Fundacja Losy Niezapomniane cien

Home FUNDACJA PROJEKTY Z ŻYCIA FUNDACJI PUBLICYSTYKA NOWOŚCI WSPARCIE KONTAKT
PROJEKTY - Ukraińcy
cień
Ankiety w formie nagrań video

Відеозаписи зі свідками
Wersja: PL UA EN
Losy Niezapomniane wysiedlonych w ramach AKCJI „WISŁA”

Świadectwa przesiedleńców - szczegóły...
cień
Ankieta (0601)
Terefenko Zofia, z d. Matura, c. Jana i Anny z d. Nestorak
ur. 12.10.1931
Prusie, pow. Lubaczów.
 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [wspomnienia] [pliki do ankiety] [video do ankiety]
Ankieta w j.polskim
A. METRYKA ANKIETY
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
C. PRZESIEDLENIE
D. NOWE MIEJSCE
E. KONTAKTY Z UPA
F. INNE ZAGADNIENIA
G. UWAGI
 
A. METRYKA ANKIETY
1. Data wywiadu: 06.06.2014 2. Numer kolejny: 0601
3. Dane osobowe uczestnika /uczestników wywiadu: Terefenko Zofia, z d. Matura, c. Jana i Anny z d. Nestorak

Stopki
Polska - Польща
4. Data urodzenia: 12.10.1931 5. Miejsce urodzenia: Prusie, pow. Lubaczów.
B. NAJBLIŻSZA RODZINA I STRONY RODZINNE
1.1. Miejsce zamieszkania przed przesiedleniem: Prusie, pow. Lubaczów.
1.2. Miejsce zamieszkania - OPIS
(przed przesiedleniem):

Pochodzę z miejscowości Prusie. Tam się urodziłam, tam byłam chrzczona. W wiosce była szkoła i cerkiew pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny.

Mama pochodziła z Werchraty z dużej i bogatej rodziny. Dlatego posiadała dużo ziemi. Mama opowiadała, że jej ojciec był 3 razy w Ameryce, miał tam bezdzietną siostrę, tak więc jej ojciec jeździł tam, przywoził pieniądze, kupował dużo morgów ziemi, gdyż miał dużo dzieci i chciał każdemu coś zostawić.

Mój ojciec miał tylko jednego brata. Mama opowiadała mi, że ich rodzice podzielili [majątek] pół na pół, dali jednemu i drugiemu synowi. Mieliśmy więc dużo ziemi, dlatego nie było nam źle, było bardzo dobrze, nie odczuwaliśmy niedostatku.

Tak było dopóki żył ojciec, a gdy go już nie było, to nasza sytuacja pogorszyła się, dzieci były jeszcze małe, a takiej opieki jak teraz nie było, nikogo nie interesowało, czy to dziecko ma co jeść, czy ma w co się obuć, ubrać, czegoś takiego nie było. Teraz dzieci mają opieką, a kiedyś tego nie było. Ale dziękujemy Bogu i za to, że wszyscy się wychowaliśmy. No a teraz jest tak, że wszyscy gdzieś poodchodzili.

2. Wiek w trakcie przesiedlenia: 16 3. Wyznanie: Grekokatolickie.
4. Stan najbliższej rodziny przed przesiedleniem:

Było nas czworo: mama Anna [Matura], ja Zofia, brat Jan z 1934 r., siostra Anna z 1941 r.

Tato trafił do niemieckiego obozu, Niemcy go zabrali. Zaaresztowali go w 1941 r., gdy wracał z pracy na kolei w Werchracie. My, dzieciaki, zostaliśmy [bez ojca]. Najstarsza siostra Maria została zabita, najmłodsza miała 2 miesiące, a ja zaczęłam 10 rok życia.

Był jeszcze młodszy brat, miał 4 lata.

W 1941 roku stał front. Bardzo ciężko nam wówczas było, gdyż prowadzono poważne działania wojenne. Nie było gdzie się schować. Była tam piwnica, a w niej dużo ludzi, ale Niemcy nas stamtąd przepędzili, twierdzili, że szykują się poważne walki. Poszliśmy nie za frontem, a tam, gdzie front już przeszedł.

Szliśmy w kierunku Werchraty. Po przejściu ok. 300 metrów zatrzymali nas inni Niemcy. Spędzili nas na jakimś podwórzu, było dużo ludzi, dzieci, całe rodziny, siedzieliśmy tam pod gołym niebem. Część ludzi schowała się w stodole, niektórzy mieli krowy, dużo rzeczy. Nadleciał samolot, prowadzono z niego obserwację. Niemcy zamaskowali się, było dużo samochodów, dział itp. Zamaskowali się i chodzili, nigdzie nas nie puszczali.

Przez jakiś czas był spokój, a po kilku godzinach doszło do poważnego starcia. Moja siostra gdzieś poszła, a tu zaczęły się walki, samoloty zrzucały bomby czy jak to się tam nazywa, siostrę trafił pocisk, została poważnie ranna. Mama ją usłyszała i przyniosła na rękach, położyła pod domem, bo nie było dokąd uciekać, a strzelanina była straszna, kula za kulą leciała.

No więc położyła ją pod domem, przybiegliśmy do niej, siedzieliśmy tam. Ja byłam z maleńką [siostrą], ale ktoś z ludzi ją zabrał, nie wiedziałam kto to był. Mama zaczęła szukać mojej siostrzyczki, a my siedzieliśmy koło rannej siostry, jeszcze żyła.

Mama znalazła to dziecko, przyniosła na rękach. Mama, która przyniosła [ranną siostrę] na rękach, cała była we krwi. Siedzieliśmy koło niej, chcieliśmy jakoś pomóc. Walki ucichały tylko na chwilę, potem wybuchały z nową siłą. Przyszli Niemcy, wypędzili nas z tego miejsca. Przemieszczaliśmy się z miejsca na miejsce, bo Niemcy cały czas krzyczeli „Geh weg!” [Idźcie precz!]. Kule padały za nami i przed nami. W końcu schowaliśmy się pod wiaduktem, gdzie pociąg chodził.

Gdy się trochę uspokoiło, chcieliśmy wrócić do siostry, ale ludzie nas nie puścili. Mówili: zostańcie z nami, bo tu znowu będą się bili, a ona i tak już nie żyje. Ale to była nieprawda, w tym czasie ona jeszcze żyła. Gdy się uspokoiło, gdy wróciliśmy z Werchraty, to sąsiad powiedział nam, że ona jeszcze długo żyła, ale nikt nie chciał jej ratować. Mama prosiła Niemców, ale oni nie chcieli jej ratować.

No a ojca zabrali Niemcy, trzymali go w cerkwi w Werchracie. Mama czyniła starania, żeby go wypuścili, nie było jednak tłumacza, który mógłby Niemcom wyjaśnić o co chodzi. Nazajutrz mamie udało się znaleźć tłumacza. Ale ten ważny Niemiec już pojechał za odchodzącym frontem, i taty nie wypuścili. Podjechały samochody pod cerkiew, wszystkich tych mężczyzn posadzili do nich i gdzieś powieźli. Po jakimś czasie mama się dowiedziała, że są gdzieś w Zamościu, Mikulinie. Mama tam poszła, bo mamy brata też zabrali, i brata ojca, bardzo dużo ludzi zabrali z naszej wioski do tego niemieckiego obozu. Kogo złapali, tego brali, mówili, że to szpiedzy. Kobiety chodziły tam na piechotę, nosiły mężom chleb. Gdy poszła mama, to już nie zastała taty, już go zabrali do Niemiec na roboty. Tato żył w tych Niemczech, ale nie było kontaktu, nie było jak się dowiedzieć. Potem ktoś napisał, że tato umarł.

Mój tato był bardzo utalentowanym człowiekiem. Był zawiadowcą na stacji, ciężko pracował od najmłodszych lat, no więc był zawiadowcą, fryzjerem, zegarmistrzem, czytał dużo książek. Tato miał bardzo dużo książek, chciał je schować, ale nie zdążył, a potem my, jak to dzieci, zniszczyliśmy te książki. Tato chciał, żeby ludzie czytali książki. Pamiętam, że czytał ludziom książki, wyjaśniał, przychodzili sąsiedzi, słuchali, a tato czytał. Mówiło się tam o tym, co będzie, jak będzie, że nie można będzie odróżnić kobiety od mężczyzny, jak będą przyozdabiać włosy, no różne takie rzeczy. Nieraz tego słuchałam, potem szłam do mamy i pytałam, czy to prawda?

Było tam jeszcze o tym, że ojciec nie będzie wiedział gdzie jest syn, a syn gdzie ojciec, sąsiad będzie mordował sąsiada. Byłam jeszcze mała, ale dziwiłam się, że tato takie głupoty wygaduje. Pytałam mamę: czy to możliwe żeby nas sąsiad zamordował? Odpowiedziała: a dokąd ja od was pójdę? A dokąd wy pójdziecie ode mnie? Takie to dziwne było... Nie mogę sobie darować, że jakby tato dłużej pożył, to zapamiętałabym więcej.

A siostrę zabili, zostawili, a gdy wróciliśmy – już nie żyła. Miała 13 lat, taka fajna była, pracowita, dobrze się uczyła, była już po pierwszej komunii.

Z moją rodziną to było tak. Nas wywozili akurat gdy było święto Piotra i Pawła. Powiedzieli nam, że my nie pojedziemy. Przyjechało wojsko, zrobili zebranie i powiedzieli kto ma jechać. Ci, którzy mieli jechać, powinny spokować się w przeciągu nocy. Mamie powiedzieli, żeby zapłaciła podatek, to ona nie pojedzie, zostanie. Mama zapłaciła podatek i poszliśmy spać.

A na sobotę przypadało nasze święto Piotra i Pawła. Rano mama wstała i poszła do swojej roboty. Przyszedł żołnierz i pyta o nazwisko. Mama powiedziała, a on: „Proszę się zbierać!”, żebyśmy w ciągu 2 godzin byli gotowi. I jak tu się zbierać? Mama wróciła do domu, zaczęła płakać, niczego nie mogła pakować z żalu, że za ostatnie pieniądze podatek zapłaciła, a mimo to każą jej się zbierać i wyjeżdżać. Ale co można było zrobić?

Podstawili dwa wozy na podwórze, żeby się ładować. Jeden [woźnica] to tylko chodził po podwórzu i wypatrywał, co może sobie położyć na wóz. Bo to dali takich z naszej gminy, z Horyńca, w ogóle ich nie znaliśmy. Siostra była maleńka, miała tylko 6 latek, brat był młodszy ode mnie, o 4 lata młodszy, miał chyba 10 lat. Mama płacząc zaczęła to wszystko ładować.

Mama pochodziła z Werchraty. Jej ojciec był bogaty. Dlatego my też mieliśmy dużo wszystkiego. Mieliśmy, jak kiedyś mówili, żarna, u nas nie mówiło się „żarna”, tylko „korbowel” do mielenia, mieliśmy sieczkarnię, maszyny, wszystko mieliśmy. No ale co mama mogła zrobić? Nic nie mogła, niczego nie wzięła, tylko to, że na jeden wóz posadziła moją najmłodszą siostrę, brata, i sama tam usiadła. Było trochę mąki, bo akurat w czwartek mama jeździła do młyna, jeszcze w workach stała, i załadowała ją na wóz. I tyle, jeszcze to, co mieliśmy na sobie, oto co wzięliśmy z sobą. Najmłodsza siostra, brat, i ja, usiedliśmy [na ten wóz]. Mama zabrała jeszcze krowy i cielaka. Wszystko inne zostało.

Zabiegaliśmy o to, żeby nie jechać ani do Ukrainy, ani na "zachód" [Polski]. Naszą sąsiadką była Polka, to u niej zawsze się ukrywaliśmy. A potem nastały spokojniejsze dni, nigdzie już nie uciekaliśmy, siedzieliśmy w domu. I wtedy przyszli, powiedzieli, [że będą wywozić], to już nigdzie nie uciekaliśmy. U tej sąsiadki wszystko przechowywaliśmy. [Ci od wojska] powiedzieli, że kogo w domu nie zastaną, to spalą budynek. Dlatego mama wszystko poznosiła do tej sąsiadki, te maszyny, wszystko do sąsiadki, mieszkała przez drogę, do niej poznosiła, wszystko zostało tam u niej. Tak że pojechaliśmy z tym, co mieliśmy na sobie.

Tato miał brata, on pojechał do Ukrainy. Mama też miała dużo braci i sióstr – wszystkich zabrali do Ukrainy. Wszyscy wpadli w ich [wojska polskiego] ręce w Werchracie, nie mogli uciec, wszystkich zabrali. A my chowaliśmy się. Przyszli po nas zimą, żeby wywieźć do Ukrainy, wtedy obficie śnieg padał, mama wszystko załadowała – nie miała innego wyjścia. Odjechali kawałek od wioski, a jechali wozem, nie saniami, a ja z małą siostrą zostałam u tej Polki, także krowę zaprowadziliśmy do tej Polki, gdyż mocno śnieg padał, był mróz. Młodszego brata mama zabrała na wóz. Mieli jechać daleko, aż do Dziewięcierza, żeby wszystkich wsadzić do pociągu.

Zajechali kawałek i spadło koło w wozie, zaczęli zakładać, ale nie dali rady, wtedy mama zaprowadziła mego brata z powrotem do tej Polki i zostawiła nas u niej na nocleg.

Mama zajechała do tego pociągu, tam zrzuciła rzeczy, a sąsiedzi mówią: „Jeśli możesz, to uciekaj!”. Mamie rzeczywiście udało się jakoś uciec. Była tam wystawiona warta, ale mamy jakoś nie zatrzymali. Mama wróciła do tej Polki, a rzeczy zostawiła ludziom, którzy wyjeżdżali.

I tak żeśmy się przechowali do wiosny, a potem uciekaliśmy bez końca, i w końcu nas zabrali i po wszystkim. Dlatego my niczego nie wzięliśmy z sobą, oprócz tych rzeczy, które były na nas.

Oprócz tego napadli na nas i zabrali wszystko, co było, chodzili tacy rabusie i wszystko rabowali.

5. Ile osób zostało na miejscu: 0
6. Ile osób przesiedlono: 4
7. Ile osób zaginęło: 0

[Na nowe miejsce dojechali] wszyscy, nikogo nie zaaresztowali... Mieszkaliśmy tu wszyscy razem, z czasem kto miał odejść, ten odszedł; mama umarła, brat umarł...

8. Ile osób innej narodowości /pochodzenia mieszkało we wsi:

Na jakichś 125 gospodarstw były 2 rodziny żydowskie i około 5 polskich, reszta – Ukraińcy.

9. Jak ogólnie wyglądały kontakty z nimi?

W Prusiu byli Żydzi, niewielu, dwóch, byli Polacy, prawdziwi i mieszani. Dobrze się nam tam żyło. Wszyscy się lubili, spotykali się, rozmawiali, wieczorami, i rano, wszyscy chodzili do cerkwi, Polak czy Ukrainiec, gdyż kościoła nie było. A więc, bardzo dobrze żyli.

10. Jak wyglądał pozostawiony majątek Pana/Pani rodziny:

Ziemia, dom, chlewy, stodoła, młocarnia, sieczkarnia, wóz, pług, brony, żarna; w domu było wszystko, co niezbędne: było na czym usiąść i było co do garnka wrzucić.

C. PRZESIEDLENIE
1. Kiedy Panią/Pana wywieziono?

12.07.1947. W święto Piotra i Pawła.

2. Kiedy Panią/Pana przywieziono?

Jak długo byliśmy w drodze – tego nie pamiętam, tak samo nie wiem kiedy nas przywieźli, wiem jednak, że jechaliśmy bardzo długo, może i 2 tygodnie, ale nie pamiętam dokładnie.

3.1. Trasa przejazdu: Prusie – wozy – Płazów – samochody – Bełżec – pociąg – Bartoszyce – samochody – Stopki
3.2. Trasa przejazdu (ewentualny opis rozszerzony):

No więc jesteśmy w drodze. Wieźli nas do Horyńca, z Horyńca przez Lubaczów (dobrze nie pamiętam, bo nie znałam tych stron) aż do Płazowa, na tym jednym wozie.

Gdy jechaliśmy z Horyńca, to ci, którzy podstawili swoje wozy, przejeżdżali przez swoją wioskę. Tam wychodziły ich dzieci, żony, i zabierały to, co tamci odłożyli sobie. Co się dało – to zabrali, czego nie dali rady – zostawili.

Zawieźli nas aż do Płazowa. Dobrze to pamiętam, byliśmy tam pod gołym niebem na bardzo dużym placu. Zgromadzili tam wszystkich ludzi, nie tylko z naszej wioski, także z Horyńca, z Werchraty, kto tylko był, – wszystkich tam zwieźli. Było to w sobotę, tam nas trzymali.

W niedzielę zaczęli wywoływać mężczyzn, wypytywali ich, o co pytali – tego nie wiem, o nazwiska itd.

Przenocowaliśmy tam jeszcze jedną noc, a w poniedziałek załadowali nas do samochodów i zawieźli do Bełżca. Tam nas wrzucili do wagonów i zawieźli na „zachód” [Polski].

Zawieźli nas aż do Bartoszyc. Tam nas rozładowali i kazali czekać na placu. Potem zaczęli wywoływać do biura rodziny i informowali, gdzie można sobie wybrać miejsce do zamieszkania, gdzie są jeszcze wolne miejsca. Tak mi opowiadała mama, bo ja przecież do tego biura nie chodziłam.

Potem ładowali do samochodów i rozwozili. Nas przywieźli do Stopek, zostawili na wielkim podwórzu obok wielkiej stodoły, był też duży dom koło stodoły. W tej stodole siedzieliśmy chyba ze 2 miesiące.

Te rodziny, w których kobiety były z mężami, miały możliwość rozejrzenia się po okolicy, mogły więc szybciej znaleźć nowy dom, a mama nigdzie nie chodziła, bo już niczego wolnego nie było. Siedzieliśmy więc w tej stodole, na podwórzu paliliśmy, żeby ugotować coś do jedzenia.

Zajął się nami sołtys-Polak, znalazł dla nas miejsce, ale był tam tylko jeden pokój, przyszedł i zabrał nas tam. Krowa została na tamtym podwórzu, gotowaliśmy na dworze, gdyż w tym pokoju był tylko piec.

Mieszkaliśmy tam do nadejścia chłodów, jak się zrobiło zimno, sołtys znowu zaczął szukać. Nasz nowy dom był na dwie rodziny, ale ta, co tam mieszkała [rodzina Kuperów] wszystko zajęła, ponapychała siana i co jej tam jeszcze pasowało. Nie wpuściła nas. Ale sołtys powiedział, że ona musi to wszystko wyrzucić, i nas wpuścić. Tam była tylko kuchnia i jeden pokój. Ale my i tak byliśmy zadowoleni, gdyż mieliśmy miejsce do gotowania, były drzwi, okna, i tam już zostaliśmy.

Zaczęły się problemy z wilgocią, grzyb był w mieszkaniu, wpływało to na zdrowie dzieci. Mała siostrzyczka była taka zdrowa, potem zaczęła chorować i wkrótce umarła.

Sąsiadka miała dziewczynkę, 2-letnią córkę, zaczęłam się nią opiekować. Faktycznie wychowałam ją, ukończyła szkoły, pracuje, jest zadowolona z życia, ja też jestem z niej zadowolona, bardzo często mnie odwiedza, tak jak moje rodzone dziecko, tak też zwracam się do niej: moje dziecko, moja córeczka, lubię ją, i ona mnie też lubi. Dzwoni do mnie codziennie, gdy nie przyjeżdża, to dzwoni, zawsze pyta o moje zdrowie.

4. Czy wiedział Pan/Pani dokąd jedzie? Nie.
5. Czy ktoś z Państwa rodziny wrócił w rodzinne strony? Nie.
6.1. Przywiezione przedmioty - RELIGIJNE:

Proszę pana, przywieźliśmy tylko jeden obraz, a z książek – też jedną, modlitewnik. A było tyle rzeczy! W ogóle nie rozumieliśmy co trzeba zabierać, gdzie podziać, no bo dali tylko 2 godz. na zbiórkę. Mama siedziała i płakała, a my staliśmy koło mamy, tyle było. Niczego nie przywieźliśmy!

W domu było mnóstwo obrazów, a ile książek! Mówiłam już, że ojciec był człowiekiem oświeconym, tyle miał wszystkiego! Część uległa zniszczeniu, reszta została.

Niczego nie wzięliśmy... Nie było na to czasu! Przyjechali, kazali się zbierać, dali 2 godziny, nie uprzedzili. Mama tylko się rozpłakała, niczego już nie pakowała, bo... Nie ma słów na to, co się tam wtedy działo. Niczego nie przywieźliśmy...

6.2. Przywiezione przedmioty - CODZIENNEGO UŻYTKU:

Jeśli chodzi o naczynia, tak, prawda, przywieźliśmy pewnie kilka garnków i ze dwa garnuszki. Niczego nie wzięliśmy, wszystko zostawiliśmy!

6.3. Przywiezione przedmioty - OSOBISTE:

To, co na sobie. [Z cennych rzeczy] niczego nie przywieźliśmy.

6.4. Przywiezione przedmioty - DOKUMENTY:

Dotyczące poszukiwań zaginionego ojca przez niemiecki Czerwony Krzyż.

6.5. Przywiezione przedmioty - INNE:

Niczego nie wzięliśmy, nie dało się, nie było na co [załadować]. To, co było na wozie, to udało się przywieźć. Trochę odzieży, dwa worki mąki, pościel, krowę.

7. Które z nich zachowały się do dziś?:

Dokumenty dotyczące poszukiwań ojca.

8. Czy mógłby Pan/Pani przekazać je lub część z nich na rzecz muzeum?: -------------------
9. Czy ukrył Pan/Pani jakieś przedmioty w miejscu skąd Panią/Pana wywieźli?:

[Na długo przed deportacją w 1947 r.] tato zakopał, ale mama nie chciała odkopywać, mówiła, że jak nie ma rodziny, to ona nie chce niczego posiadać. Przyszli jednak bracia, zaczęli prosić mamę, mówili: mama ma dzieci, trzeba jakoś żyć; przekonali ją.

Wykopali te rzeczy. Lepiej jednak było tego nie robić, bo potem przyszli tacy jedni i wszystko zabrali. Napadli na nas rabusie, przyszli do domu i zabrali wszystko, co było. Wyciągnęli wszystko z kufra, rozścielili na podłodze płachtę, przełożyli, wzięli na plecy i poszli. Zabrali wszystkie lepsze rzeczy. To byli Polacy. I to z Horyńca.

D. NOWE MIEJSCE
1. Dokąd Państwa przesiedlono?: Do Stopek.

Nikt nami się nie interesował. Rząd dawał mąkę z kukurydzy i czasami konserwy mięsne. Ale osiedleni tu Polacy byli dobrymi ludźmi. Nie mieliśmy koni, pracę wypożyczonych koni trzeba było odrobić lub zapłacić za nią.

2. Co Państwu przydzielono?:

W Stopkach przez pierwsze chyba 2 miesiące siedzieliśmy w stodole, gotowaliśmy na podwórzu. Potem dali nam pokój, ale dalej gotowaliśmy na podwórzu, gdyż nie było kuchni. Mieszkaliśmy tam do nadejścia chłodów. Potem dali nam pokój z kuchnią w dwurodzinnym budynku. Z powodu panującej wilgoci zmarła mała siostrzyczka.

3. Co Państwo zastaliście w nowym miejscu?:

Zniszczone budynki, wszystko dokoła zarosłe.

Jak nas przywitała ta Ziemia [Warmińska]? Gdy przyjechaliśmy tu [do Stopek], to tu też byli ludzie, ale nie z moich stron, z innych, bo my przyjechaliśmy jako ostatni. Było tu dwóch Polaków, Niemców nie było, tylko dwóch Polaków. Jeden z tych Polaków był już sołtysem, ale był dobrym człowiekiem, nie ma co mówić, był dobry, starał się itd.

Byli i inni Polacy. Gdy wyszłam za mąż, gdy urodził się syn, to w tym czasie nasi ludzie bali się iść do kościoła chrzcić dzieci, gdyż nie znali języka, nie znali modlitw polskich. [Na chrzesną] wszyscy braliśmy więc Polkę, mój starszy syn ma chrzesną Polkę.

Ten, który był sołtysem, to szybko stąd wyjechał, nie wiem dokąd pojechał, dlaczego wyjechał, to był bardzo dobry Polak. Ten drugi Polak też był dobry, nie mogę złego słowa powiedzieć. Ale skąd oni byli – tego nie wiem. Polacy przyjechali tu wcześniej, wzięli lepsze gospodarstwa.

Mój [syn] do nich chodził, ożenił się z córką tych Polaków. Ona do mnie [dobrze się odnosiła], gdy organizowałam wesele brata, to przyjechali do nas, tak że to nie byli źli ludzie. Z czasem poznaliśmy się ze wszystkimi ludźmi, i dobrze było, nie było źle.

No a ziemia? Wszystko pozarostało! Mama nie mogła pracować [w polu], nie miała koni, musiała płacić, tak to było, było ciężko, było bardzo ciężko. Ja, w takim młodym wieku, 20 lat jeszcze nie miałam, musiałam... Mama mówiła, że jakby był mężczyzna, to byłaby inna sytuacja w gospodarstwie, no i wyszłam za mąż, ale nie za swego [nie był z rodzinnych stron], [mąż] pochodził z Bieszczad. Ale był dobrym człowiekiem, był pracowity, starał się. Wychował się bez ojca, mamy, ciotka go wychowała.

Dawaliśmy sobie radę, choć ciężko było, nie tak jak teraz, teraz łatwe jest życie, trzeba było kosami kosić, motykami kopać. Teraz daje się we znaki ta moja praca, ciężko w życiu pracowałam, a teraz nie ma komu tu mieszkać, mimo, że człowiek poświęcił temu życie. Tak to jest...

4. Czy na miejscu przesiedlenia odczuwali Państwo represje?:

Uciski były różne, lepiej nie wspominać. Było – minęło, Bogu dzięki, to już przeszłość.

Gdy czekaliśmy na placu [w Bełżcu], to wywoływano ludzi, niektórych aresztowali. Nazwisk nie pamiętam, bo tam byli ludzie nie tylko z naszej wioski, tam była mieszanina [z różnych miejscowości]. Bo np. u nas w Prusiu to było tak [tuż przed akcją „W”]: ci ludzie, którzy zostali [uniknęli wywózki do sowieckiej Ukrainy] w Werchracie, w najróżniejszych przysiółkach, tych ludzi zwozili do Prusia, a w Prusiu była policja. Gdy ktoś chciał pójść do swojej wioski, policja dawała przepustkę, bez niej nie wolno było opuszczać Prusia. To dlatego ludzie byli tak wymieszani, nie mogłam więc znać nazwisk.

Trochę pamiętam tych, co z nami jechali. Jedna nazywała się Katarzyna Dembicka, [w Bełżcu] ją zabrali, bardzo długo siedziała w więzieniu. Następny: Kłymko [Klimko] z Werchraty, tego też zabrali. Już nie wrócił, przepadł czy to w Oświęcimiu, czy w Mikulinie. Nie wrócił...

Jechała z nami pani Diduch, [Polacy] aresztowali jej męża i dwóch synów, córkę zabili na miejscu. Przepraszam, trzech synów aresztowali. Jeden z nich był niepełnoletni, córka też małoletnia. Pani Diduch jechała z nami. Miała jeszcze jedno dziecko, miało ok. 5-6 lat, dobrze nie pamiętam. Ona przyjechała razem z nami, była tu z nami, stąd wiem, że potem wróciła jej najmłodsza córka i małoletni syn. Byli tu z nami, potem poszli do pegeeru.

Mieliśmy tu jeszcze takiego... Był młynarzem, miał młyn [w Prusiu]. W przededniu akcji „W” akurat jeździliśmy do niego na mielenie. Jechał z nami, nie w tym samym wagonie, ale w tym samym pociągu. On też tu był, pracował w pegeerze, bardzo się starał. Wyśledzili go, zabrali, nikt nie wie, co z nim zrobili.

A jeśli chodzi o panią Diduch, to jej mąż nie wrócił, a synowie długo siedzieli w więzieniu, potem przyjechali tu. Jeden z nich wrócił potem w rodzinne strony i przepadł. Wrócił w swoje strony i tam... Nie umarł naturalną śmiercią. Słyszeliśmy, że go wrzucili pod przyczepę gdy jechał do pracy. Zanieśli do szopy i tam zakończył żywot.

Niektórzy, co z nami przyjechali, to też... Jednego zabrali do więzienia, wzięli też jego żonę, on był z nami w drodze [w 1947 r.], zabrali obydwojga do więzienia. Mieli nazwisko Kołodka. Zabrali ich, siedzieli, ale wrócili.

A ten [młynarz], to już nie wrócił, nie wiem gdzie się podział. W ogóle, dużo ludzi aresztowali i zabierali, jak nie w pociągu, to w Płazowie, wywoływali, wyczytywali, i zabierali do więzienia. A u nas nie było kogo brać, zostały same dzieci i nie było kogo aresztować.

Tak to wówczas było...

Aresztowanych [w mojej rodzinie] nie było, gdyż nie było kogo aresztować. Brat był za młody, siostra też, wszyscy jeszcze mali byliśmy, ja byłam najstarsza.

Tam [wśród najbliższej rodziny] było podobnie. W rodzinie za strony ojca nie było aresztowań. Tato miał tylko jednego brata, a ten wyjechał do Ukrainy.

A w rodzinie ze strony mamy... A, i owszem, przepraszam, tam były zatrzymania. Byli nawet zabici, w domu... Zaaresztowali męża stryjecznej siostry mojej mamy, zabili w domu dwóch synów, jednego, można powiedzieć, „żywcem” zabili, drugiego też zabili, przyjechali tu więc tylko z jedną córką, i tu jeszcze i jego zaaresztowali, mego wujka. [Tak więc] w rodzinie ze strony mamy były aresztowania, a ze strony ojca nie było kogo aresztować.

[Wujek nazywał się] Szuper, chyba Michał... Widzi pan, imienia już nie pamiętam... Wiem tylko, że ten człowiek bardzo długo był diakiem w cerkwi w Werchracie. Wszyscy ludzie z Werchraty go znają.

5. Kiedy i gdzie zaczęliście Państwo uczęszczać do cerkwi?:

Już przed rokiem 1950 jeździłam do Chrzanowa. Później, od 1957 r., stale chodziliśmy do Ostrego Barda, gdzie odprawiał ks. Wasyl Oszczypko.

6. Jakie są losy Państwa dzieci i rodzeństwa?:

W 1949 r. wyszłam za mąż za Mikołaja [Terefenka]. Pochodził z Sanocczyzny, powiat Lesko, miejscowść Bezmiechowa. Dorobiliśmy się konia, zbudowaliśmy dom mieszkalny.

Miałam troje dzieci. Najstarszy był Mikołaj (12.12.1951). Była córka Ola (25.05.1955), Jarek (01.05.1961) był najmłodszy. Wychowywałam też córkę siostry, ma na imię Mirosława [Baran, c. Michała i mojej siostry Anny).

I tak sobie żyliśmy, dzieci pomagały, chodziły do szkoły, do polskiej szkoły, uczyły się też języka ukraińskiego, a najmłodsza, córka siostry, którą też wychowywałam, ukończyła też ukraiński ogólniak. Tak więc wszystkiego ukraińskiego się nauczyła, bardzo to polubiła. Ukończyła studia, zdobyła magistra, a teraz pracuje w Olsztynie w sejmiku. Bardzo chcę podziękować w związku z tym posłowi [Mironowi] Syczowi, podziękować za to, że on zechciał okazać wszechstronną pomoc tej mojej córuchnie, można powiedzieć załatwił jej pracę, bardzo się postarał, szczerze mu za to dziękuję i życzę mu jak najwięcej zdrowia i długiego życia, żeby dalej posłem był.

Najstarszy syn się nie ożenił. Pracował, dużo jeździł, jakoś tak się stało, że się nie ożenił. Został starym kawalerem, mieszkamy razem.

Druga córka, rocznik 1955, ma na imię Ola, wyszła za mąż za Fedirka, z Werchraty, wyszła więc za naszego człowieka. Urodziła troje dzieci, mieszkają w Lidzbarku [Warmińskim]. Żadne dziecko nie uczyło się w ukraińskiej szkole.

Jedna z córek [córki] wyszła za Polaka, też ma troje dzieci, tak więc mam już trójkę prawnuków i trójkę wnuków.

Jarek natomiast wyjechał do Kanady, wziął sobie dziewczynę z Bieszczad na nazwisko Biłas, jej rodzina pochodzi z Mokrego. Ma troje dzieci, zadowolony, mówi, że bardzo dobrze im się tam żyje. Odwiedzali mnie już dwukrotnie, wkrótce mają znowu przyjechać.

A jeśli chodzi o córkę siostry, którą wychowałam... Wyszła za mąż za Stecyszyna, za naszego człowieka, bardzo ciągnie ich do swego. Mają jedną córkę, jej mąż jest zawodowym żołnierzem. Ona pracuje w sejmiku, mają jedną córkę, chodzi na ukraińską religię, nie na polską – na ukraińską, chodzą do cerkwi, bardzo lubią swoje i swego się trzymają.

W starym domu [w Stopkach] zaczęła chorować siostra, lekarze powiedzieli, że ona musi mieszkać w suchym domu, bo w starym jest grzyb i dlatego ona się nie wyleczy. Zbudowaliśmy wielki dom, a teraz nie ma komu w nim mieszkać. Najmłodszy syn wyjechał do Kanady i nie ma zamiaru wracać, tam ma rodzinę, troje dzieci. Zamierza mnie odwiedzić, był już tu dwa razy.

Mój brat już umarł, zostałam sama. Taka jest moja rodzina, – była duża, a teraz jest mała.

7. Czy Pana/Pani dzieci znają język ukraiński?: Tak.
7.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:

Od dzieciństwa rozmawiały w domu po ukraińsku, uczyły się języka ojczystego w miejscowej szkole podstawowej.

7.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?: ---------------
8. Czy Pana/Pani wnuki znają język ukraiński?: brak danych
8.1. Jeżeli TAK - to gdzie się nauczyły?:

Zna trójka dzieci Jarka w Kanadzie i trójka dzieci Mirosławy w Olsztynie.

8.2. Jeżeli NIE - to dlaczego?:

Dzieci Oli nie znają, gdyż rodzice nie zadbali o to.

9. Czy posiadacie Państwo zdjęcia nowego miejsca?: Tak.
E. KONTAKTY Z UPA
1.1. Czy we wsi były kryjówki UPA?: Tak.
1.2. Czy we wsi były kryjówki UPA (opis rozszerzony):? -----------
2. Jaki jest Pani/Pana stosunek do UPA?: Pozytywny.
3.1 Miałem kontakt z UPA: Tak.
3.2 Byłem członkiem UPA: Nie.
3.3 Pomagałem/wspierałem UPA (dobrowolnie):

No co ja panu powiem... Było u nas to UPA, i to UPA było potrzebne. Dlatego, że gdyby go nie było, to obdarliby nas do goła, nic by nie zostało. Co prawda na naszą wioskę aż tak bardzo nie napadali, gdyż leżała pod samą granicą, ale mimo to napady się zdarzały. Było więc u nas takie UPA, że...

Ja... W tamtym okresie byłam zbyt młoda, zbyt głupia [do takiej roboty], ale trochę pomagałam. Gdy przyszli i trzeba było przygotować kolację, to mama jak mogła, tak się starała, a ja jej pomagałam. Z pomocą przychodziła także sąsiadka, razem robiliśmy kolację.

Pewnego razu... W naszej wiosce było trzech braci. Jeden był żonaty z Polką, to oni sobie gospodarzyli, a dwóch było kawalerami. Oni nam bardzo pomagali. Gdy zauważyli, że mamie jest ciężko, to szli do sąsiadów, prosili, żeby przywieźli zboże czy pomogli w czymś innym. Mama też, tam gdzie mogła, pomagała.

Pewnego razu dali mi papierek, miałam to zanieść do innej miejscowości, do Werchraty. A ja nikogo tam nie znałam, tylko rodzinę ze strony mamy. Powiedzieli mi, że jak wejdę do wioski, to mam to zostawić w pierwszym domu.

Zaniosłam ten papierek, był już wieczór. Były tam dwie dziewczyny, jedna wzięła ten papierek i gdzieś poszła, a mi kazała czekać. Czekałam, potem ona wróciła i dała mi inny [papierek], żebym zaniosła, powiedziała mi, komu mam przekazać.

Zaniosłam, ale bardzo się bałam. U nas w Prusiu była cerkiew, a koło niej cmentarz. Cerkiew była na niewielkim wzniesieniu, jak i cmentarz, droga natomiast biegła niżej. Bardzo się bałam zmarłych. Myślałam sobie – jak ja tam przejdę, a idąc do domu musiałam przejść koło cerkwi. Szłam i gorąco się modliłam, na cmentarz nie spoglądałam, gdyż myślałam, że tam zmarły stoi i czeka na mnie.

Byłam jeszcze trochę zbyt głupia do takiej roboty. Gdyby mnie spotkali tacy, których nie powinnam spotkać... Nikt mi nie wyjaśnił, co miałabym im mówić. Ale dopiero później uświadomiłam sobie, że gdyby mnie złapali, to nie wiedziałabym jak się wytłumaczyć.

UPA u nas była, i ona była bardzo nam potrzebna, gdyż sami nie dalibyśmy sobie rady, od UPA mieliśmy ogromną pomoc.

3.4 Ktoś z mojej rodziny był członkiem UPA: Nie.
4. Czy był Pan/Pani w posiadaniu broni przed przesiedleniem?:

Broni nie mieliśmy, gdyż [w naszej rodzinie] nie było komu się tym zajmować.

Brat miał pas, chyba po tacie, taki do spodni. Z kolei sąsiad miał taki szeroki, zaproponował wymianę. Bratu podobał się ten szeroki pas, i się zamienił, ale potem [oddał] dla UPA, przyszli, potrzebowali, przyszedł jeden, powiedział żeby dać, i brat dał mu. To był taki szeroki pas do płaszcza.

Mieliśmy też jedną ruską sybirkę, mama tak samo oddała ją dla UPA, bo potrzebowali.

[Upowcy] zimowali u nas, szli na zimę do tych, kto miał większy dom. Do nas na zimę przychodziło dwóch, pomagali nam, rżnęli drzewo, rąbali, we wszystkim pomagali mamie. Jeden z nich był bardzo religijny, niestety, zginął. Bardzo było go szkoda. Gdy był w cerkwi, to, biedaczysko, tak się modlił, że na ludzi w ogóle nie zwracał uwagi.

Mówił mi, że było ich dwóch braci. Razem byli w Niemczech, a gdy wrócili do domu, to rodziny już nie było – wywieźli do Ukrainy, tak mi opowiadał. Oni, dwaj bracia, wrócili do domu w którym mieszkali, w nocy jakoś podeszli do swojej wioski, zrobili naradę, i jeden z nich mówi tak: jeden niech zostanie tu, a drugi pójdzie do Ukrainy, do rodziców. Tamten poszedł więc do Ukrainy, a ten został tutaj. Niestety, zginął. Zabili go w naszej wiosce, pochowaliśmy go na naszym cmentarzu.

Nie znałam jego nazwiska, znałam te ich nazwiska [pseudonimy], nazywał się „Załywajko”, a drugi miał pseudonim „Zajać”. Ten drugi został poważnie ranny, ponoć gdzieś go odesłali, ale nie wiadomo dokąd. No a tego zabili. Pamiętam pogrzeb, wieczorem w cerkwi było nabożeństwo, a w nocy go pochowali.

No więc jednego zabili, a drugi był ciężko ranny. Sąsiada też zabrali, razem trzymali ich w Lubaczowie. Byli w jednej celi, tak ten sąsiad opowiadał, [ten upowiec] miał problem z głową: nic nie słyszał i nie mógł mówić. Pamięć zachował, gdy go pytano, to odpowiedzi pisał na kartce. O swojej rodzinie pisał, a rodzina była w Ukrainie. Co z nim dalej zrobili, tego sąsiad nie wiedział. Sąsiada wypuścili, a tamten został.

Sąsiad złożył wyjaśnienia... Nie siedział długo. Mówił: przyszli, kazali dać jeść, i on musiał to zrobić. A co to byli za ludzie, skąd, to on tego nie wie. Tak się usprawiedliwiał...

Chyba Bóg go błogosławił, że tak krótko siedział, że go puścili. Dali na mszę za niego, bo w domu zostały małe dzieci, zdaje się troje, była matka i zięć. Dali na trzy msze, które miały być odprawione o jednej godzinie i w jeden dzień. Chyba to pomogło, bo wrócił z tego więzienia. Nazywał się Wasyl Rumil.

5. Czy był Pan/Pani więziony?:

Nie. W więzieniu była siostra mego męża Stefania.

F. INNE ZAGADNIENIA
1. Zwyczaje z rodzinnych stron i życie kulturalne:

Opowiem o tych [zwyczajach], które zostały w pamięci.

Gdy ludzie wychodzili w pole, sadzić ziemniaki, czy zasiać zboże, to ziemię kropili święconą wodą, żeby [był urodzaj]. Gdy na Święto Jordanu przynieśli poświęconą wodę, to najpierw wszyscy musieli się jej napić, trzeba było przeżegnać się i się napić, wszyscy z rodziny, wtedy tato brał chleb, a także święconą wodę, i szedł, aby wszystko w domu poświęcić, następnie szedł do stajni, do bydła, dokoła domu. Wodę święconą, która pozostała, wylewali do studni, żeby ta woda była w studni.

W święto Matki Boskiej był u nas odpust. Odpust odbywał się w naszej wiosce, w Prusiu. Była tam taka studnia, mama mówiła mi, że tam kiedyś objawiła się Matka Boska. Był tam krzyż i niewielka studnia. Tam wodę święcili, przychodził ksiądz, odprawiał. Tam była źródlana woda, święcili ją, ludzie brali do domu.

Tak, to [źródło] było w Prusiu, niedaleko od naszego domu. Tam była łąka, gdy było mokro, wówczas ludzie szli bokiem, gdy było mokro, to wszyscy szli przez nasze podwórze.

[Przed odpustem] mama robiła generalne porządki, bieliła, no bo odpust, miała bardzo liczną rodzinę. Na „drugą” Matkę Boską. To było... Zawsze zapominam, chyba dwudziestego pierwszego... To było na „drugą” Matkę Boską we wrześniu, wtedy u nas był ten odpust.

No a jeszcze na Szczodry Wieczór u nas chodzili i śpiewali szczedriwki. Na Nowy Rok chodzili chłopcy i „pałazowali”. Mali chłopcy brali owies (wyłącznie owies), chodzili po domach i „pałazowali”: „Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok, żeby nam się rodziła pszenica, zboża jare, obrok dla koni”. „Zasiewali” tym po domach, składali inne życzenia, takie były u nas zwyczaje.

No a na Szczodry Wieczór chodziły młode dziewczęta, te, który były w cerkwi przydzielone do trzymania obrazów i chorągwi, chodziły, kolędowały i miały z tego coś dla siebie. Na Szczodry Wieczór też było chodzenie po domach. Jak więc widać, święta były u nas bardzo wesołe, radosne, była radość dla starszych i dla młodych.

Jeśli chodzi o Wielkanoc, gdy był jeszcze okres postu, to nie organizowano żadnych zabaw. Młodzież natomiast zbierała się na „kruciochy”, przychodzili i „się kręcili”. Tak, że wszystkie święta były u nas wesołe, i Wielkanoc, i Boże Narodzenie. Gdy nadchodził okres świąteczny, to każdy rozumiał, że to coś podniosłego, ludzie kultywowali swoje zwyczaje.

Gdy tu przyjechaliśmy [w 1947 r.], to mój brat chodził do tych naszych ludzi, którzy znali zwyczaje, chodził na Nowy Rok „zasiewać”. No, ale ci [Ukraińcy] z Bieszczad powiedzieli, że u nich nie było takiego zwyczaju. A u nas był... Chodził więc „zasiewać” do swoich ludzi, do tych, którzy przyjechali z nami.

Starsi ludzie bardzo cieszyli się z takich odwiedzin. Pamiętam, że tato zawsze liczył, ilu „pałazników” nas odwiedziło w ciągu dnia. Ludzie dawali tym dzieciakom pieniądze, co mogli, to dawali, dzieci były bardzo zadowolone.

Jesienią to u nas było tak... Ot weźmy konopie, ludzie rwali je, suszyli, a potem tarli. Następnie konopie trzepali i przędli na kołowrotku nitki – ciensze, grubsze.

Mój dziadek po ojcu posiadał warsztat, na którym robił płótno – grubsze, cieńsze. To ciensze płótno dziadek bielił, rozścielał je na słońcu, chyba polewał wodą itd. Dzięki temu dziadek miał swój biznes: szył koszule, worki. Tak było wcześniej, bo ja już w czymś takim nie chodziłam, ale starsi ludzie jeszcze używali. Dziadek zajmował się tym aktywnie. Miał taki „czowen” [warsztat tkacki]. Pewnego razu poszłam, chciałam trochę popracować na nim, ale tylko wszystko dziadkowi popsułam.

Dziadek robił także chodniki. Były one popularne wśród Żydów, dziadek szył je ze szmatek. Dziadek na tym nieźle zarabiał, na tych płótnach, na tym wszystkim.

Kobiety chodziły jedna do drugiej na wspólne przędzenie, wyszywanie, także pierze darły.

Jesienią ludzie ziemniaki kopali. Były intensywne wykopki, a gdy kończyli kopanie, to było bardzo wesoło, ludzie schodzili wieczorami z pól, dziewczęta śpiewały, chłopcy biegali za nimi.

Tam, gdzie wykopki zakończono, następowała ceremonia „obkopin”. Ludzie zbierali się, gotowali pierogi, było bardzo wesoło. Nie wiedziałam, jak się to odbywa, ale [pewnego razu] kopałam ziemniaki u jednej z sąsiadek, nie bardzo się na tym znałam, ale starsze dziewczyny to już były obeznane. Otóż one pierogi robiły tak: nasypywały [do pieroga] soli, czy czegoś takiego, co nie nadawało się do jedzenia, one wiedziały, które pierogi nie są do jedzenia, ale chłopcy, którzy do nich przychodzili i razem spożywali te pierogi, [nie wiedzieli], gdy któryś trafił na takiego „trefnego” pieroga, – wybuchał śmiech. Taka to była wesoła zabawa.

Bogatsi zapraszali dodatkowo muzykantów, była muzyka na tym zakończeniu wykopek, u nas mówili „obkopiny”. Bardzo to wszystko było wesołe. Teraz nie ma już takiego zwyczaju, ludzie już czegoś takiego nie robią.

Dożynki także były. Niestety, dokładnie nie pamiętam. Wiem tylko, że wyplatali jakieś wianki, coś takiego. Nie tak jak teraz... Nosili [te wianki] do cerkwi do poświęcenia. To w cerkwi było, wszystko odbywało się w cerkwi.

Na Zielone Świątki ludzie chodzili święcić zioła. Na święto „pierwszej” Matki Boskiej nosili do poświęcenia wianki. Było tego wszystkiego, a teraz... Święta były zawsze radosne. Na Zielone Świątki wszystko musiało być ozdobione [zielenią], wszystko: stajnia, stodoła, wszystko musiało być w zieleni. Dużo tej zieleni ludzie rwali. Były także zioła lecznicze, te także święcono w cerkwi, gdy kogoś coś bolało, to leczono tymi ziołami.

Opowiadam o tym czasami swoim dzieciom, ale to już... One nie trzymają się tych tradycji, ponieważ... ponieważ nikt się nie trzyma, [ludzie] już tego nie znają, skończyło się...

[O zwyczajach obrzędowych.] Co mogę panu powiedzieć... Jeśli chodzi o nabożeństwo majowe... Kiedyś, gdy mieszkała tu jeszcze jedna Polka, to odprawa była po polsku, a gdy ci ludzie wyjechali – cała odprawa była po ukraińsku. Uwielbiałam to nabożeństwo majowe! Tyle krów miałam! Rękoma doiłam! Ale bardzo się starałam, żeby zdążyć na tę majówkę. Chodziliśmy na te nabożeństwa majowe, bardzo to lubiłam.

W czerwcu też były nabożeństwa, ku czci Jezusa Chrystusa. A teraz – jakoś mało ludzi [przychodzi], nie chcą chodzić, a ja już nie mogę, nie mogę zajść, nie mogę stać, a jak pójdę na majówkę i będę siedziała, to dla mnie nie majówka, bo nie można siedzieć. Ludzie teraz odrzekają się od tego. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, przecież trzeba trzymać się własnych [tradycji].

Ja zachowałam pamięć o przekazie mamy, kultywuję te tradycje, i dzieciom przekazuję i nakazuję, żeby tak samo postępowały, żeby nie odrzekały się tej wiary, żeby to wszystko lubiły, żeby święciły, żeby lubiły tę wiarę o której opowiada się w cerkwi, żeby to wszystko lubiły, żeby lubili się w rodzinach, żeby nie odrzekały się swoich tradycji, swojej modlitwy. Proszę o to moje dzieci, i na razie moje dzieci trzymają się tego wszystkiego, nie wiem, czy to tylko do czasu, póki ja żyję, a gdy mnie już nie będzie... Mam jednak nadzieję, że będzie tak i w przyszłości, że będą kultywować to, czego je nauczyłam.

W święto Przemienienia Pańskiego u nas owoce się święciło. Na „pierwszą” Matkę Boską święcili zioła, w święto Przemienienia Pańskiego – owoce, miód, różne takie, i... A na „drugą” Matkę Boską święcili wodę. Odbywa się wtedy nabożeństwo, tam u nas [przed akcją „W”] to chodziliśmy nad rzekę, a tutaj to stawiają wodę pod krzyżem i odprawiają, co roku, na „drugą” Matkę Boską [Narodzenie Najświętszej Marii Panny] święcimy wodę.

Kiedyś na Boże Ciało chodzili dokoła cerkwi, odprawiali, a u nas w domu [przed deportacją w 1947 r.] to na Boże Ciało chodzili po polu, odprawiali, szli przez wieś, po polach, szli do miejsc u kogo na podwórzu stał krzyż, to tam też zatrzymywali się, odprawiali i święcili. No, a że tu nie ma takich możliwości, to chodzą dokoła cerkwi, stawiają cztery obrazy, święcą, ksiądz odprawia.

U nas w domu [przed deportacją w 1947 r.] był taki zwyczaj, że koło stacji, gdzie ksiądz odprawiał, łamaliśmy gałęzie, przynosiliśmy je do domu, one były poświęcone, zapychaliśmy je w różne miejsca w stodole, stajni, w domu, one – tak ludzie wierzyli, chroniły przed piorunami, żeby podczas burzy piorun nie uderzył. Ja w to wierzę. Teraz już [tego nie robią], ale ja do dziś mam takie drzewo, na strychu, wszędzie, i, Bogu dzięki, choć dom pod blachą, ale Pan Bóg go chroni. Może właśnie dzięki temu, bo to prawda, że pomaga.

Oprócz tego [dom] kropimy wodą święconą. Zawsze mówię synowi, że oto takie teraz wszędzie burze, a nas chyba Pan Bóg chroni, gdyż kropimy całe obejście wodą święconą, wszędzie: w mieszkaniu, stajni, w stodole, gdzie tylko się da – wszędzie święcimy.

2. Czy odwiedzali Państwo rodzinne strony?:

Tak, z synem Mikołajem jeździliśmy do rodziny w 1975 r.

3. Dlaczego nie wyjechali na Ukrainę?:

Baliśmy się jechać do „bolszewii”, bo już ją znaliśmy z okresu 1939-41, i późniejszego. Nie wiedzieliśmy też, czy nas wypędzą na siłę do Prus, czy nie. Trzymaliśmy się ziemi ojczystej i mogił przodków.

4. Co w życiu było najważniejsze?:

Zdrowie i pokój w rodzinie.

5. Dlaczego Was przesiedlili?:

Nie wiem.

Myślę, że nasz los, los naszych osiedleńców na obczyźnie, jest niepewny. Część ludzi zachowuje się uczciwie i godnie, część dryfuje.

G. UWAGI
1. Dodatkowe informacje:
Ankietę przeprowadził Roman Senyszyn. Tłumaczenie na polski Romana Kryka.



 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta українська
A. ОСНОВНІ ДАНІ
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
Г. НОВЕ МІСЦЕ
Д. КОНТАКТИ З УПA
Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
 
A. ОСНОВНІ ДАНІ
1. Дата анкетування: 06.06.2014 2. Номер анкети: 0601
3. Прізвище, ім’я, по-батькові: Терефенко Софія, ур. Матура, д. Івана та Анни ур. Несторак

Стопкі
Polska - Польща
4. Дата народження: 12.10.1931 5. Місце народження: Прісся, повіт Любачів.
Б. ВІДОМОСТІ ПРО РОДИНУ І МІСЦЕВІСТЬ
1.1. Місце проживання до переселення: Прісся, повіт Любачів.
1.2. Місце проживання до переселення:

Я родом з села Прісся. Там народилася, там мене хрестили. В селі була початкова школа та церква Рождества Пресвятої Богородиці.

Мама була родом з Верхрати, з великої і багатої сім’ї. Саме тому мама мала багато землі. Вони розповідали, що її батько тричі був в Америці, мав там бездітну сестру, так ось її батько їздив туди, привозив гроші, купував багато морґів землі, це тому, що в нього було багато дітей і хотів кожній дитині щось залишити.

Батько мав лише одного брата. Мама розповідали мені, що їхні батьки розподілили [маєток] наполовину, дали одному і другому синові. Відтак ми мали чимало землі, тому нам в житті не було погано, дуже добре було, ми не відчували недостатків.

Так було поки батько був живий, а коли його не стало, тоді наше життя погіршилося, діти були ще маленькі, а такої опіки як тепер тоді не було, нікого не цікавило, чи ця дитина має що їсти, чи має у що взутися, зодягнутися, такого не було. Тепер діти мають опіку, а тоді такого не було. Проте дякуємо Богу і за те, що ми всі виховалися. Ну а зараз стало так, що всі кудись порозходилися.

2. Вік на момент переселення: 16 3. Віросповідання: Греко-католицьке.
4. Кількість людей в родині на момент переселення:

Нас було четверо: мама Анна [Матура], я Софія, брат Іван 1934 р. н., сестра Анна 1941 р. н.

Батько попав до німецького табору, німці його забрали. Затримали його 1941 р., коли вертався з роботи на залізниці у Верхраті. Ми, діти, залишилися [без батька]. Найстаршу сестру Марію убили, наймолодшій було 2 місяці, а я почала 10 рік життя. Був іще молодший брат, йому було 4 роки.

В 1941 році у нас стояв фронт. Це був дуже важкий період для нас, тому що відбувалися серйозні воєнні дії. Не було де заховатися. Був підвал, а в ньому багато людей, проте німці нас звідти прогнали, заявляли, що грядуть серйозні бої. Ми пішли не за фронтом, а туди, де фронт уже пройшов.

Ми йшли в напрямку Верхрати. Пройшовши метрів 300 нас зупинили інші німці. Зігнали нас на якесь подвір’я, там було багато людей, діти, цілі сім’ї, ми там сиділи під відкритим небом. Частина людей заховалася у стодолі, у декого були корови, багато речей. Надлетів літак, з нього вели спостереження. Німці замаскувалися, було багато машин, гармат тощо. Замаскувалися і ходили, нікуди нас не пускали.

На певний час запанував спокій, а декілька годин пізніше стався серйозний бій. Моя сестра кудись пішла, а тут почався бій, літаки кидали бомби чи як воно зветься, в сестру попала куля, її серйозно поранило. Мама її почули і принесли на руках, поклали біля хати оскільки не було куди тікати, а стрілянина була жахлива, куля за кулею летіла. Так ось, поклали її біля хати, ми прибігли до неї, сиділи там. Я була з маленькою [сестричкою], проте хтось з людей її забрав, я не знала хто саме це був. Мати стали шукати моєї сестрички, а ми сиділи біля пораненої сестри, яка ще жила.

Мама знайшли цю дитину, принесли на руках. Мама, яка принесла [мою поранену сестру] на руках, була вся у крові. Ми сиділи біля пораненої, хотіли якось допомогти. Бій стихав лише на мить, а потім спалахував з новою силою. Прийшли німці, вигнали нас з цього місця. Ми переміщалися з місця на місце, бо німці увесь час горлали „Geh weg!” [Пішли геть!]. Кулі лягали перед нами і за нами. Урешті-решт ми заховалися під залізничною естакадою, де потяг ходив.

Коли трохи заспокоїлося, ми хотіли повернутися до сестри, проте люди нас не відпустили. Говорили: залишайтеся з нами, адже вони далі битимуться, а вона, все одно, уже покійна. Проте то не була правда, у цей час вона ще жила. Коли заспокоїлося, коли ми повернулися з Верхрати, сусід сказав нам, що вона ще довго жила, проте ніхто не хотів її рятувати. Мама просили німців, проте вони не хотіли її рятувати.

Ну, а батька забрали німці, тримали його в церкві у Верхраті. Мама докладала зусиль, щоб його відпустили, одначе не було перекладача, який міг би просвітлити німцям ситуацію. Наступного дня мамі вдалося знайти перекладача. Проте оцей важливий німець вже подався за фронтом, який перемістився, таким чином батька не відпустили. Пригнали під церкву машини, всіх затриманих мужчин завантажили у них і кудись повезли. Через певний час мама довідалася, що вони перебувають у Замості чи у Микулині. Мама туди пішли, тому що її брата також забрали, і брата батька, дуже багато людей забрали з нашого села до цього німецького табору. Кого зловили, того забирали, казали що це шпигуни. Жінки пішки туди ходили, носили чоловікам хліб. Коли подалася туди мама, то уже батька не побачила, його забрали до Німеччини на роботи. Батько жив в цій Німеччині, проте не було з ним зв’язку, не було змоги роздобути інформацію. Згодом хтось написав, що батько помер.

Батько був дуже обдарованою людиною. Був завідуючим на залізничній станції, змалку тяжко заробляв на хліб. Отже, був завідуючим, перукарем, годинникарем, читав багато книжок. У батька було дуже багато книжок, він хотів їх заховати, проте не встиг, а згодом ми, як то діти, знищили ці книжки. Бажанням батька було, щоб люди читали книжки. Пам’ятаю, що він читав людям книжки, пояснював, сходилися сусіди, слухали, а батько читав. Там мовилося про те, що буде далі, як буде, що неможливо буде зрозуміти хто жінка, а хто мужчина, як будуть прикрашати волосся, ну, всяке таке. Не раз я цього слухала, потім ішла до мами і запитувала, чи то правда?

А ще там мовилося про те, що батько не знатиме де син, а син не знатиме де батько, сусід буде убивати сусіда. Я була іще мала, проте дивувалася, що тато такі нісенітниці плете. Я запитувала маму: хіба це можливо, щоб нас сусід убив? Її відповідь: «А куди я від вас піду? А куди ви підете від мене?». Дивина якась коїлася... Досі вболіваю через те, що якби батько жив довше, то я б запам’ятала більше.

Ну, а сестру убили, залишили, а коли ми повернулися – вже переставилася. Їй було 13-ть, така файна була, роботяща, добре вчилася, уже була після першого причастя.

З моєю сім’єю було так. Нас вивозили саме на Петра і Павла. Нам сказали, що не поїдемо. Прибуло військо, організували збори і повідомили, кому доведеться їхати. Ті, яким треба було їхати, мали зібрати речі протягом однієї ночі. Мамі сказали, що треба оплатити податок, якщо оплатить, то не поїде, залишиться. Мама оплатили податок і ми лягли спати.

На суботу випадало наше свято Петра і Павла. Уранці мама встали і пішли до своєї роботи. Прийшов жовнір і запитує про прізвище. Мама назвали, а тоді він: «Прошу збиратися!», щоб ми за 2 години були готові. А як тут збиратися? Мама повернулися у хату, стали плакати, нічого не могли робити від жалю, що за останні гроші оплатили податок, а попри те їй кажуть збиратися та виїжджати. Проте, що можна було вдіяти?

Пригнали дві підводи у двір, щоб ми вантажили речі. Один [фурман] швендяв по хазяйству і лише винюхував, що можна покласти собі на підводу. Бо ж дали таких з нашого району, з Горинця, ми їх взагалі не знали. Сестра була маленька, їй було тільки 6 рочок, брат був молодший за мене, на 4 роки молодший, йому було мабуть 10-ть. Мама, плачучи, стала все це вантажити.

Мама були родом з Верхрати. Її батько був багатий. Тому й у нас було всього багато. Ми мали, як колись казали, жорна, правда, в нас не казали «жорна», а «корбовель» для розмелювання, була січкарня, машини, все у нас було. Проте, що мама могли зробити? Нічого не могли, нічого не взяли, лишень те, що на одну підводу посадили мою наймолодшу сестру, брата, і самі туди сіли. Було трохи муки, оскільки саме в четвер мама їздили до млина, ще у мішках стояла, завантажила її на підводу. Ось і все, а ще те, що ми мали на собі, ось що ми забрали з собою. Наймолодша сестра, брат, і я, сіли [на цю підводу]. Мама забрали іще корів та телятко. Все інше залишилося.

Ми докладали зусиль, щоб не їхати ні до України, ні на «захід» [Польщі]. Нашою сусідою була полька, саме у неї ми постійно переховувалися. Ну а потім настав більш спокійний період, ми уже нікуди не втікали, сиділи в хаті. І тоді вони прийшли за нами, повідомили [що будуть нас вивозити], відтак, ми уже нікуди не втікали. Переховували всі речі у тієї сусіди. [Оті військові] заявили, що якщо кого не застануть вдома – спалять будинок. Саме тому мама всі речі позаносили до тієї сусіди, оті машини, все до сусідки, вона жила через дорогу, до неї позаносила, все лишилося там у неї. Відтак ми поїхали із тим, що мали на собі.

У батька був брат, він поїхав до України. Мама також мали багато братів та сестер – всіх забрали до України. Усі вони попалися до їхніх [війська польського] рук у Верхраті, не змогли утекти, всіх забрали. Ну а ми переховувалися. Прийшли за нами взимку, щоб вивезти до України, в той час рясно ішов сніг, мама все завантажили – іншого виходу в неї не було. Від’їхали відрізок від села, а їхали вони на підводі, не на санях. Тимчасом я з малою сестрою лишилася у тієї польки, також корову завели до тієї польки, тому що рясно ішов сніг, був мороз. Молодшого брата мама забрали на підводу. Вони мали їхати далеко, аж до Дев’ятера, щоб там всіх повантажити у потяг.

Від’їхали трохи, а тоді відвалилося колесо у підводі, стали ладити, проте не змогли, тоді мама завели мого брата назад до тієї польки і залишила нас у неї на нічліг.

Урешті-решт мама заїхали до потяга, там розвантажили речі, а тоді сусіди кажуть: «Якщо можеш – втікай!». І справді, якимось чином мамі вдалося утекти. Там стояла варта, проте маму якось не затримали. Мама повернулися до тієї польки, речі залишили людям, які від’їжджали.

І так ми переховувалися до весни, а далі утікали без краю, аж, урешті-решт, забрали нас [в 1947 р.] і по всьому. Тому ми нічого не взяли з собою, окрім тих речей, які були на нас.

На додачу на нас напали і забрали усе, що було, лазили такі грабіжники і все грабували.

5. Скільки осіб лишилося: 0
6. Скільки осіб переселено: 4
7. Скільки осіб пропало безвісти: 0

[До нового місця] доїхали всі, нікого не заарештували... Ми тут жили всі разом, з плином часу кому судилося відійти, той відійшов; мама померли, брат помер...

8. Скільки осіб іншої національності жило в селі:

На якихось 125 дворів були 2 сім’ї жидівські і близько 5 польських, всі інші – українці.

9. Стан відносин з ними:

В Пріссю були жиди, двох, були поляки, правдиві та змішані. Усім нам добре жилося. Любили один одного, зустрічалися, розмовляли, по вечорах, і вранці, всі ходили до церкви, поляк чи українець, адже костела не було. Відтак, ми жили дуже добре.

10. Опишіть залишений Вами маєток:

Земля, дім, хліви, клуня, молотарка, січкарня, підвода, плуг, борони, жорна; вдома було все, що необхідне: було на чому сидіти і було що у горщик кинути.

В. ПЕРЕСЕЛЕННЯ
1. Коли Вас вивезли? 12.07.1947. На Петра і Павла. 2. Коли Вас привезли?

Як довго ми були в дорозі – не пам’ятаю, також не знаю коли саме нас привезли, знаю проте, що ми їхали дуже довго, можливо навіть 2 тижні, проте точно не скажу.

3.1. Маршрут переїзду: Прісся – підводи – Плазів – машини – Белжець – потяг – Бартошиці – машини – Стопкі
3.2. Маршрут переїзду:

Ну ось, ми в дорозі. Везли нас до Горинця, з Горинця через Любачів (не пам’ятаю добре, оскільки я тих країв не знала) аж до Плазова, все на цій одній підводі.

Коли ми їхали з Горинця, то ті, хто пригнав свої підводи, проїжджали через своє село. Там виходили їхні діти, дружини, і забирали те, що ті собі відклали [з наших речей]. Що змогли – те забрали, чого не змогли – те залишили.

Завезли нас аж до Плазова. Добре пам’ятаю, тримали нас там під відкритим небом на дуже великій площі. Зібрали там всіх людей, не тільки з нашого села, також з Горинця, з Верхрати, хто тільки був, – всіх туди завезли. Це було в суботу, там нас тримали.

У неділю почали викликати мужчин, допитували їх, а про що запитували – того я не знаю, про прізвища тощо.

Переночували ми там ще одну ніч, а в понеділок повантажили нас у машини і завезли до Белжця. Там нас кинули у вагони і завезли на «захід» [Польщі].

Завезли нас аж до Бартошиць. Там нас розвантажили і казали чекати на площі. Далі стали викликати сім’ї до офісу і давали інформацію, де саме можна собі вибрати місце для проживання, де ще свобідні місця є. Так мені розповідали мама, адже я до того офісу не ходила.

Ну а далі вантажили у машини і розвозили. Нас привезли до Стопок, залишили на великому подвір’ї поруч великої клуні, біля неї був також великий будинок. В цій клуні ми перебували місяців два.

Ті сім’ї, де жінки були з чоловіками, мали можливість вивчити навколишні терени, а отже мали можливість швидше знайти новий дім, а мама ніде не ходили, оскільки все уже було зайняте. Тому ми сиділи в цій клуні, на подвір’ї палили вогонь, щоб приготувати яке-небудь їдження.

Зацікавився нами солтис-поляк [сільський староста], знайшов нам місце, проте там була лише одна кімната, прийшов і забрав нас туди. Корова залишилася на тому подвір’ї, варили надворі, оскільки в цій кімнаті була лише піч.

Ми жили там до похолодання, коли стало холодно солтис знов подався у розшук. Наш новий будинок був для двох сімей, проте ця, що там жила [cім’я Куперів], все зайняла, понапихала сіна і що там ще їй знадобилося. Не впустила нас. Проте солтис сказав, що вона мусить все це викинути, і нас впустити. Там була лише кухня та одна кімната. Проте ми і з цього були задоволені, тому що мали місце для варення, були двері, вікна, ми там уже залишилися.

Почалися проблеми з вологою: в будинку була цвіль, це впливало на здоров’я дітей. Мала сестричка така була здорова, а потім стала хворіти і незабаром померла.

Сусідка мала дівчинку, 2-річну доню, я стала нею займатися. Фактично я її виховала, закінчила університети, працює, задоволена життям, і я також нею задоволена, дуже часто мене навідує, неначе моє рідне дитя, я так і звертаюся до неї: моя дитина, моя дочечка. Люблю її і вона любить мене. Дзвонить мені щодня, як тільки не приходить, то дзвонить, завжди розпитує про моє здоров’я.

4. Чи Ви знали куди їдете? Ні.
5. Чи хто-небудь з Вашої родини повернувся в рідні сторони? Ні.
6.1. Речі які Ви привезли з собою (Релігійні)?:

Добродію, ми привезли лише один образ, а з книжок – також одну, молитвенник. А стільки всього було! Ми взагалі не мали розуміння що треба забирати, куди дівати, адже дали нам лише 2 год. для пакування. Мама сиділи і плакали, а ми стояли біля мами, так ось було. Ми нічого не привезли!

Вдома була маса образів, а скільки книжок! Я вже казала, що батько був мудрою людиною, у нього стільки всього було! Дещо знищилося, все інше лишилося.

Нічого ми не взяли... Не було для цього часу! Приїхали, казали збиратися, дали 2 години, не попередили. Мама лише розплакалися, нічого уже не пакували, оскільки... Немає слів, щоб розповісти, що там тоді відбувалося. Ми нічого не привезли...

6.2. Речі які Ви привезли з собою (Побутового вжитку)?:

Якщо казати про посуд, то, правда, ми очевидно привезли декілька горщиків і горняток зо два. Нічого ми не взяли, все залишили!

6.3. Речі які Ви привезли з собою (Речі особисті)?:

Те, що на собі. [З вартісних речей] ми нічого не привезли.

6.4. Речі які Ви привезли з собою (Документи)?:

Такі, що торкаються розшуку пропавшого батька німецьким Червоним Хрестом.

6.5. Речі які Ви привезли з собою (Інші)?:

Нічого ми не взяли, не змогли, не було на що [вантажити]. Те, що було на підводі, те нам вдалося привезти. Трохи одягу, два мішки муки, постіль, корову.

7. Які з них збереглися?

Документи дотичні до розшуку батька.

8. Чи могли б Ви передати їх (повністю або частково) для музею? Так, 2 документи.
9. Чи заховали Ви які-небудь предмети в місті звідки Вас вивезли?

Ні. [Ще задовго до депортації в 1947 р.] батько закопав, проте мама не хотіли відкопувати, казали, що коли немає сім’ї, то вона не хоче нічого мати. Однак, прийшли брати, стали умовляти маму, говорили: у мами є діти, треба якось жити; переконали її. Вони відкопали ці речі. Краще однак було цього не робити, оскільки потім прийшли одні такі і все забрали. Напали на нас грабіжники, прийшли до хати і забрали все, що було. Дістали все зі скрині, розстелили на підлозі плахту, переклали, взяли на плече і пішли. Забрали всі кращі речі. То були поляки, і то з Горинця.

Г. НОВЕ МІСЦЕ
1. Куди Вас переселили? До Стопок.

Ніхто нами не цікавився. Уряд давав кукурудзяну муку і зрідка м’ясні консерви. Проте поселені тут поляки були добрими людьми. У нас не було коней, роботу найманих коней треба було відпрацювати чи заплатити за неї.

2. Які умови Вам надали?

Перших місяців два у Стопках ми жили в клуні, варили на подвір’ї. Потім дали нам кімнату, проте ми й надалі варили на подвір’ї, тому, що не було кухні. Так ми жили до похолодання. Урешті-решт дали нам кімнату з кухнею в будинку для двох сімей. Через повсюдну вологу померла маленька сестричка.

3. Яку картину Ви побачили на новому місці?

Знищені доми, все довкруги заросле.

Як нас привітала ця Земля [Вармінська]? Коли ми прибули сюди [до Стопок], то тут також були люди, проте не з наших сторін, з інших, бо ми приїхали останніми. Було тут двох поляків, німців не було, лише двох поляків. Один з них уже був солтисом, проте це була добра людина, нічого не скажеш, був добрий, старався тощо.

Були також інші поляки. Коли я одружилася, коли народився син, то в той час наші люди побоювалися іти до костела охрестити дитину оскільки не знали мови, не знали польських молитов. Тому хресну всі брали з польок, хресна мого старшого сина є полькою.

Той, що був солтисом, незабаром звідси виїхав, не знаю куди поїхав, чому поїхав, то був дуже добрий поляк. Другий поляк також був добрий, злого слова не скажу. Проте звідки вони були родом – цього я не знаю. Поляки прибули сюди раніше, взяли кращі господарства.

Мій [син] до них навідувався, оженився на дочці тих поляків. Вона до мене [добре ставилася], коли я організувала брату весілля, то вони приїхали до нас, так що це не були погані люди. З часом ми перезнайомилися з усіма людьми, і добре було, не було погано.

Ну а що з землею? Все заросло! Мама не могли працювати [в полі], не мали коней, доводилося платити, ось так було, було важко, було дуже важко. Я, така молода віком, 20 років ще не мала, мусила... Мама казали, що якби був мужчина [в хаті], то була б зовсім інша ситуація в господарстві, тому я одружилася, проте не зі своїм [він не був з наших рідних сторін], [чоловік] був родом з Бещадів. Проте був доброю людиною, працьовитий, сумлінний. Виростав без батька, мами, тітка його виховувала.

Ми давали собі ради, хоч й важко було, не так, як тепер, тепер легко живеться, а нам доводилося косами косити, мотиками копати. Тепер дається взнаки ця моя робота, важко все життя працювала, а тепер немає кому тут жити, не зважаючи, що людина присвятила для цього своє життя. Так воно є...

4. Чи зазнавали ви утисків на новому місці?

Були різноманітні утиски, краще не згадувати. Було – минулося, слава Богу, це уже пройдено.

Коли ми очікували на площі [в Белжці], викликали людей, декого заарештовували. Прізвищ не пам’ятаю, бо там були люди не лише з нашого села, там була мішанина [з різних сіл]. Приміром, у нас в Пріссю було так [напередодні операції «Вісла»]: тих людей, які лишилися [уникнули вивезення до совєтської України] у Верхраті, в різноманітних присілках, тих людей звозили до Прісся, а в Пріссю була поліція. Коли хтось хотів піти до свого села, поліція давала пропуск, без нього було заборонено залишати Прісся. Саме тому народ був настільки змішаний, відтак я не могла знати прізвищ.

Трохи пам’ятаю тих, які їхали з нами. Одну звали Катерина Дембіцька, [в Белжці] її забрали, дуже довго сиділа в тюрмі. Наступний: Климко з Верхрати, його також забрали. Уже не повернувся, пропав чи то в Освєнцімі, чи в Микулині. Не повернувся...

Їхала з нами пані Дідух, [поляки] заарештували її чоловіка та двох синів, дочку убили на місці. О, вибачте, трьох синів заарештували. Один з них був неповнолітній, дочка так само малолітня. Пані Дідух їхала з нами. У неї була ще одна дитина, їй було років 5-6, добре не пам’ятаю. Вона приїхала разом з нами, була тут з нами, тому я знаю, що згодом повернулася її наймолодша дочка та малолітній син. Були тут з нами, потім влаштувалися в колгоспі.

Ми тут мали ще такого... Був мельником, мав свій млин [в Пріссю]. Напередодні операції «Вісла» ми їздили до нього молоти зерно. Був з нами в дорозі, в іншому вагоні, але у цьому ж потязі. Він також тут жив, працював в колгоспі, був дуже ретельний. Вислідили його, забрали, ніхто не знає що з ним зробили.

А щодо пані Дідух, то її чоловік не повернувся, сини довго були в ув’язненні, опісля приїхали сюди. З часом один з них повернувся в рідні сторони і там... Не помер природною смертю. Ми чули, що його кинули під причеп коли їхав на роботу. Занесли до шопи і там він віддав життя.

Деякі, що з нами їхали, так само... Одного забрали до тюрми, забрали також його дружину, він був з нами в дорозі [в 1947 р.], забрали обоє до тюрми. Їхнє прізвище Колодка. Забрали, сиділи, проте згодом повернулися.

А оцей [мельник] вже не повернувся, не знаю куди він дівся. І взагалі, багатьох людей заарештовували і забирали, як не у потязі, то у Плазові, викликали, вичитували, і забирали до тюрми. А у нас не було кого брати, лишилися одні діти і не було кого арештувати.

Так воно тоді було...

Заарештованих [в моїй сім’ї] не було, тому, що не було кого арештувати. Брат був надто молодий, сестра також, всі ми ще малі були, я була найстарша.

Там [серед найближчої родини] ситуація була схожа. В родині по батьковій лінії не було затримань. Батько мав тільки одного брата, а той поїхав до України.

А в родині по маминій лінії... О так, вибачайте, там були заарештовані. Були навіть убиті, вдома... Заарештували чоловіка двоюрідної [стриєчної] сестри моєї мами, убили вдома двох синів, одного, можна сказати, «живцем» убили, другого теж убили, тому вони приїхали сюди лишень з однією дочкою, а потім ще й його заарештували, мого дядька [вуйка]. [А отже], в родині зі сторони мами були затримання, а в родині зі сторони батька не було кого брати.

[Дядька звали] Шупер, мабуть Михайло... Ну ви бачите, ім’я вже забула... Знаю тільки, що ця людина тривалий час була дяком в церкві у Верхраті. Всі люди з Верхрати його знають.

5. Де і коли ви почали відвідувати церкву?

Уже перед 1950 роком я їздила до Хшанова. Потім, з 1957 р., ми постійно ходили до Острого Барда, там відправляв о. Василь Ощипко.

6. Як склалася доля Ваших дітей та рідних?

У 1949 р. я вийшла заміж за Миколу [Терефенка]. Був родом з Сяніччини, Ліського повіту, село Безміхова. Ми доробилися коня, побудували житловий будинок.

Я народила троє дітей. Найстаршим був Микола (12.12.1951). Була дочка Оля (25.05.1955), Славко (01.05.1961) був наймолодшим. Я виховувала також дочку сестри, її звати Мирослава [Баран, д. Михайла та моєї сестри Анни).

I так ми собі жили, діти допомагали, ходили до школи, до польської школи, навчалися також мови української, а наймолодша, дочка сестри, яку я також виховала, закінчила додатково український загальноосвітній ліцей. Таким чином вона все українське вивчила, дуже це полюбила. Має вищу освіту, звання магістра, а тепер працює в Ольштині в сеймику [орган місцевої самоуправи]. У зв’язку із сказаним хочу дуже подякувати депутату [Мирону] Сичу, подякувати за те, що він мав волю надати всебічну допомогу цій моїй донечці, можна сказати, знайшов їй роботу, дуже постарався, щиро йому за це дякую і бажаю йому якнайбільше здоров’я та довгого життя, і щоб надалі був депутатом.

Найстарший син не оженився. Працював, багато переміщався, якось так сталося, що не оженився. Залишився вкоріненим холостяком, живемо разом.

Друга дочка, рік народження 1955, звати Оля, вийшла заміж за Федірка, з Верхрати він, а отже, вийшла за нашу людину. Народила троє дітей, живуть в Лідзбарку [Вармінському]. Ні одна дитина не навчалася в українській школі.

Одна з дочок [дочки] вийшла за поляка, також має троє дітей, таким чином у мене уже троє правнуків та троє онуків.

Ну а Славко подався до Канади, взяв собі дівчину з Бещадів, прізвище у неї Білас, її родина походить з Мокрого. Мають троє дітей, задоволений, каже, що дуже добре їм живеться в Канаді. Навідувалися до мене уже двічі, незабаром мають знов приїхати.

Коли говорити про дочку сестри, яку я виховала... Вона віддалася за Стецишина, за нашу людину, дуже тягне їх до свого. У них одна дочка, її чоловік – професійний вояк. Вона працює в сеймику, у них одна дочка, ходить на українські уроки релігії, не польські – українські, ходять до церкви, дуже люблять своє і свого тримаються.

В старій хаті [в Стопках] стала хворіти сестра, лікарі сказали, що їй треба жити в сухій хаті, оскільки в старій хаті цвіль і тому її неможливо вилікувати. Ми побудували великий будинок, а тепер немає кому в ньому жити. Наймолодший син подався до Канади і не має наміру повертатися, там у нього сім’я, троє дітей. Збирається мене провідати, був тут уже двічі.

Мій брат уже помер, я лишилася одна. Така ось тепер моя сім’я, – була велика, а тепер зробилася мала.

7. Ваші діти знають українську мову? Так.
7.1. Так - Де вивчили?

З дитинства спілкувалися вдома українською, навчалися рідної мови в місцевій початковій школі.

7.2. Ні - Чому? ------------------
8. Ваші онуки знають українську мову? Так.
8.1. Так - Де вивчили?

Троє дітей Славка в Канаді знають мову, та троє дітей Мирослави в Ольштині.

8.2. Ні - Чому?

Діти Олі не знають, тому що батьки не подбали про це.

9. Чи є у Вас світлини нового місця? Так.
Д. КОНТАКТИ З УПA
1.1. Чи в селі були криївки УПА? Так.
1.2. Чи в селі були криївки УПА? --------------
2. Яке Ваше ставлення до УПА? Позитивне.
3.1 Я контактував з УПА: Так.
3.2 Я був у складі УПА: Ні.
3.3 Я допомагав/сприяв УПА (добровільно):

Ну що я вам можу сказати... Було у нас оте УПА, і оте УПА було потрібне. Це тому, що якби його не було, то нас обрабували б до чиста, нічого б не лишилося. Щоправда, на наше село аж так дуже не нападали, тому що воно було розположене біля самісінького кордону, і все ж, напади траплялися. Так ось було в нас таке УПА, що...

Я... В тому часі була надто молода, надто дурненька [для таких завдань], проте трохи допомагала. Коли прийшли і доводилося готувати вечерю, то мама старалися як тільки могли, а я їй допомагала. На допомогу приходила також сусідка, всі разом ми готували вечерю.

Одного разу... В нашому селі було трьох братів. Один був одружений з полькою, вони собі разом хазяйнували, двох інших були ще кавалерами. Вони нам дуже допомагали. Коли помітили, що мамі важко, то йшли до сусідів, просили, щоб привезли збіжжя чи допомогли у чомусь іншому. Мама також, там, де змогли, допомагали.

Одного разу дали мені папірець, мені треба було його занести до іншого села, до Верхрати. Я там нікого не знала, лише мамину родину. Сказали, що коли прийду до села, то маю це залишити в першій хаті.

Я занесла цей папірець, вже сутеніло. Були там дві дівчини, одна взяла той папірець і кудись пішла, мені казала чекати. Я чекала, потім вона повернулася і дала мені інший [папірець], щоб я його занесла, сказала мені, кому треба передати.

Я його занесла, проте дуже боялася. У нас в Пріссю була церква, а біля неї цвинтар. Церква стояла на невеликому пагорбі, і цвинтар там, тимчасом дорога пролягала нижче. Я дуже боялася покійників. Набігали думки: як я там пройду? А, ідучи додому, я мусила пройти біля церкви. Я йшла і гаряче молилася, на цвинтар не споглядала, думала, що там стоїть покійник і жде мене.

Я ще була надто дурненька для такої роботи. А що, якби мене перестріли ті, яких я не повинна зустрічати... Ніхто мені не пояснив, що я мала б їм сказати. Я тільки пізніше усвідомила, що коли б мене зловили, то я б не знала як себе виправдовуваити.

УПА в нас була, і вона була нам дуже потрібна, тому що без неї ми б не дали собі ради, від УПА ми мали потужну підтримку.

3.4 Хтось з моєї родини був у складі УПА: Ні.
4. Чи мали Ви зброю у період перед переселенням?

Зброї ми не мали, тому що [в нашій сім’ї] не було кому тим займатися.

Брат мав пояс, мабуть по батькові, такий до штанів. У свою чергу сусід мав такий широкий, запропонував обмінятися. Брату подобався цей широкий, і обмінявся, проте потім віддав УПА, прийшли, був їм потрібний, прийшов один з них, сказав, щоб дати, і брат дав йому. Це був такий широкий пояс до плаща.

Мали ми також одну руську сибірку [шапка-вушанка], її мама також віддали УПА, бо потрібна їм була.

[Упівці] зимували у нас, на зиму йшли до тих, у кого була більша хата. До нас зимувати приходило двох, помагали нам, різали дерево, рубали, у всьому допомагали мамі. Один з них був дуже побожний, на жаль, загинув. Дуже було його жалко. Коли був в церкві, то, бідолашний, так молився, що на людей взагалі не звертав уваги.

Розповідав мені, що було їх двох братів. Разом були в Німеччині, а коли повернулися додому, то родини уже не було – вивезли до України, так мені розповідав. Вони, двох братів, повернулися додому, якось ніччю підійшли до свого села, порадилися, а тоді один з них каже так: один хай лишається тут, а другий піде до України, до батьків. Відтак один пішов до України, а другий лишився тут. На жаль, загинув. Убили його в нашому селі, ми його поховали на нашому цвинтарі.

Я не знала його прізвища, я знала тільки ці їхні прізвища [клички], його звали «Заливайко», а другий мав псевдонім «Заяць». Того другого серйозно ранило, казали, що кудись його відправили, але не знати куди. Ну а цього, убили. Пам’ятаю похорон, ввечері у церкві була Служба, а вночі його поховали.

Так от, одного убили, а другого важко поранило. Сусіда також забрали, тримали їх разом в Любачеві. Перебували в одній камері, так цей сусід розповідав, [цей упівець] мав проблему з головою: нічого не чув і не міг говорити. Пам’ять зберіг, коли його запитували, то відповіді писав на листочку. Про свою родину писав, а родина була в Україні. Що з ним надалі зробили – сусід цього не знав. Сусіда відпустили, а той лишився.

Сусід дав свідчення... Не сидів довго. Казав їм так: прийшли, казали дати їсти, то він мусив це виконати. Що то були за люди, звідки, то він цього не знає. Так себе виправдовував...

Мабуть Бог його благословив, адже сидів коротко, адже його відпустили. Дали за нього на Службу Божу, бо вдома лишилися малі діти, мабуть троє, була там мати і зять. Дали на три Служби, які мали бути відправлені в ту саму годину і в цей самий день. Мабуть це допомогло, адже повернувся з тюрми. Його звали Василь Руміль.

5. Чи перебували Ви під арештом?

Ні. В тюрмі була сестра мого чоловіка Стефанія.

Е. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Звичаї втраченої батьківщини:

Розповім про ті [звичаї], які залишилися в пам’яті.

Коли люди виходили в поле, садити картоплю, чи сіяти збіжжя, то землю скроплювали свяченою водою, щоб [був урожай]. Коли на Йордан принесли посвячену воду, то насамперед всі мали її напитися, треба було перехреститися і напитися, а тоді батько брав хлібину, також свячену воду, і йшов все у хаті посвятити, потім ішов до стайні, до худоби, довкола хати. Посвячену воду, яка залишилася, виливали в криницю, щоб ця вода була в криниці.

У свято Матері Божої у нас був празник. Празник відбувався в нашому селі, в Пріссю. Там була така криниця, мати розповідали мені, що там колись об’явилася Мати Божа. Там стояв хрест та невелика криниця. Там воду святили, приходив священик, відправляв. Там була джерельна вода, святили її, люди брали собі додому.

Так, воно [джерельце] було в Пріссю, поблизу нашого дому. Там була лука, коли було мокро, тоді люди йшли стороною, коли було мокро, тоді усі йшли через наше подвір’я.

[Напередодні празника] мама проводила загальне прибирання, білила, ну як інакше, адже празник, у неї була численна родина. На «другу» Божу Матір... Це було... Завжди забуваю, мабуть двадцять першого... То було на «другу» Матіньку Божу у вересні, саме тоді у нас був цей празник.

Ну а ще на Щедрий Вечір в нас ходили і співали щедрівки. На Новий Рік ходили хлопці і палазували. Малі хлопчики брали овес (тільки овес), ходили по хатах і палазували: «На щастя, на здоров’я, на Новий Рік, щоб нам родилася пшениця, яриця, коням обрік». Засівали тим у хатах, ще там далі благословили. Такі у нас були звичаї.

Ну а на Щедрий Вечір ходили молоді дівчата, ті, які в церкві тримали образи, фани [хоругви], ходили, колядували і мали з того якийсь зиск для себе. На Щедрий Вечір також ходили по хатах. А отже, як видно, свята у нас були веселі, радісні, була радість для старших і для молодих.

Коли казати про Великдень, про той період, коли був ще піст, то у нас не влаштовували ніяких розваг. Проте молодь збиралася на круцьохи, приходили і крутилися. Таким чином всі свята були у нас веселі, і Великдень, і Різдво. Коли наставав святковий період, то кожен розумів, що це щось величаве, люди берегли свої звичаї.

Коли ми сюди приїхали [в 1947 р.], то мій брат ходив до тих наших людей, які знали звичаї, ходив на Новий Рік засівати. Ну, але ті [українці] з Бещадів сказали, що в них не було такого звичаю. А у нас був... Відтак, він ходив засівати до своїх людей, до тих, які приїхали з нами.

Старші люди були дуже раді таким відвідинам. Пам’ятаю, що тато завжди рахував, скільки палазників відвідало нас протягом дня. Люди давали дітворі гроші, що могли, те давали, діти були дуже задоволені.

А осінню у нас було так... От, напримір, коноплі, люди їх рвали, сушили, а потім терли. Далі коноплі чесали і пряли нитки – тонкіші, грубші.

Мій дід по татовій лінії мав верстат, на якому виготовляв полотно – грубше, тонкіше. Оце тонкіше дідо білив, розстеляв на сонці, мабуть поливав водою тощо. Завдяки цьому дідо мав свою справу: шив сорочки, мішки. Так було раніше, бо я чогось такого уже не вдягала, але старші люди ще вживали. Дідо активно займався тим ділом. Мав такий «човен» [верстат]. Якось я пішла, хотіла трохи позайматися на ньому, проте я лише все дідові попсувала. Дідо виготовляв також доріжки. Вони були популярні серед жидів, дідо шив їх із шматок. Дідо непогано на тому заробляв, на тих полотнах, на тому всьому.

Жінки ходили одна до одної, щоб спільно прясти, вишивати, також пір’я дерли.

Осінню люди копали картоплю. Було масове копання картоплі, а коли закінчували копати, то тоді ставало дуже весело: люди поверталися вечорами з піль, дівчата співали, хлопці бігали за ними.

Там, де копання картоплі закінчили, наступала церемонія обкопин. Люди збиралися, варили вареники, було дуже весело. Я не знала як це відбувається, аж якось я копала кортоплю у одної сусідки, я не дуже на цьому розумілася, проте старші дівчата то вже були обізнані. Так от вареники вони ліпили так: насипивали [у вареник] солі, чи чогось іншого непригодного для їдження, вони знали, які саме вареники не для їдження, проте хлопці, які до них приходили і разом споживали ті вареники, [не знали], коли хтось із них попався на такого вареника, – спалахував сміх. Така то була весела забава.

Багатші люди додатково запрошували музикантів, була музика на завершення копання картоплі, в нас казали «обкопини». Все це було дуже веселе. Тепер уже нема такого звичаю, люди уже не роблять чогось такого.

Обжинки також організували. На жаль, слабо пам’ятаю. Знаю лише, що виплітали якісь вінки, щось такого. Не так, як тепер... Заносили [вінки] до церкви для посвячення. То в церкві відбувалося, все відбувалося в церкві.

На Зелені Свята люди ходили святити зілля. На свято «першої» Матері Божої носили святити вінки. Було того всього, а тепер... Свята були завжди радісні. На Зелені Свята все мусило бути замаєне [зеленим], все: стайня, клуня, все мало бути у зелені. Багато цього зеленого люди рвали. Було також лікувальне зілля, його також освячували в церкві, якщо у когось щось боліло, то лікували таким зіллям.

Часом розповідаю про все це своїм дітям, проте то уже... Вони не тримаються тих звичаїв, тому, що... тому, що ніхто не тримається, [люди] вже цього не знають, скінчилося...

[Про обрядові звичаї.] Що я можу вам сказати... Якщо ідеться про травневі набоженства... Колись, коли тут ще жила одна полька, то відправляли польською, а коли ті люди від’їхали – вся відправа була українською. Я дуже любила ті травневі набоженства! Я мала так багато корів! Руками доїла! Проте дуже старалася, щоб встигнути на маївку. Ходили ми на ці травневі набоженства, я це дуже любила.

В червні також були набоженства, але до Ісуса Христа. А тепер – чомусь мало людей [приходить], не хочуть ходити, а я уже не можу, не в змозі зайти, не в змозі стояти, якщо я піду на маївку і буду сидіти, то для мене не маївка, тому, що не можна сидіти. Люди тепер відрікаються від цього. Не знаю, чому так є, адже потрібно триматися своїх звичаїв.

Я зберегла пам’ять про переказ мами, тримаюся тих традицій, і дітям передаю і наказую, щоб так само чинили, щоб не відрікалися цієї віри, щоб все це любили, щоб святили, щоб любили віру про яку розповідається в церкві, щоб це все любили, щоб любилися в сім’ях, щоб не відрікалися своєї традиції, своєї молитви. Прошу про це своїх дітей, і, поки що мої діти тримаються цього всього, не знаю, чи то так поки я живу, а коли мене не стане... Маю однак надію, що так буде й в майбутньому, що будуть оберігати те, чому я їх навчила.

На Спаса у нас освячували овочі [фрукти]. На «першу» Матір Божу освячували зілля, а на Спаса – овочі, мед, всяке таке, і... А на «другу» Матір Божу освячували воду. Тоді проводять відправу, там у нас [до 1947 р.] то ми ходили до річки, а тут ставлять воду під хрестом і відправляють, кожного року на «другу» Матір Божу освячуємо воду.

Колись на Боже Тіло [Свято Тіла і Крові Христових] ходили довкола церкви, відправляли, а у нас вдома [до депортації в 1947 р.] то на Боже Тіло ходили по полю, відправляли, йшли через село, по полях, йшли до місць де у кого на подвір’ї хрест стояв, там також зупинялися, відправляли, освячували. Но а тут немає таких можливостей, тому ходять довкола церкви, ставлять чотири образи, освячують, священик відправляє.

У нас вдома [до 1947 р.] був такий звичай, що біля стації, де священик відправляв, ми ламали галуззя, приносили додому, вони були посвячені, і ми їх засовували у різні місця в клуні, вдома, вони – так люди вірили, захищали від блискавок, щоб під час бур’ї блискавка не влучила. Я в це вірю. Тепер уже [цього не роблять], проте я досі маю такі деревини, на піддашші, всюди, і, дякувати Богу, хоча хата бляхою вкрита, але Господь її охороняє. Можливо саме завдяки цьому, бо це правда, що воно допомагає.

Окрім цього ми [хату] кропимо свяченою водою. Завжди кажу синові, що в наш час такі всюди бур’ї, а нас мабуть Господь охороняє, тому що ми кропимо свяченою водою увесь двір, всюди: в квартирі, стайні, в клуні, де тільки можна – всюди кропимо.

2. Чи відвідували Ви свою батьківщину?

Так, з сином Миколою ми їздили до родини у 1975 р.

3. Чому ви не виїхали в Україну?

Боялися їхати до совєтів, бо ми їх уже знали з періоду 1939-41, та й опісля. Ми не знали також, чи нас насильно виженуть до Пруссії, чи ні. Ми трималися рідної землі та могил предків.

4. Що в житті було головне?

Здоров’я та злагода в сім’ї.

5. Чому Вас переселили? Не знаю.

Думаю, що наша доля, доля наших поселенців на чужині, непевна. Частина людей поводиться чесно та гідно, інші пливуть за течією.

Є. ДОДАТКОВА ІНФОРМАЦІЯ
1. Інше:

Анкетування провів п. Роман Сенишин. Мовна обробка Романа Крика.

 
do góry ↑
[ankieta w j.polskim] [ankieta українська] [ankieta english]
[fotografie do ankiety] [pliki do ankiety]
Ankieta english
A. MAIN DETAILS
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
C. RESETTLEMENT
D. THE NEW PLACE
E. CONTACTS WITH UPA
F. ADDITIONAL INFORMATION
G. INFORMATION
 
A. MAIN DETAILS
1. Application Date: 07.07.2018 2. Application Reference Number:
3. Surname, Name, Paternal Name: brak


4. Date of Birth: 07.07.1909 5. Place of Birth:
B. FAMILY & LOCATION DETAILS
1.1. Place of Residence before deportation:
1.2. Place of Residence before deportation (information):
2. Age at time of deportation: 3. Religion: dark
4. Number of family members at the time of deportation/ resettlement:
5. Number of family members left:
6. Number of family members deported:
7. Of which went missing:
8. Number of people of different nationalities resident in the village? 9. Inter-ethnic relations could be considered?
10. List your lost assets/property:
C. RESETTLEMENT
1. When were you deported? 2. When did you arrive?
3.1. Deportation Itinerary:
3.2. Deportation Itinerary (information):
4. Did you know where you were being deported to?
5. Have any of your relatives returned to your homeland?
6.1. What personal items did you take with you - Religious:
6.2. What personal items did you take with you - Household objects:
6.3. What personal items did you take with you - Personal belongings:
6.4. What personal items did you take with you - Documents:
6.5. What personal items did you take with you - Other:
7. Of these items, what is left?
8. Would you be prepared to donate these (in whole, or in part) to the museum?
9. Did you hide any of the items that you brought with you?
D. THE NEW PLACE
1. Where did they deport you to?
2. What amenities were you granted?
3. What did you see when you arrived at your new place of settlement?
4. Did you encounter any persecution?
5. Where & when did you start going to church?
6. How did your children fare?
7. Do your children know Ukrainian?
7.1. Yes - Where did they learn it?
7.2. No - Why?
8. Do your grandchildren know Ukrainian?
8.1. Yes - Where did they learn it?
8.2. No - Why?
9. Do you have photos of your new place of settlement/residence?
E. CONTACTS WITH UPA
1.1. Were there UPA bunkers in the village?
1.2. Were there UPA bunkers in the village (information)?
2. What is your view of UPA?
3.1 I contacted UPA:
3.2 I was part of UPA:
3.3 I helped/facilitated UPA (voluntarily):
3.4 Were any of your family in UPA?
4. Did you ever hold firearms before the period that you were deported?
5. Were you ever arrested?
F. ADDITIONAL INFORMATION
1. Lost customs/traditions of your homeland:
2. Have you visited your homeland?
3. Why did you not choose to live in Ukraine?
4. What was your priority in life?
5. Why were you deported/resettled?
G. INFORMATION
1. Information

 
do góry ↑
Fotografie
„Kliknij” na miniaturke by zobaczyc zdjęcia w galerii.


Na tę chwilę brak jest w bazie zdjęć
powiązanych z niniejszą ankietą.

 
do góry ↑
Wspomnienia


Na tę chwilę brak jest w naszej bazie wspomnień osoby, której ankieta dotyczy.

 
do góry ↑
Pliki


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

 
do góry ↑
VIDEO


Na tę chwilę brak jest w bazie plików (filmowych, dźwiekowych, itp.)
powiązanych z niniejszą ankietą.

„Człowiek pozbawiony korzeni, staje się tułaczem...”
„Людина, яку позбавили коренів стає світовим вигнанцем...”
„A person, who has had their roots taken away, becomes a banished exile...”

Home   |   FUNDACJIA   |   PROJEKTY   |   Z ŻYCIA FUNDACJI   |   PUBLICYSTYKA   |   NOWOŚCI   |   WSPARCIE   |   KONTAKT
Fundacja Losy Niezapomniane. Wszystkie prawa zastrzeżone. Copyright © 2009 - 2024

stat4u

Liczba odwiedzin:
Число заходжень:
1 734 775
Dziś:
Днесь:
378