозуміти: ти такий самий темний, як і я, а стверджуєш Бог зна що.

Але чим далі, тим більше ми опановували польську мову, особливо ми, діти, ми її скоро опанували досконало. Коли в 1949 році ми перейшли вже до Кошаліна до п'ятого класу, то досконало говорили, ми вже самі пішли, записалися в школу. Вже не було проблеми.

З боку влади репресій ми не відчували, знаєте, неписьменні... (сміється). Хіба те, що не давали податкової пільги, а повинні були дати, бо тут людина без коня, без нічого. У нас була корова і ялівка, за ялівку тато думав собі коня придбати, а вони нам повідомили, що ялівку забирають за податок. Тато не вмів ані написати заяву, ані нічого. Вони в ґміні (в районі) в Свєшині знали, що то бідне, що то приїждже. Жодної скидки не було, тільки податок плати і все. Отже, ми тоді вирішили...

Бо як нас (навесні 1947 р.) привезли до Кошаліна, то можна було піти або до маєтку (колгоспу, польською - пеґеер), тоді пеґеер називали «маєток», або на господарство, тато тоді сказав: «До маєтку я завжди встигну, я спробую як то буде на господарстві».

(Після випадку з ялівкою) тато вирішив – все! З ґаздівства нашого нічого не буде, втікаємо ближче до міста. Каже: «я буду в маєтку працювати, а хлопці підуть до міста собі на заробітки, будуть вільні». Так і сталося. Знайшли маєток біля самого Кошаліна. І туди ми втекли (то було в 1949 році). Маєток пізніше став пеґеером, а коли ми поселялися, то він був ще під адміністрацією міста, управа ним керувала, з самого Кошаліна.

Ялівку нам, врешті-решт, не забрали, тому, що ми втекли. Ми замовили з того маєтку з-під Кошаліна підводи, прийшли три вози і забрали нас з усіма речами до маєтку. Проблема була лише та, що не хотіли нас виписати зі Свєшина (де була наша ґміна). Тато пішов виписуватися, а там казали: «Як так! Вам не вільно було міняти місце проживання». Але керівник того маєтку біля Кошаліна написав посвідчення, що їм потрібен робітник і так далі. Коли з цим посвідченням тато пішов до ґміни, то вже його виписали.

Дім (в Мєжині) ми залишили, там залишилася тітка і ще одна жінка з наших людей. В той час в Кошаліні було повно порозвалюваних домів. Невеликий ремонт – і вже можна було мешкати. Це був дім в Кошаліні. Маєток зробив невеликий ремонт і ми вже мали де жити. Той дім нам не дали на власність, ми згодом багато разів міняли місце проживання (в Кошаліні). Мій брат є зараз в Кошаліні, але він має власне помешкання за яке заплатив.

Як було в школі. Четвертий і п'ятий клас навчали разом. Прийшов священик на урок релігії. Перше що зробив – сказав таке: «Kto grekokatolik – wstańcie!» (Хто греко-католик – вставай!). Я дивлюсь на Михайла, бо він старший: що він зробить, те і я зроблю. Михайло встав, як гора, тоді я за ним. Тільки нас двох встало. «No to siadajcie» (Тоді сідайте). А там було багато наших людей, багато наших учнів, але ніхто з них не встав. І відтоді, як священик поставив нас під таку репресію, під pręgierz (це польське слово найкраще відображає цю ситуацію) (pręgierz – стовп ганьби), адже, дивіться, там було два класи разом, багато дітей, чимало з них потім прозивали нас: «Ty Ukraińcu! Ty bandyto!». З цього часу я на релігію не ходив. Таким ось чином польський священик мене усунув від релігії. Я це дуже переживав, адже я вірив в Бога і хотів ходити на релігію. Оцього «Ty Ukraińcu! Ty bandyto!», яке ми постійно чули біля себе, ми позбулися тільки коли переїхали до Кошаліна, там загубилися у многолюдді.

Батьки поховані в Кошаліні, напис на могилі зробили польською. Ми не хотіли (українською), тому, що там був наш священик, Пирчак, свою маму поховав і написав на могилі українською і через це цю могилу постійно чимось мазали, хрест перевертали. Ірина, сестра моєї жінки Люби, теж померла і швагер написав по-польськи, і тільки маленькими літерами (українською) «Вічна їй пам'ять». Одного разу приходить, а там хрест повалений. Так що (поляки) як побачать напис на могилі українською – валять. Тому ми рішили, що напишемо по-польськи і все. І так значення має те, що я написав, що залишиться для нащадків, а не щось іншого.

5. Де і коли ви почали відвідувати церкву?

Дуже багато часу пройшло (поки ми попали на свою відправу). Мама переживала, що вона довго не сповідана і все інше. Зговорилася з дочкою сусіда Вєжбовского і вона сказала, що забере нас до Кошаліна. Бо ми так довго не сповідалися, буде соромно потім сказати священикові, коли запитає про останню сповідь. Ну і вона нас забрала до Кошаліна, та Вєжбовска, так про нас подбала гарно.

Михайло хотів йти першим до сповідальниці. Пішов. Приклякнув і зараз встав. Я його питаю: вже висповідався! А Михайло каже, що не приймають сповіді! Хочуть якийсь листочок. Та Вєжбовска дуже переживала, коли довідалася, що не вдалося. «Następnym razem się uda» (Наступного разу вдасться). Ми прийшли додому і мама каже: «що за дурний священик!». Тоді мені полегшало, подумав, якщо вже мама так каже, то якось воно буде! Бо я дуже переживав через те, що так довго не сповідався. А тато каже: «та... священики думають, що все лишилося як до війни, а того вже немає».

Щодо нашого священика... Прийшов 1955 рік. Почали де-не-де появлятися наші священики. Скажімо, відправа була в Славні, всі наші люди їхали, потягом, по-своєму говорили, співали… Я був перший раз у селі Конькова поблизу Кошаліна. Пішла чутка, що там є наш священик, наша відправа. Я подався з мамою, мама хотіла дотиснутися досередени (це був маленький костелик), але не вийшло, повно людей було! Повно, всередині ще й довкола цього костелика. Я чув розмови, люди говорили: хочемо повертатися (в свої сторони). Там я пішов до сповіді. Своєму священикові я все пояснив (чому так довго не сповідався). Він сказав, що то така біда, але треба розуміти, що костел і церква то все одно дім Божий, треба ходити до костела, якщо не маєте можливості до церкви. В цей спосіб він мене заспокоював.

6. Як склалася доля Ваших дітей та рідних?

З Любою, моєю майбутньою дружиною, ми жили в Кошаліні напроти. Ми з її батьками зналися віддавна, моя мама до її мами ходила побесідувати, бо ми переселенці. В Кошаліні була вулиця Спокойна, то там жило повно наших людей. І ми всі зналися, і всі між собою - хоч по-польськи говорили - але про свої справи. На вулиці ми не наважувалися по-українськи говорити. Але вдома говорили українською.

Отже, як я вернувся з Києва з навчання, це був 1962 рік. Дивлюсь, сусідка миє вікно. Я подивився, думаю, така красива, то не для мене (ніс мав завелекий і таке). Але все одно підійду. Підходжу, «но що, сусідко, можна до тебе зайти?» Ми були на «ти», вона була на 9 років молодша. І так все почалося.

Вінчалися в костелі в 1963, по-польськи, прийшли ми давати заповіді до священика, це був знайомий священик, приходив до них (до родини дружини) з колядою, польський ксьондз, Ярніцкі називався. Запитав, якого я віросповідання. Я кажу, що греко-католик, ми обоє були греко-католиками. Але священик нічого не казав, ми повінчалися і все.

Весілля було гучним, співали по-українськи свої пісні на всю вулицю Спокойну, бо як люди вже трошки підхмелені, то вже язики розпускаються. Правда половина весільників говорила по-польськи, половина по-українськи, о так во.

Маємо дві дочки, Мирославу і Анну. Мирослава живе недалеко від нас, у неї четверо дітей, а Анна живе в Едмонтоні, грає в симфонічному оркестрі на скрипці. Не має дітей.

До Канаду я виїхав в 1983 році. Почав про це думати після того, як Ярузельський (тодішній І секретар комуністичної партії в Польщі) на телебаченні оголосив, що хто був інтернований, той може їхати за кордон куди хоче.

Не жалію, що виїхав. Якби з України – то я б жалів, я б не поїхав. Еміграція з рідного народу - то є могила. Кожна земля народжує своїх патріотів. Якщо мої внуки народилися тут, то вони вже патріотами ні польськими, ні українськими не будуть. Це стовідсотково. Вони будуть симпатиками, будуть україномовними, але вже будуть патріотами тої (канадської) землі. Те саме мені загрожувало в Кошаліні...

7. Ваші діти знають українську мову? Так.
7.1. Так - Де вивчили?

Дочки знають українську мову дуже добре. Мирослава ходила в Кошаліні до домівки, там був пункт навчання української мови. Там вчилася. Ну і вдома ми постійно говоримо по-своєму.

7.2. Ні - Чому? -----------
8. Ваші онуки знають українську мову? Так.
8.1. Так - Де вивчили?

Внуки знають нашу мову, я до них інакше і не говорю, ніж по-своєму, але їм вже тяжко по-українськи говорити. Правда, вони стараються. Належать до української молодіжної організації СУМ, там їх теж патріотично виховують.

8.2. Ні - Чому? ------------
9. Чи є у Вас світлини нового місця? Не маю.
Д. КОНТАКТИ З УПA
1.1. Чи в селі були криївки УПА? Ні.
1.2. Чи в селі були криївки УПА?

За горою Явірник селяни мали криївку, бо як йшло НКВД в 1945 році в березні, то селом пішла чутка, що вони всіх мужчин забирають в Сибір. Тому селяни сховалися в лісі за горою.

В третьому селі, в Струбовиськах, був тоді бій сотні «Веселого» з енкаведистами. Сотня відступала зі Струбовиськ хребтом гір і надибала селян власне за горою Явірник. І тоді виникла така ситуація, що селяни мусили носити хліб для сотні. Тому, що повстанці казали: ми йдемо в село здобути хліб, а як надибають енкаведистів, то буде бій.... Ми чули що в Струбовиськах енкаведисти спалили село, палили, убивали людей, все нищили, село майже перестало існувати. Отже не дай Боже такого бою в Ветлині, адже енкаведисти знищать село. Тому всі селяни носили хліб, всі, навіть ті найменш свідомі, навіть противні повстанцям, всі носили хліб, щоб був спокій.

Але енкаведисти довідалися, хтось доніс, і заатакували повстанців за горою. Там був бій. Скільки енкаведистів там загинуло – я не знаю, знаю, що загинуло трьох повстанців, між ними загинув сотенний «Веселий». Він похований на цвинтарі у Ветлині, там де тепер костелик девер'яний стоїть, побудований на костях наших людей.

Мій брат Василь і батько були там (за горою Явірник) певний час, але потім пішли звідтам, оскільки Бескид був тоді холодний, це був березень, і вони пішли біля полонини, де було тепло, бо полонини приймали сонце. Отже, з селян там лишився тільки Василь Король. Там сотню надибав тиф, і він був хворий на тиф, тому не міг піти звідтам. Як енкаведисти надійшли, то стійковий вистрілив, сотня вся втекла, і він втік. Пізніше розповідав, що там тоді відбулося, про те, як він втікав після пострілу, як йому ноги тряслися, бо після тифу не міг ходити. Ми думали, що він там загинув, а він не загинув. Загинув сотенний лікар, загинув сотенний «Веселий», Свістель (Данило) називався, і його ад'ютант. Лікар засів і почав відстрілюватися, стримав атаку, щоб сотня могла відступити. Сотенний правдоподібно не хотів його залишити, то були товариші, і обидва загинули.

2. Яке Ваше ставлення до УПА? Позитивне.
3.1 Я контактував з УПА:

Коли в нашій хаті квартирував сотенний «Бір», я тоді грав у шахи з таким високим хлопцем з його сотні. Він мав попсовані зуби. Якось тітка каже: «ви такий молодий, а вже зуби з'їли». А він каже: «мамуню, я боксером був, і боксував по Гамериці, там мені зуби повибивали». Тому тітка називала його «боксером америцьким». Отже, такі я мав контакти (з УПА).

УПА була визвольною організацією, вела визвольну війну. Коли в березні 1945 року йшли енкаведисти - ще кордону не було і не знати було, де той кордон буде. Бо Лінія Керзона – одне, а Сталін і так на сході поступився кордоном. Адже в 1939 році Явірник Руський був під Совєтським Союзом, Перемишль був в Совєтському Союзі, бо по Сяну йшов кордон. Отже, ніхто в 1944-45 роках не міг знати, де буде кордон. Наші повстанці діяли на наших етнічних землях, на польські території не йшли. Зайшли хіба до польського села попросити собі їсти, але нічого там не робили. То була наша етнічна територія, а перед війною це все було львівське воєвідство (область), отже яка різниця, чи то був самбірський чи ліський повіт (район)? І тому ми сьогодні не можемо розглядати, що УПА була в Польщі. Якщо так дивитися - то вся Галичина і Волинь були в Польщі! Якби ми приймали так, що то було в Польщі, то ми мусили б прийняти, що на Галичині і на Волині, то теж було в Польщі. Логіка є така, що то – етнічні наші землі. А кордон встановили 16 серпня 1945 року.

(Чому так негативно пишуть про УПА в Польщі?) Тому що поляки не люблять правдивої історії. Вони себе самі ошукують. Від Сєнкєвіча. Чи Сєнкєвіч тримався історичних фактів? Ні. В 1981 році мене інтернували, сидів в тюрмі. Коли я там говорив, що я вчився в Києві, то вони казали: «to są nasze ziemie» (це наші території). То казав солідарностьовець з Колобжеґу (член тодішнього антикомуністичного руху «Солідарність»), Ґруднік. В Кошаліні на зборах «Солідарності», Ґжеґож Стахов'як кричав: «Wysiedlić Ukraińców z Koszalina!» (Виселити українців з Кошаліна!). Отже, вони не хочуть правдивої історії.

Візьміть Мотика Ґжеґож (польський історик), він написав нещодавно «Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”» («Від волинської різанини до акції „Вісла”»). І починає ту історію 1943 роком. Я тут маю, наприклад (книжку) В'ятровича (український історик). Він пише, і я то сам знав, тому, що я досліджував справу Павлокоми... Отже він пише, що вчителя Левицького в Павлокомі АК застрілило 14 жовтня 1942 року. Тоді АК почало винищувати нашу інтелігенцію. Далі дивлюсь. В’ятрович пише, що у жовтні була інструкція командування АК, там вжиті слова «ліквідувати ворогів батьківщини». А що це означає – ворогів? Кожен свідомий українець – це був ворог. Отже, почали з літа (1942 року). В той час був уже загін Соб'єсяка в Маневичах (на Волині). Отже, що робило АК в 1942 році? Повно є свідчень про те, що вони вбивали нашу інтелігенцію. Отже, як почали вбивати наших інтелігентів, то й накликали на себе гнів народу. Як комусь вбити сина, то ви не зможете передбачити, що зробить батько. Дуже слушно В'ятрович написав: «друга польсько-українська війна». Саме так треба розуміти події того часу. А війна то є злочин. Але... Коли б поляки не вбивали…

Є книжка Шоти і Щенсняка – «Дорога в нікуди». Це написав Вроньскі в іншій книжці, а Шота і Щенсняк наводять його слова. Ось ця цитата: коли б не було програми АК включити Галичину і Волинь до Польщі, не було би волинських подій. І то правда. Коли б не було цієї програми, коли б не було вбивств. Кажу, в Павлокомі вчителя Левицького АК убило 14 жовтня 1942 року. Ще «волині» не було, ще нічого не було.

Перший загін, скажімо ОУН Бандери, Качинський організував 14 жовтня 1942 року. Перший, один загін! Цей загін ще не мав жодної програми що має робити, а поляки вже вбивали. То була війна. Хотіли винищити інтелігенцію, бо без інтелігенції Ukraińcy nie zbudują samostijnej (оскільки без інтелігенції українці не зможуть побудувати самостійну Україну). Самостійна Україна, це був найбільший злочин. Вбивали вже за те, що заспівав «Ще не вмерла...». За книжку, за Шевченка карали.

(Деякі поляки кажуть, що вони розуміють тодішню мотивацію українців боротися за свою державу. Не розуміють тільки, чому на Волині українці поводилися з поляками настільки жорстоко. Щоб ви їм відповіли?)

Я б сказав: a dlaczego Polacy tacy okrutni byli? (а чому полякі були такі жорстокі). Ви знаєте про події в Павлокомі? Зі спогадів Володимира Федака: в церкві зібрали колону дітей, вивели на цвинтар, стріляли, вони падали в яму. І той Федак згадує. Він мав 10 років, а його брат 8 років. Колона дітей, всіх розстрілюють! Аж він каже, що «my są polskie dzieci» (ми польські діти), бо він пригадав, що сестра його мами замужем за поляком (ковалем).

Наприклад спогади Стефанії Когут. Її старша сестра мала 11 років, вивели її з хати на розстріл. Її питають: «Będziesz Polką? Szkoda takiej ładnej dziewczyny!» (Будеш полькою? Жалко такої гарної дівчини!). Вона каже: ви убили мого батька і матір, то і мене убийте. І убили! А сказала б: буду полькою - і вже не убивають. Запитання: чому поляки були такі жорстокі?

(Ну так, але поляк сказав би вам, що ми стріляли, а ви сокирами убивали.) А хто сокирами? Може хто і робив таке, але не УПА, УПА розстрілювало.

Є книжка Ґерхарда «Заграви в Бєщадах». Це фальсифікат. Там є фотографія (де УПА неначе палить польське село), треба було аж (Євгена) Місили, щоб сказати правду, що в дійсністі це польське військо спалює моє сусіднє село Затварницю. Чого таку брехню пхати! Якщо там брешуть, то й... Може й справді, хтось когось сокирою різав, селянин міг таке зробити, але не УПА.

Я завжди чув, що «najgorsi, to te „bulbowcy”» (найгірші серед українців, це «бульбовці»). Поляки тільки тепер повернули в сторону УПА, раніше завжди були «бульбовці».

Кажуть, (українці) замордували Свєрчевського. Але чи то правда? Він загинув в бою, а кажуть «замордували». Замордували саме того вчителя Левицького з Павлокоми; замордували нашого селянина Муху (з Ветлини), закатували до смерті. Оце приклади мордерства.

Якщо підемо дорогою фактів, як це робить В’ятрович – то все буде спростоване. Поляки кажуть, (українці) 500 тис. замордували (поляків). Через певний час вже 100 тис. А тепер Сємашкі пишуть вже про 60 тис. Це означає одне: тому, що пишуть поляки, не можна вірити. Це не документи, це пропаганда.

3.2 Я був у складі УПА: Ні.
3.3 Я допомагав/сприяв УПА (добровільно):

Коли селяни носили хліб за (гору) Явірник для сотні і залишали на снігу сліди, то мама каже: та візьміть санчата, назбирайте у потоці ріща (хмизу), і тим ріщям затягніть ті сліди, бо якщо енкаведисти підуть по слідах, по слідах, то все будуть знати. Тому ми з братом Михайлом йшли і тим ріщам замітали сліди.

3.4 Хтось з моєї родини був у складі УПА:

Найстарший брат Василь. За ним прийшли повстанці влітку 1946 і його забрали. Уявіть собі: літо, 1946 рік, війна давно завершена, а тут приходять повстанці... Я довший час не розумів: він сам пішов, чи його забрали? Аж нарешті він був тут у мене в Торонто і я списав у нього спогади. Він сказав так: я хотів іти до свого війська, а забирали мене, бо сам не пішов, то забрали. Це було зроблено заради мами, бо жодна мама не хотіла б такого.

Тоді організували на Перемищині нову сотню, сотню «Стаха». Отже, вишкіл він проходив біля Перемишля, в районі (розположення) сотні «Бурлаки». З часом з сотні «Стаха» лишилися лише дві чоти, і вони перейшли на Хрещату, до «Хріна». На Хрещатій чотовим був «Грань», колишній лейтенант Червоної Армії, звідтам перейшов до УПА. Отже часто мій брат і чотовий «Грань» ходили, оперували (брат був в чоті «Оріха») тут в районі села Великий Вислок, Яслиська, бо кулеметник (братового) роя був з Посади Яслиської. Його ройовим був «Палій» з Дверника. З Дверника в УПА були десь трьох хопців, а ще були з Насічного та з інших сіл. Отже вони оперували в районі Тиляви, Яслиськ, Вислока Великого, Камінної.

В той час коли вони були тут, там сотня «Хріна» мала великі бої, загинуло багато повстанців. Але вони уникнули, бо вони були поза сотнею. Пізніше вони опинилися в котлі, з якого вирвались потихеньку вночі і вийшли на Букове Бердо. Там стаціонувала сотня «Біра». Василь казав, що вони вже так були переслідувані військом, що по три дні не їли. Одного дня прийшов він додому до Ветлини, босий. Мама впала в розпач, це був вересень, холоди вже падали. Тато побіг до стрика Гриця, приніс черевики і дав йому.

Вирвались вони на Букове Бердо... Бо початково думали йти через Чехословаччину. Так що увійшли до Словаччини, до Новоселиці і так далі, але пізніше передумали і повернулися. І через Букове Бердо разом з сотнею «Біра» пішли за Сян. В Самбірському районі вже не оперували сотнями, а тільки меншими групами. «Хрін» оголосив: якщо хто має куди іти – може відійти, бо «можемо оперувати тільки малими групами».

Одного разу, розповідав мені брат, зайшли до села, а там були переселенці. І його товариші питають, звідки ці переселенці? Відповідають - з Тісної. Тоді він запитав, чи не має з Ветлини кого? Кажуть, що є он в тамтомі домі. Там він зустрів переселенців з Ветлини. Отже, коли оголосили, що можна відійти (покинути лави УПА), якщо є така можливість, то він вирішив, що буде вдавати переселенця, віддав кріса, віддав торбу і лишився. То було село Сприня Самбірського р-ну. В такий спосіб він прийшов до нашого односельчанина, називався Стахурський – прізвище польського походження. У нас в селі було двоє польського походження: Ґальонт і Стахурський. Але вони навіть не намагалися захищати своє польське походження, бо в них польського вже нічого не було, тільки прізвище. Отже, Стахурський його влаштував на службу, як парубка, у голови сільради. Десь два роки він перебув як переселенець, як наймит у голови сільради.

Одного дня наш односельчанин, його колега, Зазвірський Іван, зізнався в НКВД, що Василь Колесар був в УПА. Прийшло НКВД і його забрали. Судили в Дрогобичі (тоді там була область), засудили на 25 років, при чому «аковцям» давали 10 років. Брат згадував, що був один білорус, лікар, його попросили «аковці» до себе, щоб дістав кулю пораненому. Той білорус провів операцію і витягнув кулю, то йому дали згодом 25 років. А «аковцям» давали тільки 10 років. Така більшовицька справедливість. Всюди, де ви не ткнете, нема справедливості!

Отже, засудили мого брата на 25 років, повезли їх всіх за Урал. Він пам’ятає, що їхав через Москву, через Урал, аж до Петропавловська (на північ від Казахстану). Згодом його приділили до праці в Караганді. Так що він відбував покарання в Караганді.

В 1955 році він разом з «аковцями», які поверталися до Польщі, прибув до Люблина, був в Люблині в робітничому будинку, там одружився з полькою, жінку мав дуже добру, з дитячого будинку. Народилося їм четверо дітей. Син загинув, їздив на роботу до Німеччини, там потрапив у автокатастрофу. Три дочки живуть, одна в Кракові, решта в Люблині. Брат вже помер, похований в Люблині.

4. Чи мали Ви зброю у період перед переселенням?

Одного разу тато мене запросив до лісу. Ми пішли далеко, глибоко. А тато мав зброю, бо у нас зброю мали всі, всі полювали, нелегально полювали на звірів. Тато легально полював на лисів, шкірки сушив і віддавав як гайовий, він мав дозвіл. Так от, запросив мене в ліс і дав коротку російську гвинтівку. Каже: «ану, ціль собі туди, в то дерево». Я притиснув до себе, прицілився, вистрілив, а воно мене як вдарило, знаєте... «Ооо! – каже тато, - я забув тобі сказати, що воно копає!» Воно мене так оглушило, що я не знав, де я. Пішли шукати (місця), куди я потрапив, але нічого не знайшли.

5. Чи перебували Ви під арештом?

Я був інтернований Ярузельським, тому я в Канаді. Забрали тому, що я в (українському) клубі (домівці) мав доволі різкі виступи, я проповідував розпад Радянського Союзу, оскільки держава з такою економікою не має права існувати. Про повстанців (УПА) в клубі в Кошаліні я не говорив. Адже дискусії велися з нашими людьми, які знали про це більше, ніж я.

Я вже від певного часу відчував, що вони мною цікавляться. Сталося так потім, що мене тайна поліція взяла на допит, я їм навіть дякував, що вони даються чути, щоб я знав де я живу (в тоталітарній країні). Коли я їздив до Англії до свого кузена Михайла Колесара, який жив в Ноттінгем, то мене питали, чи я собі привезу книжку з Заходу. Я казав, що наукову привезу, а пропаганди маю досить. Вони питали, чи на мене діє та пропаганда з Заходу. Я кажу: ні, на мене діє та пропаганда зі Сходу. Я їм дуже сміливо і відкрито відповідав. Сказав їм, що найвидатніший український радянський драматург Микола Куліш, загинув на Соловках і ніхто не знає коли точно. «Чорний ворон» приїжджав, забирали, людина гинула без слідства невідомо де. А цей «убовець» (УБ - служба безпеки Народної Польщі) каже – «To niemożliwe!» (Таке неможливе!). Я йому: в Совєтському Союзі таке допускається, такі жахливі репресії. Таким чином я їм змальовував приклад жахливих репресій в Україні.

На допити брали мене тричі. Вперше – після Києва, 1962 рік. Люди казали мені: ви, пане, добре говорите, але ви так довго не поговорите (вам не дадуть говорити таке довго). А я спеціально говорив, бо я знав, що за мною слідкують. Але я про УПА нічого не говорив, я говорив про сталінські репресії. Я закінчував історію України на сталінських репресіях.

Я працював в художньому ліцеї, там малярі і декоратори навчалися. Вночі, пів на першу, я слухав Радіо Вільна Європа, а тут стукають у двері. Міліція! Жінка каже: «перша ночі, я пана не впущу!». Вони відповіли, що тоді виламають двері. Я кажу впусти, це ж міліція. Коли зайшли, то показали лом, яким вони збиралися двері виламувати.

Забрали мене. Я тільки дивився, куди їдуть, бо можуть прийти якісь бандити, вивезти в ліс і там знищити, ніхто не буде знати. Бо якби їхали не до будинку міліції, я б робив крик. Але вони привезли мене на вулицю Словацького. Думаю, все нормально. Я тоді сказав: «teraz się nie boję» (тепер то я вже не боюсь). «A dlaczego pan tak mówi?» (А чому ви так кажете?). «Dlatego, że jestem w rękach milicji, a milicja nic mi nie zrobi, bo ja nic nie zrobiłem» (Тому, що я в руках міліції, а міліція нічого мені не заподіє, тому що я невинний).

Завезли нас дуже далеко, на кінець Кошалінського воєводства, до Вєжхова. В рішенні про моє інтернування написали, що „ma skłonności do antypaństwowych wystąpień” (має схильності до антидержавних виступів). Хоча в мене антидержавних виступів не було, то була історія України і то були сталінські репресії, я не заходив в нашу (українців в Польщі) проблематику, наші люди і без мене прекрасно її знали.

Раніше мені пропонували вступити до «Солідарності», проте, коли згадуваний уже Стахов’як виступив і сказав, що треба виселити українців з Кошаліна, то, подумав, до такої «Солідарності» я належати не буду, тому, що це польська націоналістична організація. І тоді я вже наших людей агітував, щоб не записувалися туди.

В школі у вчительській кімнаті був зошит, там уже внесли моє прізвище, як члена «Солідарності», треба було тільки підписатися. Я був людиною неконфліктною, багато вчителів були зі мною на «ти», питають: «Staszek? Dlaczego się tam nie podpisałeś?» (Сташко, чому ти там не підписався?). Я відповів: я не належав до партії, то не буду належати до «Солідарності». Але (1981 р.) мене разом з іншими членами «Солідарності» забрали…

Спочатку посадили з водіями ПКС (державна служба транспортної комунікації). Вони питали: «де ви працювали?». «В школі». «Ну, то добре...»

Пізніше пересадили в інше місце. Там був Козера – викладач вищої педагогічної школи, Ґруднік з Колобжеґу, і був кашуб Пецала. І там питали, де я працював. «В школі». «A co pan wykładał?» (А чого ви навчали?). «Język rosyjski» (Російської мови). «A gdzie pan studiował?» (А де здобули вищу освіту?). «W Związku Sowieckim» (В Совєтському Союзі). Вже не називаю Києва навіть... А той Козера далі допитується. «A w jakim mieście?» (В якому місті?). Я сказав, що в Києві. Ґруднік відразу заявив: «О, to nasze ziemie!» (Це наші польські землі). Я навіть на нього не гнівався вже, через таку фантазію. Київ, це наші землі...

Але тоді думаю, чекайте... Ви мене викрили, мені можуть зробити кривду. Я мушу тепер з вами це все обговорити. Я тоді пішов повним фронтом. Хтось сказав, чому з’їзд «Солідарності» в м. Оліва відправив вітання пролетаріятові Совєтського Союзу. Непотрібно було це робити. Я кажу – потрібно, тому що «Солідарність» отримала анонімне вітання, оскільки в Совєтському Союзу зароджуються незалежні профспілки, Клебанов на Донбасі, Борісов в Москві. Отже, прийшло анонімне вітання. А що було робити «Солідарності»? Не буде відповідати на анонімку, адже це з’їзд! Рішили відповісти вітанням для пролетаріяту Совєтського Союзу. «O, teraz rozumiemy!» (Он воно як, тепер ми зрозуміли).

Я їм пояснюю: Польща не зможе самостійно вирватись з табору (комуністичного). Польща мусить співпрацювати з чехами, словаками, українцями... Коли я згадав українців, Ґруднік знов вистрибнув і каже, знаєте, у нас в Колобжеґу був Юрчик. І казав, що Україна буде. Але вона негайно піде на співпрацю з Німеччиною! Я одразу відреагував: то власне тому Польща мусить співпрацювати з Україною, бо інакше Україна піде до Німеччини. «Ооо! Тепер розуміємо за що пана інтернували!» Думаю, добре, що я вас заспокоїв. Що ви тепер знаєте, за що мене інтернували. Я припускав, що вони можуть підозрювати, що я якийсь підставний шпигун. А кашуб Пецала каже: «О! З наших розмов я багато навчився…». Бо вони навіть того не знали, бо вони не чули того всього, а я постійно слухав Радіо Свобода/Радіо Вільна Європа.

Просидів я там з 13 грудня (1981 р.) до Нового Року, на Новий Рік я повернувся додому. Повернувся я на роботу в ліцеї, прийшов, запитую: хто тут діяв, а хто сидів? (це я так жартував зі своїми колегами).

В школі було ще таке. Прийшли офіцери, щоб дослідити ситуацію в школі, щоб ніхто не виступав з зайвим, щоб з учнями був порядок. Капітан, чи то навіть майор був, отже він каже: «маю надію, що ніхто з вас не був інтернований». А всі кажуть: «Był, był jeden internowany!» (Був один!). І вказують на мене. Потім, коли ті офіцери покидали школу, то цей майор підійшов до мене і подав мені руку. О! Думаю, - то є нарід! Бо наші люди в подібній ситуації відразу скажуть: то чого ти туди ліз! Нащо тобі це було! А тут, польський офіцер, і навіть руку подає! Так що, то інтернування піднесло мене в школі на вищий рівень.

Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Звичаї втраченої батьківщини:

Була така легенда... На Гнатовому Берді з однієї сторони видно трохи скелі, а все інше поросле. Старші люди казали, що там чорт сидів, під тими скелями. А Архангел Михаїл постійно кидав блискавками в того чорта, проте чорт завжди встиг відскочити і блискавка била в камінь. Отак воював Архангел Михаїл проти того чорта, що всі скелі потрощив і опісля тільки трішки каміння залишилося при Гнатовому Берді. Така легенда була.

Святу Вечерю вдома ми починали співом коляди «Бог предвічний». Було сіно, дідуха щось не дуже пам'ятаю, але сіно було. Всі ми йшли до стайні, бо казали, що корови говорять на Святий Ввечір, то я все йшов за татом і матір'ю, і слухав, чи та корова буде говорити, чи ні, але якось не говорили.

На Йордан (на річці) вирізали хрест, ополонку. Дуже небезпечним було те, що мужчини брали жінок під руку і разом заходили у воду так нижче колін. А після цього треба було йти аж на кінець села, і люди не мерзли якось, і не хворіли простудою. Посвячення води відбувалося біля церкви в ріці.

Доля нашої церкви обірвалася на тому, що її підірвали динамітом десь в 1950 році (Місило про це розповідає). Наша церква була мурована, сильна, могла стояти до сьогодні. Підірвали динамітом і поставили там будинки ВОПу (прикордонної служби). Мене хрестили в цій церкві і я там Перше Причастя приймав.

2. Чи відвідували Ви свою батьківщину?

Я побував у Ветлині 20 років після акції «Вісла». То страшне враження, знаєте.... Я пам'ятаю поля, загони кольорові, а тепер все лісом заросло, нема людей, ну, кілька хат лише. Знову був там в 2000 році. Заїхали туди, подивилися, зробили фотографію на полонині.

Я добре вчився. Вчився, і вчився, аж мама каже, що може досить вже тої науки?.. Але я вчився і завела мене ця стежка аж до Києва. Я обертався серед культурного світу в Києві від 1957 до 1962 року. Через це у мене з’явилося прагнення писати. Ось вірші про тугу за своїм Бескидом, за своїм рідним селом, за своєю рідною полониною.


Де синії гори,

де гори Карпати,

ген-ген у Бескидах німих,

була батьківщина

у мене єдина,

була найрідніша з усіх.





Від лютої кривди,

старої неправди

гриміла вся в гніві земля,

йшло лихо в Карпати

наш рід виселяти,

розсіять від рідних здаля.




Вкрива пустка гори,

сумують скрізь бори,

поля дичина пороста,

а туга-розлука

тяжка моя мука

в далекі Карпати літа.


Після 20 років я відвідав Ветлину (1967 р.), все лісом заросло і у мене така рефлексія появилася.




...І я стою безсилий,

а жаль із кривди виростає

і стелиться іржею.

Бур’ян і квіти

ростуть на снах дитячих.

Їх не було колись,

але трава кругом

дитинством пахне.

Яка страшка веремія

злорадно затанцювала

з долею людини...

І я стою безсилий,

а жаль із кривди

стелиться іржею.

3. Чому ви не виїхали в Україну?

Я увесь час хотів їхати на Україну, не зважаючи на те, що вона була совєтською. Але я не дивився на устрій, а дивився на нарід. Тато теж, якби знав, що нас виселять та ще поблизу моря, то ясно, що на Україну поїхав би. Але гадав, що ми втримаємось.

(Яким чином опинився на навчанні в Києві.) Було оголошення в «Нашому Слові», що можна їхати вчитися до Києва. Я пробував попасти на україністику в Варшаві, але не склав іспитів. На другий рік вирішив, що з мене філолога не буде, я більше математику любив і мені легше йшло, то я думав йти на політехніку до Ґданська. Але з'явилося оголошення, що приймають до України. То я швидко папери склав, екзамени поздавав, і прийняли. До Варшави не прийняли на україністику, послали до Києва!

Багато чого запам’яталося з Києва. Тоді Рильський жив, Тичина жив… Тичина був зігнутий, ясно, Рильський відроджувався… Та й мої студенти, тільки що вже повмирали деякі, студенти, які були патріотами, дбали про мову, бо я був на українському відділенні, трьох позбавили права на навчання за патріотичні розмови.

4. Що в житті було головне?

А хто його знає, що головне (сміється). Головне – бути людиною, а не звіром. Але в часі війни були звірстсва з усіх сторін: німецькі, сталінські, гітлерівські. Серед таких великих чортів мусило бути і наше чортеня. Бо то був такий час, що та звірина з людини виходила. У мирний час такого людина не зробила б. А в такий час, в таких обставинах…

Сьогодні є Польща, є Україна, співпраця між ними необхідна. На цьому я наголошував в розмовах з «солідарносцьовцями» (членам руху «Солідарність») в тюрмі, що Польща мусить співпрацювати з Україною, а Україна – з Польщею.

Валенса був колись в Кошаліні, і його запитали, «co pan myśli o wschodniej granicy?» (що ви думаєте про східний кордон?). А він сказав: «Ja myślę, że wschodnia granica powinna być otwarta» (Я думаю, що східний кордон має бути відкритим). З цього було зрозуміло, що польський кордон має геть далеко на схід сягати.

Сьогодні Україна має клопіт найбільший з московщенням. Московство пригнічує. Ну і ті оліґархи. Але оліґархи є всюди – в Америці, в Канаді. То є оліґархічний устрій.

5. Чому Вас переселили?

Не знаю, то була завзятість загалом проти українців як таких. Та кількість людей, які залишилися (після переселення в Україну), не являла жодної небезпеки для Польщі. Після того, як (до Закерзонського Краю) запхали чотири дивізії, то УПА вже або переходило до Радянського Союзу, або до Чехословаччини діставалися (Німеччини). Вже там не було можливості проводити будь-які операції, так що рішення виселяти (цивільне населення) було позбавлене сенсу. Ця операція взагалі не мала сенсу.

А чи, для прикладу, мене інтернувати був сенс? Адже я не належав до жодної партії. Що, така важлива персона? Але я їм вдячний за те, радий, що вони мене інтернували, бо вони оцінили моє слово найвижче (інтернували фактично за розмови Анкетованого в українській домівці в Кошаліні зокрема про неминучій розвал СССР). Наша громада в Кошаліні, наша громада в Торонті не оцінила так високо, як УБ (служба безпеки) в Кошаліні. Отже, я їм вдячний, що вони мене інтернували, що мав змогу через це виїхати до Канади.

Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Інше:

Заповіт прийдешнім поколінням:

Мене накручує історія. Я перебрав багато разів нашу історію. Я був настільки відпорний на сталінську диктатуру, на польську націоналістичну диктатуру тому, що я знав історію. Як Франко писав: як грудка снігу починає котитися згори, то вона набирає сили і моці. Франко відніс це до Котляревського. Я відношу до Шевченка. Якщо Шевченко почав своє слово - воно розвивається. Сталін знищив голодом скільки осіб? Але не знищив народ. Це неможливо, це з розряду фантазії.

Я згадував одного поляка, який казав, що Київ, це наші території. Так само москалі мають імперські марення. Вони мусять спершу знайти силу, щоб в себе запровадити людяний устрій. Москва завжди відштовхує. Скажімо, чому Янукович не йде до Москви? Не тому що він не хоче, тому що він не може. Наша історія тримає людей при українстві. І вона буде розвиватися далі, нема ради.

Моє бажання - щоб (майбутні) покоління вивчали історію, не втрачали історичної пам’яті. Чому нам так погано? Київська Русь, велика імперія, розпалася, і втратив наш нарід історичну пам’ять. Коли б реставрувати ту пам’ять, так як поляки реставрували свою! Локєтек в печерах сидів в Олькушу чи десь там, але він носив ідею, що він є король. А у нас втратилася пам’ять, тому так все...

Ця наша пам’ять (останнім часом) відновилась, це процес, який рухається вперед, може і звертати назад. Ющенко вирвався задалеко вперед, Янукович тепер тягне взад, але до Росії теж не може піти - Путін відпихає. Бо бізнес вести з Путіним - неможливо. А бізнес провадити в Україні з Західною Європою більш корисно, ніж з Росією.

Дякую вам за розмову.

Дай вам Боже здоров’я!

Запис розмови Романа Крика, текстове редагування Катерини Бедричук

 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta english
A. MAIN DETAILS
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
C. RESETTLEMENT
D. THE NEW PLACE
E. CONTACTS WITH UPA
F. ADDITIONAL INFORMATION
G. INFORMATION
 
A. MAIN DETAILS
1. Application Date: 05.07.2015 2. Application Reference Number:
3. Surname, Name, Paternal Name: brak


4. Date of Birth: 05.07.1909 5. Place of Birth:
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
1.1. Place of Residence before deportation:
1.2. Place of Residence before deportation (information):
2. Age at time of deportation: 3. Religion: dark
4. Number of family members at the time of deportation/ resettlement:
5. Number of family members left:
6. Number of family members deported:
7. Of which went missing:
8. Number of people of different nationalities resident in the village? 9. Inter-ethnic relations could be considered?
10. List your lost assets/property:
C. RESETTLEMENT
1. When were you deported? 2. When did you arrive?
3.1. Deportation Itinerary:
3.2. Deportation Itinerary (information):
4. Did you know where you were being deported to?
5. Have any of your relatives returned to your homeland?
6.1. What personal items did you take with you - Religious:
6.2. What personal items did you take with you - Household objects:
6.3. What personal items did you take with you - Personal belongings:
6.4. What personal items did you take with you - Documents:
6.5. What personal items did you take with you - Other:
7. Of these items, what is left?
8. Would you be prepared to donate these (in whole, or in part) to the museum?
9. Did you hide any of the items that you brought with you?
D. THE NEW PLACE
1. Where did they deport you to?
2. What amenities were you granted?
3. What did you see when you arrived at your new place of settlement?
4. Did you encounter any persecution?
5. Where & when did you start going to church?
6. How did your children fare?
7. Do your children know Ukrainian?
7.1. Yes - Where did they learn it?
7.2. No - Why?
8. Do your grandchildren know Ukrainian?
8.1. Yes - Where did they learn it?
8.2. No - Why?
9. Do you have photos of your new place of settlement/residence?
E. CONTACTS WITH UPA
1.1. Were there UPA bunkers in the village?
1.2. Were there UPA bunkers in the village (information)?
2. What is your view of UPA?
3.1 I contacted UPA:
3.2 I was part of UPA:
3.3 I helped/facilitated UPA (voluntarily):
3.4 Were any of your family in UPA?
4. Did you ever hold firearms before the period that you were deported?
5. Were you ever arrested?
F. ADDITIONAL INFORMATION
1. Lost customs/traditions of your homeland:
2. Have you visited your homeland?
3. Why did you not choose to live in Ukraine?
4. What was your priority in life?
5. Why were you deported/resettled?
G. INFORMATION
1. Information

 
do góry ↑
Fotografie
„Kliknij” na miniaturke by zobaczyc zdjęcia w galerii.



 
do góry ↑
Wspomnienia


Na tę chwilę brak jest w naszej bazie wspomnień osoby, której ankieta dotyczy.

 
do góry ↑
Pliki


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

 
do góry ↑
VIDEO









„Człowiek pozbawiony korzeni, staje się tułaczem...”
„Людина, яку позбавили коренів стає світовим вигнанцем...”
„A person, who has had their roots taken away, becomes a banished exile...”

Home   |   FUNDACJIA   |   PROJEKTY   |   Z ŻYCIA FUNDACJI   |   PUBLICYSTYKA   |   NOWOŚCI   |   WSPARCIE   |   KONTAKT
Fundacja Losy Niezapomniane. Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © 2009 - 2024

stat4u

Liczba odwiedzin:
Число заходжень:
1 734 621
Dziś:
Днесь:
224