Fundacja Losy Niezapomniane cien

Home FUNDACJA PROJEKTY Z ŻYCIA FUNDACJI PUBLICYSTYKA NOWOŚCI WSPARCIE KONTAKT
PROJEKTY - Ukraińcy
cień
Ankiety w formie nagrań video

Відеозаписи зі свідками
Wersja: PL UA EN
Losy Niezapomniane wysiedlonych w ramach AKCJI „WISŁA”

Świadectwa przesiedleńców - szczegóły...
cień
Ankieta (0141)
Krupska Emilia, z d. Zabałska
ur. 20.02.1933
Łówcza, powiat Lubaczów, województwo Rzeszów.
 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [wspomnienia] [pliki do ankiety] [video do ankiety]
Ankieta w j.polskim
A. METRYKA ANKIETY
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
C. PRZESIEDLENIE
D. NOWE MIEJSCE
E. KONTAKTY Z UPA
F. INNE ZAGADNIENIA
G. UWAGI
 
A. METRYKA ANKIETY
1. Data wywiadu: 05.12.2011 2. Numer kolejny: 0141
3. Dane osobowe uczestnika /uczestników wywiadu: Krupska Emilia, z d. Zabałska

Skierki, gmina Barciany
Polska - Польща
4. Data urodzenia: 20.02.1933 5. Miejsce urodzenia: Łówcza, powiat Lubaczów, województwo Rzeszów.
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
1.1. Miejsce zamieszkania przed przesiedleniem: Łówcza.
1.2. Miejsce zamieszkania - OPIS
(przed przesiedleniem):

To była bardzo duża wioska, liczyła prawie 500 numerów (ponad 2000 mieszkańców). Mieszkaliśmy na końcu („Kineć”), dlatego, aby od naszego domu przejść przez całą wioskę, to i nogi mogły zaboleć. Nie wiem, jaka to mogła być odległość. Mieliśmy cerkiew, która po 1947 roku (póki Polacy nie zbudowali kościoła), była użytkowana przez rzymokatolików, a obecnie stoi pusta. Mieliśmy szkołę, do której uczęszczałam i uczyłam się w języku ukraińskim. Moja rodzina zamieszkiwała w Łówczy od pokoleń.

Nawet teraz, gdy wspominam, to wszystko widzę tak, jak to kiedyś było. Do cerkwi chodziło bardzo dużo ludzi, wszystko, co żywe. Po Wielkim Poście – ileż to ludzi było w cerkwi! Teraz coś takiego w głowie się nie mieści. U nas jeszcze hajiwki (pieśni wiosenne) śpiewało się koło cerkwi, na pierwszy dzień świąt. Tyle było tego śpiewania, najróżniejszych piosenek. A potem szło się dokoło cerkwi, dalej do bramy (wszystko to tak dokładnie pamiętam), chłopcy stawali po dwóch, łapali się za ręce i przechodzili pod splecionymi rękoma innych. „Posijała ohiroczky...” (zasiałam ogóreczki) śpiewaliśmy, ale dalszych słów to już nie mogę sobie przypomnieć. A już potem, pomału wszystko się zaczęło...

W naszej miejscowości sytuacja pogorszyła się na święta. Pozjeżdżali się ludzie, ucztowali, i wtedy banda polska napadła. To był 1942 lub 1941 rok, ale dokładnie nie pamiętam (w rzeczywistości był to rok 1944, jak się okazało w toku dalszej rozmowy-R.K.).

Chodzili koło cerkwi kolędnicy, kolędowali. Teatrzyki organizowali, kolędnicy brali w tym udział, dzieci. Nigdy nie przepuszczaliśmy kolędowania. Tak było i tym razem. Kolędowaliśmy już jakiś czas, już byliśmy na „Kinci” (przysiółek), a dalej mieliśmy iść na „Horb”, to niedaleko od cerkwi. A mnie tak do domu ciągnęło, że nie mogłam wytrzymać. Mówię: pójdę do domu. A koleżanki na to: no to wracamy. One kolędowały, a ja winszowałam, więcej nie było komu, poszliśmy więc wszyscy. Wróciliśmy do domu i dosłownie po paru minutach zaczęli strzelać.

Jechali Polacy i kolędowali po ukraińsku. Gdy zbliżyli się do trzeciego domu od nas (w stronę cerkwi), mój brat Dymitr powiedział: wychodzę, bo kolędnicy już blisko. Wtedy usłyszeliśmy strzały... Pierwszy wpadł w ich ręce mój brat. Sąsiad biegł, ale jego też złapali, od razu – tak bestialsko – rozebrali do kaleson i koszuli. Niedaleko był jar, kazali mu biec ścieżką, na tej ścieżce go zamordowali.

Brata trzymali... Tymczasem sąsiad wyszedł, gdy zrozumiał, co się dzieje – zaczął uciekać, ale puścili serię i zabili go na ganku.To już był drugi trup.

Mego brata Dymitra chcieli zabrać do lasu. Jego też rozebrali, tak samo w kalesonach i koszuli zostawili, bez butów, ubranie zabrali i rozeszli się na grabież. Jeden został na wozie z bratem, poszedł do sąsiada, wziął brata, tam szukał czegokolwiek cenniejszego, cukierki zrywał z choinki, rozglądał się, co też warto zabrać. Brat zdołał wybiec z domu i zaczął uciekać. Pobiegli za nim, strzelali, ale on dobrze wiedział którędy trzeba biec, i uciekł. Uciekał, m.in. przez wał z drutu kolczastego, nawet nie wyobrażam sobie, jak on pokonał tę przeszkodę, Bóg jeden wie. Potem poszedł do znajomych i poprosił o ubranie. Gdy polscy bandyci pojechali na folwark, tato powiedział: pójdę poszukam Dymitra. Idzie, a tu sąsiad wyszedł. Pyta: „Widzieliście mego syna?”. Sąsiad mówi: „Tak, widziałem. Przyprowadzili go do chaty, ale on stamtąd uciekł. Biegli za nim, strzelali, nie wiem czy dali radę zabić, ale w chacie był rozebrany”. Tato poszedł dalej drogą. Opowiadał później: „Patrzę, jakiś starszy człowiek idzie”. Dymitrowi dali baranią czapkę, starą kurtkę... Tata zwrócił się do tego człowieka: „Nie widzieliście czasem mego syna?”. A ten mówi: „Tatu, ojciec mnie nie poznał?”.

Z naszej rodziny nikt wówczas nie zginął. Tylko mego szwagra strasznie pobili, ale jakoś dobrze z tego wszystkiego wyszedł.

Grabież faktycznie rozpoczęli od naszego domu. Zabrali konia, świnie, mama akurat gęsi biła... Był wtedy u nas wujek z Warszawy, przyjechał tak ot, na święta. Wyszedł na dworcu i tam wynajął woźnicę, żeby go zawiózł do nas. Z tego powodu u nas na podwórku, oprócz naszych, były obce sanie i konie. Polacy to zauważyli. Mama powiedziała: „Brat przyjechał z Warszawy”. I wiecie co, tych sań, koni, nie zabrali. A wujek poleciał za stodołę i pobiegł dalej.

Szwagra strasznie pobili na podwórzu, wszystko mu zabrali. Mama mówi: „Co robicie! On ma małe dzieci, i co, tu na podwórzu chcecie go zabić?! Co będzie z dziećmi?” Wtedy puścili go.

Na ogół było tak: kogo złapali – od razu rozbierali do koszuli i kaleson. Tato w domu był, jemu też kazali rozebrać się, ale nie bili go, po prostu odebrali mu wszystko i pojechali dalej łupić.

Pojechali także na folwark, tam zabrali konie, zdaje się dwie pary, sanie pozabierali. No a u nas... U nas, można powiedzieć, wszystko zabrali.

W tym czasie do wsi przyjechał jeden takim, co był w wojsku niemieckim, przyjechał na przepustkę i zorganizował u nas zasadzkę. Gdy nadjechali Polacy – zaczął strzelać. Dwa wozy porzucili, zaczęli uciekać. To było koło naszego cmentarza. Konie były z folwarku, inne porzucone przez bandytów rzeczy ludzie porozbierali między sobą.

Kim byli ci Polacy? To była zbieranina. Z Narola byli, wiem, bo jednego poznaliśmy, mimo, że się podmalował, wcześniej przyjeżdżał do nas na zakupy. Również z okolic Narola. Wydaje się, że byli także Polacy z naszej wioski. Teraz to już dużo nazwisk pozapominałam, dlatego nie mogę personifikować niektórych osób.

Minęły dziesiątki lat, ale o tych wydarzeniach człowiek w żaden sposób nie może zapomnieć.

Co do losów naszej wioski, to mogę powiedzieć, że... od tego wszystko się zaczęło. Od tej bandy. To już potem ludzie zaczęli się organizować, wystawiać warty, chodzili całymi nocami, pilnowali. Faktycznie jednak to trwało przez cały czas, napady, groźby, że zniszczą. A jeszcze Polacy mówili, że najgorsi Ukraińcy są na naszym „Kinci”. Przez dwa lata na wieczór ubieraliśmy dzieci, wszyscy kładli się spać w ubraniah i butach. Ja byłam w stanie spać w harmiderze, ale gdy tylko pojawiało się słowo „Polacy”, to od razu na nogach stałam. Jak tylko coś – uciekaliśmy do lasu, gdy coś się poruszyło itd.

Potem trochę się uspokoiło, póki front nie przeszedł na zachód, a potem znowu to samo. Polska policja, wojsko, chodzili, rabowali, co było w domu – wszystko zabierali. Jeśli nie udało się schować, to człowiek pozostawał tylko z tym, co miał na sobie. Co znaleźli – to zabierali. Kurę zabierali nawet wówczas, jak jajka wysiadywała. A jeśli jajka były jeszcze świeże, to i jajka zabierali. To był taki okres, gdy policja, wojsko – wszyscy zajmowali się grabieżami.

Mówili, że nasz „Kinec” mają spalić, a ludzi pozabijać. Nie całą wioskę, a nasz przysiółek. Pojawiła się pogłoska, że następnej nocy Polacy przyjdą nas palić i zabijać. Ale nie napadli, gdyż nasi partyzanci rozbili polską policję (UPA napadła na posterunki). U nas we wsi był posterunek, na drugim końcu. Gdy UPA napadła, to zginęło tam parę osób, reszta uratowała się (schowali się w piwnicy lub uciekli). Nawet nie pamiętam, ile osób wtedy zginęło. Po tym wydarzeniu posterunku już nie odbudowali, tylko wojsko chodziło, ale nie stacjonowało.

Po tych wydarzeniach u nas nastał spokój, w tym sensie, że policja przestała przychodzić. Mimo to, jeszcze przez pewien czas, siadaliśmy wieczorem na wozy i jechaliśmy z dziećmi w las, po prostu się baliśmy. Wracaliśmy rano. Tak było przez pewien czas, potem, gdyż już tylko wojsko chodziło, to nie było powodu chować się w lesie.

Wysiedleńczy dzień dobrze pamiętam. To było 2 maja. Wtedy nie bardzo jeszcze zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że akcja przesiedleńcza już się zaczęła, a inne wioski oni już wywozili. Tato mówi do mnie (a Polacy zabrali nam jedynego konia): „Idź do Polaka, on ma konie, niech przyjedzie do kieratu, żebyśmy trochę zboża namłócili, gdyż, kto wie, może będą wywozić”. Już takie pogłoski chodziły.

Poszłam. Sąsiad przyjechał z końmi do kieratu, zaczęliśmy młócić. A tu wojsko przychodzi do domu, powiedzieli, że za dwie godziny mamy być gotowi. Polak zabrał konie, a wojsko przyszło do domu, tatę zabrali do chaty stryjka, który wyjechał do Ukrainy. W tej chacie tatę zaczęli bić i wypytywać gdzie schował broń. Tato odpowiadał, że nie ma broni. Tak więc jedni bili ojca, a inni nas podganiali, żebyśmy się zbierali. Mama powiedziała: jeżeli dobijacie tam mego męża, to dobijcie nas tu wszystkich. Jeśli już na to poszło - nigdzie nie jedziemy, nie będziemy się zbierać.

Dali nam jeden wóz, do którego całe gospodarstwo trzeba było zapakować. A mieliśmy jeszcze dużo rzeczy: i zboże, i mąkę, ziemniaki, i chyba pół metra pszenicy. Polak, którego wojsko skierowało do nas, żeby pomógł w wywózce oświadczył, że niczego nie weźmie, gdyż ma słaby wóz (oni nazbierali w polskich wsiach ludzi z wozami, żeby pomagali wywozić Ukraińców).

Po tym, gdy mama to powiedziała do żołnierzy, Bogu dzięki, pobitego ojca wypuścili. Mieliśmy swój wóz, ale nie mieliśmy konia. Tato poprosił tego Polaka, że przyczepił nasz wóz do jego. I ten Polak posłuchał tatę, nie był aż taki zły. W ten sposób ten wóz zaciągnęliśmy do Płazowa. Ale niewiele więliśmy. Co prawda, krowę zabraliśmy...

W Płazowie 2 noce spędziliśmy na placu. Tam zwozili wszystkich ludzi. Dalej samochodem powieźli nas do Bełżca. W Bełżcu znowu czekaliśmy, 2 czy 3 dni, nie pamiętam dokładnie. Nasi sąsiedzi przybyli wcześniej, gdyż im dali furmanki, ile chcieli, mieli więcej czasu, niż my, żeby pozbierać rzeczy. Do pociągu ich też wcześniej posadzili. A my staliśmy pod gołym niebem. Mówię do swojej koleżanki: oj, oni pojechali, a nas zostawili! A potem i nas załadowali, i wiecie co? W Lublinie znowu spotkaliśmy się z sąsiadami! W Lublinie zobaczyłam także, że oni pojechali w jedną stronę, a my w drugą. Gdy odjechali, nadszedł transport z ludźmi, którzy rozmawiali po polsku, mieli kozy, pierwszy raz w życiu widziałam kozę! Nasi pytają: dokąd jedziecie? Odpowiadają: „Bo my wiemy gdzie my jedziem?”. A nasi mężczyźni, którzy tam byli, mówią: wiozą ich na nasze gospodarstwa! Było w tym nawet coś zabawnego...

Tak więc, nas powieźli, a oni zostali. Przyjechaliśmy do Giżycka, patrzymy: transport podąża za nami, a w nim ci sami ludzie, co ich w Lublinie zostawiliśmy. To byli nasi ludzie, przemyślaki, rozmawiali po polsku i po ukraińsku, a my tylko po ukraińsku, no, chyba, że człowiek zwracał się do wojskowego, abo szedł do sklepu coś kupić.

2. Wiek w trakcie przesiedlenia: 14 3. Wyznanie: Grekokatolickie.
4. Stan najbliższej rodziny przed przesiedleniem: Rodzice Andrzej i Paraskewia, siostra Maria z synem Gienkiem, brat Michał i ja.
5. Ile osób zostało na miejscu: 0
6. Ile osób przesiedlono: 6
7. Ile osób zaginęło:

W 1947 roku zaginął mój brat Dymitr Zabałski. Okazało się, że zginął w potyczce z WP. Został pochowany w Łówczy.

Brat Andrzej... On był w Niemczech na robotach. Tam zabrali go wojska sowieckiego. Gdy wrócił z tych Niemiec do Rawy Ruskiej, to ich rozpuścili, kto był z terytorium Polski (bo była już nowa granica), wracał do Polski, i on wrócił. Ale bez niczego. Jak jechał na te przymusowe, tak i wrócił.

Do Niemiec pojechało dwóch moich braci, tyle że Dymitr po dwóch tygodniach uciekł z kopalni. Zdążyli już mu numer na plecach przyczepić. Ślązaki, którzy tam byli, powiedzieli mu: chłopcze, póki masz siłę – uciekaj, bo potem będzie źle i nie dasz rady uciec, bo jeść nie dają, tylko do pracy gonią. Oni byli ze Śląska, do spotkania doszło gdzieś w głębi Niemiec. I wiecie, on uciekł. Po dwóch tygodniach wrócił do domu. Potem przyszedł sąsiad, biadolił, że „Stefan w takich tarapatach się znalazł”. Andrzeja zabrali do jakiejś fabryki proszku (Andrzej i Stefan – obydwaj byli z Łówczy). Potem Andrzeja zabrali do ruskiego wojska, w Niemczech. Wojna się skończyła i wrócił. My nawet powiedzieliśmy mu: po co wracałeś? Mówi: co może w domu robić, jeśli w każdej chwili mogą przyjść i zabić go. W końcu i on poszedł do partyzantki. Ale znaleźli i złapali, na szczęście bez broni. Najstarszy brat kopał ziemniaki, i on tam także był, wojsko go zabrało, Polacy zabrali. Sąd dał mu 10 lat więzienia, uzasadniali, że było późno gdy go brali, że był w Niemczech...

W więzieniu zachorował, tam się leczył. Potem wyszedł na wolność, w domu trochę się podleczył, nawet do Ameryki pisaliśmy w sprawie jakichś zastrzyków dla niego. W końcu, wyglądało tak, że wyszedł z tego. Z czasem okazało się, że prawda jest inna.

Ożenił się. Urodziło się dwoje dzieci, a trzecie dziecko przyszło na świat już po jego śmierci. Andrzeja zbadał lekarz i kazał natychmiast wieźć do szpitala w Białymstoku. Pojechała z nim mama. Chciałam ja jechać, ale byłam w ciąży, dlatego mama powiedziała: no jak pojedziesz, przecież możesz urodzić w drodze! No ale ktoś musiał jechać, bo brat źle się czuł, a w domu żona z dziećmi. Pojechała więc mama. Po 2-3 dniach przyszedł telegram, że umarł. Następnego dnia mój mąż z żoną (Andrzeja) pojechali po niego, wypisali, przywieźli w nocy, mąż wrócił do domu, a ja dostałam skurczy, dlatego Andrzeja już nawet nie zobaczyłam, powieźli mnie do szpitala...

8. Ile osób innej narodowości /pochodzenia mieszkało we wsi: Polacy, Żydzi, przeważali jednak Ukraińcy. 9. Jak ogólnie wyglądały kontakty z nimi?

Stosunki były dobre. W 1944 roku pogorszyły się z tego powodu, że powstały polskie i ukraińskie organizacje, w szeregi których wstępowali ludzie. Te organizacje były wrogo do siebie nastawione.

Przypominam sobie takie wydarzenie, początkowo o znamionach chuligańskich. Na greckokatolickie Boże Narodzenie Polacy z sąsiednich wniosek przebrali się za kolędników i napadli na naszych mieszkańców. Mojemu bratu zabrali wówczas wszystko - zostawili w koszuli i kalesonach. Sytuacja doprowadziła nawet do wymiany ognia, w trakcie której zginęło dwóch naszych mieszkańców.

10. Jak wyglądał pozostawiony majątek Pana/Pani rodziny:

Nowy, drewniany dom, murowany chlew oraz dwie stodoły. Wyposażenie, meble, narzędzia gospodarskie oraz 10 morgów ziemi. Inwentarz, który w większości został zabrany przez wojsko. Zostało dużo zboża, ziemniaków. Jedna stodoła była pełna niemłóconego zboża.

C. PRZESIEDLENIE
1. Kiedy Panią/Pana wywieziono? 2 maja 1947 2. Kiedy Panią/Pana przywieziono? 15 maja
3.1. Trasa przejazdu: Łówcza - wozy - Płazów (getto pod gołym niebem w oczekiwaniu na transport) – wozy, samochody - Bełżec - pociąg - Lublin - pociąg - Giżycko - pieszo - Banie Mazurskie - pieszo - Jagoczany
3.2. Trasa przejazdu (ewentualny opis rozszerzony):

W wagonie jechały nas trzy rodziny. Małe dzieci, bydło, drób, trzoda – wszyscy w jednym wagonie. Każdy był smutny i mało rozmawiał.

4. Czy wiedział Pan/Pani dokąd jedzie? Z początku myśleliśmy, że wiozą nas do Rosji, na Syberię.
5. Czy ktoś z Państwa rodziny wrócił w rodzinne strony? Nikt.
6.1. Przywiezione przedmioty - RELIGIJNE:

Dwa obrazy, książeczka do nabożeństwa. Większość naszego majątku pozostała z tego względu, że podstawiono nam małą i w dodatku połamaną furmankę. Musieliśmy pozostawić: szafy, kufry, część ubrań i narzędzi gospodarczych.

6.2. Przywiezione przedmioty - CODZIENNEGO UŻYTKU: Obrusy, ręczniki.
6.3. Przywiezione przedmioty - OSOBISTE: To, co na sobie.
6.4. Przywiezione przedmioty - DOKUMENTY: Rodzice mieli dowody tymczasowe.
6.5. Przywiezione przedmioty - INNE: Krowa.
7. Które z nich zachowały się do dziś?: Dwa obrazy i książeczka do nabożeństwa.
8. Czy mógłby Pan/Pani przekazać je lub część z nich na rzecz muzeum?: Zdjęcia obrazów i książeczki.
9. Czy ukrył Pan/Pani jakieś przedmioty w miejscu skąd Panią/Pana wywieźli?: Nie.
D. NOWE MIEJSCE
1. Dokąd Państwa przesiedlono?: Jagoczany, gm. Banie Mazurskie, pow. Gołdap.
2. Co Państwu przydzielono?:

Znaleźliśmy się w budynku, gdzie kiedyś była poczta, a może restauracja, dom, można powiedzieć, stał na samej drodze. Była tam jakaś kuźnia, dwa chlewy, no i dom. Dom zbudowany z grubego kamienia. Był całkowicie rozkradziony, brakowało okien, pieców, podłogi, drzwi zostały tylko te, których złodzieje z Suwalszczyzny nie zabrali. Z Suwalszczyzny przyjeżdżali i okradali domy, pozostawione przez Niemców. Wszystko zabierali. Budynki gospodarcze były w podobnym stanie. Otrzymaliśmy również 7 ha ziemi, o wiele gorszej, niż mieliśmy tam. Dwa razy otrzymaliśmy od władz gminy mąkę kukurydzianą.

3. Co Państwo zastaliście w nowym miejscu?:

Jak już opisywałam, budynki były rozkradzione natomiast obejście porastały chwasty i krzaki.

Gdy nas przywieźli, to niektórzy zaczynali brać się do roboty, inni niczego nie robili, mówili: my i tak tu nie będziemy, pojedziemy z powrotem, do domu.

Dzięki uprzejmości sąsiada, który nam pożyczył konia, zasadziliśmy ziemniaki. Władza zachęcała, aby to robić. Z tego względu, że przywieźliśmy ich niewiele, sadziliśmy dosłownie łupiny. A urodzaj był tak obfity, że nawet mogliśmy się podzielić z innymi.

Tata znał język niemiecki. Z Gołdapi na cmentarz przyjeżdżał Niemiec. Niedaleko od nas. To byli koloniści i oni mieli swoje cmentarze. Niemiec powiedział, że często przyjeżdża, ponieważ tu pochowany jest jego syn i dwie córki. „A to było – mówi – moje gospodarstwo”, i pokazał ręką. Pewnego dnia przyszedł do niego do domu sołtys, Polak, z Suwalszczyzny przybył, i kazał temu Niemcowi zabierać sią stamtąd. Tacy Niemcy szli wówczas do Gołdapi, Polacy zbierali ich tam w takim getcie. Później większość z nich wyjechała do Niemiec.

W naszej wiosce bardzo mało Niemców zostało. Dwa kilometry od nas żyła Niemka, co prawda, z nią już Polacy mieszkali. Była z niej dobra gospodyni, pomagała tym Polakom i z tego powodu jej nie przepędzili. A co stało się z jej dziećmi – Bóg jeden wie. I jeszcze jedna Niemka mieszkała na kolonii, to wszystko, więcej nikogo nie było.

Gdy nas przywieźli – złamanego grosza nie mieliśmy. Ale krowa dawała mleko, robiliśmy masło, ser. Rynek był w Gołdapi, obok getto, gdzie Niemców trzymali. Policja zabraniała sprzedawać Niemcom, a mi tak było ich żal. Stali w bramie i palcem przywoływali do siebie. Byłam z sąsiadką, popatrzyłyśmy na tych Niemców, którzy nas przywoływali, mówimy, no, co tam, co nam zrobią, pójdziemy! Zanieśliśmy im masła, jajek, mieli pieniądze, zapłacili. Brama do getta była otwarta, ale policja ganiała za nimi, policja, prawdę mówiąc, robiła z tymi Niemcami co tylko się jej podobało...

W tym getcie Niemców trzymali przez kilka lat. Gdy zaczęły powstawać pegeery, to zabierali ich dopracy. Od jesieni także ja tam chodziłam, z ojcem. Na wiosnę za zarobione pieniądze kupiliśmy konia. Pamiętam, jak tata powiedział wtedy: "Jak już mam konia, to ja już sobie radę dam". No, a Niemcy z czasem z getta wyjechali do Niemiec. Biedni oni byli, biedni...

Pewien człowiek nam opowiadał. Przyszedł do Niemców Polak, a oni właśnie kolację przygotowali. Polak kazał im zabierać się precz, zjadł kolację i poszedł spać. Gospodartwo należało już do niego. Takie rzeczy tam się wtedy działy.

4. Czy na miejscu przesiedlenia odczuwali Państwo represje?:

Na nowym miejscu niektórzy Polacy trąbili, jacy to Ukraińcy są źli. Dlatego początkowo nie żyło się dobrze. Jednak z czasem Polacy sami zaczęli się przekonywać, że Ukraińcy nie są złymi ludźmi.

Myślicie, że gdy tu przyjechaliśmy to nie śledzili nas?.. Śledzili. Nawet nie chcę o tym mówić. Sąsiedzi (Ukraińcy) mówili, żeby do nich nie przychodzić... bo oni się boją. Inni Ukraińcy przychodzili, żeby jakąś informację wyciągnąć. Byliśmy tacy przestraszeni, że strach było do kogokolwiek usta otworzyć. Ukraińcy, to tacy ludzie... Czemu tak dużo zdrajców było wśród nich?

5. Kiedy i gdzie zaczęliście Państwo uczęszczać do cerkwi?:

Do Gołdapi było 12 kilometrów. O godz. 11 w nocy odjeżdżał pociąg. Zbieraliśmy się, szliśmy i siadaliśmy do pociągu. Wysiadaliśmy w Ełku, stamtąd do Chrzanowa było 5 kilometrów. Po raz pierwszy wybrałam się w taką podróż w 1948 roku. Pamiętam, że pewnego razu zabłądziliśmy w Ełku i dopiero nad ranem dotarliśmy do celu.

Do Chrzanowa zawsze jeździliśmy na wielkie święta, czasami na niedzielę, ale to rzadko, bo jechać do Chrzanowa w praktyce oznaczało dwie bezsenne noce. W pojedynkę człowiek nie podołałby temu, dlatego zbieraliśmy się grupami. Później mieliśmy już konia, czasami odwoziłam rodziców do pociągu. To już było lżej, a na początku żadnej lokomocji nie było.

Gdy się wracało, to pociąg, tak samo, odchodził o 11. W Chrzanowie nocowaliśmy. Ksiądz Ripecki, i ta jego małżonka, a była jeszcze kucharka, oni nie byli ludźmi, byli aniołami, nie wiem jak oni to wszystko wytrzymywali! Ludzie siedzieli na schodach, na strychu, wszędzie. Szliśmy do stodoły, żeby choć trochę odpocząć, bo ludzie od zmęczenia słaniali się. I gdzie są ci wszyscy ludzie? Teraz cerkwie mamy blisko... Do Chrzanowa zjeżdżała się nieprawdopodobna masa ludzi. Gdy przybywał pociąg z Giżycka, to ludzie zajmowali całą drogę, kilka kilometrów, od Woszczel do Chrzanowa. Szli, szli i szli... Bo tego nam brakowało!

Ci, którzy nie jeździli do Chrzanowa – poszli do kościoła. W ten sposób straciliśmy wielu naszych wiernych. Nie powiem, też chodziliśmy do kościoła, ale o Chrzanowie zawsze pamiętaliśmy. Ślub brałam w Chrzanowie. Teraz, gdy tam pojadę, cała ta historia przed oczami staje.

6. Jakie są losy Państwa dzieci i rodzeństwa?:

Wzięliśmy ślub 28 października (niedziela) 1956 roku. Błogosławił nas ksiądz Ripecki. Wesele było w domu. Wyjechaliśmy brać ślub rano, a wróciliśmy ok. godziny 9 wieczorem. Pojechaliśmy ciężarówką „Lublin”, którą narzeczonemu za darmo wypożyczył jego dyrektor. Cześć gości pojechała z nami, inni oczekiwali naszego powrotu w domu i się gościli. Długo nas nie było, więc niektórzy zaczęli wątpić, czy wrócimy, i rozjechali się do swoich domów. A my... Nie dosyć, że daleko, to jeszcze samochód się psuł. Ja, w welonie, siedziałam w kabinie, mąż na przyczepie. Wielu naszych ludzi żeniło się wówczas w Chrzanowie, dzieci tam chrzcili. W tym czasie byliśmy już na tyle „bogaci”, że stać mnie było na kupienie sukni ślubnej.

Urodziła się nam trójka dzieci. Mieszkają w Polsce.

7. Czy Pana/Pani dzieci znają język ukraiński?: Tak.
7.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?: W domu oraz w szkole.
7.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: -------------------
8. Czy Pana/Pani wnuki znają język ukraiński?: Tak.
8.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:

Znają od rodziców i dziadków, ale nie chcą zbytnio rozmawiać. Wolą po polsku. Nie wiem dlaczego.

8.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: ------------------
9. Czy posiadacie Państwo zdjęcia nowego miejsca?: Nie.
E. KONTAKTY Z UPA
1.1. Czy we wsi były kryjówki UPA?: Tak.
1.2. Czy we wsi były kryjówki UPA (opis rozszerzony):? Tak, były. Ale u nas w domu nie było.
2. Jaki jest Pani/Pana stosunek do UPA?: Pozytywny.
3.1 Miałem kontakt z UPA:

Przychodzili do nas do domu partyzanci, bracia oraz szwagier – wszyscy w UPA.

Po raz pierwszy zobaczyłam partyzantów UPA, gdy ruski front szedł do Niemców. Kilka dni wcześniej pół dnia nie mogliśmy wody nabrać, ponieważ drogą wciąż jechali (Niemcy), nie było możliwości, żeby przejść na drugą stronę, staliśmy tylko i patrzyliśmy. Mieliśmy niedaleko taki jar, tam były studnie z wodą źródlaną, i rzeczka tam była. Tak więc staliśmy pół dnia i patrzyliśmy.

Kilka dni wcześniej do wioski przyszli partyzanci (UPA), żeby ich przechować. Tylko tyle wiem, bo dzieciom dorośli nie mówili o takich sprawach. Wiem, że partyzanci schronili się u nas i u sąsiada, a u kogo jeszcze – to ja już nie pytałam i nikt mi o tym nie mówił.

Partyzanci schowali się, musieli się schować, bo nikt nie wiedział, co ruski zrobi. Przechodził front, więc po domach nie chodzili. Jechali, jechali, aż przejechali...

U naszego sąsiada jednego partyzanta złapali. Był jednak ubrany po cywilnemu, sąsiedzi powiedzieli, że to znajomy przyszedł w odwiedziny, siostry syn, że z innej miejscowości. Ruski dał się tu trochę oszukać.

3.2 Byłem członkiem UPA: Nie.
3.3 Pomagałem/wspierałem UPA (dobrowolnie):

Jasna rzecz, tak postępowała większość ukraińskich rodzin. Dostarczali żywność, odzież. Byliśmy ich moralnym zapleczem. Choć miałam dopiero 13 lat, także pomagałam, czasami nosiłam do sąsiedniej wioski rozkazy. Byłam jeszcze młoda, ale trzeba było wspierać UPA. Bez takiego wsparcia, oni, no wiecie, potrzebowali informacji... Doszło do tego, że z czasem nawet wojsko polskie mówiło, że nasz dom, to stolica Ukraińców. Z tych słów da się odczuć, jakie my tam wtedy życie mieliśmy.

Gdy trzeba było coś przygotować w kuchni, w czymś pomóc, to ja pomagałam, wodę nosiłam. Czasem kazali dokądś pójść... Mieli zaufanie do mnie. Nie dziwię się, że mieli taki stosunek do mnie, to dlatego, że ja nigdy do niczego się nie przyznałam. Dlatego mi ufali. Mieli od nas dużą pomoc: gromadziliśmy mleko, chleb zbieraliśmy...

Był taki jeden, co tym wszystkim kierował, ale często dostawaliśmy polecenia po prostu od dorosłych: dzieci, chodźcie, pomożecie! Potem przyjeżdżali, zabierali to wszystko do lasu...

To było tak: mama pojechała do Jarosławia, gdyż złapali brata Andrzeja. Mama pojechała na widzenie do więzienia. A ja z siostrą i tatą byliśmy w domu. Szykowaliśmy kolację dla partyzantów. Tato mówi: wyjdę na drogę, postoję na warcie, a partyzanci niech przychodzą po jednym i jedzą kolację. Tak więc wyszedł z domu. Tato nigdy się nie bał, a trzeba wiedzieć, że do nas przyjechało już kilka rodzin polskich (prawdopodobnie zasiedlili domy Ukraińców, którzy wyjechali na wschód-R.K.). W tym czasie u nas odbywało się zebranie, także Polacy tam byli, a tato nie poszedł, gdyż musiał stać na warcie. Powiedział, że zebranie odbędzie się bez niego.

Wracali z zebrania, rozmawiali po polsku, a tata mówi: to sąsiadka idzie razem z Polakami z tego zebrania. Podchodzą bliżej – a z nimi wojsko! Wyobrażacie sobie!? Tato już... już do domu nie dobiegł. Do naszego domu przyszło dwóch. Partyzant siedział i jadł kolację. Siostra tam była, i ja, były pierogi, barszcz, świnię tato zabił 2-3 dni wcześniej. Tak więc partyzant jadł kolację, i wtedy oni przyszli. Jeden miał taką budowę ciała, jak mój wnuk, prawie 2 metry. A drugi żołnierz był taki mniejszy. Mówią do partyzanta: coś za jeden? Ręce do góry! A on miał tylko pistolet. Partyzant mówi, że się poddaje. Wyciągnął rękę do góry, a w drugiej miał pistolet. Z siostrą obserwowaliśmy, co się też będzie dziać dalej. Oni mówią: drugą rękę do góry! Nasz dom był duży, oni stali przy wejściu, a on siedział przy stole w głębi. Przełożył pistolet do drugiej ręki. Oni mówią, żeby podniósł obydwie. On nie podnosił. Ja, niewiele myśląc – uciekłam z domu. Wybiegłam i udałam się do sąsiadki, bo gdzie jeszcze pójdę? W tym momencie siostra krzyknęła: „Panie, ich tu jest dużo!”. I oni, wiecie, po prostu zdębieli. Gdy wybiegałam, to oni do niego już podchodzili, a gdy siostra krzyknęła, to oni skamienieli, i partyzant jakoś pomiędzy nimi wybiegł na dwór. To był sprytny człowiek, to prawda... Wyleciał z domu i zaczął uciekać, a tu już pojawiło się więcej wojska, ale zranili go tylko w palec. On wiedział dokąd uciekać. Trafili tylko w palec. Uciekł im...

Po tym wydarzeniu z domu zabrali wszystko, ojca pobili, przyszli też do sąiadów, do mnie. O wszystkim już wiedzieli, nawet moje imię znali. Ja miałam dużo informacji. Zwrócili się do mnie: „Powiedz, Milka, kto to był?”. Odpowiadam, że nie wiem. Pytają więc, dlaczego daliśmy jeść nieznajomemu? Mówię, że sam wziął. Pytają dalej: dlaczego nagotowaliśmy? Tłumaczę, że mama miała przyjechać. Jeden straszy, że jak nie będę mówić, to zabiorą mnie na dwór i zaśpiewam jak słowik. Wepchnął mi rękawicę do buzi, zaczął za gardło dusić. Koleżanka zaczęła krzyczeć: mamo! mamo! pomóż jej!, jednocześnie tak płakała, że moja sąsiadka powiedziała do mnie: powiedz, kto to był, to dadzą ci spokój. Ja jednak twardo stoję na swoim, że nie wiem kto to był. Gdy koleżanka zaczęła krzyczeć, dowódca powiedział, żeby mnie zostawili w spokoju. A mnie najzwyczajniej dusili! Tak bardzo się wtedy przestraszyłam, że potem musiałam się leczyć.

No a potem zabrali z naszego domu wszystko, a dom znalazł się pod specjalnym nadzorem ze strony wojska. Byłam w takim stresie po tym wszystkim... Pewnego razu przyszła sąsiadka, koleżanka mamy, została sama w domu i mówi do mamy: Paraniu, daj ją (czyli mnie) do mnie, niech sobie pośpi, wojsko do mnie nie przychodzi, tam przejdzie jej ten stres. Tak też się stało.

Ale w nocy przyszło wojsko, musiał ktoś z partyzantów donieść, że rozkazy nosiłam. Sąsiadka wpuściła żołnierzy do domu, dowódca podszedł do mnie i mówi, żebym powiedziała dokąd te „sztafetki” (rozkazy) nosiłam, i kto to był (ten partyzant w domu). Udawałam, że jestem śpiąca, gdy stukali do drzwi, to od razu wiedziałam, że to wojsko, no bo kto jeszcze stuka w nocy. Sąsiadka prosiła, żeby dali mi spokój, bo chora, ale nie uwierzyli. To mama powiedziała im, że jestem u sąsiadki, „gdyż bardzo się przestraszyłam”, poszli i sprawdzili... Ale niczego się ode mnie nie dowiedzieli, bo ja niczego nie mówiłam. Potem mama powiedziała, że już mnie nigdzie nie puści. Co by się nie działo – mam być w domu.

Siostra została w domu, miała małe dziecko. Wzięła to dziecko i mówi, że ten partyzant sam sobie wziął jedzenie. I na tym stanęło. Następnego dnia znowu przyszło wojsko, jeden z nich mówi do siostry: „Dziewczyno, będziesz bita. Ubierz się dobrze, bo będą cię bić”. Ale, Bogu dzięki, nie ruszyli jej. Mówię: nasz dom – ukraińską stolicą był.

3.4 Ktoś z mojej rodziny był członkiem UPA:

Brat Dymitr służył razem z moim przyszłym mężem w sotni „Szuma”. Zginął w 1947 roku, pochowany jest w Łówczy.

Brat Andrzej służył w kuszczu (nie pamiętam nazwy) - aresztowany w 1947 roku i skazany na 10 lat więzienia w Sztumie - zwolniony po pięciu latach.

Poczyńko Pańko - mąż siostry Marii. Przyszedł na Mazury piechotą, aresztowany w 1948 roku. Został zamordowany w czasie przesłuchania na UB. Miał pseudonim „Oreł”, był dowódcą kuszcza.

Los brata Dymitra

To było 2 listopada. Tam było kilku partyzantów. Znajdowali się w lesie, było zimno, dlatego rozpalili ogień i ich z daleka wypatrzyli. Zaczęli strzelać. Kilku uciekło, jednego złapali, brat uciekał i wtedy dostał serię w brzuch. Padł na polu. Podeszli (już nie mógł uciekać)...

Chowali go o 12 w nocy, mnie nie wzięli. Pochowali w Łówczy na cmentarzu. W nocy, bez księdza, bo księdza nie było. Przedtem szukali go 2 dni. Chciałam iść, mama powiedziała „nie idź”, i na cmentarz mnie nie wzięli. Szukali, szukali, w końcu mama powiedziała: „Jeszcze ja pójdę, on gdzieś tam musi być!”. Padał śnieg, a potem śnieg roztopił się i brat stał się widoczny, mama go znalazła. Wspominała później: „Tak modliłam się, tak prosiłam: Dymitrze, pokaż mi, gdzie jesteś? Potem zobaczyłam, i podeszłam do niego. Taki był zbity kolbami, pokłóty cały!”. Dlaczego? Przecież już nie żył po tej serii. I w ten sposób ten mój brat...

4. Czy był Pan/Pani w posiadaniu broni przed przesiedleniem?: Nie.
5. Czy był Pan/Pani więziony?: Nie.
F. INNE ZAGADNIENIA
1. Zwyczaje z rodzinnych stron i życie kulturalne:

Zabawy były różne, jak i wszędzie wśród dzieci. Nie było takich możliwości, jak teraz, ale dawaliśmy sobie radę. Jako młode dziewczęta organizowałyśmy sobie „msze”, tak na niby. Jasna rzecz, z procesją. Odpowiednio do tej zabawy przygotowywałyśmy stroje, fany (chorągwie) itp. Graliśmy w klasy, bawiliśmy się w berka, w kamyczki. Człowiek nie jest w stanie opisać tego zadowolenia dziecięcego.

Ukończyłam tylko trzy klasy, potem naszą szkołę zajęło WP i przerwano nam naukę.

Wielkim wydarzeniem były święta. Oczywiście Wigilia - dla mnie to było wielkie przeżycie. Wojna ograniczyła kultywowanie dawnych zwyczajów i obyczajów.

2. Czy odwiedzali Państwo rodzinne strony?:

Już jak władza nie robiła poważnych przeszkód. Odwiedziliśmy swoją miejscowość pod koniec lat 1960-tych. Poznałam podwórko, stały jeszcze wtedy zabudowania. Takiego przeżycia doznałam, aż tchu brakowało - wróciły wspomnienia, dzieciństwo, tamte lata.

Oddzielnie jeździł tam tato z mamą. Zabrały nam władze karty wysiedleńcze, a to z tego względu, że obawiano się wtedy powrotu Niemców. Wtedy te karty wykorzystaliby na własny użytek. Władze gminy nawet przyszły do taty, żeby podpisał, że to jego własność. Tata nie podpisał mówiąc: "Jaka to własność - zawieźcie mnie do domu, to ja wam 100 razy podpiszę, a tu nie podpiszę, bo ja tu żyć nie będę". Sołtys rzucał w nas obelgami na tle narodowościowym.

Po 2-4 latach przyszło zawiadomienie, że za gospodarstwo trzeba zapłacić. Tata mówi, to oni, tacy-owacy, przywieźli nas tu, a teraz jeszcze domagają się, żebyśmy płacili za te kamienie (dom był kamienny, kiepski, nie było stodoły, napracowaliśmy się dobrze, żeby zacząć tam jakieś życie). Wówczas tato z mamą pojechali do Lubaczowa po dokumenty zaświadczające, że zostawili gospodarstwo na naszych ziemiach. To było niebezpieczne, bo w tamtych czasach ludzie, którzy wracali na swoje ziemie, mogli trafić do więzienia.

Przyjechali do Łówczy. Mama zapytała, gdzie będziemy w Łówczy nocować. „Pójdziemy do znajomych czy co?” Tato odpowiedział: najpierw idę do swego domu! Gdy przyszli, był już wieczór. Gospodyni leżała, miała zapalenie żył. Bardzo się przestraszyła. Tata powiedział „dobry wieczór”, odpowiedziała. Wtedy on zapytał: „Czy pani nas zna?” A ona patrzy przestraszona... Tata mówi dalej: „Ja pani też nie znam, ale znam swój dom”. Wtedy ona jeszcze bardziej się wystraszyła. Ale po chwili wrócili z pola inni mieszkańcy, tacy zdziewieni byli, tata im wszystko opowiedział, po co przyjechali. Wtedy oni: „Może napijecie się czegoś?”. Tata powiedział: „Nie, nie będziemy niczego pić, bo musimy iść dalej”.

3. Dlaczego nie wyjechali na Ukrainę?:

Mój brat Stefan był żonaty z Rozalią, która była Polką. Jej mama odradzała, a nawet mówiła: "Ty zostań, niech on sam jedzie". Do dzisiaj czuję ogromny szacunek do swojej bratowej, która swojej mamie odpowiedziała: "Moje miejsce jest przy mężu".

Mama, tata i brat mówili, że już będziemy się zbierali do Ukrainy. Już zgodę na wyjazd podpisali, już rzeczy popakowali. Już wyruszyliśmy wozem na dworzec. Nagle pojawia się jakiś urzędnik, który oświadcza, że do Ukrainy nie będzie już transportów. W ten sposób zostaliśmy. Martwiło mnie to, nawet płakałam przez to, że nie pojechaliśmy. Zapewne z pobudek patriotycznych, jak również miałam nadzieję, że tam będzie lepsze życie w porównaniu do tego koszmaru, jaki przeżywaliśmy w Łówczy.

4. Co w życiu było najważniejsze?:

Najważniejsza dla mnie była rodzina oraz to, aby doczekać chwili, gdy powstanie niepodległa Ukraina. Te smutne i puste Mazury w 1947 roku - przez dwa lata jeszcze żyliśmy nadzieją, że stąd nas puszczą i wyjedziemy. Dlatego tata i my nawet nie staraliśmy sobie zbytnio organizować życia na dłuższy czas. Z czasem musieliśmy się pogodzić, a dzisiaj to już 64 lat.

5. Dlaczego Was przesiedlili?:

Partyzanci, ludzi coraz mniej... Polacy mówili, że jak wywiozą ludzi, to partyzanci zostaną bez pomocy, bez jedzenia, bez informacji. Wzięli więc i wywieźli...

Oprócz tego chcieli zniszczyć naszą wielowiekową kulturę, a nas spolonizować.

G. UWAGI
1. Dodatkowe informacje: Zapis następnym pokoleniom Ukraińców

Żeby trzymali się swego narodu. Wiary nie można zmieniać. Ktoś wierzy w Boga, ktoś nie wierzy, ale sądzony będzie z pierwszej wiary. Żeby wszyscy tacy byli. Bo teraz z naszymi ludźmi coś niedobrego się dzieje. Nie wiem dlaczego. To takie przykre! Oto moja córka za Polaka wyszła. I co zrobisz? Nie wytrzymuję tego. Gdy słyszę ten pomieszany język... Niby (ten Polak) idzie i bierze ślub w naszej cerkwi, ale potem wszystko staje się polskie, nic, co ukraińskie go nie interesuje. No, nie wiem, może w przypadku mojej córki będzie inaczej... Ten jej kandydat przyjechał tu, pytam: będzie pan w stanie żyć z dwoma wiarami, z wiarą córki i swoją? Jeśli nie, to nawet niech pan nie myśli się żenić. Co zrobić? On mówi: nie będę jej niczego zabraniał, może chodzić do cerkwi, i ja z nią pójdę. I rzeczywiście, gdy jesteśmy u nich – to on idzie do cerkwi, nawet do komunii, innym razem idą do kościoła. Niby wszystko prawidłowo: ty trzymaj się swego, a ja swego. A mimo wszystko – jakie to przykre...

Znaliście Nastię Wołoszyn? Z Ukrainy, z Krasnego (pochodziła z Zakierzonia, z Młynów), zakonnica. Ona przepowiadała. Kiedyś pojechałam do niej, rozmawiałyśmy, tam było więcej ludzi, prawosławni, Polacy... Mówiła tak: pamiętajcie, nigdy nie porzucajcie swojej wiary, bo będziemy sądzeni z pierwszej wiary, z tej, w której przyszliśmy na świat. Zmieniać wiarę – to wielki grzech, mówiła, dlatego nie należy tego robić.

Ankietę opracowano na podstawie nagrania Andrzeja Kryka (25.03.2011), Romana Kryka (05.12.2011). Wyrażamy wdzięczność Kateryni Bedryczuk za pomoc. Końcowa redakcja Romana Kryka. Październik 2016




 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta українська
A. ОСНОВНІ ДАНІ
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
Г. НОВЕ МІСЦЕ
Д. КОНТАКТИ З УПA
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
 
A. ОСНОВНІ ДАНІ
1. Дата анкетування: 05.12.2011 2. Номер анкети: 0141
3. Прізвище, ім’я, по-батькові: Крупська Емілія,
уроджена Забалська
Скєркі, гміна Барцяни
Польща - Polska
4. Дата народження: 20.02.1933 5. Місце народження: Лівча, повіт Любачів, воєвідство Ряшів
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
1.1. Місце проживання до переселення: Лівча.
1.2. Місце проживання до переселення:

То було дуже велике село, нараховувало до 500 дворів (більше 2000 мешканців). Ми на кінці мешкали, тому, щоб від нашого дому перейти все село, то ноги навіть трохи могли заболіти. Не знаю, яка то могла бути відстань. Була в нас церква, яка після 1947 року (до часу побудови костела), була використовувана римо-католиками, а зараз пустує. Була школа, де й я навчалася по-українськи. Наша родина жила в Лівчі з покоління в покоління.

Я навіть зараз, як то все згадаю, то все бачу, як воно колись було. До церкви ходило дуже багато людей, все, що живе ходило. Після Великого Посту, на Великдень – скільки ж то народу було! Тепер таке в голову не заходить. В нас ще гаївки співали біля церкви, на перший день Свят. Стільки було співу, різноманітних пісень. А потім йшли навколо церкви, далі до брами (все це так точно пам’ятаю), хлопці ставали по двоє, бралися за руки і переходили під руками одне одного. «Посіяла огірочки...» співали, але далі слів не можу згадати. А потім вже по-тихеньку почалось…

В нашому селі ситуація погіршилось на свята. З’їхалися люди, гостилися, а тоді банда польська заявилася. Це був 1942 рік або 1941, я вже так точно не пам’ятаю (насправді це був 1944 рік, як уточнили подальше в ході розмови-Р.К.).

І ходили на церкву колядники, колядували. Театри такі собі робили, колядники ходили на таке, діти ходили. Ми ніколи не пропускали колядки. І на цей раз ми пішли колядувати, і ми колядували вже якийсь час, вже були на «Кінці», а далі мали йти на «Горб», то було недалеко від церкви. А мене чомусь так додому тягнуло, що годі було витримати. Я кажу: я піду додому. А мої товаришки кажуть: то вертаємся додому, бо вони колядували, а я віншувала, то не було більше кому, тому ми всі пішли. Ми прийшли додому і через буквально декілька хвилин почалися постріли.

Поляки їхали і по-українськи колядували. Коли вони наблизися до третьої хати від нас (в бік церкви), мій брат Дмитро сказав: я виходжу, бо колядники близько. І тоді почалися постріли... Першим зловили мого брата. Сусід біг, але й його зловили, відразу його – настільки жорстоко – роздягнули до сорочки і кальсон. Дебра там така була, а вони йому наказали бігти стежиною, і там його убили.

Мого брата тримали... Тимчасом вийшов сусід наш, коли зрозумів, що відбувається – почав втікати, але пустили чергу з автомата і забили його на ґанку. Це вже другий труп.

Мого брата Дмитра хотіли забрати до ліса. Його також роздягнули, так само в сорочці та кальсонах лишили, без взуття, одяг забрали і розійшлися на грабунок. Один на возі лишився з братом, він його запровадив до нашого сусіда, і там шукав всякого добра, з ялинки зривав цукерки, дивися, що можна собі взяти. Брат зміг вирватися з хати і почав втікати. Вони побігли за ним, стріляли, але він вже знав, куди завернути, і втік. Втікав, зокрема, через вал колючого дроту, навіть не уявляю, як він здолав цю перешкоду, тільки Бог це знає. Потім подався до знайомих і попросив про одяг. Коли бандити польські поїхали на фільварок, тато каже: я піду шукати Дмитра. Іде, і тут сусід вийшов. Запитує: «Чи ви не бачили мого сина?» Сусід каже: «Так, бачив. Його привели до хати, але він звідтам втік. За ним бігли, стріляли, не знаю, чи змогли убити, але в хаті був роздягнутий». Тато іде далі дорогою. Потім розповідав: «Дивлюсь, якийсь дідусь іде». А Дмитрові дали баранячу шапку, куртку стару... Тато звернувся до нього: «Чи ви не бачили мого сина?». А він каже: «Тату, ви мене не впізнали?».

З нашої родини ніхто не загинув. Тільки мого швагра сильно побили, але він добре відбувся.

Грабування фактично почали з нас. Забрали коня, свиней, мама гусей різала… Був у нас тоді мій вуйко з Варшави, приїхав так от, на свята. Вийшов на вокзалі і там найняв фірмана (повізку), щоб його привіз до нас. Таким чином на подвір’ї, окрім наших, були чужі санчата і коні. Поляки це помітили. А мама моя каже: «Брат приїхав з Варшави». І знаєте, тих санчат, ні коней не забрали. Тимчасом вуйко втік за стодолу і побіг далі.

Мого швагра жахливо побили на подвір’ї, і все в нього забрали. Мама каже: «Що ви робите! В нього малі діти і що, тут на подвір’ї хочете вбити?! Хто буде з тими дітьми?» Тоді відпустили його.

А, на загал, кого піймали – відразу до сорочки і до кальсон. Тато в хаті був, то татові теж наказали роздягнутися, але тата не били в хаті, просто позабирали в нього все і поїхали далі грабувати.

Заїхали також на фільварок, там забрали коней, дві пари мабуть, санчата позабирали. Ну а в нас... В нас, можна сказати, просто все забрали.

У той час приїхав один такий, він був в німецькому війську, приїхав на відпустку і у нас влаштував собі засідку. Коли над’їхали поляки - почав стріляти. Дві підводи покинули, стали втікати. Це було біля нашого цвинтаря. Коні були з фільварку, інші покинені бандитами речі люди між собою розібрали.

Хто були ці поляки? То були збирані поляки. З Нароля були, бо одного ми пізнали, хоч він і розмалював себе, щоб його не впізнали, але раніше приїжджав до нас що-небудь купити. З околиць Нароля. Мабуть і з нашого села там були поляки. Зараз я не пам’ятаю багато прізвищ, тому не можу уточнити деяких осіб.

Пройшли десятки років, але про ці події людина ніколи не зможе забути.

Щодо долі нашого села можу сказати, що… від цього все почалося. Від тої банди. Вже потім в нашому селі заснували варти, ходили цілими ночами, пильнували. Але все-одно, це було постійно, нападали, грозилися, що знищать. Ще поляки казали, що найгірші українці є якраз в нашому «Кінці». Два роки навечір ми вдягали дітей, і всі лягали спати вдягнені та взуті. Я могла спати і гаморі розмов, на різні теми, але вистачило, що появилося слово «поляки», то я відразу на ногах стояла. І як щось, то ми втікали до лісу, як щось ворухнулось абощо.

Потім це трохи заспокоїлось, поки не пройшов фронт на захід, тоді знов все відновилось. Польська поліція, і військо, ходили і грабували, що в хаті було – все забирали. Як щось не вдалося сховати, то залишалось лише те, що людина мала на собі. Все, що здибали – все забрали. Курку забирали навіть тоді, як вона на яйцях сиділа. А якщо яйця були ще свіжі, то і яйця забирали. То були такі часи, коли військо, поліція, всі займалися грабежем.

Казали, що наш «Кінець» мали спалити, а людей вибити. Не ціле село, а наш присілок. Дійшла чутка, ми довідалися, що на другу ніч поляки прийдуть нас палити і вибити. Але не напали, тому що наші партизани розбивали польську поліцію (УПА напала на постерунки). У нас в селі був постерунок, на другому кінці. Коли УПА напало, пару осіб там загинуло, але решта урятувалася (заховалися в підвалі або втекли). Навіть не пам'ятаю, скільки осіб тоді загинуло. Після цього постерунку в нашому селі вже не відновили, лише увесь час військо ходило, але не стаціонувало.

Після цього в нас в селі настав спокій в тому значенні, що поліція більше не ходила. Але, все-одно, протягом певного часу ми увечері сідали на підводи та їхали з дітьми в ліс, просто боялися. Поверталися зранку. Це тривало деякий час, потім як військо почало ходити, то не було причин до лісу втікати.

День виселення добре пам'ятаю. Це було 2 травня. У нас була невелика сідомість того, що переселенська операція вже почалася, а інші села вони вже вивозили! Тато каже до мене так (а нам поляки забрали коня, єдиного, якого мали): «Ти йди до поляка, в нього є коні, щоб він приїхав кіньми до керату, щоб ми трохи збіжжя намолотили, бо, хто знає, може будуть вивозити». Вже така чутка була.

Я пішла, сусід приїхав кіньми до керату, і ми мали молотити. Але військо прийшло до хати, сказали, що за дві години маємо бути готові! Поляк забрав коней, а військо прийшло до хати, тата забрали до дому стрийка, який виїхав на Україну. В цьому будинку тата почали бити і вивідувати, де заховав зброю. Тато відповідав, що зброї нема. Отож одні били тата, а інші нас підганяли, щоб ми збиралися. Мама каже: якщо ви добиваєте там мого чоловіка, то добийте нас тут всіх. Раз так, ми нікуди не їдемо, не будемо збиратися.

Дали нам тільки один віз, щоб все господарство запакувати. А речей в нас було ще багато: і збіжжя, і мука, і картопля, і мабуть півметра пшениці. Поляк, якого військо спрямувало до нас, щоб нас вивозив (вони назбирали по польських селах таких людей з підводами, щоб допомагали вивозити українців), отже він сказав, що нічого не візьме, оскільки у нього слаба підвода.

Після того як мама так сказала, вони побитого тата, слава Богу, відпустили. Ми мали свою підводу, але не мали коня. Тато попросив цього поляка, щоб зачепив нашу підводу до його. І той поляк послухав тата, не був настілький поганий. І ми той віз затягнули до Плазова. Але малощо взяли з собою. Правда, корову забрали...

В Плазові два дні ми ночували на площі. Туди звозили всіх людей. Далі машиною нас повезли до Белжця. В Белжцю ми знову чекали, приблизно 2 чи 3 дні, не пам'ятаю точно. А наші сусіди швидше прибули, бо їм дали фірманки, скільки вони хотіли, мали більше ніж ми часу, щоб зібрати речі. Їх потім і до потягу швидше посадили. А ми стояли під голим небом. Я кажу своїй товаришці: ой, вони поїхали, а ми залишилися! А потім і нас завантажили, і знаєте що? Ми в Любліні ще зустрілися з сусідами! І в Любліні я побачила, що вони поїхали в один бік, а ми їдемо в другий бік. Коли вони від’їхали, то прийшов транспорт з людьми, вони розмовляли по-польськи, мали кози, я тоді вперше в житті козу побачила! Наші питаються: куди ви їдете? А вони відповідають: Bo my wiemy gdzie my jedziem? (хіба ми знаємо куди їдемо?). А наші мужчини, які там були, кажуть: їх везуть на наші господарства! Це було навіть трохи кумедне...

Отже, нас повезли, а вони лишилися. Ми приїхали до Ґіжицька, дивимось: транспорт їде за нами, а там ті люди, що ми їх в Любліні лишили. То були наші люди, перемишляки, вони розмавляли по-польські і по-українські, а ми тільки по-українськи, хіба що зверталися до військового чи як до крамниці йшли що-небудь купити.


2. Вік на момент переселення: 14 3. Віросповідання: Греко-католицьке.
4. Кількість людей в родині на момент переселення: Батьки Андрій та Параскевія, сестра Марія з дитиною Євгеном, брат Михайло та я.
5. Скільки осіб лишилося: 0
6. Скільки осіб переселено: 6
7. Скільки осіб пропало безвісти:

В 1947 році пропав мій брат Дмитро Забалський. Виявилося, що він загину в бою з військом польським. Похований Лівчі.

Брат Андрій... Він був в Німеччині на роботах. Там його забрали в армію. Коли він прийшов з тої Німеччини до Рави Руської, то їх розпустили, хто був з польської території (бо вже був новий кордон), повертався додому в Польщі, і він повернувся. Але без нічого. Як поїхав примусово, так і повернувся.

До Німеччини обидва мої брати поїхали, але Дмитро втік з копальні після двох тижнів. А вже були йому начепили номер на спину. Шльонзакі (мешканці Сілезії), які там були, сказали йому: хлопче! поки в тебе є сила - втікай, бо потім буде зле і не зможеш втекти, адже їсти не дають, тільки на роботу женуть. Вони з Сілезії були, а то все відбувалося десь далеко, в Німеччині. І знаєте, він втік. За два тижні прийшов. Після цього прийшов сусід до нас, плакав що «така біда є для мого Стефана». А мого брата Андрія забрали на фабрику якогось порошку (Андрій і Стефан - їх двоє було з Лівчі). І потім Андрія забрали до війська руського, в Німеччині. Війна закінчилася і він прийшов. Ми так й сказали йому: навіщо ти повернувся? Каже: що буде вдома робити, якщо кожної хвилини можуть прийти і забити його. Відтак він також пішов в партизанку. Але знайшли його і піймали, на щастя без зброї. Брат найстарший копав картоплю, і він там був, військо його забрало, поляки забрали. Суд дав йому 10 років тюрми, мовляв, взяли його пізньою порою, був в Німеччині...

В тюрмі він захворів. Лікувався у в'язниці, потім вийшов на волю, вдома підлікувався, навіть до Америки ми писали за уколами для нього. Кінець кінцем, виглядало, що він добре з цього вийшов. З часом виявилось, що то не так.

Він одружився. Двоє дітей народилося, а третя дитина народилася уже після його смерті. Андрія обслідував лікар і сказав негайно везти до Білостоку (до лікарні) (Białystok). Мама з ним поїхала. Хотіла їхати я, але я була вагітна, тому мама сказала: як ти поїдеш, ти в дорозі можеш народити! Ну, але хтось мусив їхати, бо брат погано почувався, а вдома жінка з дітьми. Врешті-решт мама з ним поїхала. Через 2-3 дні прийшла телеграма, що він помер. Наступного дня мій чоловік з жінкою (Андрія) поїхали його забирати, виписали, привезли вночі, чоловік повернувся додому, а мене перейми взяли, тому я Андрія навіть не побачила, мене до лікарні повезли…

8. Скільки осіб іншої національності жило в селі: Поляки, жиди, переважали однак українці. 9. Стан відносин з ними:

Взаємини були добрі. Однак в 1944 році вони погіршилися через те, що було створено польські та українські організації, в ряди яких записувалися люди. Ті організації ворогували між собою.

Пригадую таку подію, хуліганську початково. На греко-католицьке Різдво поляки з сусідніх сіл переодягнулися за колядників і нападали на наших мешканців. Моєму братові відібрали тоді усе – заишили в кальсонах та сорочці. Ситуація призвела навіть до перестрілки, під час якої загинуло двоє мешканців.

10. Опишіть залишений Вами маєток:

Новий, дерев’яний дім, мурований хлів та дві стодоли. Оснащення, господарська техніка, меблі та 10 морґів поля. Скот та птицю в більшості забрало польське військо. Залишилося багато зерна, картоплі. Одна стодола заповнена немолоченим збіжжям.

В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
1. Коли Вас вивезли? 2 травня 1947 2. Коли Вас привезли? 15 травня
3.1. Маршрут переїзду: Лівча – підводи – Плазів – підводи, машини – Белжець – потяг - Люблін – Ґіжицько – пішки – Бані Мазурські – пішки – Яґочани
3.2. Маршрут переїзду:

У вагоні було нас три родини. Малі діти, худоба, птиця, свині – всі разом. Кожен був сумним і неговірким.

4. Чи Ви знали куди їдете? Початково ми думали, що везуть нас до Росії, в Сибір.
5. Чи хто-небудь з Вашої родини повернувся в рідні сторони? Ніхто.
6.1. Речі які Ви привезли з собою (Релігійні)?:

Два образи, літургійна книжечка. Більшість нашого майна залишилася через те, що нам надали малу та й на додачу поламану підводу. Му змушені були залишити: шафи, скрині, частину одягу та господарської техніки.

6.2. Речі які Ви привезли з собою (Побутового вжитку)?: Скатертини, рушники.
6.3. Речі які Ви привезли з собою (Речі особисті)?: Те, що на собі.
6.4. Речі які Ви привезли з собою (Документи)?: У батьків були тимчасові документи про посвідчення особи.
6.5. Речі які Ви привезли з собою (Інші)?: Корова.
7. Які з них збереглися? Два образи та літургійна книжечка.
8. Чи могли б Ви передати їх (повністю або частково) для музею? Світлини образів та книжечки.
9. Чи заховали Ви які-небудь предмети в місті звідки Вас вивезли? Ні.
Г. НОВЕ МІСЦЕ
1. Куди Вас переселили? Яґочани, ґміна Бані Мазурські, повіт Ґолдап.
2. Які умови Вам надали?

Ми опинилися в будинку, де колись була пошта, чи ресторан, він, можна сказати, прямо на дорозі стояв. Була там якась кузня, два хлівці, но й дім. Дім побудований з грубого каменя, повністю розкрадений. Знаєте, не було ні одного вікна, печей, не було підлоги, двері деякі лишилися, ті двері, яких злодії з Сувальщини (містечко Suwałki) не забрали. З Сувальщини приїжджали і грабували доми залишені німцями. Все забирали. 7 гектарів землі, набагато гіршої від тієї, що ми мали на Закерзонні. Влада двічі дала кукурудзяну муку.

3. Яку картину Ви побачили на новому місці? Будинки розкрадені, подвір'я заросло кущами та бур'янами.

Як нас привезли, то дехто починав братися за роботу, інші нічого не робили, казали: ми тут не будемо, ми поїдемо назад, додому.

Сусід-поляк заорав трохи поля і ми посадили ще картоплю. Влада заохочувала це робити. Через те, що картоплі ми привезли дуже мало, садили буквально лушпиння. Проте врожай був настільки рясним, що ми могли ділитися з іншими.

Мій тато знав німецьку мову. З міста Ґолдап приїздив німець відвідувати цвинтар. Близько від нас. То були колоністи і вони мали свої цвинтари. Одного разу тато пішов до нього і поговорив з ним. Німець сказав, що він сюди часто приїжджає, бо тут похований його син та дві дочки. «А то – каже – моє господарство було», і показав рукою. Прийшов до нього додому солтис, такий поляк, що з сувальщини прибув, і казав цьому німцеві забиратися з дому. Такі німці йшли тоді до міста Ґолдап, там їх в такому ґетто поляки збирали. Більшість з них згодом переїхала до Німеччини.

А в нашому селі дуже мало німців лишилося. Фактично за два кілометри від нас жила німка, правда, там з нею вже поляки жили. Була з неї добра хазяйка, допомагала тим полякам і через це вони її не виганяли. А що сталося з її дітьми – Бог знає. І ще одна на кольонії (хуторі) жила, і все, більше не було.

Коли ми приїхали – зламаної копійки не мали. Але корова давала молоко, робили масло, сир. А ринок був в місті Ґолдап, поруч цього ґетто, де німців утримували. Поліція забороняла продавати німцям, а мені так було їх жалко. Стояли у воротах і пальцем закликали до себе. Я була з сусідкою, подивилися на тих німців, які кликали нас, кажемо, ну, що вони нам зроблять, підемо! Ми їм занесли масло, яйка, вони мали гроші, щоб заплатити. Брама до ґетто була відкрита, але поліція ганялася за ними, ну, поліція робила з тими німцями що тільки хотіла...

В цьому ґетто тримали німців декілька років. Коли почали створювати колгоспи, то забирали їх до роботи. З осені і я туди ходила, з батьком. Навесні на зароблені гроші ми купили коня. Пам’ятаю, як тато сказав тоді: «Якщо вже є кінь, то не пропаду». Ну а німці згодом з ґетто поїхали до Німеччини. Бідні вони були, бідні...

Один чоловік нам розповідав. Прийшов до німців поляк, а вони вечерю підготували. Поляк наказав їм забиратися геть, а він повечеряв і пішов спати. І вже це було його господарство. Таке там тоді було...

4. Чи зазнавали ви утисків на новому місці?

На новому місці деякі поляки змальовували, які то україці лихі люди. Тому на перших порах погано було жити. З часом однак поляки самі почали переконуватися, що українці то не є погані люди.

Ви думаєте, як ми сюди переїхали, то тут не слідкували за нами?.. Слідкували. Навіть не хочу про це говорити. Сусіди (українці) казали, щоб ми до них не приходили… бо вони бояться. Інші українці приходили, щоб яку інформацію отримати. Ми були такі залякані, що боялися до кого-небудь рота відкрити. Українці, то такі люди... Чому серед них було так багато зрадників?

5. Де і коли ви почали відвідувати церкву?

До містечка Ґолдап було 12 кілометрів. Об 11 год. ночі від'їжджав потяг. Ми збиралися, йшли і сідали в цей потяг. Виходили в Елку, звідтам до Хшанова було 5 кілометрів. Вперше я поїхала 1948 року. Пам'ятаю, що одного разу ми заблукали в Елку і тільки ближче ранку добралися Хшанова.

Ми завжди їздили до Хшанова на великі свята, часом в неділю, але це рідко коли, бо їхати до Хшанова на практиці означало дві безсонні ночі. Сама одна людина не робила б цього, ми збиралися групами. Потім ми мали вже коня, то я часом відвозила батьків до потяга. То це вже було легше, а початково ніякого транспорту не було.

Назад коли їхали, то потяг знов таки відходив об 11 годині. В Хшанові ми ночували. Отець Ріпецький, і ця його дружина, а ще мали куховарку, то це були не люди, а ангели, як вони все це витримували! Люди сиділи на сходах, і на горищі, всюди. Ми ходили до стодоли, щоб хоч трішки перепочити, бо люди від переутоми аж падали. І куди всі ті люди ділися? Тепер церкви маємо близько... А в Хшанові була неймовірна маса людей. Коли приходив потяг з Ґіжицька, то люди займали всю дорогу, декілька кілометрів, від Вощеля до Хшанова. Йшли, йшли і йшли... Бо того нам бракувало!

Ті, що не їздили до Хшанова – пішли до костела. Таким чином ми втратили багато наших вірних. Не скажу, ми теж ходили до костела, але про Хшаново завжди пам'ятали. Я вінчалася в Хшанові. Тепер, коли їду туди, вся ця історія в очах відживає.

6. Як склалася доля Ваших дітей та рідних?

Ми вінчалися в Хшанові 28 жовтня 1956 року (неділя). Отець Ріпецький нас благословив. Весілля було вдома. Їхали вінчатися зранку, а повернулися близько 9 год. вечора. З’їздили туди на вантажівці «Люблін», яку нареченому безоплатно позичив його директор. Частина гостей поїхала з нами, а решта лишилася у нас вдома і пригощалися. Нас довго не було і вони засумнівалися, чи повернемося, і подалися до своїх домів. А нам... не досить, що далеко, то ще автомобіль ламався. Я, украшена велоном, сиділа в салоні, а чоловік на кузові. Багато людей вінчалися в Хшанові, і дітей хрестили. На той час ми настільки «розбагатіли», що весільну сукню змогла купити.

Народилося нам троє дітей. Живуть в Польщі.

7. Ваші діти знають українську мову? Так.
7.1. Так - Де вивчили? Вдома та в школі.
7.2. Ні - Чому? ----------------
8. Ваші онуки знають українську мову? Так.
8.1. Так - Де вивчили?

Знають від батьків та дідів, проте не надто охоче розмовляють українською. Воліють польську. Не знаю чому...

8.2. Ні - Чому? ----------------
9. Чи є у Вас світлини нового місця? Ні.
Д. КОНТАКТИ З УПA
1.1. Чи в селі були криївки УПА? Так.
1.2. Чи в селі були криївки УПА? Так, були, проте у нас вдома не було.
2. Яке Ваше ставлення до УПА? Позитивне.
3.1 Я контактував з УПА:

Приходили до нас додому партизани, брати, які бли в УПА, та швагер.

Вперше побачила партизанів УПА в той час, коли фронт руський йшов до німців. А декілька днів до того ми півдня не могли води набрати, тому, що (німці) їхали і їхали, так, що неможливо було пройти (крізь дорогу), тільки стояли і дивилися. У нас були дебра, там були криниці з джерельною водою, і річка там була. То ми так, ну, півдня, тільки стояли і дивилися.

А декілька днів до того, до села прийшли партизани (УПА), щоб їх заховати. Я тільки це знаю, дітям не дуже про таке розповідали тоді. Знаю, що партизани переховувалися у нас і в сусідів, а у кого ще – то я вже нікого не розпитувала і ніхто мені про це не розповідав.

Партизани заховалися, вони мусили заховатися, бо ніхто не знав, що руські зроблять. Фронт проходив, тож по хатах не ходили.Їхали, їхали, потім переїхали...

У наших сусідів одного партизана спіймали. Але він був вдягнений як цивільний, сусіди сказали, що це прийшов до них товариш, сестри син, він з іншого села. Руськи далися трошки обманутися.

3.2 Я був у складі УПА: Ні.
3.3 Я допомагав/сприяв УПА (добровільно):

То було так: моя мама поїхала до Ярослава, бо зловили мого брата Андрія. І мама поїхала туди до тюрми на побачення. А ми з сестрою і татом були вдома. Ми готували вечерю для партизанів. Тато каже: я піду на дорогу, буду вартував, а партизани нехай приходять по одному і повечеряють. Отож він прийшов до хати. Мій тато ніколи не боявся, а треба знати, що декілька родин польських вже приїхали до нас жити (мабуть у домах українців, які поїхали на схід-Р.К.). В цей час в селі відбувалися збори, також поляки там були, а тато не пішов, бо мав вартувати. Сказав, що збори будуть без нього.

Поверталися зі зборів, розмовляли по-польськи, а мій тато каже: та сусідка йде разом з поляками з тих зборів. Підходять ближче - а з ними військо! Ви уявляєте!? Тато вже… вже до хати не дійшов. До нашої хати прийшло двох. А партизан сидів і вечеряв. Сестра там була, і я, були вареники, був борщ, і свиню тато заколов днів 2-3 раніше. Тож партизан вечеряв, а вони прийшли. І в одного була така будова, як і у мого онука, майже два метри. А другий був такий менший вояк. Звертаються до партизана: хто ви такі? Руки догори! А в нього був лише пістолет. Партизан каже до них, що здається. Простягнув руку догори, а в другій мав пістолет. Ми з сестрою дивились, що буде діятись далі. І вони кажуть: другу руку догори! Хата у нас велика була, вони стояли біля порогу, а він сидів за столом вглибині. Він переклав пістолю в другу. Вони кажуть, щоб обидві руки підняв. А він не підносив. А я багато не думаючи – втікаю з хати. Вибігла і подалася до сусідів, бо де я ще дінуся? А сестра тоді крикнула: пане, їх тут багато! І вони, знаєте, просто задубіли. Бо коли я втікала, вони вже до нього підступали. І як сестра крикнула, то вони застигли, і партизан якось поміж них пробіг, то був спритний чоловік, це правда... Вилетів з хати і почав тікати, а вже було більше війська, але тільки палець йому ранили. Але він знав, куди тікати. Попали тільки в палець. І він втік...

Після цієї події з хати все забрали, тата набили і до сусідів прийшли, до мене. Вони все вже знали, навіть моє ім’я. Я про все знала. Звернулися: скажи Мілька, хто то був? Я відповідаю, що не знаю. Ну то питають, чого ми їсти дали незнайомому? Відповідаю, що сам взяв. Тоді, чому ми наварили? Інформую, що мама мала приїхати. Один погрожує, що якщо не буду говорити, то заберуть мене надвір і тоді заспіваю як соловейко, і запхав мені рукавицю в рот, за горло мене душить. Моя товаришка почала кричати: мамо! мамо! захисти її!, так плакала при тому, що моя сусідка звернулася до мене: ти скажи, хто то був, то вони не будуть тебе чіпати. А я далі стою на своєму, мовляв, я не знаю, хто. Коли моя подруга стала кричати, командир сказав, щоб мене не чіпали. Але мене просто душили! Через те, що я тоді дуже злякалась, мене потім лікували.

Ну і потім забрали з нашого дому все, а наша хата опинилася під особливим наглядом збоку війська. Я була в такому стресі після того всього... Одного разу прийшла сусідка, моєї мами товаришка, вона була одна вдома, і каже до мами: Параня, дай її (тобто мене) до мене, вона буде собі спати, військо до мене не приходить, і в неї цей переляк пройде. Так і зробили.

Тимчасом вночі прийшло військо, то мусив хтось з партизанів настукати, що я штафетки носила. Сусідка впустила військо до хати, командир підійшов до мене і каже, щоб я сказала куди записки носила, і хто то був (цей партизан в хаті). А я робила вигляд що сонна, бо коли постукали, то я вже знала, що то військо, ну бо хто стукає вночі. Сусідка просила щоб мене не чіпали, бо я хвора, а вони не вірили. Мама сказала їм, що я в сусідки, тому що дуже налякалася, і пішли, і перевіряли… Ну, але нічого не дізнались, бо я нічого не розповідала, і потім вже мама сказала, що мене нікуди не пустить. Що б не відбувалося – маю бути вдома.

Моя сестра ж залишилася в хаті, але вона мала малу дитину. Вона взяла ту дитину і сказала, що той партизан сам собі взяв їсти. І так то затрималося, а на другий день військо прийшло знов і один військовий каже до неї так: дівчино, тебе будуть бити. Вдягнись добре, бо тебе будуть бити. Але дякувати Богу, її не рушили. Я кажу, наша хата – українська столиця була.

3.4 Хтось з моєї родини був у складі УПА:

Брат Дмитро служив разом з моїм майбутнім чоловіком в сотні «Шума». Загинув в 1947 році, похоронений в Лівчі.

Брат Андрій служив в кущі (не пам'ятаю якому) – затриманий в 1947 році і засуджений на 10 років тюрми. Покарання відбував в Штумі – відпустили його після 5 років.

Панько Починько – чоловік сестри Марії. Прийшов на Мазури пішки, затриманий в 1948 році. Його замордували під час допиту на УБ. Його псевдо було «Орел», був командиром куща.

Доля брата Дмитра

То було 2 листопада. Їх було декількох партизанів. Перебували в лісі, в той час там було доволі холодно, тому вони розпалили вогонь і їх здалеку підійшли. Почали стріляти. Декількох втекло, одного піймали, а мій брат втікав і йому чергу куль пустили в живіт. І він впав в полі. Підійшли до нього (він вже не міг втікати)...

Його ховали о 12 годині ночі, мене не взяли тоді. Поховали в Лівчі на цвинтарі. Вночі ховали, без священника, священника не було. До того його два дні шукали. Я хотіла йти, мама сказала «не йди», і на цвинтар мене теж не взяли. І так шукали, і потім мама сказала: «Ще я піду, він десь там мусить бути!». Падав сніг, а потім сніг розтанув і брата стало видно, і його здибала мама. Згадувала потім: «Я так молилася, і так просила, Дмитре, покажи мені, де ти є? А потім побачила і прийшла до нього. І такий був збитий прикладами, поколений!». Навіщо? Адже він вже був мертвий після автоматної черги. І так той мій брат...

4. Чи мали Ви зброю у період перед переселенням? Ні.
5. Чи перебували Ви під арештом? Ні.
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Звичаї втраченої батьківщини:

Забави в нас були різні, як й всюди серед дітей. Не було таких можливостей, як зараз, але діти бавилися і з м’ячем, в «кляси», в «доганяного», в «камінчики». Будучи дівчатками ми влаштовували «літургії», неначе до церкви йдемо, звісно, з процесією. Для цієї забави ми готували відповідні строї, фани (хоругви) тощо. То неможливо описати, як файно там було, яким було то задоволення дитяче.

Я закінчила лише три класи, далі в нашій школі поселилося військо польське і навчання зупинили.

Великою подією були Різдв’яні Свята. Велия – для мене це було неабияке пережиття.

Війна обмежила можливість культивувати давні традиції та звичаї.

2. Чи відвідували Ви свою батьківщину?

Лише тоді, коли влада перестала ставити значні перепони. Своє село ми провідали під кінець 1960-их років. Я упізнала подвір'я, стояли ще будівлі. Я так сильно переживалବ, аж дух забивало, оскільки навернулися спогади, дитинство, тамті роки.

Окремо їздив туди тато з мамою. Представники місцевої влади прийшли до тата, щоб підписав документ про те, що він є власником господарства. Робили це тому, що вони боялися повернення німців. Тато не підписав документу про те, що держава передає йому будинки та поле на нових землях (на півночі Польщі після акції «В»). Каже, завезіть мене додому (на Закерзоння) і я вам хоч разів сто підпишу, а тут не підпишу, бо я тут жити не буду. Реакцією солтиса були матюки з національним акцентом.

Якось через 2-4 роки прийшло повідомлення, що треба платити за ту господарку. Тато каже, що вони такі-сякі, привезли нас сюди, а тепер ще вимагають, щоб ми платили за ті каменюкі (бо то хата була кам’яна і була погана, не було стодоли, ми там напрацювалися, щоб пристосувати це місце для життя). Тоді тато з мамою поїхали до Любачева по документи про те, що вони там (на Закерзонні) господарку залишили. Це було небезпечно, бо в той час тих, які поверталися на свої землі могли в тюрму забрати.

Приїхали до Лівчі. Мама запитала, де будемо в Лівчі ночувати? Підемо до знайомих, чи куди? А батько відповідає: насамперед я йду до своєї хати! Як прийшли, то вже був вечір. Хазяйка лежала, бо в неї запалення вен було. Вона страшно перелякалась. Тато сказав «добрий вечір», вона відповіла. Тоді він запитав: «Чи ви нас знаєте?». А вона дивиться перелякана… А тато каже: «Я пані теж не знаю, але свій дім знаю». Тоді вона ще більше перелякалась. Але за хвилину прийшли з поля інші люди, такі здивовані були, тато їм все розповів, чого вони приїхали. А тоді вони: «Може щось вип'єте?». А тато каже: ні, не будемо нічого пити, бо ми далі йдемо.

3. Чому ви не виїхали в Україну?

Мій брат Стефан був одружений на Розалії, яка була полькою. Її мама відраювала їхати туди, навіть сказала таке: «Ти залишися, нехай він один їде». До сьогодні з подивом ставлюся до Розалії через те, що вона тоді відповіла своїй мамі: «Моє місце біля чоловіка».

Мама, тато і брат казали, що вже будемо збиратися на Україну. Вже згоду підписали, вже речі попакували. Вже рушили підводою на вокзал. І тут появився якийсь чиновник, який був заявив, що більше транспортів на Україну не буде. І так ми лишилися. Я переживала, плакала навіть через те, що ми не поїхали на Україну. Це я так переживала від почуття патріотизму, але також мала надію, що там буде краще життя в порівнянні з тим кошмаром, який нам влаштували в Лівчі.

4. Що в житті було головне?

В моєму житті головна була родина та очікування на хвилину, коли буде відновлена українська державність. Ці спорожнілі, сумні Мазури в 1947 році – ще протягом двох років ми жили надією, що нам дозволять повернутися. Тому батько, всі ми, не особливо намагалися організувати собі нове життя. Довелося змиритися, а нині це уже 64 роки пройшли з того часу...

5. Чому Вас переселили?

Партизани, людей щораз менше... Поляки говорили, що як вивезуть людей, то партизани лишаться без допомоги, без харчів, без інформації. Взяли й вивезли...

А ще вони хотіли знищити таким чином нашу багатовікову культуру, а нас ополячити.

Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Інше: Заповіт наступному поколінню українців

Щоб вони трималися того, що вони українці. Не можна віру змінювати. Чи хто вірить в Бога, чи не вірить, але буде суджений з першої віри. І щоб всі такі були. Бо то нашим людям щось тут трохи змінюється. Не знаю, чому. То таке прикре! Ось моя донька вийшла за поляка. І що ви зробите? Я такого не витримую. Як чую змішану мову… Ніби (той поляк) іде і вінчається в нашій в церкві, але потім все є польське, ніякі українські справи його не цікавлять. Ну, не знаю, може з моєю дочкою так не буде... Цей її кандидат приїхав сюди і я його запитала: ви зможете жити з двома вірами – ви зі своєю, а дочка зі своєю? Якщо не зможете, то навіть не думайте женитися. Що поробиш? Він каже: я їй не буду нічого боронити, до церкви може йти, і я з нею піду. І справді, коли я у них – то він іде до церкви, навіть причащається, іншим разом ідуть до костела. Це неначе правильно: ти свого притримуйся, а я свого. І все ж - яке все це прикре...

Чи ви знали Настю Волошин? Вона з України, з Красного (родом з Закерзоння, з Млинів), монахині. Вона проповідувала. Я колись поїхала до неї, ми розмовляли, там були інші люди, православні, поляки… Вона казала так: пам’ятайте, щоб ви своєї вірі не покинули, бо будемо суджені всі з першої віри, з якої ми вийшли. Міняти віру - то великий гріх, казала, тому не треба це робити.

Анкету опрацьовано на основі запису Андрія Крика (25.03.2011), Романа Крика, Марусі Хомин (05.12.2011). Вдячні за допомогу Катерині Бедричук. Анкету відпустив Роман Крик. Жовтень 2016

 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta english
A. MAIN DETAILS
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
C. RESETTLEMENT
D. THE NEW PLACE
E. CONTACTS WITH UPA
F. ADDITIONAL INFORMATION
G. INFORMATION
 
A. MAIN DETAILS
1. Application Date: 06.10.2016 2. Application Reference Number:
3. Surname, Name, Paternal Name: brak


4. Date of Birth: 06.10.1909 5. Place of Birth:
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
1.1. Place of Residence before deportation:
1.2. Place of Residence before deportation (information):
2. Age at time of deportation: 3. Religion: dark
4. Number of family members at the time of deportation/ resettlement:
5. Number of family members left:
6. Number of family members deported:
7. Of which went missing:
8. Number of people of different nationalities resident in the village? 9. Inter-ethnic relations could be considered?
10. List your lost assets/property:
C. RESETTLEMENT
1. When were you deported? 2. When did you arrive?
3.1. Deportation Itinerary:
3.2. Deportation Itinerary (information):
4. Did you know where you were being deported to?
5. Have any of your relatives returned to your homeland?
6.1. What personal items did you take with you - Religious:
6.2. What personal items did you take with you - Household objects:
6.3. What personal items did you take with you - Personal belongings:
6.4. What personal items did you take with you - Documents:
6.5. What personal items did you take with you - Other:
7. Of these items, what is left?
8. Would you be prepared to donate these (in whole, or in part) to the museum?
9. Did you hide any of the items that you brought with you?
D. THE NEW PLACE
1. Where did they deport you to?
2. What amenities were you granted?
3. What did you see when you arrived at your new place of settlement?
4. Did you encounter any persecution?
5. Where & when did you start going to church?
6. How did your children fare?
7. Do your children know Ukrainian?
7.1. Yes - Where did they learn it?
7.2. No - Why?
8. Do your grandchildren know Ukrainian?
8.1. Yes - Where did they learn it?
8.2. No - Why?
9. Do you have photos of your new place of settlement/residence?
E. CONTACTS WITH UPA
1.1. Were there UPA bunkers in the village?
1.2. Were there UPA bunkers in the village (information)?
2. What is your view of UPA?
3.1 I contacted UPA:
3.2 I was part of UPA:
3.3 I helped/facilitated UPA (voluntarily):
3.4 Were any of your family in UPA?
4. Did you ever hold firearms before the period that you were deported?
5. Were you ever arrested?
F. ADDITIONAL INFORMATION
1. Lost customs/traditions of your homeland:
2. Have you visited your homeland?
3. Why did you not choose to live in Ukraine?
4. What was your priority in life?
5. Why were you deported/resettled?
G. INFORMATION
1. Information

 
do góry ↑
Fotografie
„Kliknij” na miniaturke by zobaczyc zdjęcia w galerii.



 
do góry ↑
Wspomnienia


Na tę chwilę brak jest w naszej bazie wspomnień osoby, której ankieta dotyczy.

 
do góry ↑
Pliki


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

 
do góry ↑
VIDEO


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

„Człowiek pozbawiony korzeni, staje się tułaczem...”
„Людина, яку позбавили коренів стає світовим вигнанцем...”
„A person, who has had their roots taken away, becomes a banished exile...”

Home   |   FUNDACJIA   |   PROJEKTY   |   Z ŻYCIA FUNDACJI   |   PUBLICYSTYKA   |   NOWOŚCI   |   WSPARCIE   |   KONTAKT
Fundacja Losy Niezapomniane. Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © 2009 - 2024

stat4u

Liczba odwiedzin:
Число заходжень:
1 696 208
Dziś:
Днесь:
275