Fundacja Losy Niezapomniane cien

Home FUNDACJA PROJEKTY Z ŻYCIA FUNDACJI PUBLICYSTYKA NOWOŚCI WSPARCIE KONTAKT
PROJEKTY - Ukraińcy
cień
Ankiety w formie nagrań video

Відеозаписи зі свідками
Wersja: PL UA EN
Losy Niezapomniane wysiedlonych w ramach AKCJI „WISŁA”

Świadectwa przesiedleńców - szczegóły...
cień
Ankieta (0238)
Liweń Eufemia, z d. Chrin, córka Jana i Anny (Łuczki)
ur. 29.09.1935
Czystohorb (Czystogarb), powiat Sanok.
 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [wspomnienia] [pliki do ankiety] [video do ankiety]
Ankieta w j.polskim
A. METRYKA ANKIETY
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
C. PRZESIEDLENIE
D. NOWE MIEJSCE
E. KONTAKTY Z UPA
F. INNE ZAGADNIENIA
G. UWAGI
 
A. METRYKA ANKIETY
1. Data wywiadu: 19.11.2011 2. Numer kolejny: 0238
3. Dane osobowe uczestnika /uczestników wywiadu: Liweń Eufemia, z d. Chrin, córka Jana i Anny (Łuczki)

Olsztyn
Polska - Польща
4. Data urodzenia: 29.09.1935 5. Miejsce urodzenia: Czystohorb (Czystogarb), powiat Sanok.
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
1.1. Miejsce zamieszkania przed przesiedleniem: Czystohorb. Od 1945 do 1953 r. mieszkałam w Słowacji.
1.2. Miejsce zamieszkania - OPIS
(przed przesiedleniem):

Czystohorb, to była duża wieś: był Wyższy Koneć, Nyżczyj Koneć, Semeniwka, tam właśnie mieszkaliśmy, znaczy się w centrum. Tak, to była duża miejscowość!

Mama i tato pochodzili z Czystohorba. Tyle tylko, że... Gdy brali ślub mama miała 14 lat, a tato 18. Tak naprawdę, to rodzice ich „pożenili”, gdyż nie było komu pracować na gospodarstwie, ktoś musiał gazdować. Oni tak zaczęli gazdować, że urodziła się czwórka dzieci, i wtedy ojciec poszedł sobie... No bo on był taki... rozrywkowy, lubił się zabawić, a mamie to się nie podobało, i ona go wygoniła. Wiele lat później ciotka Dułykowa powiedziała mi tak: „Twój ojciec był dobrym człowiekiem, lubił się zabawić, to prawda, ale mama niepotrzebnie go przegnała, to jej wina”. Się narobiło... W krótkim czasie urodziło się czworo dzieci, a potem ojciec poszedł sobie...

Przez całe życie tęsknię za nim. Nie krzyczał na dzieci, nie bił, był dobrym człowiekiem. Bardzo ładnie śpiewał, oj jak ładnie! Nie wiem, gdzie jest pochowany, ale, myślę, gdzieś w tym mieści, gdzie mieszkał [Cleveland, Ohio, USA]. Mama spoczęła w Olsztynie.

W Horbie była cerkiew, która spłonęła w 1945 roku, gdy „wojna już odeszła”. Strasznie się gryźliśmy z tego powodu, płakaliśmy. Nie wiem dlaczego cerkiew spłonęła, myślę, że ktoś podpalił. [Cerkiew pw. Archanioła Michała, zbudowana w 1900 r. Spłonęła w noworoczną noc 1944-45, powodem była świeczka, pozostawiona w świątyni przez mieszkańców Czystohorba (informacja z Apokryf Ruski).]

Może już opowiadałam, jak polscy partyzanci złapali w lesie mają babcię Chrin, Justyna chyba miała na imię (później w Bartoszycach mieszkała)...

––Jak się nazywasz?
––No... Chrin.
––Gdzie twój syn?

Babcia pyta, który?

––A ilu masz synów?

Babcia zaczęła liczyć: Iwaś, Stefan, Andrij, Hrycio... ––Nie wiem, którego z nich szukacie?

Szarpali ją, szarpali, w końcu doszli do wniosku, że wśród jej synów nie ma prawdziwego banderowca.

Babcia Justyna Chrin dość długo mieszkała z dziadkiem w Ameryce, tam rodziły się dzieci, nazbierali pieniędzy i wrócili do Horba.

W 1945 r. wyjechałam do Słowacji, gdyż w domu nie było co jeść. Ojciec poszedł do UPA, mama została z trójką dzieci. Pewnego razu odwiedził nas człowiek ze Słowacji, nazywał się Łopata. Ten Łopata powiedział, że może wziąć jedno dziecko, gdyż potrzebuje pastuszka. Byłam najmłodsza, wypadło więc na mnie.

Przez pewien czas pasłam owce, konia, krowy, u tego Łopaty. Mieszkał w Kalinowie, to obok Horba, tylko po słowackiej stronie. Dobrze mi było u niego. Ale po pewnym czasie przyszła córka Łopaty i zabrała mnie do siebie. Tam strach ja mi było niedobrze! Do dziś nie mogę zapomnieć starszej ode mnie dziewczyny, to była taka trochę kaleka, miała jakiś garb, tak więc ona nakazywała mi, żebym dobrze sprzątała pod łóżkami, a jeżeli nie posłucham, to ona pójdzie na policję, „powiem, że mieszkasz u nas i wywiozą cię na Sybir”. Ten Sybir do dziś siedzi mi w głowie. Bo ja tam funkcjonowałam nielegalnie, jako „banderowka”. Ale poszczęściło mi się, bo po jakimś czasie przyszedł Jan Dułyk i zabrał mnie. Stopy miałam pokaleczone już całkiem, bo musiałam boso paść krowy na ściernisku.

Tak więc przyjechał syn ciotki, Dułyk Jan, i zabrał mnie od tych niedobrych ludzi do Pragi. Pracował tam na kolei, przyjechał do Słowacji, aby mnie odnaleźć, i znalazł mnie.

W Pradze, m. in., brałam udział w gromadnych spotkaniach, tam wtedy było tak dużo Ukraińców! Było tam różne państwo takie, ciotka mówiła, o ten – pan doktor, a tu – taki, a tam – taki, wszyscy dawali mi pieniądze, żebym sobie coś kupiła, jakieś obuwie, coś tam. Z czasem ci ludzie wyjechali do Kanady. Zanim jednak wyjechali, ktoś z nich zatelefonował do mego ojca w Słowacji, w rezultacie pociągiem odesłali mnie do ojca. Tak więc, ja udałam się do Słowacji, a oni do Kanady.

W Pradze mieszkałam niecały rok. Ciotka Dułykowa (zapomniałam jak miała na imię) zapisała mnie do przytułku dla sierot wojennych, chodziłam tam, dawali jeść, a nocowałam u ciotki. W Czystohorbie Dułykowie byli naszymi sąsiadami, mieli córkę Anię. Syn ciotki nazywał się Dułyk Jan. To on [w 1945 roku] przeprowadził mnie przez [polsko-słowacką] granicę, przez las. Tam, w lesie, spotkaliśmy się z banderowcami, posadził mnie pod jakimś krzakiem, powiedział: „siedź tu cicho”, i poszedł porozmawiać ze swoimi. Długo go nie było, zostawił mnie, żebym niczego nie widziała, bo on wiedział, gdzie upowcy mają tam swoje kryjówki. Drugi syn ciotki nazywał się Wasyl, zginął, pewnie [jak i Jan] też był w UPA. Mąż ciotki miał na imię chyba Andrzej, dobrze nie pamiętam, gdyż mówiliśmy do niego „dziadku”. Z czasem wszyscy Dułykowie wyjechali z Czech do Kanady. Dlaczego do Kanady? Pewnie dlatego, że wujek tam bywał przed wojną.

Jak mówiłam, w Czystohorbie Dułykowie byli naszymi sąsiadami. Przypominam sobie jak pewnego razu przyszłam do ciotki w zimowy poranek, leżał śnieg, a ja na boso. U ciotki akurat nocował tato ze swoją polską narzeczoną (przyszedł z nią w nocy z lasu). Ciotka powiedziała: „Właź na piec, zagrzej sobie nogi!” Tato wszytko to widział i potem kupił mi buty. Ale co z tego, te buty zabrał mi brat Teodor, i znowu byłam bez butów.

Ta polska narzeczona taty pochodziła z Gdańska, miała na imię Ewa. W Gdańsku zostawiła męża i syna i poszła za moim ojcem do lasu; jeszcze dobrze weselna atmosfera nie wyparowała, gdy ona poszła za ojcem do lasu. Była straszliwie zazdrosna o niego! No nie wiem... Ojciec nie był jakoś szczególnie przystojny, ale, gdy odwiedzały nas (to już później, gdy razem mieszkaliśmy w Słowacji) jakieś dziewczyny, to potem zawsze była awantura. Bardzo kłótliwa była ta Ewa...

Potem tato zabrał ją do Ameryki. Najpierw on pojechał, jako kawaler; kawaler, gdyż dostał oficjalny rozwód z moją mamą. Rozwodu bardzo chciała mama, no bo mąż miał hulaszcze życie... No i co, ale ojciec był z niego dobry, czwórka dzieci po podwórku biegała... Rozwód dostali pod koniec lat 1930 albo na początku 1940.

Ta Polka urodziła mu trójkę dzieci. Nie wiem na kogo wyrosły: na Ukraińców, Polaków, Amerykanów? Nie mamy ze sobą kontaktu. Wiem tylko, że synowi w Gdańsku przysyłała dolary, nam nie, tylko synowi.

Po powrocie [z Pragi] do Słowacji (miejscowość Chotcza) przez pewien czas mieszkałam z ojcem, który miał tę polską narzeczoną. Ale od jakiegoś już czasu załatwiał sobie dokumenty na wyjazd do Ameryki, tyle że dla jednej osoby, jak dla kawalera (tato urodził się w Ameryce, gdyż dziadek i babcia dość długo tam mieszkali, zarabiali dolary, aż w końcu wrócili do Czystohorba ze wszystkimi dziećmi i zbudowali dla ojca dom).

W końcu tacie dali dokumenty i on wyjechał (być może był to rok 1947), a ja zostałam w Słowacji u tych ludzi, którzy dali mu schronienie i u których mieszkał aż do wyjazdu. To byli dobrzy ludzie, tacy Słowacy lubiący prawdę, dobrzy jak rodzina. Robiłam u nich za służącą.

No a potem wrócił z wojska syn gospodarzy, pojawiła się synowa, i ciotka (tak ją nazywałam, mimo, że żadnego pokrewieństwa między nami nie było) mówi: „Rozumiesz, trzeba ci dokądś pójść”. Pewna znajoma kobieta wybierała się do Bratysławy, ciotka mówi: „Zabierz ją do tej Bratysławy, może będzie tam dla niej jakaś praca, bo co ona na wsi znajdzie...”. Gdy przyjechałyśmy do Bratysławy, to musiałam od razu zgłosić się na policji, jako „banderowka”. W tym czasie byłam jeszcze niepełnoletnia. Postanowiłam jednocześnie udać się do polskiej ambasady, tam zdecydowali, że można wyrobić mi dokumenty, bym mogła wrócić do Polski. Ambasada odnalazła adres mamy [na północy Polski]. I jeszcze coś. Długo mieszkałam w Słowacji, bardzo dobrze nauczyłam się języka, a tu przychodzę do polskiej ambasady i nie jestem w stanie słowa po polsku powiedzieć. Zdziwili się w tej ambasadzie: „Chcesz jechać do Polski, a mówić nie potrafisz!”

W Bratysławie także pracowałam (wypłakałam tę pracę), ale już legalnie, w kuchni, myłam garnki, sprzątałam, i spanie tam miałam.

2. Wiek w trakcie przesiedlenia: 12 lat. Nie była wysiedlona, gdyż w tym czasie mieszkała w Słowacji. 3. Wyznanie: Grekokatolickie.
4. Stan najbliższej rodziny przed przesiedleniem:

W czasie akcji przesiedleńczej mieszkałam w Słowacji, ojciec też, starsza siostra Marysia także udała się ze mną do Słowacji (Marysia została tam na stałe, a ja wróciłam do mamy w 1953 roku). W domu została mama Anna i brat Teodor. Miałam jeszcze braciszka, chyba Andrzej miał na imię, ale on umarł [jeszcze przed akcją „Wisła”] w wieku 2 lat. Zasnął na łące i chyba słońce go zabiło.

Siostra Maria w Słowacji wyszła za mąż za Piotra Szkutę. Mieszkali w miejscowości Stankovany k. Rużomberka. Z 5 lat temu byłam u niej, eee..., to pewnie będzie więcej, niż 5 lat... Piotr Szkuta był Słowakiem, Maria cały czas udawała, że jest Polką, a Słowacy Polaków nie lubią. Maria nie przyznawała się, że jest Ukrainką, gdyż bała się, że na Sybir wywiozą (Polaków nie wywozili). Piotr mówił do niej tak: „Jak ci się nie podoba w Słowacji, to jedź do swojej Polski”, nie, niedobry był z niego człowiek. Tak więc Maria nie miała łatwego życia. Jedna córka jej umarła, a druga, no... Maria też już nie żyje.

5. Ile osób zostało na miejscu: 0
6. Ile osób przesiedlono: 2
7. Ile osób zaginęło:

Tato był w UPA, potem mieszkał w Słowacji, i, chyba było to w 1947 roku, w końcu wyjechał do USA. Ja i siostra Maria mieszkałyśmy w Słowacji od 1945 roku.

8. Ile osób innej narodowości /pochodzenia mieszkało we wsi:

Jedna żydowska rodzina. Żyd miał sklep, wtedy mówili kooperatywę. Chodziłam do tego Żyda, bo tam był chłopczyk, a o ile ja byłam grzeczną dziewczynką, to dostałam zadanie, aby przychodzić i bawić się z nim. W zamian dawali mi jeść.

9. Jak ogólnie wyglądały kontakty z nimi?

U nas Polaków w ogóle nie było. Ci z nas, którzy trochę do szkoły chodzili, byli świadomi tego, że jesteśmy Ukraińcami, a nasi wrogowie, to Polacy. To pamiętam dobrze.

10. Jak wyglądał pozostawiony majątek Pana/Pani rodziny:

Dom ocalał, natomiast stodoła, obora i stajnia spłonęły po uderzeniu bomby; gdy nas bombardowali, wówczas niektóre gospodarstwa spłonęły, o ile jednak nasz dom był pod blachą to, z pomocą sąsiadów – nie zapalił się.

Mieliśmy krowę, konie, pole, i nawet swój las mieliśmy. Nie pamiętam ile tego pola było, pamiętam natomiast, że z jednej strony była nasza ziemia, która ciągnęła się aż hen pod słowacką granicę. Oznacza to, że mieliśmy dużo tej ziemi! Na zimę mieliśmy całą stodołę zboża, i ziemniaki, i siano dla dwóch koni, dla krów... Wygląda więc na to, że musiało być dużo wszystkiego, żeby wykarmić tyle inwentarza.

C. PRZESIEDLENIE
1. Kiedy Panią/Pana wywieziono?

Moją rodzinę wywieźli wiosną 1947 roku, ja byłam wtedy w Słowacji.

2. Kiedy Panią/Pana przywieziono?

Przywieźli jakoś na wiosnę, gdyż mama potem opowiadała, że oni szpadlem kopali ziemię, żeby choć troszkę ziemniaków posadzić. Przecież koni nie było, niczego nie mieliśmy. Mama opowiadała, że kopali ziemię i trochę tych ziemniaków posadzili.

3.1. Trasa przejazdu: W 1947 roku moją rodzinę przesiedlili z Czystohorba do miejscowości Gubity.
3.2. Trasa przejazdu (ewentualny opis rozszerzony):

Jak mi opowiadano, jechali straszliwie długo. To było okropne. Najpierw mieli jechać w jedno miejsce, potem w inne, w końcu w jeszcze inne... To było coś strasznego! Stacji po drodze [z opowiadań] nie pamiętam.

4. Czy wiedział Pan/Pani dokąd jedzie?

Nie. Nikt o niczym nie informował. Myśleli, że jadą na trochę, żeby [tamci zdążyli] UPA rozwalić. Musieli siadać [do wagonów] i wojsko już nie rozmawiało na ten temat. Sąsiadka opowiadała, że piekła chleb, lada moment miał się upiec, ale nie dali nawet wyjąć tego chleba z pieca, gdyż wojsko natychmiast sadzało na wóz i... Tak więc, na zebranie rzeczy dali chwilę! Nawet ten chleb... Sąsiadka mówi im, że 10 minut i będzie gotowy! Ale gdzie tam, nie pozwolili.

5. Czy ktoś z Państwa rodziny wrócił w rodzinne strony?

Do Czystohorba nikt nie wrócił. Mam koleżankę, chodzi do cerkwi. Tak więc, jej rodzice wrócili do Komańczy. Wkrótce okazało się, że to jeszcze gorzej, gorzej niż tu [na północy Polski]. No bo żadnego Ukraińca tam nie ma – tylko Polacy. Opowiadała, że rodzicom nic się od tego przejazdu nie polepszyło, na odwrót, było gorzej. Wkrótce poumierali. Nie było już tam naszych ludzi, nic nie zostało. Niemożliwością było wytrzymać tam z Polakami.

6.1. Przywiezione przedmioty - RELIGIJNE:

Dwa obrazy.

Obraz „Święta Rodzina z aniołem”. Dopóki mieszkałam w Słowacji, to stale modliłam się do tego świętego anioła. Tam, w Słowacji, nie miałam innych obrazów, a ten cały czas był w pamięci. Z Czystohorba pamiętałam, jak ten obraz wisiał na ścianie, a potem, w Słowacji, cały czas miałam go przed oczyma. Gdy wróciłam do Polski, wtedy znowu go zobaczyłam [fizycznie]. W 1947 roku mama zabrała go z Czystohorba, a gdy wychodziłam za mąż, to podarowała mi go, niczego więcej od mamy nie chciałam, tylko ten obraz. No i teraz jest ze mną, i, jak dawniej, modlę się do Świętej Rodziny, a ona pomaga mi wytrwać w ciężkich chwilach życia. To mój najulubieńszy obraz.

Obraz „Święty Mikołaj”. Mam do niego specjalną modlitwę w książeczce, nauczyłam się jej na pamięć i modlę się do Świętego Mikołaja. Gdy jest mi ciężko, to modlę się do tego obrazu i tak już będzie do mojej śmierci. „Święty Ojcze Mikołaju, wspomożycielu tych, którzy modlą się do ciebie i proszą cię o pomoc, błagam cię, zaopiekuj się mną, chroń mnie od nieszczęść życiowych i od nieszczęść duchowych...”, tam jeszcze dużo jest...

6.2. Przywiezione przedmioty - CODZIENNEGO UŻYTKU:

Gdy w 1953 roku wróciłam do rodziny ze Słowacji, zobaczyłam piłę, i siekierę, naszą, z Czystohorba (jak się uradowałam!). Później zobaczyłam jeszcze kufer z łachami, tam mama pierzynę upchała, jakieś jeszcze inne rzeczy, trochę ubrań, ten właśnie kufer mama przywiozła, a wszytko inne zostało.

6.3. Przywiezione przedmioty - OSOBISTE: --------------
6.4. Przywiezione przedmioty - DOKUMENTY:

Tam w Horbie nie mieliśmy żadnych dokumentów, nikt tam u nas nie czytał, nie pisał, bo to była taka wieś, którą nikt się nie interesował, jedyne co – przyszli, zabrali ostatnią krowę. Konie zabrali, krowy zabrali, oni [wojsko polskie] tylko dlatego interesowali się nami, żeby coś zabrać. Dzieci z głodu umierały...

6.5. Przywiezione przedmioty - INNE:

Parę kur. Tyle że z tymi kurami to tylko kłopot był, ponieważ trzy rodziny osiedliły w jednym domu. Tam była jedna kuchnia. Był więc problem, nieszczęście. Pozawiązywane tłumoki trzymali, gdyż myśleli, że będą do domu wracać.

7. Które z nich zachowały się do dziś?:

Dwa obrazy, żeby się do nich modlić, jedno korytko-dzieża. To wszystko. Kufry zostały w Gubitach, na strychu. Może jakiś czas jeszcze tam poleżą...

8. Czy mógłby Pan/Pani przekazać je lub część z nich na rzecz muzeum?: Tak. Korytko-dzieżę i łejbyk [krótka kamizelka-bezrękawka].
9. Czy ukrył Pan/Pani jakieś przedmioty w miejscu skąd Panią/Pana wywieźli?:

Nie, niczego nie chowaliśmy, bo nie było nawet czego chować. Nie mieliśmy tam ani żadnej tarli [ankietowana użyła tego słowa w czasie nagrania w 2011 roku, podczas rozmowy telefonicznej w roku 2017 nie była w stanie przypomnieć sobie znaczenia, chodzi prawdopodnie o deskę do prania, tzw. tarę], w ogóle niczego. Niczego mama nie zakopała.

D. NOWE MIEJSCE
1. Dokąd Państwa przesiedlono?:

Mamę przesiedlili w 1947 r. do miejscowości Gubity. Ja tam przyjechałam w 1953 r. Było strasznie, jak mi mama opowiadała... A czego doświadczył [mój przyszły] mąż podczas przesiedlenia! On tam na jakichś zderzakach jechał, bieda, nieszczęście... Mama cały czas była przekonana, że wrócimy, wrócimy, wrócimy... No ale nie wróciliśmy.

Gdy przyjechałam ze Słowacji do Gubit, to zobaczyłam na podwórzu naszą siekierę, i naszą piłę... Tak się ucieszyłam, że nareszcie coś swoje, coś naprawdę nasze! Ale ogólnie to było nasze nieszczęście, te Prusy, niczego nam to nie dało. W ogóle nie cieszyliśmy się z powodu tego wywiezienia. W tym było nasze nieszczęście, to nie dla nas, bo my byliśmy szczęśliwi tam, w Horbie. Tam zostało nasze szczęście i nasze wszystko. Tu byliśmy już przeznaczeni na zmarnowanie, przywieźli nas tu na zmarnowanie...

2. Co Państwu przydzielono?:

To było tak. Zegnali trzy rodziny do jednego domu. Trzy rodziny na jednej kupie! Mama miała jakieś tam kury, te kury sobie chodziły, niosły się, nikt niczego nie wiedział. Oni tam na tłumokach żyli, myśleli, że ich zabiorą z powrotem, że wrócą na swoje, bo tu nikt nie miał zamiaru zostawać. My chcieliśmy tylko swego, nikt nie oczekiwał żadnych podarunków: ani tych mieszkań, niczego nie potrzebowaliśmy, tylko żeby żyć tam, gdzie nasze było, swoje, bo my tam byliśmy szczęśliwi. Mój dziadek to nawet z Ameryki wrócił, dlatego, że najszczęśliwszym był w Horbie. Dolarów zarobił, żeby wrócić do Horba, żeby zbudować dom, bo był tam szczęśliwy. My tam byliśmy szczęśliwi, a gdy nas wywieźli, to staliśmy się nieszczęśliwi, na całe życie.

3. Co Państwo zastaliście w nowym miejscu?:

Gdy nas przesiedlili do Gubit, nie martwiliśmy się, że przydzielili nam zniszczone mienie. My wszystko wybudowalibyśmy, szybko wszystko zrobilibyśmy, bo my byliśmy przyzwyczajeni do pracy. Dalibyśmy sobie radę, nie potrzebowaliśmy żadnej pomocy. Nigdy nie braliśmy zapomóg od państwa, żyliśmy i byliśmy szczęśliwi. Później, po wojnie, też dalibyśmy sobie radę. Ale to [nowe miejsce] żadnego szczęścia nam nie dało, jedynie nieszczęście. Z Polakami wspólnego języka nie znaleźliśmy, Polacy nas okradali. Mama hodowała prosię – prosię nam ukradli. Mama miała krowę – Polacy w nocy przychodzili ją doić. Rano mama idzie na dojenie – krowa już wydojona. A prosię Polacy zarzucili na plecy i pozostał tylko wielki ślad. Kto ukradł, kto?! Na kolonii mieszkał ten „polaczysko”, który wyniósł nam prosię z chlewa...

4. Czy na miejscu przesiedlenia odczuwali Państwo represje?: Tak.

Ile kłopotów miałam z powodu swego nazwiska [Chrin]... Gdy wróciłam ze Słowacji [do Polski w 1953 r.], to cały czas było jedno: „córka banderowca”. Trzeba się zapisać do pracy, a nazwisko – Chrin... W Polsce okropnie odnosili się do Ukraińców.

W tej miejscowości [w Polsce, Gubity, dokąd ankietowana przeniosła się w 1953 r.] było kilku takich, którzy służyli w wojsku polskim. Jeden z nich był nawet w Bieszczadach, było nawet tak, że go banderowcy złapali, ale on zaczął ich przekonywać, że nie jest przeciwko nim, i banderowcy puścili go. Później został sołtysem w Gubitach i bardzo wspierał nas, Ukraińców z Gubit.

Mój syn chodził do szkoły, tam dzieci z pegeeru mówiły do niego „wikraińcu! wikrańcu!”, kilka razy wrócił do domu pobity. Syn dobrze się uczył, a mówili: to dlatego, że nauczyciele są Ukraińcami. Cały czas były takie pretensje do moich dzieci, i do mnie. „Nauczyciele są Ukraińcami, to dlatego twoje dzieci mają takie dobre stopnie.” Skąd się wziął taki pogląd? Starzy buntowali [dzieci]. Stwierdzali: „Tobie to dobrze! Nauczyciele Ukraińcy, dlatego twoje dzieci mają dobre stopnie!”. No bo skąd dzieci to wzięły? Od starszych! Źle było. Moje dzieci zostały kilka razy pobite...

Gdy Marysia była jeszcze maleńka... Była tam taka rodzina Zaleskich. Narzekali, że dzieci chodzą drogą koło ich domu, dawali do zrozumienia, że „to nasza droga”. Marysia chadzała do swojej babci (mama mieszkała na innym końcu wioski). Tak więc, chodziła, ale się bała: „Zaleszczaki będą mnie bić, żebym po drodze nie chodziła, bo to ich droga”. A ona była jeszcze maleńka, jeszcze nawet do szkoły nie chodziła...

Ciężko było... Dzieci miały ciężko, i my, w pracy... Taką ogromną krzywdę nam starym wyrządzono, do śmierci będziemy w tej krzywdzie. No a dzieci? Powyrastały, poszły do pracy, już później jakoś tam [tak źle nie było]... Inaczej, gdy były w szkole... Córka jakoś się wykręciła, ale syna nazywali „wikraińcem”! Syn żalił się: choć by porządnie nazwali „Ukraińcem”! A nie – „wikraińcu! wikraińcu!”... Przezywały tak same nie rozumiejąc, co to za słowo, gdzieś w domu usłyszały. Tak było przez całe życie, i na początku, i do końca. Polacy mówili tak: „Te «wikraińce» to nawet napić się normalnie nie mogą, nie pohulają, tylko do pończochy cały czas grzebią”.

No i kradli. Jabłka na przykład... Był taki Kadylak, Ukrainiec, przyszli w nocy i wytrzęśli mu jabłoń. „Bo Ukraińcy wciąż tylko oszczędzają i oszczędzają...” Ni wypije taki Ukrainiec, a to oznacza, że ten Ukrainiec jakiś byle jaki...

Złodziej... e tam, jaki złodziej! Gospodarz! Odczepił łańcuch (nasz koń był uwiązany, to była kobyła). Uwiązał na tym łańcuchu swego ogiera. Mieszkał na kolonii, daleko od nas. Następnego dnia ten ogier przyszedł do naszej kobyły. Brat złapał go, łańcuch odczepił, i mówi tak: „Panie Kozak (tak miał na nazwisko ten Polak), łańcuch mój!”. Ten coś tam odburknął i po wszystkim, że niby taka wielka rzecz, jakiś łańcuch. Powiedział jeszcze: „Łańcuch przyniósł mi twój koń”. Wszystko kradli, dla kradzieży wszystko im pasowało.

Polacy, którzy mieszkali z nami, niczego nie mieli, to było jakieś takie dziadostwo. Oni niczego nie mieli! Jakaś nędza taka... W Czystohorbie mieliśmy swoje konie, krowy, żyliśmy normalnie. A ci tutaj [Polacy] nauczeni tylko kraść, nic nie robić, napić się... Oni pochodzili gdzieś z okolic Radomia, pamiętam że cały czas kłócili się między sobą. Niedzielny poranek: jedna sąsiadka Polka, i druga Polka, kłócą się. Bo ty mi coś tam ukradłaś. I tak wzajemnie się okradali, i wciąż się kłócili.

5. Kiedy i gdzie zaczęliście Państwo uczęszczać do cerkwi?:

Po raz pierwszy [po akcji „W”] na naszym nabożeństwie [greckokatolickim] byłam w Dzierzgoniu. Panienką jeszcze byłam, pamiętam jechała tam ciężarówka, było ogłoszenie, że możemy pojechać do Dzierzgonia na nasze nabożeństwo. Miałam wtedy jakieś 20 lat. To było coś niewyobrażalnego! Póki mieszkałam w Słowacji, chodziłam do naszej cerkwi. Tam była cerkiew. A w Polsce [po 1947 r.] nie było niczego. Tak więc, nareszcie po raz pierwszy pojechaliśmy do Dzierzgonia. A tam kościółek taki biedny... Tu nie można [wchodzić], i tam nie można, bo może się zawalić. To dlatego, że nie można było remontować, władze nie zezwalały na remont. A tam – chór [empora] mógł się zawalić. Ostrożnie tak staliśmy, a wszystko przez to, że nie było pozwolenia na remont.

Nie pamiętam już, czy to było jakieś śwęto, czy po prostu niedziela. Może i święto, gdyż było tak ładnie, tak pięknie, tyle radości, że oto nareszcie nasza... Tyle, że wszystko tam tak bardzo wymagało remontu... To było jeszcze za komunistów. Msza była greckokatolicka, świątynia poniemiecka, zdaje się dawna kaplica ewangelicka. W tej kaplicy zezwolono jakiemuś greckokatolickiemu księdzu odprawiać mszę po ukraińsku. Jakoś to wywalczyli. Nie wiem tak do końca, jak było z tym księdzem, ale, niewątpliwie, miał tam ciężkie życie, gdyż nic nie mógł zrobić. Jakiś czas temu znowu tam byłam, w tej cerkwi: już wyremontowana, wszystko odnowione, cerkiew piękna, zniszczone elementy usunęli, coś poprawili, i teraz jest normalna cerkiew.

W Olsztynie nasi odprawiali u franciszkanów. Przedtem szukaliśmy, szukaliśmy, ale żaden [rzymskokatolicki] proboszcz nie chciał się zgodzić na greckokatolicką mszę u siebie. Byliśmy gotowi płacić za prąd, za sprzątanie, za wszystko, ale ani w katedrze, ani w innych kościołach nie chcieli się zgodzić. W końcu zgodzili się franciszkanie, ci, co na ulicy Wyspiańskiego. Zaczęliśmy tam chodzić, do ich kościoła. W którym to było roku – nie pamiętam, wtedy już w Olsztynie mieszkałam, to było 20-25 lat temu.

Z ukraińskich księży, z tych dawniejszych czasów, to pamiętam ks. Kryka, który odprawiał jeszcze u franciszkanów, był z nim jeszcze jeden ksiądz, taki starszy, ale nie pamiętam jak się nazywał. Potem tam był ks. Kuszka (teraz jest w Warszawie), ten to długo był. No a dalej ks. Moskalik... On zrobił dla nas najwięcej. Przede wszystkim załatwił plac pod budowę cerkwi. Prezydentem Olsztyna był wtedy Małkowski, ten się zgodził, władze Olsztyna się zgodziły, ale nie zgadzali się ci z katedry, biskupi. Tłumaczyli, że mamy się gdzie modlić, że nam wcale nie chodzi o modlitwę, a o to, żeby móc się spotykać. Polscy biskupi mówili także, że nie potrzebujemy cerkwi, że możemy chodzić do kościoła. W tym czasie Moskalik bardzo schudł – skóra i kości, z nerwów, ponieważ załatwiał plac pod budowę cerkwi. Wszystko to zawdzięczamy Moskalikowi. Teraz stoi tam cerkiew. A potem władyka Martyniak wyrzucił go z Olsztyna, a on tyle dobrego zrobił! Moskalik mówił tak: jeżeli chcemy zbudować cerkiew, to potrzebujemy na to pieniędzy. Dlatego nie będziemy wysyłać pieniędzy do Przemyśla, tylko będziemy zbierać na koncie, ponieważ potrzebujemy ogromnych pieniędzy na budowę cerkwi. No i wtedy władyka Martyniak go wyrzucił. Byliśmy w rozpaczy! On tak dobrze śpiewał, uczył nas, całej mszy nas nauczył. Tego wszystkiego on nas nauczył, bo przecież wszyscy pochodziliśmy z różnych stron. Moskalik mówił: o, tak będziecie śpiewać, a tak wszystko inne... I Martyniak go wyrzucił! Nie wiem, gdzie szukać sprawiedliwości!? Taką tęsknotę za nim odczuwaliśmy. Bo tyle dobrego zrobił. I taki chudy był, mówię mu: co z księdzem się dzieje? A on: przyszedłem do katedry załatwić sprawę z [polskim] biskupem, zgodnie z umową, a on do mnie: „proszę wyjść”, gdyż, mówi, jestem ubrany nie tak, jak powinien być ubrany ksiądz, gdy idzie do biskupa. Trzeba było inaczej [ubrać się]. I wyrzucił mnie...

Jak było wcześniej [póki nie zbudowali własnej świątyni]? Mieliśmy zaplanowane święcenie jajek, Wielkanoc... Przychodzimy: kościół zamknięty. Okazuje się – dzieci mają próbę. Tak postępowano z nami wielokrotnie, dopóki byliśmy u tych franciszkanów. Teraz mamy własną cerkiew, ale to dzięki Moskalikowi, bo on z siebie wychodził, by dopiąć swego, mawiał: ja to muszę załatwić! No i się udało.

6. Jakie są losy Państwa dzieci i rodzeństwa?:

Мама umarła. Brat ożenił się z Polką. Mieszka w Gubitach, tam, dokąd ich przesiedlili [w 1947 r.]. Mama wszystko zostawiła bratu, była więc taka na pół sprawiedliwa, nie do końca sprawiedliwa. Żyliśmy biednie, siostra – jako tako, ale mama wszystko zostawiła synowi. I tak już zostało. Tak więc, brat ożenił się z Polką, i stał się ni to Polakiem, ni to Ukraińcem. A tak lubi śpiewać po ukraińsku... Ale koło Polki nie można mu śpiewać, bo ona jest wtedy niezadowolona. A on tak ładnie śpiewa... Ale nie wolno mu...

Po wyjeździe do Ameryki ojciec pisywał do mnie. Odnalazł mnie w Polsce po moim powrocie [ze Słowacji w 1953 r.]. Do nikogo więcej nie pisał, ani do brata, ani do starszej siostry, tylko do mnie. Przysyłał mi paczki. Odzież, jakąś bluzkę, i chustkę dla mamy... Mamę nawet pochowaliśmy w tej chustce. Dolary też mi przysyłał. Syn chodził na lekcje ukraińskiego, uczył się, bardzo chciał sobie kupić wycierusy, mówię mu więc: „Mirek, napisz do dziadka po ukraińsku”. Napisał do dziadka po ukraińsku... I wkrótce w liście przyszło 20 dolarów. I syn kupił sobie te wycierusy, bo w tym czasie już chodził do technikum w Olsztynie.

Pisał w listach, że chce przyjechać, ale ani razu nie przyjechał, nie, nie przyjechał... Listy od ojca przychodziły często. Aż pewnego razu poinformował, że nie będzie już pisał listów, gdyż trzęsie mu się ręka i jakieś kulfony tylko wychodzą. Nie wiem kiedy umarł, bo pisał, pisał, a potem przestał.

Wyszłam za mąż, gdy miałam 22 lata. Pierwszym narzeczonym był syn sołtysa w Gubitach, Tadek Czubak, a zamąż wyszłam za Piotra Liwenia, który pochodził, zdaje się z Moszczanicy [okolice Lubaczowa].

Brałam ślub tu, w Gubitach, w 1957 roku, w rzymskokatolickim kościele, we Florczakach. W tym czasie po ukraińsku msza była tylko w Dzierzgoniu, ale nie wiadomo było, jak tam dojechać. Nigdy w pobliżu nie mieliśmy cerkwi, trzeba było do Dzierzgonia...

Dzieci chrzciłam w polskim kościele, bo naszego nie było, też we Florczakach. I dopiero jak pojawiła się nasza cerkiew w Olsztynie [w 1979 r.]... Wcześniej nie było, franciszkanie nam pozwalali odprawiać u siebie, tak więc chodziliśmy do kościoła franciszkanów. A potem zbudowaliśmy swoją... [w roku 2000 grekokatolicy zbudowali w Olsztynie własną świątynię].

Z [przyszłym] mężem poznałam się w Gubitach, mieszkaliśmy po sąsiedzku. Podobało mi się, że był duży i miał ładne włosy. Umarł w 2005 roku w Olsztynie.

Jeśli chodzi o dzieci... Syn ma wykształcenie wyższe, pracuje na kolei, mieszka koło Olsztyna, w [d. w. Fundacji]. Pracuje w [d. w. Fundacji], jest naczelnikiem na kolei. Ma dwójkę dzieci. Córka pracuje w jakiejś centrali pocztowej. Też ma dwoje dzieci.

7. Czy Pana/Pani dzieci znają język ukraiński?: Tak.
7.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:

Dzieci umieją rozmawiać po ukraińsku i do końca życia pozostaną Ukraińcami. Chodziły na lekcje ukraińskiego w szkole. Syn Mirek chodził do szkoły w Gubitach, bo tam był nauczyciel Ukrainiec (Emil Brewka, jego żona też uczyła ukraińskiego, byli, jak i my, przesiedleńcami z akcji „Wisła”). W zasadzie dzieci znają ukraiński ze szkoły, ponieważ mój mąż pochodził z lubelskiego, z mieszanej miejscowości, dlatego słabo znał ukraiński. Twardy był z niego Ukrainiec, ale mówić po ukraińsku nie umiał. Jedynie ja mówiłam po ukraińsku. Gdy mieszkaliśmy na wsi, to tam była cała wioska Polaków, ale dzieci chodziły na lekcje ukraińskiego w Gubitach, tam nauczyły się czytać, pisać, i piosenek.

7.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: -----------------
8. Czy Pana/Pani wnuki znają język ukraiński?: Tak.
8.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:

Mam dwójkę wnuków od syna i dwójkę od córki. Ukraiński znają tylko te ze strony córki, ponieważ syn ma żonę Polkę i odpowiednio – dzieci też Polacy, dzieci po polsku...

8.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: ---------------
9. Czy posiadacie Państwo zdjęcia nowego miejsca?: Nie.
E. KONTAKTY Z UPA
1.1. Czy we wsi były kryjówki UPA?: Nie.
1.2. Czy we wsi były kryjówki UPA (opis rozszerzony):?

W Czystohorbie UPA nie miała kryjówek. UPA jeśli nawet gdzieś była, to nie wiadomo było gdzie. Dla UPA u nas nie było żadnych kryjówek. Nie mieliśmy też niczego wspólnego z UPA, gdzie UPA była – tam była, ale my niczego nie mieliśmy z nimi wspólnego. Wyrządzono nam ogromną krzywdę, bo my nie robiliśmy niczego złego przeciwko Polsce, czy przeciwko komuś... Ona [UPA] nas nie krzywdziła. Na odwrót, oni [upowcy] wspierali nas, żeby nas nie wywieźli. Ale co z tego: i tak nas wywieźli.

2. Jaki jest Pani/Pana stosunek do UPA?: Pozytywny.
3.1 Miałem kontakt z UPA: Tak.

UPA, to była jedyna nasza nadzieja. Polacy nas gnębili jeszcze przed wysiedleniem, UPA, być może, wtedy jeszcze nawet nie było, nie wiem. Przyszli, zabrali krowę. Babcia jeszcze żyła... Ona tak trzymała tę krowę [gdy odbierali], że aż zaszczepka przebiła jej dłoń, rękę przebiło. Tak trzymała tę krowę... No bo dzieci nie będą miały mleka, gdy zabiorą tę krowę. Polacy zabierali nam wszystko. To była nasza krzywda. Oni od początku nas krzywdzili.

Mój stosunek do UPA – jak najbardziej pozytywny. Popierałam swego ojca [który był w UPA] w tym sensie, że w tym [UPA] upatrywaliśmy jedynej naszej nadziei, że może w końcu będziemy spokojnie żyć. Bo my przecież od nikogo niczego nie chcieliśmy, tylko żeby nam nie odbierali tego, co tam jeszcze nam zostało...

3.2 Byłem członkiem UPA: Nie.
3.3 Pomagałem/wspierałem UPA (dobrowolnie):

UPA do naszego domu nie przychodziła, bo tam była trójka dzieci, a wojsko zabrało nam krowy i konie, wszystko nam zabrali, niczego już nie mieliśmy, niczym nie mogliśmy wesprzeć. To była jedynie taka nagonka, że my UPA utrzymujemy, bo my UPA nie utrzymywaliśmy.

3.4 Ktoś z mojej rodziny był członkiem UPA:

Mój ojciec był w UPA. Przypuszczam, że także jego brat Stefan, a także dwa synowie wujka Dułyka: Jan i Wasyl. Byli w UPA po to, żeby nas ochraniać. Gdy oni nas wywozili, to UPA nas ochraniała przed tym wywiezieniem. Myśleliśmy, że zdołają nas obronić...

Nocą UPA to ja widziałam. No bo Polacy nocą nie chodzili, tylko w dzień. W ciągu dnia kontrolowali nasz dom cały czas. Szukali naszego ojca, „bo bandyta”, dlatego wojsko polskie często nas nachodziło. To była dla nas ogromna krzywda.

Ojciec miał plan, żeby przedostać się do Austrii przez Słowację. Ale złapali ich na granicy. Odłowili ich na granicy Słowacy, być może razem z Polakami. Wszystkich złapali i zamknęli w stodole, gdyż nie było transportu. To było w miejscowości Chotcza niedaleko Świdnika. Czekali. Stodoła była zamknięta, tam ich przetrzymywali, czekali na transport.

Przyszedł jakiś Słowak, powiedział: kto potrafi obchodzić się z końmi, niech się zgłosi. Zgłosił się mój ojciec. Poszedł do tego Słowaka i tam miał mu pomagać w pracy, dopóki nie nadejdzie transport. A gdy w końcu transport nadszedł, to wojsko przyszło po mego ojca do tego domu. Ojciec spał na strychu, nad stajnią. Gdy usłyszał, że idzie wojsko, to wyskoczył przez wcześniej przygotowaną dziurę w deskach i uciekł w stronę rzeki. Poszli go szukać – nie ma, wtedy zaczęli biegać: szukali ojca. Tato uciekał wzdłuż tej rzeki, uciekał... Aż natknął się na wielki dół (tak mi później opowiadał), skoczył do tego dołu, narzucał na siebie różnych gałęzi i co tam jeszcze było, a oni tam biegali, biegali, biegali, i nie znaleźli go. No a jak go nie znaleźli..., no, to transport odjechał. W ten sposób ojciec tam został. Wrócił w nocy, gdy wszystko się uspokoiło. Przyszedł do tego gospodarza, u którego pracował, i ten gospodarz pomógł mu (bo ojciec się ukrywał). Ten gospodarz dawał mu jeść. A gdy wszystko ucichło, to ogłosili, że transportu na Syberię już nie będzie. Od tego czasu już nie wywozili. Ojciec zaczął żyć normalnie, już go nie szukali. Dalej pracował więc u tgo Słowaka, dla niego byli to obcy ludzie, żadna rodzina, nic takiego. Poszedł do pracy, to znaczy, że w więzieniu już nie siedział.

No a brat mego ojca, najmłodszy, Stefan, został wywieziony na Sybir. Później się dowiedzieliśmy, że odmroził obydwie nogi, bez nóg tam był. Nie wiem dlaczego został wywieziony, przypuszczam tylko, że był w UPA, przeszedł na terytorium Ukrainy, tam go złapali i wysłali na Sybir. Z czasem wrócił do Ukrainy, wiem, bo napisał do mego brata.

Nie wiem kiedy ojciec poszedł do UPA, wiem za to, że był także w „siczowcach” [prawdopodobnie chodzi o Sicz Karpacką – siły zbrojne autonomicznej Ukrainy Karpackiej (w ramach Republiki Czesko-Słowackiej) i Karpato-Ukrainy, istniejące od 9 listopada 1938 do końca kwietnia 1939 (z Wikipedii)]. Mało pamiętam, gdyż miałam wtedy 4-5 lat. On jak poszedł do tych „siczowców”, to potem prawie przez cały czas był gdzieś tam: w „siczowcach”, w UPA. Nie znam jego pseudonimu, ani w jakiej sotni służył, takich tematów nie poruszaliśmy [podczas rozmów w Słowacji], nie dziwota, bo ta jego narzeczona była Polką.

4. Czy był Pan/Pani w posiadaniu broni przed przesiedleniem?: Nie.
5. Czy był Pan/Pani więziony?: Nie.
F. INNE ZAGADNIENIA
1. Zwyczaje z rodzinnych stron i życie kulturalne:

Z moim przedwojennym życiem to było tak. Byłam najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Chodziliśmy na wieczornice. Dziewczęta, chłopcy, bawili się, śpiewali, przędli... Hania była moją sąsiadką, to była już dorosła dziewczyna, a ja była jeszcze maleńka, to ona zabierała mnie z sobą, a tam tak ładnie śpiewali, i tańczyli... To był mój szczęśliwy okres, w tym Czystohorbie.

Chodziliśmy też zbierać jagody do lasu. I wszędzie śpiewaliśmy, bez przerwy! Nie ważne było, że nie jesteśmy paradni, że nie jesteśmy bogaci, ale byliśmy szczęśliwi. A tu jesteśmy nieszczęśliwi. Byliśmy i jesteśmy.

Przed wojną, ale także podczas wojny, bo już trwała wojna, ludzie w naszej wiosce żyli spokojnie, szczęśliwie, ponieważ u nas nikt nie kradł. Drzwi na kłódkę nikt nie zamykał, drzwi zamykało się po to, żeby kury nie wlazły, albo gęsi, ale na klucz nikt nie zamykał, dopiero Polacy nas nauczyli, że drzwi trzeba dobrze zamykać, bo to Polacy zaczęli nas okradać, gdy nas tu przywieźli. Polak gotów był wszystko Ukraińcowi odebrać, nawet łóżko spod człowieka mógł zabrać! W nocy przychodzili, aby doić nasze krowy. Na każdym kroku kradli, wszystko, co się tylko dało! Polacy nauczyli nas zamykać drzwi przed złodziejami.

2. Czy odwiedzali Państwo rodzinne strony?:

W wyniku przeprowadzenia akcji „Wisła” Polacy zyskali tyle, że niczego nie zyskali. Gdy odwiedziłam niedawno Czystohorb, to tam jedna taka [Polka, która osiedliła się w Czystohorbie po deportacji Ukraińców] powiedziała, że żadne szczęście ich tu nie spotkało, a natomiast nieszczęście. Jej mąż się powiesił. Nic im tam nie wychodziło.

Ten, który kupił nasz dom, zaprosił do niego żonę i córkę. Żona położyła się spać z córką, a z piwnicy wylazła żmija: córka mało ataku serca nie dostała. Tak więc, mówiła ta pani, dla nich to nie było szczęście, a nieszczęście. Po tym wydarzeniu ta kobieta powiedziała, że więcej się tam nie pokaże, gdyż w środku nocy żmija wylazła. A gdy my tam mieszkaliśmy, żadnych żmij nigdy nie było. Nam tam żadna krzywda się nie działa.

W Horbie była w sumie ze trzy razy. I w Jaworznie byłam, i na „Watrze” ukraińskiej w Żdyni, widziałam tam Juszczenkę [Wiktor Juszczenko, prezydent Ukrainy w latach 2005-2010] , oj, byłam, byłam... A w Horbie ze trzy razy. Pewnego razu przyjechałam po dokumenty, to było dawno. W tym czasie nie zalecano przyznawać się do ukraińskiego pochodzenia, bo tamci Polacy nawet słyszeć nie chcieli, że ktoś taki w te strony przyjechał. Doradzano mi tak: jak tam przyjedziesz, to nic nie mów, że tu kiedyś mieszkałaś czy coś podobnego, idź po dokumenty, po metrykę, do cerkwi, i uciekaj stamtąd. To było dawno, jeszcze panną byłam...

No więc, przyszłam do księdza [polskiego]... Dokumentów już nie było w Horbie, były w Komańczy, gdyż cerkiew w Horbie spłonęła. W Komańczy poszłam do cerkwi, do polskiego księdza, to był stary ksiądz, otworzył księgę, szukał informacji o moim bracie, gdyż ten chciał się żenić, więc miałam mu przywieźć dokumenty. Pod czas tej podróży do Czystohorba nie poszłam, gdyż mówiono mi, żebym się nawet tam nie pokazywała, był strach.

3. Dlaczego nie wyjechali na Ukrainę?:

Strasznie baliśmy się Ukrainy, mówiono, że tam panuje głód, wszyscy mówili, że sytuacja tam jest zła, głód, dlatego nie pozwólmy, aby nas wywieziono. A wywozili na siłę – ludzie chowali się w lesie, razem z krowami, ze wszystkim, nocowali w lesie. Tak więc, dopóki wywozili, my siedzieliśmy ukryci w lesie.

4. Co w życiu było najważniejsze?:

Jeżeli Ukrainiec zrobi z siebie Polaka, to już ani on Ukrainiec, ani Polak. Ukrainiec nigdy nie będzie Polakiem! To będzie, jak to teraz mówią, tylko taka ściema. Żaden to Polak – był Ukraińcem i będzie. A to, że on udaje Polaka, oznacza tyle, że żaden on Polak, ani Ukrainiec. Nikt nigdy nie zrobi ze mnie kogoś [innego]. Jestem w Słowacji – jestem tam Ukrainką. Przebywam w Polsce – i tu jestem Ukrainką, choć muszę cierpieć z powodu swego nazwiska, imienia itd. Ale nic to, muszę z tym żyć, ale jestem Ukrainką, i każdy Ukrainiec to [swoje pochodzenie] odczuwa, niektórzy po prostu się maskują, że niby Polak, wielki Polak, ale aż słychać tam ze środka, że siedzi w nim Ukrainiec!

Nigdy nie miałam takich sytuacji, abym zaprzeczyła, że jestem Ukrainką. Moja mama była jaka była – czytać nie umiała, pisać nie umiała, ale mówiła tak: „Mnie tu na siłę przesiedlili, to nie będę sobie języka łamać i mówić po polsku, dlatego, że ja tu nie chciałam przyjeżdżać”. Nie rozmawiała po polsku do końca. Sąsiedzi musieli zwracać się do niej po ukraińsku, no, rzecz jasna, mogli i po polsku, ale ona odpowiadała po ukraińsku. No bo przecież nie będzie sobie języka łamać...

5. Dlaczego Was przesiedlili?:

Prawdopodobnie chodziło o to, że pomagaliśmy UPA. Pomyśleli sobie, że jak nas wysiedlą, to nie będzie komu pomagać i [upowcy] się rozejdą. Tak, ludzie pomagali im. Tak [Polacy] myśleli. A my im [upowcom] w żaden sposób nie pomagaliśmy, gdyż sami niczego nie mieliśmy! Konie nam zabrali, krowy zabrali, wszystko nam zabrali. Mogę więc stwierdzić, że przesiedlili nas niesprawiedliwie, i że to była największa krzywda w naszym życiu. Zostaliśmy tak bardzo zmarnowani, że do śmierci tego nie nadrobimy. Nikt nam tego nie zwróci, bo była to krzywda niesamowita!

Mama myślała, że trochę posiedzą [i wrócą do swoich domów], bo tak ktoś nagadał, że niby to na krótko, a potem wrócicie z powrotem. Żyliśmy więc taką nadzieją, że nas powiozą z powrotem. Mama mówiła, że jak [Polacy] zawiozą z powrotem, to będzie mnie szukała, i ja też wrócę [ze Słowacji]. Ale to były tylko takie obiecanki, żebyśmy tylko się nie opierali. Później, jak już przywieźli ich tutaj, gdy przesiedlili, to oni nawet pokunków nie otwierali, no bo po co, wkrótce wracamy.

Oszukali nas, wyrządzili nam taką krzywdę, że dla nas gorszej krzywdy nie można było nawet wymyślić. Zmarnowali nam życie. A było nam dobrze, byliśmy szczęśliwi, choć biedni. Niczego nam nie brakowało. Mama miała krowę, konie i co do garnka włożyć. My nie ptrzebowaliśmy bogactw. Potrzebowaliśmy jedynie spokoju, żeby nas nie ruszali. Polacy wyrządzili nam ogromną krzywdę! Później się tłumaczyli, że to komuniści. Ale przecież komuniści, to Polacy! No bo kto to zrobił? Z nieba ci komuniści spadli na nas, żeby nas wywieźć?

My, Ukraińcy w Polsce, taką krzywdę przeżyliśmy... Najpierw przezywali nas banderowcami. Dalej, że banderowcy ich rżnęli. No bo oni tam [na wschodzie] zostawili [ziemie po zmianie granic w 1945 r.], no więc przez całe życie szła z nami ta krzywda, ogromna krzywda. Popatrzcie tylko, my tu nie mieliśmy żadnych praw, bo jesteśmy banderowcami. Miałam 9 lat, jacy z nas banderowcy! Kogo skrzywdziliśmy? Nikogo nie skrzywdziliśmy. Ojciec był w UPA, żeby uchronić nas przed wywiezieniem. My wtedy tak myśleliśmy: UPA pomoże i nas nie wywiozą.

G. UWAGI
1. Dodatkowe informacje:


Gdyby państwo polskie przeprosiło za akcję „Wisła”, czy to miałoby jakieś znaczenie dla ankietowanej?

Oni niech mnie nie przepraszają, bo ja miałam przeżyć swoją biedę, i ja ją przeżyłam. Tylko niech mi nie mówią, że oni nie będą takimi szowinistami, bo Polacy szowinistami byli i będą. Jeśli powiedzą, że mnie przepraszają, to ja i tak im nie uwierzę. Bo oni mają to we krwi – kogoś poniżać, wtedy czują się szczęśliwi. Bo my tacy gorsi, a oni tacy lepsi. Wtedy Polak jest szczęśliwy!

Dla odmiany, Łemkowie i Słowacy są w stosunku do siebie przyjacielscy. W okresie, gdy mieszkałam w Słowacji, nikt nigdy nie zarzucił mi, że jestem Ukrainą czy coś podobnego. Słowacy są w 100% inni, niż Polacy. Są prawdziwymi ludźmi, są tacy ludźcy. Natomiast z Polakami trudno znaleźć wspólny język. Możesz im serce oddać, a oni i tak będą wredni. A wszystko dlatego, że oni płaczą za „kresami”, a ja ich z „kresów” nie wyganiałam...


Polonizacja. Pytanie o dynamiczny proces polonizacji wśród Ukraińców w Polsce. Czy nie sądzi pani, że kiedyś nadejdzie taki dzień, gdy Ukraińców w Polsce nie będzie?

To się dzieje teraz. Mam 76 lat i nie wolno mi przyznać się, że jestem Ukrainką, dorosłym nie wolno, to jak dzieci mogą!? Gdy powie, że Ukrainiec, to to działa [na Polaka] jak płachta na byka. Rodzice [Polacy] zakodowali swoim dzieciom [w głowach], że Ukraińcy to mordercy, że Ukraińcy, to banderowcy. Trzeba wielu lat, że się tu coś zmieniło.

Postawa polskiej młodzieży idzie od rodziców. Jestem już stara, to wiem, jak się to odbywa, znam to stare myślenie w głowach, te „kresy” siedzące w nich. Oj, my tam „kresy” zostawiliśmy, że niby to nasza wina, wysiedlili nas, bo oni „kresy” zostawili. I teraz mszczą się na nas za to, że oni swoje „kresy” zostawili. Z tego wynika, że to nasza wina, i naszej młodzieży wina, bo oni tam mieli rozkosze, wszystko tam mieli, bo było im tam dobrze, tam ich dzieci do szkół chodziły, i teraz z powodu tych „kresów” oni mszczą się na nas, że niby nasza w tym wina.


Zapis następnym pokoleniom Ukraińców

Nie ma niczego piękniejszego od języka ukraińskiego. Pieśni nasze, nasi ludzie... Jest teraz problem, bo nasi ludzie przemieszani, a póki mieszkaliśmy sami [do 1947 r.], to nie było ani złodziei, ani szachrajów. Jesteśmy normalnymi, porządnymi ludźmi. Ukraińcy nie są bandytami czy złodziejami, to prawdziwi ludzie. Dopóki sami mieszkaliśmy w naszych wioskach, byliśmy szczęśliwi, Polaków nie było i oni nie przeszkadzali, wtedy byliśmy szczęśliwi. Naród nasz jest mądry, i porządny, nie złodziejski, bandycki. Bardzo ważne jest to, aby dzieci Ukraińców pozostawały Ukraińcami. Nie ważne gdzie kto mieszka, ale ma być sobą! To jest najważniejsze.


Przejażdżka do niepodległej Ukrainy

W niedległej Ukrainie byłam w Iwano-Frankowsku (2 razy, bo tam mieszka mój stryjeczny brat), byłam także w Kijowie z okazji Dnia Niepodległości. Z tej podróży zapamiętałam następujące: w Iwano-Frankowsku byliśmy w cerkwi, zapamiętałam wysokich, przystojnych chłopców, którzy szli do pierwszej komunii, mieli po 15-20 lat. Bardzo mi się spodobało w tej cerkwi, tam wszyscy szli do komunii.

Tam był ksiądz, którego prawosławni chcieli zabić, tak go pobili, że ledwie uratowali od śmierci. A wszystko przez to, że prawosławni chcieli zabrać cerkiew. Cerkiew została. Początkowo to była cerkiew greckokatolicka, ale późnie prawosławni powiedzieli, że to ich świątynia. Pamiętam, jak tam pięknie celebrowano mszę, ładnie śpiewali...

Natomiast bardzo mi się nie spodobało w Kijowie: na każdym kroku język rosyjski. Myślałam, że pojadę do Kijowa i będę po ukraińsku rozmawiała, ale nic z tego – tam tylko po rosyjsku „gawariaaat”. Oj, bardzo mi się nie spodobało w Kijowie! Z Kijowa to ja uciekałam. Wnuczka planowała, że może pojedzie na uczelnię do Kijowa, bo dobrze się uczyła, ale potem oświadczyła, że Kijów przestał się jej podobać, gdy pojechała tam na wycieczkę. No bo wszędzie tylko „gawariat, gawariat, gawariat”... Powiedziała – nie, ona nie pojedzie do tych, co tylko „gawariat”.

Ankietę przeprowadzili Marusia Chomym i Roman Kryk, tekst (ukraiński) opracowała Katarzyna Bedryczuk, tłumaczenie na polski Romana Kryka




 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta українська
A. ОСНОВНІ ДАНІ
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
Г. НОВЕ МІСЦЕ
Д. КОНТАКТИ З УПA
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
 
A. ОСНОВНІ ДАНІ
1. Дата анкетування: 19.11.2011 2. Номер анкети: 0238
3. Прізвище, ім’я, по-батькові: Ливень Євфемія, уроджена Хрін, дочка Івана та Анни (з д. Лучко)

Ольштин
Польща - Polska
4. Дата народження: 29.09.1935 5. Місце народження: Чистогорб, повіт Сянік.
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
1.1. Місце проживання до переселення: Чистогорб. З 1945 до 1953 року перебувала в Словаччині.
1.2. Місце проживання до переселення:

Чистогорб, це було доволі велике село: був Вищий Конець, Нижчий Конець, Семенівка, там ми жили, значить в центрі. Так, то було велике село!

Мама і тато походили з Чистогорба. Тільки от... Мамі було 14, а батькові 18 коли вони вінчалися. Їх фактично батьки «повінчали», оскільки не було кому працювати на господарстві, треба було комусь ґаздувати. Вони так ґаздували... що народилося четверо дітей, а тоді батько пішов... Бо він був такий «розважальний», любив загуляти, а мамі це не подобалося, і в результаті вона його вигнала. Згодом тітка Дуликова говорила мені таке: «Твій батько був доброю людиною, це правда, любив порозважатися, але мама дарма його вигнала, це вона винна». І так наробилося... Четверо дітей народилися в короткому часі, а потім батько пішов...

Я все життя за ним тужу. Він не кричав на дітей, не бив, батько був добрий чоловік. Він дуже гарно співав, ой як гарно! Не знаю де він похований, думаю в цьому місті, де жив [Квівленд, штат Огайо, США]. Мама похована в Ольштині.

В Горбі була церква, яка згоріла 1945 року, коли «війна вже пішла». Ми дуже переживали через це, плакали. Я не знаю, чому церква згоріла, думаю, хтось підпалив. [Церква Архангела Михаїла, збудована 1900 р. Згоріла в новорічну ніч з 1944 проти 1945 р. від полум’я свічки, яку залишив у церкві один з мешканців Чистогорба (інфо: Апокриф Руський).]

Може я вам вже говорила, як польські партизани зловили в лісі мою бабусю Хрін, мабуть Юстина мала ім’я (вона потім в Бартошицях жила)...

––Як тебе звати?
––Но... Хрін.
––Де твій син?

Бабуся запитує: який?

––А скільки в тебе синів?

Бабуся почала рахувати: Івась, Стефан, Андрій, Грицьо...

––Я не знаю якого з них ви шукаєте?

Шарпали її, шарпали, але врешті прийшли до висновку, що нема там правдивого бандерівця серед її синів.

Як я казала, баба Юстина Хрін досить довго жила з дідом в Америці, там народжували дітей, заробили грошей і повернулся до Горба.

В 1945 році я поїхала до Словаччини, оскільки вдома не було що їсти. Батько пішов до УПА, мама лишилася з трійкою дітей. Якось відвідала нас людина зі Словаччини, звали Лопата. Цей Лопата сказав, що він може взяти одну дитину, бо йому потрібен пастушок. Я була наймолодша й випало на мене.

Певний час я пасла вівці, коня, корови у цього Лопати, він жив в Калінові, це поруч Горба, тільки на словацькій стороні. Мені там було добре. Одначе, через певний час прийшла дочка Лопати і забрала мене до себе. У неї мені було жахливо як не добре! Досі не можу забути старшої від мене дівчини, вона була така трохи каліка, горб якийсь мала, так ось вона мені наказувала, щоб добре прибирати під ліжками, а якщо я не послухаю, то вона піде на поліцію, «скажу, що ти живеш у нас і тебе на Сибір вивезуть». Той Сибір до сьогодні мені в голові залягає. Бо я там була як нелегал, яко «бандерівка». Щастя моє у тому, що незабаром прийшов Іван Дулик і мене забрав, а то ступні я мала покалічені вже зовсім, оскільки доводилося босою на стернянці [стернищі] пасти корів.

Так от приїхав тітки син Іван Дулик і забрав мене від тих недобрих людей до Праги. Він працював на залізниці в Празі, приїхав до Словаччини мене шукати, і він мене знайшов.

В Празі, зокрема, я приймала участь у велелюдних зустрічах, там тоді було так багато українців! Були там різні панове, тітка казала, оцей – пан доктор, а тут – такий, а там – такий, і всі вони давали мені гроші, щоб я собі що-небудь купила, якесь взуття, щось там. Потім всі вони поїхали до Канади. Але ще до того хтось із них потелефонував до мого батька на Словаччину, після цього мене потягом відправили до батька. Так що, я до Словаччини, а вони до Канади.

В Празі я жила майже рік. Тітка Дуликова (ім’я забула) записала мене до притулку для сиріт війни, я туди ходила, там давали їсти, а ночувала я у тітки. В Чистогорбі ми жили по сусідськи, в Дуликів була доня Ганя. Тітки син називався Дулик Іван. Це він мене [в 1945 році] проводив через [польсько-словацький] кордон, через ліс. Там в лісі він зустрівся з бандерівцями, посадив мене біля куща, сказав: «ти тут тихо сиди», і пішов переговорити зі своїми. Його довго не було, а мене лишив, щоб я нічого не бачила, бо він знав, де упівці мали там свої криївки. Другий син тітки називався Василь, він загинув, мабуть також [як й Іван] був в УПА. Чоловік тітки мав на ім’я мабуть Андрій, добре не пам’ятаю, бо ми до нього говорили «діду». Згодом всі Дулики поїхали з Чехії до Канади. Чому до Канади? Тому, напевно, що вуйко там бував до війни.

Як я казала, в Чистогорбі Дулики були нашими сусідами. Пригадую, одного разу я прийшла до тітки зимового ранку, був сніг, а я прийшла босою. Саме тоді у тіткі ночував батько зі своєю польською нареченою (прийшов з нею вночі з лісу). Тітка сказала: іди на піч, зігрій собі ноги! Батько все це бачив і пізніше купив мені черевики. Але що з того, коли ці черевики мені забрав брат Теодор, і я знов була без черевиків.

Оця польська наречена батька походила з Ґданьска, мала на ім’я Ева. В Ґданьску вона лишила чоловіка й сина і пішла за моїм батьком до лісу, ще їй голова не висохла [після першого подружжя], як вона пішла за моїм батьком до лісу. Страх як його ревнувала! Батько, правда, не був якось надзвичайно вродливий, тим не менше, коли провідували їх якісь дівчата (це уже потім, коли ми разом жили в Словаччині), то після цього вона обов’язково знаходила причину для сварки. Дуже сварливою була оця Ева...

Згодом він забрав цю Еву до Америки. Спершу він поїхав, як холостяк; холостяк, оскільки отримав офіційне розлучення з моєю мамою. На розлученні наполягала моя мама, мовляв, – чоловік гулящий. Ну то й що, але добрий був батько, четверо дітей по подвір’ї бігало. Розлучення вони отримала під кінець 1930-их або на початку 1940-их.

Ця полька народила йому троє дітей. Не знаю, ким виросли ці діти: українцями, чи поляками, чи америнцями? Не маю з ними зв’язку. Знаю тільки, що синові в Ґданьску присилала долари, нам ні, тільки синові.

Після повернення [з Праги] до Словаччини я певний час жила в батька, разом з його польською нареченою. Це було в селі Хотча. Проте він вже від якогось часу лагодив собі документи на виїзд до Америки, але одному, як холостяку (він був народжений в Америці, оскільки тривалий час мій дідо і бабуся там жили, заробляли долари, потім повернулися до Чистогорба із всіма дітками і побудували моєму батькові дім).

Врешті батько отримав документи і поїхав (думаю, що то міг бути 1947 рік), а я лишилася в Словаччині у тих людей, в яких він спершу переховувався, а потім жив. То були добрі люди, такі правдолюбиві словаки, як родина добрі. Я там у них була прислугою.

Ну, але згодом син господарів повернувся з армії, появилася синова, і тітка (я її так називала, хоч вона ніяка моя тітка) каже: ти розумієш, мусиш кудись іти... Одна знайома жінка їхала до Братислави, тітка тоді каже: «забери її до Братислави, може яку роботу їй знайдеш, бо що вона тут на цьому селі...». Коли ми прибули до Братислави, то я мусила відразу відмітитися на поліції, яко «бандерівка». На той час я була ще неповнолітня. Але я зголосилася до польського посольства, і посольство вирішило виготовити мені документи, щоб я могла повернутися до Польщі. Також в посольстві довідалися адресу мами [на півночі Польщі]. Там було ще таке. Я тривалий час жила в Словаччині, дуже добре вивчила мову, а приходжу до польського посольства і не можу ні слова польською сказати. Вони дивувалися: «Chcesz jechać do Polski, a mówić nie potrafisz!» (Бажаєш їхати до Польщі, а мови не знаєш!)

В Братиславі я також працювала (виплакала цю роботу), але вже законно, на кухні, мила горщики, прибирала, заодно й спання там було.

2. Вік на момент переселення: 12 років. Я не була переселена, жила в Словаччині. 3. Віросповідання: Греко-католицьке.
4. Кількість людей в родині на момент переселення:

На момент переселення я була в Словаччині, батько також, і старша сестра Марійка пішла зі мною до Словаччини (Марійка залишилася там жити, а я повернулася до мами 1953 року). Вдома залишилася мама Анна і брат Теодор. Був ще братик, мабуть Андрійко звали, але він помер [ще до акції «Вісла»], коли йому було 2 роки. Заснув на луці і мабуть сонце його убило.

Сестра Марія в Словаччині вийшла замуж за Петра Шкуту. Жила в селі Станковани б. Ружомберка. Років 5 тому я там була в неї, еее..., напевно більше, ніж 5 років... Петро Шкута був словаком, Марія цілий час робила вигляд, що вона полька, а словаки поляків не люблять. Марія не зізналася, що вона українка, бо боялася, що її в Сибір вивезуть (поляків не вивозили). Петро говорив їй так: «Якщо тобі не подобається в Словаччині, то їдь до своєї Польщі», ні, недобра була з нього людина. Так що Марія не мала легкого життя. Одна донька їй померла, а друга, того... Марія також вже померла.

5. Скільки осіб лишилося: 0
6. Скільки осіб переселено: 2
7. Скільки осіб пропало безвісти:

Тато був в УПА, згодом жив в Словаччині, і мабуть 1947 року переїхав до Америки. Я та сестра Марія з 1945 року жили в Словаччині.

8. Скільки осіб іншої національності жило в селі:

Одна жидівська родина. Жид був власником крамниці, тоді говорили кооперативи. Я до цього жида ходила, бо в нього був хлопчик, а я була чемна дитина, моїм завданням було приходити до нього і гратися з дитиною, за це вони мені давали їсти.

9. Стан відносин з ними:

У нас поляків не було зовсім. Ті з нас, які трохи до школи ходили, були свідомі того, що ми українці, а наші вороги, це поляки. Це я пам’ятаю.

10. Опишіть залишений Вами маєток:

Хата залишилася, натомість стодола, обора і стайня спалилися через бомбу; коли нас бомбардували, тоді деякі господарства згоріли, оскільки наша хата була під бляхою, то, з допомогою сусідів, вона не загорілася.

Ми мали корову, коней, поле, і свій ліс ми мали. Поля не пам’ятаю скільки було, але пам’ятаю що по одній стороні була наша земля, аж ген під словацьку сторону. Це означає, що ми мали багато тієї землі! Ми мали цілу стодолу збіжжя на зиму, і картоплі, і коней, і сіно для двох коней, корів… Ну, то виходить, що мусило бути багато всього, щоб все це прогодувати.

В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
1. Коли Вас вивезли?

Мою родину вивезли навесні 1947 року, я була тоді в Словаччині.

2. Коли Вас привезли?

Перевозили якось на весну, оскільки мама згодом розповідала мені, що заставом копали землю, щоб хоча б шматочок картопельки засадити. Адже коней не було, нічого ми не мали. Мама розповідала, що копали ту землю і трохи посадили картоплі.

3.1. Маршрут переїзду:

В 1947 році мою родину переселили з Чистогорба до села Ґубіти.

3.2. Маршрут переїзду:

Як мені розповідали, їхали страшно довго. То був жах. Спершу мали поїхати в одне місце, потім в інше, потім ще в інше… Було щось страшне! Зупинок дорогою [з розповідей] не пам’ятаю.

4. Чи Ви знали куди їдете?

Ні. Ніхто нічого не говорив. Думали, що це на трохи, щоб УПА розвалити. Мусили сідати [до транспорту] і вже військо з ними не розмовляло на цю тему. Сусідка розповідала, що пекла хліб, ось вже мав бути спечений, так навіть не дали хліб вийняти з тої печі, бо військо негайно садило на віз і… Тобто на те, щоб зібрати речі, дали хвилю! Навіть цей хліб… Сусідка каже їм, що 10 хвилин і хліб буде спечений! Але ні, не дозволили.

5. Чи хто-небудь з Вашої родини повернувся в рідні сторони?

До Чистогорба ніхто не повернувся. Але є у мене подруга, вона ходить до церкви. Отож її батьки повернулись до Команчі. Виявилося, що то ще гірше, ніж тут [на півночі Польщі]. Бо ніяких наших людей нема – лише поляки. Розповідала, що [тим переїздом] нічого не покращили в своєму житті, тільки гірше зробили. І незадовго після цього повмирали. Не було там вже нашого народу, нічого не лишилося. З поляками неможливо було там витримати.

6.1. Речі які Ви привезли з собою (Релігійні)?:

Два образи.

Образ «Свята Родина з ангелом». Поки я жила в Словаччині, то я постійно молилася до цього святого ангела. Там, в Словаччині, я не мала інших образів, а цей я постійно мала на пам'яті. З Чистогорба пам'ятала, як цей образ висів на стіні і згодом, в Словаччині, я його увесь час мала перед очима. Коли я повернулася до Польщі, то я знову побачила його [фізично]. В 1947 році мама його забрала з Чистогорба, а коли я виходила замуж, то вона мені його подарувала, я нічого більше від мами не хотіла лишень, щоб мені дала цей образ. І тепер він зі мною, і, як колись, я молюсь до Святої Родини, і вона мені допомагає вистояти у важких хвилинах життя. Це мій найбільш улюблений образ.

Образ «Святий Миколай». Я мою молитву до нього в книжечці, я цю молитву вивчила на пам'ять і молюся до Святого Миколая. Як мені важко, то я молюся до цього образу і так вже буде до моєї смерти. «Святий Отче Миколаю, вірний заступниче тих, котрі до тебе моляться і тебе просять о поміч, я молю тебе, заопікуйся мною, хорони мене від нещасть дочасних і від нещасть душевних...», там ще довго є...

6.2. Речі які Ви привезли з собою (Побутового вжитку)?:

Коли в 1953 році я повернулася зі Словаччини до родини [на півночі Польщі], побачила пилу для різання дров, сокиру нашу з Чистогорба (як я втішилась!). Потім я ще побачила скриню з лахами [лахміттям], ще перину мама туди заховала, якісь інші речі, трохи одягу, так от цю скриню мама перевезла, а все інше лишили.

6.3. Речі які Ви привезли з собою (Речі особисті)?: ------------
6.4. Речі які Ви привезли з собою (Документи)?:

Там в Горбі ми не мали ніяких документів, там у нас ніхто не читав, не писав, бо там було таке село, що нами ніхто не цікавився, тільки прийшли, забрали нам останню корову. Коней забрали, корову забрали, вони [польське військо] тільки для цього і цікавились нами, щоб щось забрати. Діти вмирали з голоду...

6.5. Речі які Ви привезли з собою (Інші)?:

Декілька курей. Але з тими курками то тільки проблеми були, бо три родини поселили в одному домі. Там була одна кухня. І біда була, нещастя. Тлумаки позав’язувані тримали, бо думали що ось-ось будуть вертатися додому.

7. Які з них збереглися?

Два образи, щоб до них молитися, і одне коритко. І це все. Скрині залишилися в Ґубітах, на поді [на горищі]. Може ще перестоять там...

8. Чи могли б Ви передати їх (повністю або частково) для музею? Так. Коритко та лейбик.
9. Чи заховали Ви які-небудь предмети в місті звідки Вас вивезли?

Ні. Нічого не сховали, бо навіть не було що. Ані ми не мали там жодної тарлі [анкетована використала це слово під час анкетування в 2011 році, під час телефонної розмови у 2017 році не змогла пригадати, що воно означає, можливо дошку для прання], ані нічого. Нічого мама не закопували.

Г. НОВЕ МІСЦЕ
1. Куди Вас переселили?

Маму переселили 1947 року до с. Ґубіти. Я туди переїхала 1953 року.

Було страшно, як мені мама розповідали... А що [мій майбутній] чоловік пережив при переселенні! Він там на якигось бамперах стояв, біда, нещастя… Мама весь час думала, що ми повернемось, повернемось, повернемось… Ну і ми не повернулись.

Коли я приїхала зі Словаччини до Ґубіт, побачила у дворі нашу сокиру, і нашу пилу для різки дров… Як я втішилась, що щось нарешті своє, щось по-справжньому наше! Але то не було наше щастя, ті Пруси, то нам нічого не дало. Ми взагалі не тішилися з того вивезення. Тут була наша біда, то не для нас, ми були щасливі там, в Горбі. Там наше щастя лишилося і наше все. Тут ми вже були на змарнування. Так, сюди нас привезли для нашого змарнування.

2. Які умови Вам надали?

То було так. Нагнали три родини до однієї хати. Всі три родини на одній купі. Мама мала якихось-там курей, так ті кури десь ходили, неслися, ніхто нічого не знав. Вони на тих клунках жили, думали їх назад заберуть, що вернуться до свого, бо тут ніхто не мав наміру лишатися. Ми лише своє хотіли, ніхто не хотів ніяких подарунків: ні тих квартир, нічого не треба було, тільки щоб мешкати там, де наше було, своє, бо ми там були щасливі. Мій дідо навіть з Америки повернувся, тому, що найщасливішим був в Горбі. Долари заробив, щоб повернутися до Горба, щоб побудувати хату, бо він там був щасливий. Ми там були щасливі, а коли нас вивезли, то ми зробилися нещасливі, на все життя.

3. Яку картину Ви побачили на новому місці?

Коли нас переселили до Ґубіт, ми не журилися, що нам приділили знищене майно. Ми б все побудували, ми б швидко все поробили, бо ми навчені були працювати. Ми б дали собі раду, нам ніякої помочі не треба було. Ніякої державної допомоги ніколи ми не брали, жили і були щасливі. І пізніше ми б теж собі порадили, після війни. Але це [нове місце] жодного щастя нам не дало, тільки нещастя. З поляками ми не порозумілися, поляки нас обкрадали. Мама тримала паця [порося] – паця нам вкрали. Мама мала корову – поляки вночі приходили її доїти. Мама зранку приходить доїти – корова видоєна. А паця поляки взяли на плечі і залишився тільки великий слід. Хто крав, хто?… На колонії мешкав полячисько, який вкрав нам порося з хліва.

4. Чи зазнавали ви утисків на новому місці? Так.

Що я мала з тим своїм прізвщем [Хрін]... Коли я повернулася зі Словаччини [до Польщі 1953 року], то було одне: „córka banderowca” [дочка бандерівця]. На роботу треба записатися, а прізвище Хрін... В Польщі було жахливе ставлення до українців.

В цьому селі [Ґубіти в Польщі, куди анкетована переїхала 1953 року] був один, і другий, які служили в польському війську. А один з них був навіть в Бєщадах [Бескидах, територія особливої активності УПА], сталося з ним навіть таке, що бандерівці його зловили, коли він служив в польському війську, проте він став їм пояснювати що він не проти них, і бандерівці відпустили його на волю. Згодом він став солтисом [голова сільради] в Ґубітах і дуже сильно підтримував нас, українців в Ґубітах.

Мій син ходив до школи, там діти з PGR-у [колгоспу] говорили до нього «вікраїнцу!, вікраїнцу!», декілька разів побитий приходив додому. Мій син добре вчився, а казали – це тому, що вчителі українці. Постійно були такі претензії до моїх дітей, і до мене. «Вчителі українці, через це твої діти мають гарні оцінки». А звідки це взялося [у польських дітей]? Старші люди бунтували. Казали: «Тобі добре! Вчителі українці, тому твої діти мають гарні оцінки!». Бо молодші це звідки взяли? Від старих! Погано було. Мої діти декілька разів були побиті...

Коли [дочка] Марійка була маленька... Була така родина Залескіх. Вони нарікали, що діти ходять дорогою біля їх дому, мовляв «це наша дорога». Марійка ходила до своєї бабусі, а моя мама мешкала на іншому кінці села. Отже, ходила, але боялася: «Залещаки будуть мене бити, щоб я по дорозі не ходила, бо то їхня дорога». А вона була маленька, ще навіть до школи не ходила...

Тяжко було... Дітям було тяжко, і нам, на роботі… Така велика кривда була нам, старим, до смерті ми в кривді. Ну а діти що? Повиростали, пішли до роботи, вже пізніше якось там вже [так погано не було]… Ну, так, поки були в школі... Донька якось викрутилась, але сина називали «вікраїнцем». Син казав: хоч би порядно назвали «українцем»! А не – «вікраїнцю! вікраїнцю!»… Обзивали, самі не розуміли, що це за слово, вдома зачули. Так було все життя, і на початку, і пізніше, і до кінця. Поляки казали так: «Ті „вікраїнці” то ані не нап'ються нормально, ані не порозважаються, тільки все до панчохів, до панчохів» [копійку гребуть].

А ще вони крали. І яблука... Був такий Кадиляк, українець, так вночі йому яблуню прийшли утрясли. «Бо українці лише заощаджують та заощаджуют...» Не вип'є українець, значить будь-який він...

Злодій... та, який там злодій – господар, відчепив ланцюг (наш кінь був прив'язаний, то була кобила). Прив'язав до цього ланцюга свого жеребця. Він на колонії, далеко від нас мешкав. Наступного дня той жеребець прийшов до нашої кобили. Брат його схопив, ланцюг одчепив, і каже так: «Козак (таке було прізвище цього поляка), ланцюг мій!». Той тільки крикнув щось до брата і все, мовляв, велика мені річ, якийсь ланцюг. Сказав ще: «ланцюга мені твій кінь приніс». Все крали, їм все підходило красти.

Поляки, які з нами в селі жили, нічого не мали, то була бідота. Вони нічого не мали! Якісь такі злидні одні... В Горбі у нас були свої коні, свої корови, ми нормально жили. А воно таке навчене лише красти, нічого не робити, випити… Вони прибули [після війни] десь з напрямку міста Радом [центральна Польща], постійно сварилися між собою. Неділя ранок: одна сусідка полька, друга полька, і тільки сварилися між собою. Бо ти мені вкрала щось-там... І так взаємно крали одні від одних, і так сварилися.

5. Де і коли ви почали відвідувати церкву?

Перший раз до нашої церкви ми пішли до Дзєжґоня. Я ще панною була, пам’ятаю їхала туди якась вантажівка, було таке оголошення, що можемо поїхати до Дзєжґоня на нашу відправу. Мені тоді було років 20 років. То було щось таке неуявиме! Поки я жила на Словаччині, то ходила до нашої церкви. Там була церква. А в Польщі [після 1947 року] не було нічого. Так от, нарешті вперше поїхали ми до Дзєжґоня. А там церковця така бідна… І тут не можна, і туди не можна, бо завалиться. Це тому, що не можна було ремонтувати, влада не давала дозволу на ремонт. А там – хор міг завалитися. Ми лише обережно стояли, а все через те, що не було дозволу на ремонт. Не пам’ятаю, чи це було якесь свято чи просто неділя. Може і свято, бо було так гарно, так красиво, така радість, що нарешті своє… Але таке все було не відремонтоване… То було ще за комуністів. Відправа в церкві була греко-католицька, храм був понімецький, колишня мабуть євангелістська каплиця. І в тій каплиці дозволено якомусь українському священику відправляти Службу. Якось то вибороли. Не знаю, як там до кінця з ним [священиком] було, але, безумовно, він мав там тяжке життя, бо він нічого не міг зробити. Певний час тому я була знову в цій церкві, так вона вже відремонтована, все відновлено, церква гарна, поруйноване знесли та виправили, і тепер є нормальна церква.

В Ольштині наша відправа була у францисканців. До того ми шукали, шукали, але жоден костел не хотів погодитись, щоб ми могли відправляти [греко-католицьку] Службу. Ми були згодні за світло заплатити, за прибирання, за все, тільки ні в катедральному храмі [римо-католицькому], ні в інших не хотіли погодитись. І нарешті погодились францисканці, оті на вулиці Виспянскєґо. І туди ми почали ходити, до їхнього костелу. Який це був рік – не пам’ятаю, я вже в Ольштині мешкала, це було 20-25 років тому.

З українських священиків з давніших часів я пам’ятаю: отця Крика, який відправляв ще у францисканців, і другий священик з ним був, такий старший, але не пам’ятаю як його звуть. Тобто було їх двоє.

Пізніше там був о. Кушка (він тепер у Варшаві), то він довго був. Ну, а далі отець Москалик... Але найбільше зробив для нас Москалик. Бо Москалик залагодив місце для побудови церкви. Мером Ольштина був Малковскі, він погодився, президія отже погодилась. Але не погоджувались в катедрі, тобто єпископи. Вони казали, що нам є де молитися, просто нам не йдеться про молитви, а натомість нам хочеться десь зустрічатися. А ще польські єпископи говорили, що нам не потрібна церква, що ми можемо ходити до римо-католицького костелу. В той час Москалик зробився худим – шкіра та кості. Через нерви... Бо залагоджував площу під будівлю церкви. То все дякуючи Москалику. Там тепер стоїть церква. Пізніше владика Мартиняк його викинув з Ольштина, а він стільки всього зробив! Бо Москалик казав так: якщо ми збираємося будувати церкву, то нам потрібні гроші. То не будемо висилати гроші до Перемишля, тільки будемо збирати гроші на рахунок, бо нам потрібні великі гроші на будову церкви. І тоді владика Мартиняк його викинув. Ми були у розпуці! Він так добре співав, він нас вчив, цілої Служби нас навчив. Це все він нас навчив, бо ми всі походили з різних сторін. І Москалик казав: так будете співати, так буде все інше… І Мартиняк його викинув! Не знаю, де справедливості шукати!? Так ми за тим Москаликом пізніше сумували. Бо він стільки зробив. І такий худий, я кажу: отче, що з вами робиться? А він каже: я прийшов до катедри полагоджувати справи з [польським] єпископом, згідно з попередньою домовленістю, а він мені: «прошу вийти», бо, каже, я не був вдягнений так, як треба бути вдягненим священикові, який іде до єпископа. Треба було інакше. І мене викинув...

Як було раніше [поки не побудували власної церкви]? Ми мали заплановане освячення яєць, Великдень… Приходимо: костел закритий. Бо там діти мають репетицію. І так не раз з нами робили, поки молилися у францисканців. Тепер маємо свою церкву, але це дякуючи Москалику, бо він з себе виходив заради цього, казав: я це мушу полагодити! Ну й вдалося.

6. Як склалася доля Ваших дітей та рідних?

Мама померла. Брат одружився з полькою. Проживає в Ґубітах, там куди їх переселили [в 1947 році]. Мама все лишила для мого брата, а отже вона була така напів-справедлива, не до кінця справедлива. Ми жили бідно, сестри – так-сяк, але мама лишила все для свого сина. І так лишилося. Отже, брат одружився з полькою, і став – ані поляк, ані українець. А співати так любить по-українськи… Але не можна йому співати біля польки, бо вона не задоволена тоді. А він так гарно співає… А не можна...

Батько, який виїхав до Америки – він писав до мене. Він мене найшов в Польщі після мого повернення [1953 року зі Словаччини]. Він ні до кого не писав більше, ні до брата, ні до старшої сестри, тільки до мене. І мені присилав пакунки. І одяг, і блузку, і для мами хустку… Маму навіть поховали в тій хустці. І долари мені присилав. Мій син ходив на українську мову, вчився, дуже хотів купити собі потерті джинси [польською «wycierusy»], то я кажу: «Мірек, напиши до діда українською». Написав до діда українською… Дуже скоро в листі прийшло 20 доларів. І син собі купив оті потерті джинси, бо вже ходив до Ольштина до технікуму.

Писав в листах, що хоче приїхати, але ні разу не приїхав, ні... Він мені часто писав. Аж нарешті повідомив, що вже не буде писати листів, бо в нього рука трясеться і тому лише кривулі виходять. Не знаю, коли він помер, бо він писав, а потім перестав...

Я вийшла заміж як мала 22 роки. Перший наречений – син солтиса в Ґубітах, Тадек Чубак, а вийшла за Лівеня Петра, він був родом мабуть з Мощаниці [Любачівщина].

Ми повінчалися вже тут, в Ґубітах, 1957 року. Вінчалися в польському римо-католицькому костелі, в Фльорчаках. У той час українська відправа була лише в Дзєжґоню, а не знати було, як туди доїхати. Ніколи близько не було церкви, треба було до Дзєжґоня.

Дітей хрестила в польському костелі, бо нашого не було, теж у Фльорчаках. І лишень коли в Ольштині з’явилась наша церква [в 1979 р.]… А її не було раніше, францисканці [римо-католики на вулиці Виспяньскєґо 5] нам дозволяли проводити Службу у себе, так що ми ходили до костела францисканців. А потім ми побудували... [2000 року греко-католики в Ольштині побудовали власний храм.]

З [майбутнім] чоловіком познайомились в Ґубітах, ми мешкали по сусідству. Він сподобався мені тим, що був великий і мав гарне волосся! Помер 2005 року в Ольштині.

Щодо дітей… Син має вищу освіту, працює на залізниці, мешкає біля Ольштина, в... [д. в. Фундації]. Працює в [д. в. Фундації], є начальников на залізниці. Має двоє дітей. А донька працює на якійсь централі, на пошті… Вона теж має двоє дітей.

7. Ваші діти знають українську мову? Так.
7.1. Так - Де вивчили?

Діти вміють розмовляти українською і залишаться до кінця життя українцями. Вони ходили до української школи. Мірек, син, ходив до школи в Ґубітах, бо там була українська мова і вчитель українець (Еміль Бревка, і його жінка теж була вчителькою української мови, він як і ми – переселенець з акції «Вісла»). Діти знають в основному мову зі школи, бо мій чоловік походив з люблинщини [від назви міста Люблин], з мішаного села, тому він слабо українською говорив. Він був твердий українець, але говорити українською не вмів. Тільки я говорила українською. Коли ми мешкали в селі, то було ціле село поляків, але діти ходили на українську мову у школі в Ґубітах, там навчилися читати, писати, і пісень.

7.2. Ні - Чому? -----------------------
8. Ваші онуки знають українську мову? Так.
8.1. Так - Де вивчили?

У мене двоє онуків по стороні доньки і двоє по стороні сина. Українською мовою вміють розмовляти тільки ті по стороні доньки, бо в сина жінка полька і тому діти поляки, діти по-польськи...

8.2. Ні - Чому? -----------------
9. Чи є у Вас світлини нового місця? Ні.
Д. КОНТАКТИ З УПA
1.1. Чи в селі були криївки УПА? Ні.
1.2. Чи в селі були криївки УПА?

В селі не було криївок УПА. УПА, якщо десь було, то було невідомо де. В нашому селі не було жодних криївок для УПА. І нічого ми не мали спільного з УПА, де були – то були, але ми нічого не мали спільного. Для нас то була велика кривда [акція «Вісла»], бо ми нічого не робили поганого проти Польщі, чи проти когось...

Вони [УПА] нам ніяку кривду не робили. А ще вони помагали, щоб нас не вивезли. Але і що з того: нас і так виселили.

2. Яке Ваше ставлення до УПА? Позитивне.
3.1 Я контактував з УПА: Так.

УПА, то була єдина наша надія. Поляки нас гнобили, ще перед виселенням, тоді ще й УПА може не було, не знаю.Прийшли забрали корову. Моя бабця ще жила тоді… Вона так тримала цю корову [коли віднімали], що аж защіпка пробила їй долонь, аж прорвало руку. Так тримала цю корову, бо діти не будуть мати молока, якщо корову заберуть.

Поляки нам забирали все. То була кривда наша. Вони від початку нас кривдили.

Ставлення до УПА найпозитивніше. Я підтримувала свого батька [який був в УПА] в тому, що то єдина наша надія, що може нарешті будемо спокійно жити. Бо ми нічого ні від кого не хотіли, лише щоб нам не забирали що там ще залишилось…

3.2 Я був у складі УПА: Ні.
3.3 Я допомагав/сприяв УПА (добровільно):

УПА до нашої хати не ходило, бо в нас було троє дітей, а військо забрало у нас корів та коней, все у нас забрали, ми вже нічого не мали, нічим не могли допомогти. То була лише така нагінка, що ми УПА утримуємо, а ми не утримували УПА.

3.4 Хтось з моєї родини був у складі УПА:

Мій батько був в УПА. Припускаю, що також його брат Стефан, а також сини вуйка Дулика: Іван та Василь Дулики. Пішли до УПА, щоб нас охороняти. Як вони нас вивозили, то УПА нас охороняло перед тим вивезенням. Ми думали, що нас вбережуть...

Вночі УПА я бачила. Поляки ж не вночі ходили, а вдень. І вдень контролювали наш дім весь час. Шукали нашого тата, «bo bandyta» [тому, що бандит], і на нас находило польське військо. То була велика кривда для нас.

Пізніше був намір [у батька] дістатися до Австрії через Словаччину. Але піймали їх на кордоні. Половили їх на кордоні словаки, певно й поляки. Всіх переловили і замкнули в стодолі, бо не було транспорту. Це було в селі Хотча поблизу Свидника. Чекали. Стодола була закрита, там їх тримали, чекали на транспорт.

Прийшов такий словак і запитав, хто вміє обходитися з кіньми, щоб зголосився. Зголосився мій батько. Пішов до того словака, і там помогав в роботі, доки не прийде транспорт. А як транспорт прийшов, то прийшло військо по мого батька до тієї хати. А батько спав угорі, над стайнею. І як він почув, що військо йде, то вискочив через дошки, у діру, яку мав завчасно зроблену, і втік до річки. Вони пішли його шукати – немає. Тоді почали бігати: шукали тата. Тато тікав біля тої річки, тікав... Натрапив на велику яму (так він згодом розповідав), до тої ями він скочив, наметав на себе різного галуззя та іншого, а вони там бігали, бігали, бігали і не знайшли його. Ну, а як вони його не знайшли…, ну то транспорт поїхав. Ну і мій батько лишився. Повернуся лише вночі, коли все заспокоїлось.

Прийшов до того господаря, що в нього працював, і той господар помагав (бо батько ховався). Той господар давав йому їсти. А коли це все минуло, пізніше вже оголосили, що транспорт на Сибір вже не буде приїжджати. Вже не вивозили. І мій батько вже був нормально, вже за ним не шукали. Далі працював у цього словака, то для нього були чужі люди, ніяка родина, ніщо таке. Тобто в тюрмі він вже не сидів.

А брат мого батька, наймолодший, Стефан, був вивезений на Сибір. І пізніше ми дізнались, що обидві ноги мав обморожені, без обох ніг там був. Чому він був вивезений – я не знаю, припускаю тільки, що був в УПА, перейшов на територію України, там його зловили і відправили в Сибір. Він потім повернувся до України, знаю, бо написав до мого брата.

Я не знаю, якого року батько пішов до УПА, знаю натомість, що він був також в січовиках [очевидно ідеться про участь в захисті в 1939 році Карпатської України – автономної республіки у складі Чехо-Словаччини в 1938-1939 рр., Української незалежної держави у березні 1939 року.]. Мало пам'ятаю, бо мені тоді було скільки? 4-5 років. Він як пішов до січовиків, то вже потім майже увесь час був десь там: в січовиках і в УПА. Не знаю, який у нього був псевдонім, в якій сотні служив, ми таких тем не порушували [під час спільного перебвання в Словаччині], адже ця його наречена була полькою...

4. Чи мали Ви зброю у період перед переселенням? Ні.
5. Чи перебували Ви під арештом? Ні.
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Звичаї втраченої батьківщини:

З моїм життям довоєнним то було так. Я була найщасливішою дитиною в світі. Ми ходили на вечірки. Дівчата, хлопці, гуляли, співали, пряли… Там була така сусідка, Ганя – була вже доросла дівчина, а я маленька, тож вона мене забирала, а там так співали гарно, і гуляли… То були такі щасливі мої дні, в тім Чистогорбі.

Ми ходили також на ягоди до лісу. І всюди співали, без перерви! Не важливо було, що ми не парадні, що не багаті, але ми були щасливі. А тут ми нещасливі. Як були, так і залишилися.

Перед війною та і під час війни, бо це вже війна йшла, але люди в нашому селі жили спокійно, щасливо, бо в нас ніхто не крав. Двері на замки не замикали, двері запирали для того, щоб курки не влізли, або гуси, але ніхто на ключ не замикав, це вже поляки нас навчили, що треба добре двері закривати, бо це поляки почали обкрадати, як нас тут привезли. Поляки готові були все вам відібрати, навіть ліжко з-під людини! І корів нам приходили вночі доїти. На кожному кроці крали, все, все! Поляки навчили нас замикати двері перед злодіями.

2. Чи відвідували Ви свою батьківщину?

Поляки виграли [від акції «Вісла»] стільки, що нічого не виграли. Бо пізніше, як я була вже тепер в Горбі, то одна там сказала [полька, яка прийшла до Чистогорбу жити після українців], що їх ніяке щастя там не спіткало, тільки нещастя. Її чоловік повісився. Ніщо у них там не виходило.

Той, хто купив нашу хату, запросив туди дружину і доньку. Жінка лягла спати з донькою, з погребу [пивниці] вилізла змія: у доньки ледве не стався серцевий напад. Так от, говорила та пані, що для них це жодне не щастя, а нещастя. Жінка з донькою сказали, що вони більше ніколи там не покажуться, бо в середині ночі змія вилізла. А коли ми там мешкали, там ніколи змій ніяких не було. Нам там жодна кривда не діялась.

В Горбі я була разів три. І в Явожні я була, і на «Ватрі» українській в Ждині, бачила там Ющенка [президент України 2005-2010], ой, була, була... А в Горбі разів три. Один раз приїхала за документами, то давно було, в той час то не треба було зізнаватися, що ти українець, бо тамті поляки чути не хотіли, що туди хтось такий приїхав. Радили мені: як там приїдеш, то нічого не говори, що ти тут жила чи щось таке, іди за документами, за метрикою, до церкви, і втікай звідтам. То було на початку, я ще дівкою була.

Я прийшла до священика [польського]... Документів вже не було в Горбі, тільки в Команчі, оскільки церква в Горбі згоріла. В Команчі я пішла до церкви, до польського священика, то був старий священик, відкрив книжку, шукав інформацію про мого брата, оскільки він задумав женитися, то я йому мала документи привезти. До Чистогорба я тоді не пішла, оскільки казали мені, щоб я там навіть не показувалася, був страх.

3. Чому ви не виїхали в Україну?

Ми жахливо боялися України, казали, що там голод, всі казали, що там погана ситуація, тому не дозволяймо, щоб нас вивезли. А вивозили насилу – люди в лісі переховувалися, разом з коровами, зо всім, ночували в лісі. Так, що, поки вивозили, ми переховувалися в лісі.

4. Що в житті було головне?

Якщо українець з себе зробить поляка, то не є ні українцем, ні поляком. Ніколи українець не буде поляком! То буде лише така «ściema» [небилиця], як тут говорять. То не поляк, це був українець і залишиться українцем. А то, що він корчить з себе поляка, так це він ані поляк, ані українець. Така є моя думка. Бо з мене ніколи не зможуть зробити когось [іншого]. Перебуваю у Словаччині – я українка. Перебуваю в Польщі – і тут я українка, хоч і мушу страждати через своє прізвище, ім’я та все інше. Ну, то нічого, мушу перетерпіти, але я українка, і кожен українець це відчуває, просто маскується декотрий, що ніби він поляк, великий поляк, але ж чути там всередині, що там сидить в ньому українець!

Ніколи не було в мене таких ситуацій, коли я б заперечила, що я українка. Моя мама була яка була – читати не вміла, писати не вміла, але казала так: «Мене тут насилу веселили, я не буду язика ламати та по-польськи говорити, бо я сюди не хотіла приходити. Я там мала дім, я там мала все, а мене тут насилу виселили». Не говорила по-польськи до кінця. Українською сусіди мусили до неї звертатися, звісно, могли по-польськи говорити, але вона відповідала українською. Бо вона ж не буде язика ламати...

5. Чому Вас переселили?

Вірогідно, йшлося про те, що ми помагали УПА. Мовляв, якщо нас виселять, то не буде ніхто їм помагати і тоді вони розійдуться. Люди помагали їм. Вони [поляки] так думали. А ми їм [упівцям] ніяк не допомагали, ми самі нічого не мали! Коней нам забрали, корів нам забрали, все нам забрали. Тобто можу сказати, що несправедливо нас переселили і це була найбільша кривда в нашому житті. Ми залишилися такими змарнованими, що до смерті нам цього ніхто не надолужить. Ніхто нам цього не поверне, бо це кривда несамовита!

Мама думали, що трохи посидять [і повернуться назад до свого дому], бо так їм наговорили, мовляв що це на хвилю, а потім повернетесь назад. Ну, і така була надія, що нас повернуть назад. Мама казала, що як [поляки] повернуть її назад, то вона буде мене шукати, і я теж туди повернусь. Але то тільки такі обіцянки були, щоб лише люди не упиралися. Пізніше, як перевезли їх сюди, виселили, то вони навіть тут пакунки не розпаковували, мовляв не варто, бо скоро повернемося.

Обманули нас, кривду нам зробили таку, що гіршої кривди не могло бути для нас. Наше життя змарнували. Було нам добре, ми були щасливі, хоч ми були бідні. Нам нічого не бракувало. Ми мали корову, мали коней і мали що їсти. Нам не треба було багатств. Нам потрібен був лише спокій, щоб нас не чіпали. Поляки нам зробили велику кривду! Пізніше виправдовувались, що то комуністи. Але ж комуністи – то поляки! З неба ті комуністи впали на нас, щоб нас вивезти?

Ми, українці в Польші, таку кривду пережили... Спершу обзивали нас бандерівцями. Далі, що бандерівці їх різали. Мовляв, там [на сході] вони залишили [землі після зміни кордону], і так, все життя наша кривда була, велика кривда. Ну, дивіться, ми до нічого тут не мали права, бо ми бандерівці. Мені було 9 років, які з нас бандерівці могли бути! Яку кривду ми кому робили? Ніяку кривду нікому не робили. Батько був в УПА, щоб вберігати нас від вивезення. Ми думали тоді так: УПА допоможе і нас не вивезуть...

Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Інше:


Якби польська держава перепросила за акцію «Вісла», чи це мало б якесь значення для анкетованої?

Вони нехай мене не перепрошують, бо я мала свою біду пережити, то я її пережила. Тільки нехай вони не кажуть, що вони не будуть такими шовіністами, бо поляки шовіністами були і будуть. Те, що вони скажуть, що вони мене перепрошують, то я і так їм не вірю. Бо вони мають це в крові – когось принижувати, вони від цього щасливі. Бо ми такі гірші, а вони такі кращі. Тоді поляк щасливий!

А от лемки та словаки є для себе дружелюбні. [Поки я жила в Словаччині] ніхто ніколи не закинув мені, що я українка чи щось подібне. Словаки на 100% інші від поляків. Вони такі справжні люди, такі людяні. Натомість з поляками тяжко спільну мову знайти. Можеш їм своє серце віддати, а вони й так будуть вредні [капосні]. А все тому, що вони плачуть за «кресами». А я їх з «кресів» не виганяла... [«Кресами» поляки називають втрачені після ІІ світової війни території на сході.]


Полонізація

Запитання про динамічний процес полонізації серед українців в Польщі. Чи не думаєте, що прийде такий день, що українців в Польщі не буде?

Бо то так діється тепер… Мені 76 років і мені не вільно признатися, що я українка, дорослим людям не вільно, то як діти можуть!? Як скаже, що українець, то це діє [на поляка] як плахта на бика. Молодь [польська] через батьків має закодоване [в головах], що українці це вбивці, що українці, це бандерівці. Треба багато років, щоб щось змінилося.

Постава польської молоді іде від батьків. Я вже стара, то я знаю, як це буває, знаю це старе мислення в головах, ці «креси» в їхніх головах. Ой, а ми там «креси» лишили! Мовляв, це наша вина, що вони нас виселили, бо вони «креси» лишили. І тепер мстяться нам за те, що вони лишили свої «креси». Виходить це наша вина, і нашої молоді вина, бо вони там мали розкоші, бо вони там все мали, бо їм там було добре, там їхні діти школу кінчили, і тепер через оті «креси» вони нам мстять, мовляв, це наша вина.


Заповіт молоді

Нема нічого красивішого ніж українська мова. І пісні наші, і наші люди... Тепер проблема, бо наші люди перемішані, а коли ми мешкали самі [до 1947 року], то не було ані злодіїв, ані шахраїв, ми нормальні, порядні люди. Українці ніякі не бандити чи злодії, а правдиві люди. Поки ми самі мешкали в наших селах, то ми були щасливі, поляків не було і вони нам не заважали, ми тоді були щасливі. А наш народ є і мудрий, і порядний, не злодійський, не бандитський. Важливо те, щоб діти українців залишалися українцями. Неважливо де хто живе, але має бути собою! Бо то є найважливіше.


Відвідини незалежної України

В незалежній Україні я була в Івано-Франківську (2 рази, бо там мій стриєчний брат [двоюрідний] мешкає), була в Києві на День незалежності України. З тих поїздок пам’ятаю таке: в Івано-Франківську ми були в церкві, і пам’ятаю що такі високі гарні хлопці йшли до Першого Причастя, років по 15-20. І там мені в тій церкві сподобалось, там всі йшли до причастя.

Там був такий священик, що його православні хотіли вбити, так побили священика, що ледве його урятували від смерті. Все через те, що православні хотіли забрати собі церкву. Церква залишилася. Первісно то була греко-католицька церква, але пізніше православні говорили що це їхня церква. Пам’ятаю, як чудово відправлялась та Служба, співали гарно...

Але мені дуже не сподобалось у Києві. Бо на кожному кроці лише російська мова. Я думала, що я поїду до Києва і українською буду розмовляти, а там нічого – лише російською «ґаваряяяят». Мені страшно не сподобалось в Києві! З Києва я тікала. Внучка мала плани, що може до Києва поступити, бо вона добре вчилася, але каже що Київ їй перестав подобатись, коли була на екскурсії. Бо всюди по-російськи «ґаварят, ґаварят, ґаварят»... І каже – ні, вона не піде до тих, що «ґаварят».

Анкетування провели Маруся Хомин та Роман Крик, текстове оформлення Катерини Бедричук

 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta english
A. MAIN DETAILS
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
C. RESETTLEMENT
D. THE NEW PLACE
E. CONTACTS WITH UPA
F. ADDITIONAL INFORMATION
G. INFORMATION
 
A. MAIN DETAILS
1. Application Date: 30.01.2017 2. Application Reference Number:
3. Surname, Name, Paternal Name: brak


4. Date of Birth: 30.01.1909 5. Place of Birth:
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
1.1. Place of Residence before deportation:
1.2. Place of Residence before deportation (information):
2. Age at time of deportation: 3. Religion: dark
4. Number of family members at the time of deportation/ resettlement:
5. Number of family members left:
6. Number of family members deported:
7. Of which went missing:
8. Number of people of different nationalities resident in the village? 9. Inter-ethnic relations could be considered?
10. List your lost assets/property:
C. RESETTLEMENT
1. When were you deported? 2. When did you arrive?
3.1. Deportation Itinerary:
3.2. Deportation Itinerary (information):
4. Did you know where you were being deported to?
5. Have any of your relatives returned to your homeland?
6.1. What personal items did you take with you - Religious:
6.2. What personal items did you take with you - Household objects:
6.3. What personal items did you take with you - Personal belongings:
6.4. What personal items did you take with you - Documents:
6.5. What personal items did you take with you - Other:
7. Of these items, what is left?
8. Would you be prepared to donate these (in whole, or in part) to the museum?
9. Did you hide any of the items that you brought with you?
D. THE NEW PLACE
1. Where did they deport you to?
2. What amenities were you granted?
3. What did you see when you arrived at your new place of settlement?
4. Did you encounter any persecution?
5. Where & when did you start going to church?
6. How did your children fare?
7. Do your children know Ukrainian?
7.1. Yes - Where did they learn it?
7.2. No - Why?
8. Do your grandchildren know Ukrainian?
8.1. Yes - Where did they learn it?
8.2. No - Why?
9. Do you have photos of your new place of settlement/residence?
E. CONTACTS WITH UPA
1.1. Were there UPA bunkers in the village?
1.2. Were there UPA bunkers in the village (information)?
2. What is your view of UPA?
3.1 I contacted UPA:
3.2 I was part of UPA:
3.3 I helped/facilitated UPA (voluntarily):
3.4 Were any of your family in UPA?
4. Did you ever hold firearms before the period that you were deported?
5. Were you ever arrested?
F. ADDITIONAL INFORMATION
1. Lost customs/traditions of your homeland:
2. Have you visited your homeland?
3. Why did you not choose to live in Ukraine?
4. What was your priority in life?
5. Why were you deported/resettled?
G. INFORMATION
1. Information

 
do góry ↑
Fotografie
„Kliknij” na miniaturke by zobaczyc zdjęcia w galerii.



 
do góry ↑
Wspomnienia


Na tę chwilę brak jest w naszej bazie wspomnień osoby, której ankieta dotyczy.

 
do góry ↑
Pliki


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

 
do góry ↑
VIDEO


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

„Człowiek pozbawiony korzeni, staje się tułaczem...”
„Людина, яку позбавили коренів стає світовим вигнанцем...”
„A person, who has had their roots taken away, becomes a banished exile...”

Home   |   FUNDACJIA   |   PROJEKTY   |   Z ŻYCIA FUNDACJI   |   PUBLICYSTYKA   |   NOWOŚCI   |   WSPARCIE   |   KONTAKT
Fundacja Losy Niezapomniane. Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © 2009 - 2024

stat4u

Liczba odwiedzin:
Число заходжень:
1 697 156
Dziś:
Днесь:
98